27 maja 2022

Krwawnica – Mieczysław Gorzka

Tytuł: Krwawnica
Autor: Mieczysław Gorzka
Liczba stron: 366
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2022
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska 

Mocny thriller, w którym strach ma różne oblicza – taką zachętę można znaleźć na okładce Krwawnicy, nowej powieści Mieczysława Gorzki. I o ile uwielbiam mocne thrillery, o tyle coraz częściej dochodzę do wniosku, że pisanie takich rzeczy na okładkach psuje zabawę. A z napisaniem tej recenzji mam spory problem, bo akurat Krwawnica jest książką, o której się nie powinno wiedzieć absolutnie nic przed wzięciem jej do ręki. No ale umówmy się – co kto lubi. Chcecie, czytajcie, nie chcecie – wróćcie tu po lekturze, porównamy wrażenia 😉 

Geniusz tkwi w prostocie. Gdybym miała jednym zdaniem opisać Krwawnicę, tak właśnie by ono brzmiało. To nie jest książka z zawiłą fabułą, nagłymi zwrotami akcji, dużą liczbą bohaterów. Nawet sama w sobie nie jest bardzo długa, chociaż liczy blisko czterysta stron. Niemniej duża czcionka, szeroka interlinia i takie same marginesy sprawiają, że czyta się naprawdę szybko. Pomijam to, że historia wciąga, wręcz magnetyzuje. Niełatwo się z Krwawnicą rozstać, szczególnie pod koniec. 

Rafał Dzikowski to były policjant. Odejście ze służby wiąże się z dość nieciekawą historią i jeszcze mniej interesującą blizną na brzuchu. Nowe życie ma być całkowitym przeciwieństwem starego – koniec z pracą po godzinach, ciągłą nieobecnością w domu, zaniedbywaniem żony. Koniec z codziennym patrzeniem na okrucieństwo. Teraz ma być sielsko, wręcz idyllicznie. Pandemia tylko przyspiesza decyzję o opuszczeniu Wrocławia i zamieszkaniu na końcu świata – a konkretnie we wsi Bagniska, nad malowniczym jeziorem. Świeżo wyremontowany dom stoi co prawda trochę na odludziu, ale może to nawet lepiej? Po co komu sąsiedzi za płotem? 

Weronika, żona Rafała, nie jest zadowolona z pomysłu przeprowadzki. Lubi mieszkać w dużym mieście, Bagniska zaś chciałaby raz na zawsze wykreślić ze swojego życia. Sęk jednak w tym, że nie o wszystkim powiedziała swojemu mężowi. A jak się nie powiedziało „A” to i „B” trzeba zachować dla siebie. Tym bardziej że Werka wyraźnie widzi, jak bardzo Rafał potrzebuje tej wyprowadzki. Kierowana miłością godzi się na to, na co wcale nie ma ochoty. No ale może nie będzie tak źle, może tylko jest przewrażliwiona? 

Niestety, wielki czerwony napis „Krwawnica” na ścianie świeżo wyremontowanego domu to zaledwie początek. Dzikowscy nie czują się dobrze w nowym miejscu, a miejscowa ludność wyraźnie nie jest zadowolona z obecności „obcych” we wsi. Mimo to starają się myśleć optymistycznie, może wszystko się ułoży. Niestety niebawem na ich posesji zostają znalezione dawno zakopane zwłoki. Robi się jakby trochę nerwowo. A to nadal zaledwie początek, niemniej rzucający się cieniem na małżeństwo Rafała i Weroniki. Nic nie jest takie, jakie miało być. 

 

Nie będę Wam opisywała, co było dalej, bo dla spojlerujących recenzentów jest osobne miejsce w piekle, a ja wale nie mam ochoty tam trafić. Resztę musicie sobie doczytać. Skupię się za to na czymś innym. 

Jak wspomniałam na początku, geniusz tej książki tkwi w jej prostocie. Autor nie stara się wymyślać na siłę niestworzonych historii, nie epatuje czytelników niemożliwym do zmierzenia okrucieństwem. Właściwie można by powiedzieć, że napisał powieść obyczajową, w której nie do końca wszystko poszło zgodnie z planem, jak to w życiu. Akcja rozkręca się dość wolno, jednak nie ośmieliłabym się powiedzieć, że jest nudno. Nie jest, w żadnym momencie. Za to z czasem zaczyna się robić cokolwiek niepokojąco, a fenomen tego zjawiska polega na tym, że właściwie nie wiadomo dlaczego. Nic się przecież nie wydarzyło, w końcu odgłosy nowego domu mogą wydawać się obce, ale wszystko jest w porządku. Niemniej włoski na przedramionach zaczynają się podnosić. 

W następnej kolejności podnoszą się włoski na karku, a chodzenie nocą po ciemnym domu jest jakby mniej przyjemne niż zazwyczaj. Jednak końcówka książki, przynajmniej w moim przypadku, pobiła wszelkie rekordy. 

Zaczęło się od tego, że zgasło światło. Mam wrażenie, że o północy, albo tuż przed nią. Tylko wiecie, jak się czyta o czymś, no – powiedzmy mniej lajtowym, i nagle gaśnie światło, to wrażenie jest dość niesamowite. Na szczęście szybko się pojawiło z powrotem, bo czytanie przy latarce raczej nie byłoby przyjemne, a to już był taki moment, że po prostu trzeba było doczytać do końca. 

Jak już to światło się pojawiło i mogłam czytać dalej, to nagle spadła na mnie gwarancja na smartwatch. Tak po prostu sfrunęła sobie z półki. Nie wiem jakim cudem, nikt przez pokój nie przechodził, okna były zamknięte. Jakikolwiek ruch powietrza był niemożliwy, jednak się stało. 

Samo zakończenie zaś „weszło mi tak mocno”, że niemal nie ostrzegłam męża przed nożem, który leży pod kołdrą. Żadnego noża oczywiście tam nie było, ale ja namacalnie czułam jego obecność! I to wszystko autor osiągnął bardzo minimalnymi środkami wyrazu. Geniusz, mówię Wam. To pierwsza książka Mieczysława Gorzki, którą przeczytałam, ale na pewno nie ostatnia. 

 

Dla kogo jest Krwawnica? Dla fanów thrillerów i czytelników o mocnych nerwach. Także dla tych, którzy lubią przeczytać kawał dobrej literatury niezależnie od tematyki. Ja jestem zachwycona i głodna kolejnych książek autora. 

 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Księgarnią TaniaKsiażka.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close