Kolonia karna. Sceny z życia małżeńskiego – Tomasz Jastrun
Tytuł: Kolonia karna. Sceny z życia małżeńskiego
Autor: Tomasz Jastrun
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 368
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Kolonia karna. Sceny z życia małżeńskiego, to kolejna książka autorstwa Tomasza Jastruna, którą mam w mojej domowej biblioteczce. Wiem, że Wy wiecie, że do Jastruna mam ogromną słabość, więc może nie będę się w to po raz kolejny zagłębiać. I pewnie nie zaskoczę nikogo, gdy napiszę, że czytałam tę książkę z przyjemnością, choć czasem kręciłam nosem na to, jak proste rzeczy można odpowiednio skomplikować, by spartaczyć życie sobie i drugiej osobie.
Kolonia karna. Sceny z życia małżeńskiego to opowieść, którą gdyby potraktować bardzo serio, jak standard, niosłaby tylko jeden komunikat – nie hajtaj się, bo to bez sensu. Dokładnie taki obrazek tu obejrzałam, i to z dwóch stron. Dosłownie! Historia ma swój awers i rewers – napisana jest osobno z perspektywy jego (małżonka) i jej (żony). Początkowo zwątpiłam, jak mam to właściwie zacząć czytać – czy zacząć od niej, od niego? A może naprzemiennie przewracać książkę do góry nogami, by tę samą historię zobaczyć z innej – dosłownie – strony?
Zaczęłam od niej, wiadomo, kobieca solidarność. On musiał poczekać na swoją kolej. “Biedna ona” – czytałam i myślałam, jak ta kobieta może wytrzymać z takim mężem niechlujem, seksoholikiem, nosicielem infekcji i nie wiem kim jeszcze, ale na pewno nie człowiekiem sukcesu. A następnie, czytając to samo z jego perspektywy, myślałam sobie – chłopie, jak ty możesz z taką oschłą, zimną, pedantyczną, zamkniętą emocjonalnie babą wytrzymać. A jeszcze dalej pędziły dzikie myśli, po cholerę oni ze sobą są?! Małżeństwo urasta tu do rangi broni obosiecznej – momentami śmiertelnie niebezpiecznej.
Potykałam się o ich konflikty nieustannie, zahaczałam o większe i mniejsze złośliwości częściej, niż mrugałam powiekami, ale czytałam i czytałam z radością. Człowiek ma w sobie chyba coś sadystycznego, co każe odczuwać radość z potknięć innych ludzi. To fascynująca rzecz móc przyglądać się procesowi obumierania i rozpadu miłości, nawet jeśli narodziła się ona podczas wyjmowania kleszcza psu. Swoista i chyba nieunikniona transformacja od pierwszego, nieśmiałego uśmiechu do nienawiści i rąk zaciśniętych na nagiej szyi. Ale, ale! Żeby nieco rozmyć ten okropny rozbrat męża i żony, który dokonuje się z czasem, są sytuacje pokazujące, że jest między nimi jeszcze troska, jeszcze coś tli się, coś, co można uratować.
Gdyby założyć, że całe to spojrzenie na związek ukazany w Kolonii karnej to norma – nie ma lepszej antyreklamy dla małżeństwa, jak książka Tomasza Jastruna. Choć może warto spojrzeć na to raczej jak na przestrogę, co się dzieje, gdy pozwalamy pobiec wypadkom swoją drogą, zbyt mało się starając lub nie ingerując w nie zupełnie? Zdaniem wydawcy, ta powieść świadectwo naszych czasów. Zastanawiałam się nad tym, i doszłam do wniosku, że sądząc po kolejkach do gabinetów psychologicznych i terapeutycznych, coś musi być na rzeczy.
Tomasz Jastrun zaznaczył na wstępie, że “wszelkie podobieństwo do waszego małżeństwa nie jest przypadkowe”. I owszem, jest wiele podobnych kamyczków w ogródku, ale przyznam szczerze, że tych potężnych głazów zasypujących grób naszej miłości u siebie nie zaobserwowałam. A może to kwestia czasu? Nie, zdecydowanie nie damy się “zjastrunić” 😉
Wracając do książki – jeśli ktoś ceni sobie szyderę, złośliwostki, celne wypunktowania niedoskonałości czy perfidii bliźniego, będzie usatysfakcjonowany. Jastrun to Jastrun, jak zawsze po mistrzowsku ubrał zwykłą, nieidealną, czasem bolesną wręcz codzienność w poetycki język. Czy można chcieć więcej?
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki