Moje wielkie greckie morderstwo – Tomasz Duszyński
Tytuł: Moje wielkie greckie morderstwo
Autor: Tomasz Duszyński
Oprawa: miękka
Liczba stron: 430
Rok wydania: 2024
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Tomasz Duszyński dał mi się poznać jako autor trzymającego w napięciu kryminału o enigmatycznym tytule: Małomiasteczkowy. Było poważnie, mroczno, niepokojąco i… bardzo mi się to podobało. Tak bardzo, że z chęcią sięgnęłam po Moje wielkie greckie morderstwo, choć zdawałam sobie sprawę, że będzie to coś zupełnie innego, bo już okładka anonsowała komedię kryminalną. A komedie kryminalne lubię prawie tak samo, jak kryminały. To znaczy: BARDZO. Chociaż kryminały bardziej.
O czym jest Moje wielkie greckie morderstwo?
Autor wcielił się w rolę narratora i zaprosił swoich czytelników na wakacje do Grecji. A żeby nie było nudno, to razem z Autorem wybrała się też jego rodzina, czyli Pani Żona i Panna Córka. Krótki wypad do Grecji miał być połączeniem fajnego wypoczynku z obecnością na weselu kuzynki Pani Żony, niejakiej Kasi Masłowskiej, która postanowiła poślubić rodowitego Greka.
Już w samolocie okazało się, że na wesele wybiera się z Polski znacznie więcej osób. Najbardziej wyrazista była pani Leokadia Maślak, emerytowana aktorka, bardzo dziarska jak na swoje lata. Swoją drogą dziarskie staruszki to chyba znak rozpoznawczy komedii kryminalnych, zawsze się jakaś trafi. Nie, żebym miała za złe, naprawdę umieją popchnąć akcję do przodu! Leokadią Maślak opiekowała się jej siostrzenica – Renata Borowik. Dobrana rodzinka, nie ma co.
Oczywiście osób lecących samolotem było więcej, między innymi pułkownik, ksiądz i nastolatek, ale to już sobie doczytacie.
Wszyscy trafili do pensjonatu Zorba, a pobyt zaczęli dość nietypowo. Oto następnego dnia po przylocie Leokadia spotkała w salonie na dole swoją dawną miłość – Kostasa. Postanowiła opowiedzieć mu z detalami trzydzieści lat życia, nie bacząc na to, że nieszczęśnik nie żyje, bo doprawdy trudno żyć z nożem wbitym w brzuch. Łatwo się domyślić, że sielankowy wyjazd przestał być taki całkiem sielankowy.
Oczywiście została wezwana policja, ale śledztwo wydawało się stać w miejscu. W końcu do akcji wkroczyli przybyli z polski weselnicy z Autorem na czele. A jak Polacy wkroczą do akcji, to można się spodziewać jednego: będzie się działo!
Jak się czyta Moje wielkie greckie morderstwo?
Bardzo dobrze, ale tylko pod warunkiem, że się pamięta, iż to komedia kryminalna, a nie klasyczny kryminał. Owszem, jest tu jakieś śledztwo, dociekanie prawdy, podejmowanie ryzykownych działań, chwilami nawet pojawia się napięcie. Jednak wszystko to opakowane jest w humor sytuacyjny, dużą liczbę zabawnych powiedzonek, grę słów. Nie zawaham się napisać, że są tu elementy groteski, przeplatane absurdem.
Przyznaję bez bicia, że śmiałam się bardzo często przy czytaniu, a niektóre zdania czytałam na głos, żeby rodzina pośmiała się ze mną. Owszem, śmiali się, chociaż zdania były totalnie wyrwane z kontekstu (nie mogłam czytać więcej, bo to by było spojlerowanie), co chyba najdobitniej świadczy o tym, że książka jest po prostu śmieszna.
Akcja dzieje się w Grecji i… naprawdę się czułam, jakbym tam była! Bardzo fajnie to wszystko zostało opisane, z dużym naciskiem na pogodę, krajobrazy, zachowania Greków. Nie sposób nie poczuć tej beztroskiej atmosfery. Nawet leżący w pensjonacie trup wydaje się zabawny.
Muszę też przyznać, że Autor odrobił lekcje z kreowania postaci. A z Panią Żoną to chyba bym się zaprzyjaźniła, tak czuję. Wydaje mi się, że momentami jest tak samo cyniczna i sarkastyczna, jak ja. To wręcz niepokojące, ale chwilami miałam wrażenie, że to moje odzywki do męża zostały opisane.
Moje wielkie greckie morderstwo – recenzja jak zwykle subiektywna
Długość – muszę przyznać, że przyzwoita, 430 stron to nie w kij dmuchał. Tak lubię.
Trupy – już w tytule jest morderstwo, a sam trup pojawia się chyba na drugiej, stronie, nie ma sensu tego ukrywać.
Humor – o taaaak, pełno go tu! To naprawdę jest komedia kryminalna z naciskiem na komedia, jest się z czego pośmiać.
Widoczność liter – żadna. Mogę się upierać, że byłam w Grecji. Chociaż tak naprawdę nigdy nie byłam.
Jeśli macie chęć na coś lekkiego i z polotem, to bardzo Wam Moje wielkie greckie morderstwo polecam. Pośmiejecie się, zrelaksujecie i na pewno będziecie dobrze bawić.
Dla kogo jest Moje wielkie greckie morderstwo?
Bo ja wiem? Chyba dla wszystkich. No, może z wyjątkiem tych, co lubią literaturę wysokich lotów i żal im czasu na rozrywkę w czystej postaci. Ja się wybawiłam, myślę, że niebawem tak samo wybawi się mój mąż. A zaraz potem nasza nastoletnia córka, bo nie widzę powodów, dla których nie mogłabym polecić tej książki młodzieży.