Pokój bez widoku – Grzegorz Gortat
Tytuł: Pokój bez widoku
Autor: Grzegorz Gortat
Wydawnictwo: Media Rodzina
Seria: Gorzka Czekolada
Liczba stron: 240
Okładka: miękka
Na “Pokój bez widoku” Grzegorza Gortata czekałam z lekkim podekscytowaniem. Przyznam szczerze, że blurb w całości spełnił swoje zadanie — zaciekawił i zachęcił do lektury do tego stopnia, że z niecierpliwością wypatrywałam kuriera. Ciekawość wygrała i porzuciłam na chwilę inną książkę, nie mogąc doczekać się, by wraz z bohaterem przenieść się do Warszawy. Zanim podzielę się z Wami wrażeniami, postaram się opisać co kryją dwieście czterdzieści strony tego thrillera.
Ceniony pisarz polskiego pochodzenia, John M. Godart (Jan Michał Godurć), wraca po latach do kraju. Można by rzec, że na zasłużoną emeryturę. Oczekiwania pisarza dotyczące jego przyszłego lokum były dość jasno sprecyzowane, lecz dla doświadczonego agenta nieruchomości nie powinno to stanowić żadnego problemu. Propozycja “first minute” na zakup loftu wydała się dość interesująca, dlatego Godart przystał na pomysł prezentacji lokalu. I tu rozpoczyna się cała akcja. Pokój bez widoku okazał się pułapką, intrygą zaplanowaną w najdrobniejszych szczegółach. Do samego końca autor trzyma czytelnika w niewiedzy, kim jest oprawca, który w pewien sposób bawi się “w zgadnij kto?” (i dlaczego). Godurć musi przystać na warunki i zaakceptować zasady gry, wrócić do przeszłości, która swoją drogą mogłaby być niezłym kąskiem dla brukowej prasy. Okazuje się, że przeszłość próbuje dogonić pisarza, a pan Nul (tak roboczo został nazwany nieznajomy) jest wyrzutem sumienia Godarta. Do końca miałam wrażenie, że motywem popełnionej zbrodni jest zemsta, może pewnego rodzaju nauczka, jednak autor w zaskakujący sposób zakończył ten thriller.
Pokój bez widoku nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia. Moja ekscytacja opadała z każdą kolejną stroną. Przyznam, że zawiodłam się na tej pozycji, chyba głównie przez język i nieco wymuszone dialogi. Być może był to celowy zabieg, ale nie lubię aż tak dużego chaosu. Musiałam mocno skupić się, by nie zgubić wątku. Nie rozumiem tych wszystkich wtrąceń (pisanych kursywą) jakby zupełnie od czapy. Sama historia jest ciekawa, jednak mogłaby zostać poprowadzona w taki sposób, by trzymać czytelnika w większym napięciu. Gdybym poświęciła tej pozycji więcej niż jeden wieczór, z pewnością uznałabym to za stratę czasu.
Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za recenzencki egzemplarz.