Mala M. 2 – Lilka Płonka
Tytuł: Mala M. 2
Autor: Lilka Płonka
Oprawa: miękka
Liczba stron: 318
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Akurat
Paulina Świst dała się poznać czytelnikom z najlepszej możliwej strony. Jej książki biją rekordy popularności i są tłumaczone na języki obce. Także napisana na spółkę z niejaką Lilką Płonką Mala M. spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem. Z niewiadomych powodów Lilka Płonka część drugą, czyli Malę M. 2 napisała samodzielnie. Tym samym świetnie zapowiadająca się historia zasłużyła na tytuł Literackie Rozczarowanie Roku.
Powiem Wam, że dawno nie poczułam się tak zniesmaczona. Może ja faktycznie jestem wymagająca, bo czytam dużo i nie schodzę poniżej pewnego poziomu. Nie znaczy to jednak, że czytam tylko te książki, które dostają Nike, Literacką Nagrodę Nobla, Paszport Polityki i inne tego typu nagrody. Aż tak wyśrubowanego gustu nie mam. Jednak w Mali M. 2 znalazłam naprawdę niewiele pozytywów, a i to musiałam się bardzo dobrze naszukać.
Zacznę od tego, co mi się nie spodobało. Książka jest o niczym. Tak po prostu. Mala M. była naszpikowana wydarzeniami, akcja zaskakiwała, budziła ciekawość, książki nie dawało się odłożyć, aczkolwiek pamiętam, że nazwałam ją babskim czytadłem. Owszem, taka właśnie jest, ale w najlepszym znaczeniu tego słowa. Może i romansidło, ale bez ckliwych naleciałości. Za to z dreszczykiem emocji i pytaniami, na które czytelnik chce poznać odpowiedź. Główna bohaterka – Malwina, zwana przez wszystkich Malą – jest zakręcona jak słoik, ale przy tym bystra, inteligentna i błyskotliwa. Końcówka książki wręcz obiecywała emocjonujący ciąg dalszy. A co dostał czytelnik? Pozwólcie, że nie będę się wyrażać, domyślcie się.
Książka ma nieco ponad trzysta stron. W okolicach setnej zorientowałam się, że przeczytałam jedną trzecią i właściwie nic jeszcze się nie wydarzyło. No dobra, dajmy autorce szansę, na pewno wkrótce się rozkręci. W okolicach dwusetnej strony absolutnie straciłam nadzieję. Doczytałam do końca właściwie siłą rozpędu.
O czym jest Mala M. 2? Malwina przekonana przez Piotra zwanego Ramzesem (bohater pierwszej części, pojawia się też w kilku książkach Pauliny Świst), że grozi jej niebezpieczeństwo, zostaje przez niego wywieziona z Warszawy na Śląsk i ukryta w nie do końca wiadomo czyim domu. Odcięta od telefonu i internetu nudzi się tam jak mops, a najbardziej znaczącym wydarzeniem jest zdejmowanie kota z drzewa przez sąsiadów. W międzyczasie raczy się alkoholem, bo co niby może robić? Ze Śląska zostaje wywieziona na Węgry i tu przyznaję, da się znaleźć parę plusów. Otóż można poznać różne rodzaje węgierskich win i serów, raczej mało rozpropagowanych w Polsce. Bo oczywiście na Węgrzech Mala pije dalej. Właściwie cały czas pije i daje się prowadzić na smyczy jak grzeczny piesek. Nie wiem, co się stało z tą dziewczyną, bo w pierwszej części dała się poznać jako co prawda nieogarnięta, ale dość charakterna. Tamta Mala na pewno nie dałaby się tak przestawiać z miejsca na miejsce.
Powrót do Polski wypada dość nieoczekiwania i zaraz potem Mala ląduje z Zuzą w Cetniewie (dla niewtajemniczonych – dzielnica Władysławowa). Teoretycznie jest na wczasach kondycyjno-odchudzających, ale autorka skupiła się na piciu alkoholu i grze w scrabble. Tu znalazłam drugi plus, taki prywatny. Spotkani w drodze motocykliści stwierdzili zgodnie, że najlepsza smażona flądra jest serwowana w porcie we Władysławowie. Bywam tam co roku, ale flądry w porcie jeszcze nie jadłam, muszę spróbować. Natomiast sama scena z motocyklistami wypada tak ni przypiął, ni przyłatał. Totalnie nic nie wnosi.
I to właściwie tyle. Hasło przewodnie książki to: Mniej wiesz, lepiej śpisz. Zgodnie z tą maksymą czytelnik nie powinien nastawiać się na zbyt wiele informacji i odpowiedzi na nurtujące go pytania. O kontynuacji wydarzeń z pierwszej części też ciężko mówić. Po prostu jej nie ma.
Plusy? Lilka Płonka niewątpliwie ma tak zwane lekkie pióro, bo książkę czyta się szybko i w sumie bez przymusu. Podejrzewam, że to ona wymyśliła główną bohaterkę. Świadczy o tym kilka zachowań Mali, powiedzonek i dość zakręconych przemyśleń. Tę część na pewno ratuje poczucie humoru i mała objętość. Czyta się szybko, więc poczucie straconego czasu mimo wszystko jest czytelnikowi oszczędzone. Właściwie najciekawszy jest ostatni akapit, który po pierwsze faktycznie powoduje nieco szybsze bicie serca, po drugie obiecuje ciąg dalszy. Niemniej dla jakości tej ewentualnej kontynuacji lepiej by było, gdyby Paulina Świst wróciła do spółki. Zabrakło jej nieokiełznanej wyobraźni, nieposkromionej fantazji, umiejętności budowania akcji i wymyślania niemożliwych wydarzeń. Szkoda, bo mogło być fajnie, a było trochę tak, jakby autor zabrał się za pisanie drugiej części bez znajomości pierwszej, w dodatku na napisanie całości miał jedną noc po ciężkim tygodniu własnoręcznego kopania ziemniaków.
Dla kogo jest Mala M. 2? Ha, dobre pytanie! Można przeczytać z ciekawości, co poszło nie tak, ale można nie czytać i dużej straty nie będzie. Właściwie ta książka to idealny przykład tego, jak NIE pisać książek. Mimo wszystko, jeśli powstanie trzecia część, to ją przeczytam. Każdy zasługuje na drugą szansę 😉
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Akurat