Inna kobieta – Karolina Głogowska, Katarzyna Troszczyńska
“Inna kobieta” autorstwa Karoliny Głogowskiej i Katarzyny Troszczyńskiej to książka, której byłam bardzo ciekawa. Po pierwsze – wiedząc, jak potrafi pisać Katarzyna, chciałam wiedzieć jak to wszystko wyjdzie w dłuższej, zebranej w całość historii. Po drugie – byłam ciekawa tego, co można jeszcze napisać o romansie, żeby nie było mdło, nudno, oklepanie.
Tak więc zaczęłam czytać “Inną kobietę” i już po paru stronach wiedziałam, że to będzie książka nie tylko dla mnie (bo lubię czytać), ale także dla mojej kumpeli (bo trafia ona w historię setek, jeśli nie tysięcy kobiet w tym kraju).
“Inna kobieta” to historia bardziej gorzka niż słodka, w moim odczuciu ukazująca finalnie smutną rzeczywistość romansu. Celowo piszę “smutną”, choć romans kojarzymy z szybszym biciem serca, namiętnością, tajemnicą i słodkim smakiem pożądania. Jednak gdy opadną pierwsze emocje, zaczyna się codzienność i wtedy faktycznie największą karą za romans, staje się sam romans (cytując autorki).
W skrócie – “Inna kobieta” to historia romansu Piotra Borysa – pracownika jednej z warszawskich korporacji, oraz dwóch kobiet, które żyły dotąd niezależnie od siebie. Pierwsza z nich, Joanna, to żona wspomnianego Piotra. Jest ona psychoterapeutką, która ma poukładane życie, ogarnia miliony problemów swoich pacjentów i stara się ogarnąć własną rodzinę. Tymczasem spokojne życie robi jej psikusa, i jej ukochany mąż, za którego dałaby sobie rękę uciąć, wdaje się w romans. Druga z kobiet to Ada Szulc, samotna mama po rozwodzie. To Ada wydaje się być tą “gorszą”, która odbiera męża Joannie. Jednak jej historia i samotne macierzyństwo pomaga zrozumieć, dlaczego można tak szaleńczo pragnąć miłości, bliskości, ciepła i namiastki normalności.
Nie będę Wam opowiadała szczegółów całej tej historii. Powiem tylko, że nie jest to przewidywalna, czarno-biała opowieść. To historia ze łzami radości i smutku, grymasem rozczarowania. To obrazki z kaca po przepiciu i kaca moralnego. Tłoczy się tu wiele emocji i trzeba wejść w skórę bohaterów, by zrozumieć ich wybory, nawet jeśli są one trudne do poparcia. Nie ma co – ten romans stał się małym piekiełkiem, a przynajmniej czyśćcem, dla każdej ze stron. Przynajmniej ja tak to widzę.
“Inną kobietę” czytało mi się doskonale. Szybko i przyjemnie, bez uciekania z historii, przysypiania nad jej kartami. A czytając opisy z życia w redakcyjnej korporacji, sama sobie gratulowałam tego, że w moich redakcjach ja gdzieś tam jestem w tle i jest mi z tym naprawdę bardzo dobrze. No bo ogromne ciśnienie, jeszcze większy stres, jawna niesprawiedliwość plus wredna szefowa i nielojalni współpracownicy to ostatnie, o czym można marzyć w pracy. Ale jak czytałam opisy, rejestrowałam odzywki szefowej – Boskiej, to zdecydowanie łatwiej jest mi docenić ten swój mikroświat, stan równowagi w pracy.
Wracając do meritum – “Inna kobieta” to książka, którą bardzo Wam polecam. Być może komuś, kogo pociąga płomienne uczucie na zgliszczach cudzego małżeństwa, zaświeci się światełko i pomyśli dwa razy, czy warto wchodzić w skórę bohaterów. Tak jak mawia mój mąż – stłuczony talerz można skleić, ale nie będzie on taki sam, jak przed upadkiem.
Polecam książkę bardzo serdecznie – przeczytajcie tę porozbijaną historię, poskładajcie ją sami i stwierdźcie, czy dobrze ona według was wygląda. Jestem ciekawa Waszej opinii.
Dziękuję wydawnictwu WAB za przekazanie książki do recenzji.