Stadnina Apley Towers – Ta Silna – Myra King
Tytuł: Stadnina Apley Towers – Ta silna
Autor: Myra King
Liczba stron: 205
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Tandem
Recenzja napisana przez moją dwunastoletnią córkę
Ta Silna Myry King to druga część z serii Stadnina Apley Towers o dwóch przyjaciółkach, Kaeli i Trixie, które uczą się jazdy konnej w szkółce jeździeckiej Apley Towers w Południowej Afryce. Jeżeli ktoś nie czytał pierwszej części Pierwsze zawody, to polecam przeczytać, by lepiej zrozumieć drugą. Jako iż jest to kontynuacja i znamy już bohaterów, nie ma długiego wstępu i książka od razu się rozkręca.
Przypomnę jeszcze, kim są główne bohaterki. Kaela i Trixie mają po 15 lat. Magią ich przyjaźni jest to, że poza końmi nie mają wspólnych zainteresowań. Kaela z przedmiotów szkolnych najbardziej lubi lekcje angielskiego, uwielbia pisać powieści fantasy i marzy o tym, by w przyszłości wydać kilka takich książek. Kaela ma raczej umysł artystyczny. Z kolei Trixie ma umysł ścisły, interesuje się astrofizyką, wie bardzo dużo o kosmosie i uważa, że wiedza i nauka są czymś cennym.
W Apley Towers zjawia się nowa dziewczyna. Widać, że pochodzi z bogatej rodziny. Jej rodzice podwożą ją do szkółki drogim czarnym autem, ma dwa własne konie i upiera się nosić drogie okulary przeciwsłoneczne, nawet gdy nie jeździ. Jak się okazuje, dziewczyna jest naprawdę dobra w jeździe konnej. Kaela i Trixie z początku za nią nie przepadają, ale kim ona jest tak naprawdę?
Przyjaciółki z początku nie mają z nową koleżanką zbyt dobrej relacji, wcale nie podoba im się to, że je poucza. Jednak tak naprawdę nie znały tej dziewczyny i nie wiedziały, kim jest. Nie można oceniać ludzi. Ich historia może być zupełnie inna, niż mogłoby się zdawać. Czasem za osobą, która sprawia wrażenie np. niemiłej, kryje się naprawdę dobry człowiek. Być może taka osoba nie wie, co ludzie uważają za niemiłe i czemu się odsuwają. Dobrze jest spróbować z niektórymi porozmawiać. Oczywiście nie oznacza to, że trzeba przyjaźnić się ze wszystkimi, ale nie warto mieć wrogów. Nienawiść czy zazdrość są okropnym uczuciem, które niestety prawdopodobnie każdy kiedyś poczuł. Jednak też patrząc na to od drugiej strony… W pewnym momencie padły w książce takie słowa: Nie dawaj komuś rad, jeśli o to nie prosi.
Kaela i Trixie jeżdżąc konno odkrywają, że jeśli robią to, co kochają i nie patrzą na to, jak na konieczność, rywalizację lub przymus, czerpią radość z tego i czują opisaną w książce potęgę. Ważne jest to, aby robić to, co się kocha i być szczęśliwym. Jeśli robi się coś z pod presją lub traktuje się to jako przykry obowiązek, życie zdaje się smutne, bez jakichkolwiek kolorów. Niestety życie nie jest bajką i nie jest idealne, bywają gorsze momenty. Dobrze jest mieć od tego odskocznię, która pozwoli na chwilę o tym zapomnieć. Jeśli myślimy o problemach non stop, zaczynamy wierzyć, że tylko one istnieją i w końcu pojawia się myśl, że jeśli życie składa się z samych zmartwień, to jest ono smutne, może nawet bez sensu. Jednak jeśli mamy coś, co możemy robić w wolnym czasie, coś, co lubimy i coś, co pozwala nam przez chwilę nie myśleć, okazuje się, że wcale nie musi być tak źle. Życie przestaje składać się z samych trosk i złych chwil. Staje się lepsze i szczęśliwe, bardziej kolorowe. Dlatego dobrze jest mieć taką rzecz, którą można robić w wolnym czasie, by nie musieć martwić się przez cały czas.
Książka bardzo mi się podobała. Jak już zaczęłam czytać, nie mogłam się od niej oderwać. A jeśli już musiałam, po chwili wracałam do lektury. W miarę czytania coraz lepiej można też poznać świat koni i zarazić się pasją do jeździectwa. Autorka idealnie odzwierciedla w książce pasję do jazdy konnej i tę radość związaną z robieniem tego, co się kocha i jak bardzo jest to ważne w życiu. Książkę polecam wszystkim. Z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Tandem