Zawsze myślałam, że rodzeństwo powinno rodzić się w niedużych odstępach czasu, tak żeby różnica w wieku pomiędzy nimi była niewielka. Powodów do takiego przekonania miałam, a właściwie wciąż mam wiele. Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że według mnie, dzieci rosnące w towarzystwie innych maluchów lepiej się rozwijają, poprzez wzajemne naśladowanie, mimowolne konkurowanie ze sobą, czy naukę współpracy oraz dzielenia się, np. zabawkami.
Po drugie, rodzeństwo będące w podobnym wieku może wspólnie spędzać czas, dzięki czemu rzadziej narzeka na nudę i nie musi wiecznie prosić rodziców by pobawili się z nimi, no bo przecież zabawa w pojedynkę to żadna frajda. We dwoje lub troje, zawsze jest weselej i to bez dwóch zdań – wiem to z autopsji!
Po trzecie, rodzicom łatwiej jest zorganizować wspólne zajęcia, niezależnie od tego czy odbywają się one w domowym zaciszu, na placu zabaw czy w jakiejś sekcji sportowej. Od znajomych wiem, że bywa dla nich problematyczne odwożenie np. 6-latka na lekcje tańca i wyczekiwanie pod drzwiami sali z niecierpliwym oraz ruchliwym 2-latkiem.
Po czwarte, odchowując dzieci z małą różnicą wieku, w pewnym sensie za jednym zamachem można uporać się z odpieluchowywaniem i pozostałą nauką usamodzielniania. Zdaję sobie sprawę z tego, że w danym momencie bywa trudno, bo jeden rodzic ma tylko dwie ręce i ograniczone pokłady cierpliwości, ale w gruncie rzeczy – raz się z tym upora i ma człowiek względny spokój.
A jak sobie taki tatuś z mamusią sprawią drugiego czy kolejnego bobasa po kilku latach, no to ledwo zdążą odsapnąć od tych wszystkich kupek, papek i nieprzespanych nocy, a już muszą na nowo się z tym oswajać i zaczynać wszystko od początku.
Wiem o tym, bo sama jestem tego klasycznym przykładem. Choć wcale tego nie chciałam, ale los tak sprawił. Moje drugie dziecię przyszło na świat dopiero po pięciu latach, odkąd pojawił się mój pierworodny syn. I powiem Wam, że pomimo iż byłam gotowa na podwójne macierzyństwo, to jednak spotkałam się w pierwszych tygodniach z takim poczuciem, że z tym 5-latkiem to już było mi całkiem wygodnie. No bo przecież potrafi już sam sobą się zająć, umyć, zjeść, przesypia całe nocki, no i „pozwala” mi wyjść z domu kiedy tylko chcę. A tu „nagle” pojawiła się Pola, której muszę poświęcić 100 % swojej uwagi.
A nie, przesadziłam! Nie 100% bo przecież Jasiowi też muszę w jakimś stopniu oddać część siebie. I tu właśnie pojawia się czasem ten problem, od którego zaczęłam, czyli starsze dziecko potrzebuje innej organizacji czasu, młodsze innej. A ja matka muszę to jakoś pogodzić i ogarnąć.
Jednak, żeby nie było tak negatywnie, są też pewne plusy takiego stanu, które ja z radością zaczęłam dostrzegać. Mianowicie starszak może okazać się cudownym pomocnikiem, który zachęcony do działania będzie np. podawał pieluszki, kosmetyki czy zabawki – wbrew pozorom to dużo! Kilkulatek sprawdza się również jako jedyny w swoim rodzaju zabawiacz i odganiacz łez bo jak nikt inny potrafi Polę byle czym rozbawić do rozpuku! Poza tym, starszy brat to też cudowny stróż, który przypilnuje młodszej siostry gdy mama musi na chwilę się oddalić – to podoba mi się chyba najbardziej, bo znacznie ułatwia czasem życie.
Hmmm, może na dzień dzisiejszy jest tego niewiele, ale ja to strasznie doceniam i wierzę, że im dzieciaki będą większe, tym zakres pomocy będzie też szerszy, co niezmiernie mnie cieszy i przekonuje, że „duża” różnica wieku wcale nie musi być zła.
Prawdę powiedziawszy, w każdej sytuacji znajdują się plusy i minusy, grunt to dostrzec te lepsze strony i cieszyć się tym co mamy.
5 min po oddaniu śniadania psu – umielam z głodu!!!
Nie ja mam dwa grodomory starsza zje jogurt kanapkę przed obiadem i do tego cały obiad wrąbie 🙂
znamy w szczególności na kolację nie chce jeść o 19 a jak tata wraca z pracy o 21 to wciąga i prosi od taty
Właśnie u nas jest dosłownie tak sama dzieciaki nie chcą jeść a jak mąż wraca o 21 z pracy to głodne oczywiscie od męża pytanie a co ty im nie dałaś jeść he ?
mój mąż już wie bo podobnie było jak ja wracałam późno z pracy
Ja właśnie próbuję też w ten sposób,ale tatuś ulega i jeszcze mi tłumaczy,że sąsiedzi jak usłyszą jak nasza ratorośl krzyczy że jest głodna to pomyślą, że ją głodzimy i zawiadomienia jakieś służby.
