La Bestia – Przemysław Piotrowski
Tytuł: La Bestia
Autor: Przemysław Piotrowski
Liczba stron: 405
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2023
Wydawnictwo: Czarna Owca
La Bestia, czyli czy jest się czego bać?
Przyznaję bez bicia, bałam się tej książki i to w dwojaki sposób. Po pierwsze tak po ludzku, bo mniej więcej wiedziałam, czego się spodziewać (choćby człowiek chciał, to spojlerów z internetu nie uniknie), po drugie – bo to jakby nie moja bajka, nie czytam książek z gatunku true crime, a recenzję trzeba napisać rzetelnie. Daję Wam słowo, najgorsze co może recenzenta spotkać, to sytuacja, w której książka jest obiektywnie bardzo dobra, ale w gust nie trafia.
Od razu mówię, że jeśli chodzi o drugi powód, to na szczęście okazał się bezpodstawny. Co prawda ten gatunek to nadal nie moja bajka, ale La Bestię czytałam z dużym zainteresowaniem. Sposób opowiedzenia tej historii przebił się przez moją niechęć do wszelkiego rodzaju dokumentów, nawet fabularyzowanych. Gdyby ktoś się zastanawiał, po co się za to brałam, to od razu wyjaśniam – są autorzy, których książek się nie omija, bez względu na to, co zdecydują się napisać i do takich właśnie należy Przemysław Piotrowski. Gdyby wpadł na szalony pomysł napisania ociekającego seksem romansu, to też bym przeczytała (ale lepiej niech tego nie robi 😉 )
A czy treść straszy? Powiem tak: są momenty naprawdę trudne, ale zawsze przez autora zapowiedziane i przyznaję bez bicia, jeden ominęłam, uznałam, że „nie chcę tego wiedzieć”. Co do całej reszty – no nie jest to sielanka i na pewno są osoby, które po tę książkę sięgać nie powinny. Z drugiej strony – więcej emocji, chociaż na innym poziomie, kosztowała mnie Matnia tego samego autora.
O czym jest La Bestia?
W zasadzie już sam tytuł zdradza, że może być gorąco i faktycznie jest, bo La Bestia to powieść w stylu true crime o Luisie Alfredo Garavito – kolumbijskim gwałcicielu i mordercy nastoletnich chłopców. Szacuje się, że mógł mieć na koncie nawet kilkaset ofiar, dokładna liczba nie jest znana.
Autor nie oszczędził czytelnikom niczego – przeprowadził ich przez dzieciństwo przyszłej bestii, okres dorastania, pierwsze kontakty z kobietami aż do serii gwałtów, zabójstw i aresztowania. Bez skrupułów malował obraz trudnego dzieciństwa, sadystycznego ojca i podporządkowanej mu matki, dominujących starszych braci i aptekarza, który jako pierwszy skrzywdził małego Luisa i naznaczył na całe życie. Niektóre fragmenty książki powstały na bazie udokumentowanych wydarzeń i nawet dialogi zostały wiernie odtworzone, inne nie miały tyle szczęścia i musiały powstać w głowie autora. Osobiście nie mam z tym problemu – to, co najważniejsze, czyli charakter wydarzeń i ich skutki zostało przedstawione bardzo rzetelnie.
Blisko połowa książki to tzw. migawki z podróży, czyli relacja ze zbierania materiałów do książki. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jak naprawdę wygląda Kolumbia, to macie niepowtarzalną okazję.
Jak się czyta La Bestię?
Biorąc pod uwagę tematykę, muszę przyznać, że nadspodziewanie dobrze. Co prawda nie jest to pozycja do przeczytania od deski do deski i miał rację inny wielki pisarz, Mieczysław Gorzka, kiedy mówił mi, że to trzeba sobie dawkować, bo trudno przyjąć na jeden raz opisy tak dużego okrucieństwa. Dokładnie tak jest – nie tylko można odłożyć, ale nawet trzeba po to, by mieć siłę wrócić.
Muszę dać dużego plusa za opisy Kolumbii jako takiej. Czy chciałam, czy nie (a często nie), czułam się tak, jakbym tam była i na własne oczy patrzyła na ten przerażająco biedny i skorumpowany kraj. To nie jest dobry kierunek na wakacje, chociaż wiem, że i turyści tam bywają. Niemniej w wiele rejonów nie zapuszcza się nawet policja, więc i przybysze zza oceanu nie będą mieli prawa czuć się bezpiecznie. Autor postarał się, żebym poczuła zarówno upał, jak i chłód, bogactwo i biedę (tej drugiej jest znacznie więcej) radość i beznadzieję. Wyraźnie pokazał wszystko to, na co na dzień najchętniej zamykamy oczy. Tak, są takie rejony świata, gdzie nasza bieda uznawana jest za szczyt luksusu. Po prostu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, czy – w tym wypadku – szerokości geograficznej.
La Bestia – recenzja nieobiektywna
Zgodnie z tradycją powinnam przyznać punkty za moje cztery warunki dobrej powieści, ale tym razem chyba się nie da. Dlaczego? No sami zobaczcie:
– Trupów jest aż nadto i o ile w dobrej książce musi być przynajmniej jeden, to tu jest ich po prostu za dużo.
– Powodów do śmiechu nie ma wcale, co w sumie jest słuszne.
– Długość jest idealna i tylko za to mogę przyznać komplet punktów bez żadnego „ale”.
– Liter nie widać i pierwszy raz w życiu mi to przeszkadzało. Były momenty, w których wręcz marzyłam, by autor stonował nieco swój kunszt literacki i pohamował go w realistycznych opisach wydarzeń. Przez książkę faktycznie się płynie (chociaż trzeba robić przerwy, żeby nie utonąć), ale nie każdy uzna to za zaletę. Ja mam mieszane uczucia.
Ogólnie jednak muszę przyznać, że to jest bardzo dobra książka i nawet gdybym chciała ją skrytykować, to nie mam za co.
Dla kogo jest La Bestia?
True crime to specyficzny gatunek, nie każdy go lubi, więc nie będę nikomu usiłowała wmówić, że La Bestia jest dla wszystkich. Nie jest. Żeby ją przeczytać, trzeba mieć w sobie gotowość do zobaczenia prawdziwego, a nie fikcyjnego, okrucieństwa w najgorszej możliwej postaci. I przyznam się Wam, że nie jest to proste. Myślałam, że dam radę, ale kilka razy zablokowałam obrazy w głowie. Nie chciałam tego widzieć. Na pewno dla fanów gatunku i dla osób ze sporą odpornością psychiczną. Absolutnie nie dla młodzieży, a i studentom też bym chyba nie dała. To pozycja, do której trzeba dorosnąć.
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca