Do „Godziny Zero” byłam przygotowana już dawno. Spakowana torba czekała na znak od stycznia. Może dlatego, że Bobo trochę się spieszył na świat i medyceusze grozili: „W każdej chwili może się zacząć akcja porodowa!”. A może dlatego, że jestem małą pedantką i lubię mieć wszystko poukładane, przygotowane?
„Godzina Zero” nadeszła w marcu! W poniedziałek.
Dokładnie o godz. 00.00 obudził mnie pierwszy skurcz, ale pomyślałam sobie:
-Nie pierwszy skurcz. Nie pierwszy raz mnie budzi. Więc tym razem nie będę się ekscytować!
Zasnęłam. Pobudziłam się o 2.00, tym razem już na dobre, bo jakiś dobry duszek powiedział mi, że nadszedł mój dzień!
Coś mnie skręca, to nerwy? Niee, przecież jestem spokojna. Chyba tak ma być.
Wizyta w toalecie, odchodzi czop. O rany to naprawdę się dzieje!! Brzuch mi ciągle twardnieje, może sprawdźmy jak to wygląda czasowo..?
Cyk cyk cyk…..auu. Cyk cyk cyk …auuu. Cyk cyk….krucafiks! Toż to się dzieje co 3min! Nie za szybko?! Przecież położna mówiła, że „Jak skurcze będą się powtarzać co 10 min, przez 2h to trzeba jechać do szpitala!”
Aha! Przez 2h! No dobra, to spokojnie. No przecież jestem spokojna! Prysznic! Idę pod prysznic. Ciepła woda. Mmmm jak przyjemnie. Torba. Gdzie ona jest?? Stoi tam gdzie zawsze, od dwóch miesięcy! Aaaa faktycznie. Pakowałam ją dokładnie, z listą w ręku więc wszystko jest. Ale lepiej sprawdzę.
Mijają rzeczone 2h, skurcze nadal pojawiają się co 3min. Co robić? Czuję ból, ale nie jest jeszcze taki mocny żebym dała się żywcem pokroić (tak sobie tłumaczę). Hmmm co robić.. Mój piękny rycerz z białego konia, śpi na białym łóżku, w białej pościeli. Budzić go czy nie? On pewno będzie panikować (jak każdy facet), zaczekam jeszcze.
Nudzi mi się już to dreptanie po mieszkaniu. Budzę Go! ….. ooooo Rycerz twierdzi, że żartuję!! On na 6.00 do pracy idzie i chciałby się wyspać!! No wiecie co?! Przecież ja też chciałabym się wyspać!
-Wstawaj mężczyzno! Wołaj swego pięknego rumaka i wieź mnie do szpitala! Ja rodzę!
No to wstał. Ale spokojnie. Jakby mi nie wierzył. Trochę mu się nie dziwię bo z mej buzi nie znikał uśmiech. Poważnie! Nagle zachciało mi się śmiać 😀
-„Chcesz już jechać?” spytał Rycerz.
-„Nooo tak! Chociaż nie wiem. Może jeszcze zaczekamy. Bo mnie boli, ale nie tak strasznie. To znaczy to już boli co raz mocniej, ale jeszcze wytrzymuję. Zaczekajmy chwilę. Albo nie!! Może jednak… bo położna mówiła że przez 2h, a to już dobre 3h! Jedźmy! Chociaż, nie wiem….” .
Dobra to zmierzymy RAZEM te skurcze i pomyślimy.
Cyk cyk…auu. Cyk cyk….auuuu.. 2min!! Jezzzuu jedźmy już!
Szpital. Izba przyjęć. Wszyscy śpią. Na zegarku 5.30, no to śpią!!! Jakaś pani w białym kitlu zadaje mi mnóstwo pytań, coś pisze, coś drukuje… – Kobieto ja rodzę! Szybciej! (myślę sobie).
VI piętro. Trakt porodowy. Gabinet. Badanie. Rozwarcie na 0.5 cm. Rycerza wyganiają do domu. Zostaję sama …..
Godzina 6.00
Skaczę na piłce, bo to przynosi ulgę i trochę pomaga mi zabić czas. Zegarek w dłoni, ciągle robi głośne „cyk cyk..”
Godzina 8.00
Wchodzi mój ginek. Badanie, 2 cm!! -„Będziemy rodzić pani Asiu”. Coo?? Wow! Hurraa! Ale się cieszę!!
Godzina 10.00
Badanie, 4 cm!!! Ładnie to idzie! Położna mówi, że szybko urodzę! Strasznie się cieszę!