TAAAAAK ręce opadają
Znamy w innej wersji zjedza dwudaniowy obiad z dokladka i za niedługo jestem głodny głodna 🙂
zazdrość!
O tak. Zwlaszcza przy kolacji☺
Mamusiu ja jestem głooooodny! Niezależnie czy pojadł czy niedojadł, 10 minut po skończonym posiłku. ..
to chyba nie problem z nie jedzeniem, a wybrzydzaniem 😉
ale żeby w szynkach wybrzydzać, koniec świata 😀
dzieci rządzą się swoimi prawami haha 😉
A to o dzieciaka na zdjeciu chodzi?Przeciez nie wyglada na wychudzonego czy wycieńczonego a nawet wyglada na wręcz zdrowego.Je tyle ile potrzebuje,a za kilka lat bedzie wpieprzał całą zawartośc lodówki i znowu sie bedziesz martwić,że znowu na zakupy trza jechać.
OK Najpierw napisalem komentarz ,potem przeczytałem cały wpis.Zmienia postać rzeczy.A mamusia zawsze będzie mamusią aż w końcu staje się mamą 😉
mogę być nawet matką, byle nie „starą” 😉
Nie nazwałabym takiego dziecka niejadkiem. Przecież je, poprostu nie ma czasu najeść się porządnie a potem podjada bo jest głodne. Czyli z apetytem wszystko ok. Kromka chleba i dwa naleśniki to całkiem sporo, co z tego że suche? Dziś mu smakują takie a jutro będzie jadł tylko z serem 😉
no właśnie wkurza mnie, że suche, bo my jemy „na bogato” a ten jak za karę 😉
Moje często tak robią 😉 Ja szykuję konfiturki, syropy, serek z rodzynkami a one suche naleśniki z talerza zwijają bo takie im smakują najlepiej 😉 Zanim skończę smażyć to są najedzone.
Dodam ze mimo to rosnie swoim tempem i troszke nawet przybiera na wadze wiec moze kiedys zmieni zdanie i zacznie jesc inaczej 🙂
A ja mam w drugą stronę moje dziecko robi sie zbyt pulchne i musze wysłuchać nie raz,ze żałuję mu jedzenia..Nie żałuję tylko zmiejszam porcje i jedzenie jest mniej kaloryczne
oj, nie zazdroszczę roli :/
Moje dziecko tez jada suche pieczywo, a jak daje do szkoly mu buleczke to bez masla oczywiscie ale niestety z szynka, choc on pewnie sie modli w myslach ze zapomne o szynce i dam mu sucha bule hahaha… Z owocow to przechodzi jablko i truskawki… Z warzyw to marchewka chyba ze w zupie cos innego dostanie.
Moja nie je owoców (tylko mus jabłko+banan- inne opcje nie wchodzą w gre), warzyw(ziemniaki lubi, a i sos pomodorowy to licze jako koncentrat hihi czyli cos jakby pomodor),z mięs je czasami pierś z kurczaka jako kotlet, mielone to spaghetti lub klopsy (nie pulpety) w sosie pomidorowym. Hmm wedliny….o lubi parówki (wiem sam syf bleble ) i to tylko z biedronki wieprzowe bo inne noe dobre jak mowi. Ser żółty i biały no to juz kręcone zęby dostaje , nie ruszy . Naleśniki ok ale z czekoladowym serkiem lum kremem. A makaron to lubi . Ryż w budyniu ale tylko kupny.… Czytaj więcej »
jak sie dziecku podaje warzywa i owoce od pół roku to zawsze bedzie jadło
Aga nie prawda. Moja mela jadla i jadla az do 3roku zycia i pewnego dnia nie i koniec. Na siłę nie wepchne. A wcześniej jarzynowa, grochowa, kielbasy z grilla. No owoce to taktycznie nie chciala tylko gotowe musy.
popieram, ja i maż jesteśmy wege żerni, moje dzieci też jadły wszystko i nagle bam, skonczyo sie dobre
U mnie starszy wygląd jakbym go nie karmila a młodszy jak pulpecik…haha
Mam dwojke.parke.i kazde z zup je rosół.ostatecznie barszcz biały ale rzadko.pozatym same piersi z kurczaka w roznych wersjach i frytki tez w roznych wersjach.warzyw to „vegeta”ma dużo jak to dzieci mówią.a owociw cóż jablko na przymus.malina truskawka chetnie.poza tym tylko jedno pizza i sandwicze i zapiekanki.a drugie kabanos i toscik ostatecznie kanapeczka z dzemem truskaw. I jajko w roznej postaci..i tak wkolko..ale to i tak lepiej..bo kiedys synek to jadl tylko kromke z keczupem.i mowil ze je mnostwo warzyw bo keczup to przeciez same pomidory….i chocbym sie starala kroila i dwoila to nici z tego…nie da sie zmusic na przymus… Czytaj więcej »