16 czerwca 2022

Sanatorium – Sarah Pearse

Tytuł: Sanatorium
Autor: Sarah Pearse
Liczba stron: 528
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2022
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 

Sanatorium to – jak spojleruje okładka – klimatyczna opowieść, ale na mnie zrobiła trochę klaustrofobiczne wrażenie. Akcja tej niewątpliwie trzymającej w napięciu książki dzieje się w odciętym od świata hotelu w szwajcarskich górach. Niezbyt fortunnie dobrana lokalizacja, intensywne opady śniegu i zagrożenie lawinowe z pewnością nie sprzyjają korzystaniu z uroków Alp. Są za to świetną scenerią dla wyrównywania rachunków. I to w dość makabryczny sposób. 

Elin jest brytyjską policjantką albo może raczej byłą policjantką. Przeżycia, których doświadczyła rok temu, kazały jej zawiesić policyjny mundur na kołku. Teoretycznie może jeszcze wrócić do zawodu, ale sama nie do końca wie, czy powinna. Jej zdaniem zawiodła i to na całej linii. Do Szwajcarii przybywa w towarzystwie Willa, mężczyzny, z którym jest związana od kilku lat. Ten związek trzyma w takim samym zawieszeniu, jak swoją przyszłość zawodową. Z jednej strony bez Willa nie wyobraża sobie życia, z drugiej nie czuje się gotowa na zamieszkanie z nim, mimo iż są razem od trzech lat. 

To nie ma być zwykły urlop. W zasadzie to w ogóle nie ma być urlop. Elin przyjeżdża do luksusowego hotelu z jednego powodu – jej brat zaręcza się z jej przyjaciółką z dzieciństwa. Stosunki między bratem i siostrą trudno uznać za wzorowe, a Elin nawet sama przed sobą nie jest w stanie ukryć, że mniej od zaręczyn brata obchodzi ją, czy miał coś wspólnego ze śmiercią Sama. Kim jest Sam? No cóż, zanim się dowiedziałam, minęło wiele stron, więc nie będę spojlerować. W każdym razie „po śmierci Sama wszystko się zmieniło”. 

Teoretycznie Elin jest główną bohaterką tej powieści, ale… jakoś nie udało mi się z nią zaprzyjaźnić. Jest bardzo pogubiona emocjonalnie i właściwie powinna budzić współczucie, ale ja chwilami miałam ochotę mocno nią potrząsnąć. Z drugiej strony Will, który rzekomo ją kocha i powinien wspierać, raczej stara się dopasować ją do swojej wizji partnerki idealnej: „To rób, tego nie rób, nie po to tu jesteś, tym się nie interesuj, ile jeszcze mam czekać…” Irytujące. 

Odcięcie od świata i pobyt w luksusowym hotelu w środku śnieżnej zamieci nie byłoby może najgorszym pomysłem na życie, gdyby nie zwłoki znalezione nieopodal hotelu. Na jednych się nie skończy… A droga do hotelu jest zasypana śniegiem i policja do niego nie dotrze. 

Elin teoretycznie nie ma uprawnień do prowadzenia jakiejkolwiek sprawy w Szwajcarii. Z drugiej strony wśród pozostałych w hotelu gości i personelu jest jedyną osobą, która się do tego chociaż trochę nadaje. Niestety nie zdaje sobie sprawy z tego, że pcha palce między drzwi, a historia, w której zaczyna grzebać, nie jest wcale taka świeża, jak mogłoby się wydawać. 

Zastanawiacie się, dlaczego książka nazywa się Sanatorium? Odpowiedź jest bardzo prosta. Luksusowy hotel powstał na miejscu byłego sanatorium, w którym sto lat wcześniej leczono pacjentów chorych na gruźlicę. W terapii stosowano metody, których dziś nikt nie ośmieliłby się nawet zaproponować. Nietrudno zgadnąć, że między tymi wydarzeniami jest jakiś związek, ale – jak pisałam wyżej – nie będę spojlerować. 

Nie będę też kłamać, że powieść zatyka dech w piersiach i że nie można się od niej oderwać. Można i nawet nie jest to takie trudne. Nie ukrywam, że kilka razy miałam po prostu ochotę sprawdzić, jak to się kończy i nie przedzierać się przez kolejne wydarzenia. To książka, którą można przeczytać i nawet nie będzie to taka całkiem strata czasu. Jednak nie trafi na półkę z moimi ulubionymi i to mimo tego, iż liczy ponad 500 stron i są w niej trupy. Czegoś jednak zabrakło. 

 

Dla kogo jest Sanatorium? Myślę, że jak ktoś lubi kryminały i góry, to znajdzie tu coś dla siebie. Książka na pewno spodoba się osobom, które nie przepadają za nagłymi zwrotami akcji i skokami adrenaliny. Jest intrygująco, owszem, ale bez przesady. Raczej nie znajdą się powody do obgryzania paznokci z nerwów. Młodzieży też bym tę książkę dała, jako przestrogę. Z górami naprawdę nie ma żartów. 

 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close