Chociaż muszę przyznać, że skurcze co raz bardziej bolą. Skakanie na piłce zaczyna mnie irytować. Położę się, może zasnę. …nie zasnę ! Nie da się! Booliii!!!
Godzina 12.00
Przyjechał Rycerz. Nie potrafił sam wysiedzieć w domu. Chciał być ze mną. Mój Kochany!!!!!
Godzina 13.00
Badanie, 6 cm! Położna mnie chwali, ale zaczynam mieć to głęboko… bo skurcze są już naprawdę silne! I chcę JUŻ urodzić!!
Na dodatek jetem głodna!! Mój ostatni posiłek to niedzielny obiad! Dajcie mi coś zjeść bo padnę! No to padaj kobieto. Jeść nie możesz bo w razie jakby trzeba było ciąć to żołądek ma być pusty. Wrrrr jestem zła! A pić mogę?? Tak, pić pani może. No to wody!!!!! Daj mi wodę, Rycerzu!
Ojej co to??! Mdli mnie! Szybko do łazienki!! Wymiotuję…. o rany jeszcze tego mi brakowało!! Źle się czuję, jestem słaba. Ale położna za to tryska energią i dobrym humorem.
–„Wymioty?? No to super! Znaczy że rozwarcie postępuje!” – twierdzi rozentuzjazmowana położna.
– „Urodzi pani na mojej zmianie!!” – dodaje.
Noo fajnie, też się bardzo cieszę, ale kiedy to dokładnie będzie bo jestem już zmęczona?!
Nadal wymiotuję. Rycerzu, wody!!
Godzina 15.00
Badanie, 8 cm! Cudownie! Już prawie jesteśmy na mecie! Taaa, ale na której? Tej co to się pada i już nie wstaje czy może tej co w nagrodę dziecko w objęcia dają?? Bo ja to bym bardziej skłaniała się ku tej pierwszej, chociaż wolałabym tę drugą. Wymiotuję. Rycerz skacze koło mnie na przemian z miską, wodą i pomadką do ust.
Nie mam już siły. Nie umiem stać. Kładą mnie na łóżko. Sugerują żebym już tutaj leżała. Protestować nie będę bo nie mam siły, mówię tylko szeptem i to jeszcze ograniczam się do słów: miska! Woda! Pomadka!
Naprawdę nie wiem jak te wszystkie kobiety z amerykańskich filmów potrafią w takim momencie krzyczeć na swoich mężów?! Mało tego! One potrafią jeszcze przeprowadzać inteligentne konwersacje, rozwiązujące za razem wszelkie problemy i wyglądają przy tym jakby popijały właśnie poranną kawkę w swoim ogrodzie! Czego ja nie mogę powiedzieć o sobie… od tego ciągłego zwracania jestem blada jak ściana, oczy podkrążone jak po dobrej libacji, włosy pokłócone z grzebieniem, usta suche i spierzchnięte przypominają papier ścierny i ta okropna koszula…. A nie przepraszam! Paznokcie mam ładne! Wczoraj malowane to jeszcze się błyszczą!
…..wymiotuję. Piję. Stękam, że boli.. Wymiotuję. Piję. Stękam.. i tak w kółko!
Godzina 18.00
Moja położna oznajmia, że kończy się jej zmiana i idzie do domu. Przychodzi trzecia, tak to już trzecia położna bo pierwsza przyjęła mnie rano, popołudniu była ze mną druga, a teraz, wieczorem trzecia. Ciekawe czy poznam cały personel? Jak tak dalej będę się guzdrać, to pewnie tak.
Godzina 20.00
Ledwo zipię, w zasadzie to mam wrażenie, że już nie żyję. Albo nie! Żyć jeszcze żyję, ale już konam. Byłam niegrzeczną dziewczynką, więc odchodzę w bólu i cierpieniu.
Ooooo nagle jakieś poruszenie! Zebrało się trochę ludzi, nawet nie wiem ile bo już nic nie widzę. No poza zegarkiem, który wisi obok na ścianie i głośno cyka uświadamiając mi że to trwa już całą wieczność! Medyceusze postanawiają mi pomóc i podłączają kroplówkę. Nareszcie – myślę sobie.
Kroplówka zaczyna działać i akcja znowu rusza. Ani się obejrzałam, a położna każe mi przeć.
