12 sierpnia 2021

Ostatni list – Marcin Ciszewski

Tytuł: Ostatni list
Autor: Marcin Ciszewski
Wydawnictwo: Pascal
Kategoria: literatura obyczajowa
Liczba stron: 316

Mając dziś chwilę wolnego w pracy usiadłam do najnowszej książki Marcina Ciszewskiego, o tytule Ostatni list. Pana Ciszewskiego poznałam chyba nieco rok wcześniej, czytając jego Autora bestsellerów, który przypadł mi do gustu. Ponadto pozytywną opinię o twórczości Ciszewskiego wydała również nasza redakcyjna koleżanka, więc nie bez powodu liczyłam na to, że Ostatni list okaże się lekturą co najmniej satysfakcjonującą. 

Tak więc organizując sobie wspomnianą przerwę w pracy usiadłam z kawą w ręku, dosłownie na maksymalnie kilkadziesiąt stron. Ale jak usiadłam przy pierwszej, tak wstałam dopiero na ostatniej stronie!  Nie mogłam się oderwać, Ostatni list absolutnie pochłonął moją uwagę. Dziękuję Panie Ciszewski, przez pańską książkę będę siedzieć przy pracy po nocy 😉 

Ostatni list to historia rockmana Jana Bergera, pięćdziesięciosiedmiolatka, który tworzy muzykę. Jest gitarzystą, wokalistą, autorem hitów, które od lat śpiewa cała Polska. Razem ze swoim zespołem, Kathmandû, jeździ po Polsce i gra koncerty. Niby wygodne życie, niby sielanka, ale coś go gryzie. Gra najlepsze hity, jakie sam stworzył, między innymi Ostatni list i Kontrola, jednak nie ma w tym wszystkim nic świeżego, twórczego. Gdy na jednym z koncertów psychofan wdarł się na scenę i dostał się do wokalistki, Majki, która niegdyś była miłością Bergera, coś w nim pękło. Ten „stary wyjadacz” już wiedział, że tak dłużej nie da rady, że wszystko to, co układało się w jego głowie od pewnego czasu, eksploduje. 

Bez wątpienia Berger doszedł do ściany. Pustka w sercu, której przypadkowy seks z fankami nie mógł zapełnić, i chęć zrobienia czegoś innego, prawdziwego, były zbyt silne, by je ignorować. Niestety ani menedżer, ani reszta zespołu, nie rozpatrywali tego w ten sposób. Chyba tylko Majka nie umiała się do końca pogodzić z tym, że kasa i wygodne życie dawno zakryły ambicje. Ale wiadomo, rachunki same się nie zapłacą. 

Ponadto inne zdarzenia, jakie mniej więcej w tym czasie miały miejsce, tylko utwierdziły Janka w przekonaniu, że to jest ta chwila, w której powinien wcisnąć hamulec, odstawić alkohol i zastanowić się, w jakim kierunku ma podążać jego kariera i życie osobiste. A ono akurat nie było zbyt kolorowe, w dodatku fatalne relacje z dorosłą już córką Zosią tylko dobijały ten stan. Dopiero pojawienie się Julki, Joanny i Anny, na inny sposób dały szansę Bergerowi na uniesienie odpowiedzialności za siebie i innych, co do tej pory nie było jego mocną stroną. W dodatku ryzykowny projekt solowy też pozwolił mu poprzestawiać priorytety. 

Oczywiście historia nie mogłyby się obyć bez komplikacji, ale nie będę o nich opowiadać. Wolę nie psuć Wam zabawy. 

Muszę przyznać, że historia Bergera jest pełna pasji, emocji, obrazów i dźwięków. Opisy koncertu, pracy w studiu nagraniowym, twórczego procesu, który toczył się w głowie bohatera, jest tak bardzo plastyczny, że czytając o tym czułam się tak, jakbym siedziała w fotelu obok niego i współtworzyła te dźwięki. Być może dlatego, że jestem miłośniczką gitary basowej i uwielbiam ten moment, gdy mogę wziąć moją „Baśkę” do ręki. Ale myślę, że nie trzeba specjalnej pasji do muzyki, żeby docenić jakość tego, co proponuje czytelnikowi Ciszewski. Ponadto do gustu przypadły mi dialogi między Jankiem a Bogusiem, bo nie brakuje w nich specyficznego humoru i ikry. Sam główny bohater też daje się lubić.

Ostatni list to, krótko mówiąc, opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno, by zacząć żyć w zgodzie z samym sobą. Mnie książka bardzo się podobała. Mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu.

Dziękuję Wydawnictwu Pascal za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close