13 września 2023

Klątwa Utopców – Iwona Banach

Tytuł: Klątwa Utopców
Autor: Iwona Banach
Oprawa: miękka
Liczba stron: 318
Rok wydania: 2023
Wydawnictwo: Dragon

Wcale nie zamierzam ukrywać, że gdy otworzyłam Klątwę Utopców po raz pierwszy, moja reakcja była dość spontaniczna i na pewno niezgodna z oczekiwaniami wydawcy:
– O matko, a co za sadysta to wydał?!

Zdania nie zmieniłam do końca, chociaż rozumiem brutalne prawa rynku. Niemniej czcionka jest tak mała, że moje standardowe okulary, w których czytam wszystko, jak leci, tym razem nie dały rady. Niby widziałam, ale czytało mi się za wolno i źle. Sięgnęłam po te, których używam tylko do nawlekania igieł. Ostatecznie jednak wybaczyłam wydawcy tę nietrafioną w moim odczuciu decyzję, bo książka była warta nadwyrężania oczu.

O czym jest Klątwa Utopców?

O matko Polko, jak to opisać? Dawno nie czytałam tak zaplątanej książki!

Zaczyna się od tego, że Dagmara, mieszkanka stolicy, musi jechać na wieś do dziadka Ksawerego, zwanego Generałem, żeby znaleźć mu gosposię. Matka kazała, córka musi. Nic to, że Dagmara ma inne plany związane z przyjazdem przyjaciółki, a w dalszej perspektywie także chłopaka. Przecież Kinga może z nią jechać na wieś, a i z Filipem gdzieś tam się spotkają, prawda?

No więc Daga z Kingą jadą do dziadka, a w międzyczasie odbierają z Lublina Filipa (narzeczonego) i jego przyjaciela Michała oraz jego koleżankę Angelicę, która słyszała, że u dziadka jest miejsce do pracy i może ona by się nadała? Poczta pantoflowa działa całkiem sprawnie, jak widać.

U dziadka dzieją się rzeczy dziwne. General nagle znika razem z Kingą, alarmując Dagmarę, żeby do nich dołączyła. Kinga wspomina o jakimś porwaniu i na tym połączenie się urywa. Daga może i wróciłaby do Warszawy, ale jest jeden szkopuł – zapomniała kluczy do domu, a matka właśnie wyjechała do Turcji. Nie ma wyjścia, musi jechać za dziadkiem. Michał i Angelica są gotowi jej towarzyszyć. Filip niekoniecznie, bo to taki miastowy Picuś Glancuś, chociaż w Warszawie mieszka zaledwie od roku.

Ostatecznie całe towarzystwo trafia do wsi o wdzięcznej nazwie Utopce, a że rzecz dzieje się na kresach wschodnich, to wiara w różne utopce, duchy zjawy i inne potwory jest dość silna. Przyjazd miastowych to z jednej strony sensacja, z drugiej zwiastun czegoś niedobrego. Nie do końca wiadomo, o co chodzi, ale ewidentnie wieś chce miastowych wygonić. Może i by się im udało, ale raz, że dziadek zginął (Kinga się w międzyczasie odnajduje, ale tylko ona) dwa, coś tu jest na rzeczy. Zapada decyzja o zamieszkaniu w ruinach dawnego szpitala psychiatrycznego. Co tam się będzie działo!

Utopce nie istnieją naprawdę (przynajmniej Google tak twierdzi) więc chyba nikogo nie obrażę stwierdzeniem, że to klasyczna „wieś zabita dechami” gdzie ciągle rządzi plotka i sztacheta z płotu, a na porządnym weselu muszą być co najmniej dwa mordobicia, bo inaczej się nie liczy. Lekarza oczywiście nie ma, bo komu on i na co? Weterynarz przecież jest, nie? Są też zadawnione zatargi i wielopokoleniowe waśnie, ale swój wróg to swój, a jak tylko pojawi się obcy, to cała wieś od razu zwiera szyki.