Przeć??! Ludzie przecież ja nie mam na to siły! Jedną nogą jestem na tamtym świecie, a Wy mi każecie przeć??!! …no to prę. Z całych sił. –„Widać włoski!” Włoski? Jakie włoski? Czyje? Aaaa mojego dziecka?! No to szybciej! I mocniej! Już jesteśmy tak blisko finału! Jeszcze trochę! Aaaaaaaa!
-„Jest główka!” O Matko Boska! Widzę jakąś głowę! Wystaje ze mnie! Jezzzzuuu co się dzieje! Obcy mnie zaatakował!
Godzina 21.14
Słyszę krzyk. Dobitny. I jest! Jest moje dziecko! MOJE! MÓJ SYN! Dajcie mi go!- krzyczę.
..i ktoś mi zrobił zastrzyk. Nie wiem kto. Nie wiem kiedy. Ale czuję że dostałam zastrzyk energii! Jestem taka szczęśliwa! Jestem mamą!!!! Przed chwilą konałam z bólu a teraz czuję że mogłabym góry przenosić!! Jestem wielka! Wydałam na świat nowego człowieka. Niesamowite uczucie! Odzyskałam głos. Znowu mogę mówić . Mogę krzyczeć. Nadrabiam wielogodzinną ciszę i nawijam jak katarynka, ze wszystkimi. I już mi się spać nie chce. I jeść mi się nie chce. Chyba urządzę imprezę na oddziale! Będą tańce i śpiewy! Bo o to zostałam mamą! Bo na świat przyszedł ktoś wielki, tak upragniony i wymarzony! NASZ SYN!!!
no to jest dylemat każdej mamy, ja postanowiłam do roku zostac z kruszynką za długo na niego czekałam za dlugo sie starałam za duzo wycierpiałam aby teraz mi umkneły pierwsze kroki pierwsze słowa wszystko co pierwsze, najwyżej zaciśniemy pasa:)
życze powodzenia. ja nie mam dokąd wracać, więc mąż nie ma wyjścia i musi nas utrzymać choć nie kryję, że cieszę się z tego, że uniknę wybierania niani
Madziu dokładnie wiem co czujesz i jakie masz obawy. Ja tez niestety już musiałam wrócić do pracy ze względów finansowych i jest mi bardzo ciężko z tym 🙁 lubię swoja prace ale wolałbym spędzić ten czas z dzieckiem. Małego zawożę do mojej szwagierki, która sie nim opiekuje. Na poczatku było bardzo trudno mały płakał nie mógł sie przyzwyczaić do nowego miejsca/osoby i na odmian z mężem musieliśmy co parę godzin tam jeździć. Teraz już jest lepiej ale dla mnie nadal jest źle. Codziennie tęsknie, myślę co robi, czy placze, czy się śmieje czy wszystko jest ok. Nie moge sie momentu… Czytaj więcej »
I ja drżałam na samą myśl o powrocie do pracy. Jak tylko zaczynałam o tym mówić głośno łzy ciekły mi po policzkach. Tak jak Natka86 pracę swoją lubiłam, ale w domu miał zostać ktoś mi najbliższy, najukochańszy i jedyny… Okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny – synek poradził sobie z brakiem mojej obecności świetnie, ja na początku trochę gorzej. Ale potem przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji.
ja póki co będe mogła sobie pozwolić na siedzenie w domu z moim maluszkiem, ale kiedy jeszcze byłam na etapie powrotu do pracy, ta myśl mnie przerażała… nie potrafie zostawić synka na dłużej z mamą a tymbardziej z teściową, z mamą został raz a z teściową w ogóle, obca osoba to tymbardziej koszmar…. byłam tym wszystkim załamana, na szczęście udało sie tak rozwiązać sytuację, że będę mogła póki co zajmować się moim bąbelkiem 🙂
I mnie to czeka już za chwilkę…jestem przerażona. Najchętniej nie wracałabym do pracy, tym bardziej że nie czeka mnie tam miła atmosfera :/ Z moim Skarbem zostanie moja mama, ale mimo tego przeraźliwie boję się rozłąki. Niestety ze względów finansowych nie mam wyjścia. Codziennie zadaję sobie pytanie: Dlaczego? Dlaczego taki Maluszek musi zostać drastycznie odseparowany od mamy? Dlaczego macierzyński trwa tak krótko? Dlaczego urlop wychowawczy jest niepłatny? Dlaczego odbiera mi się pierwsze słowa, pierwsze kroczki, pierwsze osiągnięcia mojego dziecka? Milion pytań, żadnych odpowiedzi. Boję się strasznie. Mam nadzieję, że damy z synkiem radę.
