5 sierpnia 2021

Matnia – Przemysław Piotrowski

Tytuł: Matnia
Autor: Przemysław Piotrowski
Oprawa: miękka
Liczba stron: 399
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Czarna Owca

Żeby napisać dobry thriller, taki, który powoli, niepostrzeżenie i nieuchronnie podniesie włosy na przedramionach, trzeba najpierw uśpić czujność czytelnika. I muszę przyznać, że ta sztuka udała się Przemysławowi Piotrowskiemu jak mało komu. Poprzednia książka, Krew z krwi, była głębokim studium miłości ojca do syna. Nie brakło w niej dramatyzmu, ale zdecydowanie odbiegała od tego, do czego autor przyzwyczaił swoich czytelników.

Matnia właściwie tylko tytułem i cytatami na okładce sugeruje, że może być czymś zupełnie innym. Zaczyna się całkiem niewinnie, powiedziałabym, że wręcz banalnie. Oto piękna i oszukana przez mężczyznę Zuza zostaje całkiem sama, w bliźniaczej ciąży i z wielomilionowym długiem. Jedynym wsparciem jest dla niej przyjaciółka z domu dziecka, poza nią Zuza nie ma nikogo. I oto nagle na jej drodze staje Mężczyzna przez duże M. Dżentelmen w każdym calu, przystojny, opiekuńczy, na tyle zamożny, by zaopiekować się Zuzą i jej nienarodzonymi dziećmi. Przy tym nienachalny, aczkolwiek wyraźnie zakochany. Nic dziwnego, że Zuza traci dla niego głowę i godzi się na przeprowadzkę do małej, niemal dosłownie dechami zabitej wsi w województwie lubuskim. Wieś jest do tego stopnia odcięta od świata, że nawet sieci komórkowe nie mają tam zasięgu. Jedynie w okolicy jeziora można liczyć na żałosną jedną kreskę. Gdyby nie internet, praktycznie nie byłoby kontaktu ze światem. Na skraju tej wsi o wdzięcznej nazwie Toporzyce stoi drewniany dom, który Marek odziedziczył po ojcu. Tu właśnie Zuza ma czekać na rozwiązanie i na Marka, który sporą część czasu spędza w podróżach służbowych. Gdy jest w domu, robi wszystko, by Zuza czuła się ze wszech miar bezpiecznie. Dba o zaopatrzenie, przynosi śniadanie do łóżka, dobrowolnie zmywa naczynia i rąbie drzewo. Nie zapomina też pogadać z nienarodzonymi dziećmi, które postanowił uznać za swoje. Jednym słowem – sielanka.

Ten idylliczny obraz psują drobne incydenty. Ot, sąsiad był niemiły, sąsiadka napastliwa, dziecko z porażeniem mózgowym wydawało się Zuzę obserwować, a ją to zdenerwowało. Zobowiązany do opieki nad nią sołtys wyglądał, jakby miał ochotę splunąć. Niby nic, ale uwiera niczym kamyk w bucie. Marek oczywiście lekceważy te sytuacje, tłumacząc Zuzie, że środowiska wiejskie są dość specyficzne. Z czasem sąsiedzi okazują się jakby milsi, a Zuza wmawia sobie, że to zapewne hormony ciążowe każą jej wszystko wyolbrzymiać. No bo niby czemu sołtys miałby być dla niej niemiły, skoro przywiózł pyszne ciasto od swojej żony? Może po prostu nie umie rozmawiać z kobietami? A ta sąsiadka, starowinka, co jajka sprzedaje, może faktycznie ma prawo mieć uraz do Ukrainek? Zuza co prawda nie jest Ukrainką, ale nieco zaskoczył ją sposób, w jaki musiała to udowodnić. A inni sąsiedzi może wcale nie są niesympatyczni, tylko zapracowani? Może po prostu nie mają czasu na pogaduszki, więc ich unikają? Wszystko da się wytłumaczyć, prawda? Zuza ma świadomość, że jej wyobraźnia jest naprawdę wybujała, a fakt, iż mieszka sama na odludziu i nie ma nic do roboty, tylko ją wzmaga. Tylko dlaczego Agata zdaje się podzielać jej obawy i nawet znajduje sposób na ich zweryfikowanie?

Powoli, zdanie po zdaniu, strona po stronie robi się coraz bardziej mroczno i nerwowo. Im większy i bardziej wystający brzuch Zuzy, tym trudniej odłożyć książkę. Już za chwileczkę, już za momencik, jeszcze jedno zdanie, jeden rozdział, jedna strona i na pewno wszystko będzie jasne.
Nie jest tak łatwo. Do samego końca nie można mieć pewności, w którą stronę potoczy się koło historii i gdzie postanowi się zatrzymać.

Grozy tej historii dodaje fakt, iż została napisana na podstawie prawdziwych wydarzeń. Wszystkie informacje dostępne są w przepastnych czeluściach darknetu, do którego zdecydowanie lepiej nie wchodzić. Cokolwiek tam zobaczycie, nie zdołacie o tym zapomnieć. Tej książki też łatwo nie zapomnicie.

Matnia to genialnie napisana powieść, w której żadne słowo nie znalazło się przypadkowo. Powoli, aczkolwiek bezwzględnie, wciąga czytelnika we własną grę, każe mu przyglądać się rzeczom niemal oczywistym, by zaraz potem poddać w wątpliwość wszystko, co zdążył przeczytać. Porusza najbardziej czułe struny ludzkiej duszy, zmusza do weryfikowania własnych granic wytrzymałości, w końcu niemal dosłownie rzuca w przepaść. Pod każdym względem jest perfekcyjna. Nie ma tu niepotrzebnych dłużyzn, aczkolwiek nie brakuje też wnikliwej analizy ludzkich osobowości. Wszystko po to, by jeszcze głębiej zanurzyć się w życiu mieszkańców wsi, która co prawda została wymyślona, jednak jej pierwowzór nie powstał w wyobraźni autora. To historia, obok której trudno przejść obojętnie.

Dla kogo jest Matnia? Na pewno dla ludzi o mocnych nerwach, bo poruszone w niej tematy nie należą do najłatwiejszych. Jest dla dorosłych, aczkolwiek myślę, że młodzież też mogłaby ją przeczytać. Natomiast na pewno nie dałabym jej kobietom w ciąży.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za przekazanie egzemplarza recenzenckiego

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close