Jak się czyta Klątwę Utopców?

Przez pierwsze sto stron trochę się męczyłam. Niby dużo się działo i nie było czasu na nudę, ale jakoś mnie akcja nie porwała. Za to potem zadziałała z siłą trąby powietrznej i już do końca nie chciała wypuścić.

Urzekł mnie barwnie opisany ludowy folklor, z miejscowym kolorytem podlanym bimbrem i tradycjami niczym z trylogii Sienkiewicza. Ojciec każe, trzeba się żenić, mus to mus.
Co prawda nie wiem, czy chciałabym to wszystko na własne oczy oglądać, bo ja jednak jestem mieszczuchem z lasu, ale czytanie o tym było bardzo przyjemną odskocznią.

Wszystkie postaci są naprawdę fajnie zarysowane, gamoniowaty Filip, męski Michał, nieco nieporadny, ale jak trzeba to zdecydowany Jasiek, stanowcza Dagmara, przyjacielska Kinga i nawet kompletnie przerysowana, ale urokliwa Angelica, zwana czasem Różową Pindzią.

Osobny pakiet to miejscowe kumoszki. Kusiakowa sama jedna mogłaby wypełnić niejedną powieść.

Dziadek, zwany Generałem, to taki typ wojskowy, co to wszystkie kobity we wsi się go boją i żadna u niego pracować nie chce. W gruncie rzeczy to jednak uroczy staruszek. Na pewno go polubicie.

Klątwa Utopców moimi oczami

Długość jest w porządku. Niby tylko 318 stron, ale to przez te małe litery, tekst krótki nie jest. Obstawiam, że książka wydana w bardziej tradycyjnej formie mogłaby mieć ponad 400 stron.

Humor przedni i przaśny, dosłownie boki można zrywać, a oczy to mi łzawiły od śmiechu, co chwilami spowolniało czytanie. Uśmiałam się jak norka, a za to się punkty należą co najmniej podwójnie, a może i potrójnie.

Trupy… noooo tego, dobra książka to jest. Wiecie, co to znaczy, prawda?

Widoczność liter zanika po pierwszych stu stronach, wtedy też ten humor wchodzi jakby bardziej. Początek przebrnęłam, resztę przefrunęłam.

Dla kogo jest Klątwa Utopców?

Zdjęcie Iwony Banach skojarzyło mi się z nieodżałowaną Moniką Szwają i styl też jakby trochę podobny, ale jednak bliżej tej książce do twórczości Joanny Chmielewskiej, której chyba nikomu przedstawiać nie muszę. Myślę, że to jej fani będą najbardziej usatysfakcjonowani lekturą.
Ogólnie jest to kryminał i nawet jest w nim policja, więc rzecz dla fanów gatunku, ale tylko takich, którzy mają poczucie humoru. Obiecałam mojej czternastoletniej córce, że będzie mogła przeczytać.

 

OSTRZEŻENIE!

Nie czytaj Klątwy Utopców, jeśli:

• Próbujesz jeść – udławisz się od śmiechu.

• Jedziesz autobusem, tramwajem, pociągiem albo metrem – wezmą Cię za wariata i wezwą panów z kaftanem. W samolocie możesz zaryzykować, nikt cię w drodze nie wysadzi. Dziwne zachowanie możesz usprawiedliwić strachem przed lataniem, załoga nie takie rzeczy widziała.

• Czytasz do poduszki, a obok śpi mąż – awantura małżeńska gotowa.

• Nie masz czasu i obiecujesz sobie, że tylko kilka stron – nie da rady.

• Czytasz przy dziecku – będzie co chwila pytało, co jest takie śmieszne, a nie wszystkie „łola Boga, łonanizuje się” nadają się dla dzieci.

• Chcesz czytać ukradkiem, bo udało ci się przekonać rodzinę, że pracujesz zdalnie i potrzebujesz spokoju. Żadna praca zdalna nie dostarcza tylu powodów do śmiechu.

 


Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Dragon

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close