Niestety nasze Państwo nie sprzyja rodzinie i rodzice muszą się rozstawać z dziećmi(( Chyba każda kobieta zadaje sobie miliony pytań przed taka decyzją. No ale trzeba dać radę@
A jak, drogie Mamy, oswajałyście swoje pociechy z nową sytuacją? Nas to dopiero czeka – na razie pracuję w domu.
Mnie to czeka dopiero za rok..czyli jak mój smyk będzie miał 2 latka… ale przy kolejnym nie będę mogła już sobie na to pozwolić i mnie to przeraża 🙁 oddać dziecko obcej osobie po pół roku…
Oj jakbym chciała posiedzieć z moją Kruszynką dłużej w domu!!!!! No ale niestety….((((
ja właśnie jestem na etapie powrotu do pracy 🙁 i przyznam szczerze: JEST CIĘŻKO :(:( pierwsze dwa dni za nami… w piątek po powrocie usiadłam i sobie popłakałam… 🙁 🙁
Mamusie które musicie chodzić do pracy,chciałabym Was wszystkie mocno wyściskać!!! To tak może głupio brzmi,ale żal mi Was i mocno współczuję 🙁 Ja póki co nie pracuję i bardzo się z tego cieszę! Na samą myśl o powrocie do pracy,o tym że miałabym zostawiać gdzieś syna,że miałabym go nie widywać przez 5dni w tyg. po 8h …..dostaję dreszczy ;/
Mamuśki pracujące -trzymajcie się i bądźcie silne!W końcu robicie to dla Was! 😉
Został mi jeszcze tydzień do powrotu. Aaaaaaa……..!!!!!!!!!!!!!!
Naszą córką opiekuje się niania, wybraliśmy ją z innych 13 pań, które odpowiedziały na nasze ogłoszenie. Najważniejsze to dziecko musi nię polubić, to coś jak miłość od pierwszego wejrzenia i to widać od razu. No i przede wszystkim niania musi spędzić z mamą i dzieckiem kilka dni, żeby się oswoić i żebyśmy my widzieli jakie ma podejście do dziecka w codziennych sytuacjach (np. karmienie, usypianie). To jest bardzo ważne, bo w na tej podtsawie jedną Panią zdyskawalifikowaliśmy. Na szczęście pojawiła się Pani Basia, która wspaniale się opiekuje córką i jest dla niej jak babcia. Co do powrotu do pracy, to… Czytaj więcej »
Kochane mamy, wygląda na to, że państwo polskie chyba wreszcie zrobiło mały kroczek w stronę normalności, za kilka dni zaczyna obowiązywać prawo do rocznego urlopu macierzyńskiego, jeżeli się dobrze orientuję. Teraz niech jeszcze pomyślą nad dopłatami do wychowaczego, bo to naprawdę świetna sprawa móc być z własnymi kochanymi dziećmi w domu i nie musieć się tak okropnie zamartwiać wyborami, czy dotrwa się do kolejnego miesiąca…
wróciłam do pracy, ale w domu 😉
Po macierzyńskim wychowawczy, potem macierzyński, potem wychowawczy, potem macierzyński i teraz znowu wychowawczy 🙂 co jednak nie oznacza, że nie pracuję – wprawdzie z domu, ale jednak to praca zajmująca kilka godzin dziennie i pozwalająca dorzucić co nieco do domowego budżetu. W naszej sytuacji jednak nie było co się wahać – w Czechach urlop wychowawczy jest płatny, i to nawet całkiem fajnie, przynajmniej my nie widzimy powodu by narzekać…
u nas zasiłek wychowawczy to mniej niż czynsz za kawalerkę, a jak to u Was wypada?
Pod warunkiem, że się na taki zasiłek załapiesz oczywiście.
Na „płatny” wychowawczy to trzeba sobie „zasłużyć” a tak to figa z makiem. Ja to chciałabym wrócić do pracy szkoda że po porodzie dobre się skończyło…cóż pracodawcy robią co mogą żeby mamie ciut uprzykrzyć życie. I tak zamiast cieszyć się macierzyństwem obgryzam paznokcie bo pracy nie ma :-/
po macierzyńskim na 5 miesięcy obniżyłam wymiar etatu w ramach urlopu wychowawczego pracując najpierw na 3/4 etatu a później na 7/8 🙂
Mimo ze mialam wczesniaka wróciłam po macierzyńskim. Lekko nie bylo i nie jest.
Na pewno nie jest łatwo, ale masz do kogo wracać, na co się cieszyć, a jakaś pewność w rodzinie to też przecież jest na plus 🙂