Nie marzysz? Nie żyjesz! Nie bój się ryzyka
Od zawsze miałam głowę pełną marzeń, które raczej nie doczekiwały się spełnienia, bo często ulegały zmianie. Wiadomo, młodego człowieka fantazja ponosi, ale o wytrwałość w dążeniu do celu o wiele trudniej. Jednak teraz, gdy mam ponad trzydzieści lat, inaczej patrzę na moje marzenia i pragnienie ich realizacji. I przyznam szczerze, że są one dość karkołomne i wyjątkowo niepewne w kwestii dopięcia na ostatni guzik. Ale pal licho, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Ostatnie siedem lat mojego życia ze smutkiem mogę określić mianem “siedmiu lat chudych”. Sytuacja jednak się odwróciła i los się uśmiechnął do mnie całkiem szeroko, przynosząc mi stabilizację zawodową, a co za tym idzie finansową. Co prawda, na kasie jeszcze nie śpię, ale na chleb i rachunki mam, cholerny frankowy kredyt sobie spłacam małymi krokami z myślą, że jeszcze jakieś dwadzieścia jeden lat i stanę się wolnym człowiekiem.
Kredycik w szwajcarskiej walucie zaciągnęłam na mieszkanie w bloku. Trzy pokoje, ładna okolica, całkiem sensowni sąsiedzi, sklep, plac zabaw. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie stała tęsknota za własnym domem, będącym cały czas daleko poza naszym zasięgiem.
Życie zaskakuje, więc gdy nadarzyła się super okazja, za uciułane pieniądze kupiliśmy kawałek ziemi pod lasem. Wspomnieliśmy kilku osobom, że chcielibyśmy za kilka lat o własnych siłach i z bieżących oszczędności – owszem, jeszcze ich nie mamy – wybudować mały domek i wynieść się bliżej natury i z dala od sąsiadów.
I co? Zamiast -” spoko, dacie radę, a ten nieszczęsny kredyt przeniesiecie na dom i sprzedacie chałupę w bloku”, wylano na nas kubły – bo nie jeden!- zimnej, ba, wręcz lodowatej wody.
- sami chcecie budować…?!
- a do starości zdążycie…?
- a co z kredytem…?
- skąd weźmiecie kasę…?
- a źle wam się tu mieszka…?
- kto wam pomoże…?
- NIE DACIE RADY!!!
No to co? Mam usiąść na dupie i nie ryzykować, bo życie było uprzejme obdarzyć mnie mało zamożnymi rodzicami? Bo muszę liczyć tylko na siebie, i jeszcze mam ten pieprzony kredyt na mieszkanie w bloku? Bo zajmie mi to 10 lat, jak nie lepiej?
Nie, dziękuję, nie zamierzam słuchać cudzego jęczenia, może nawet podyktowanego zawiścią. Jeśli sami boicie się zmian i ryzyka, nie róbcie nic, nie musicie. Nie musicie planować, nie musicie marzyć, nawet żyć nie musicie ze strachu przed nowym, jeśli nie chcecie.
A ja chcę marzyć, chcę sięgać sięgać wysoko, nawet jeśli ryzykuję przez to bolesny upadek z naprawdę dużej wysokości. Trudno się mówi. Jak coś się stanie, sprzedam działkę, pewnie jeszcze z zyskiem. Ale jeśli mi się uda, nawet za te dziesięć, piętnaście lat, i będę mogła zostawić coś wartościowego dzieciom, to ja spróbuję. Nie, nie boję się przyszłości. Bardziej bałabym się tego, że przez niezdecydowanie i brak wiary w siebie, zawsze będę tkwiła w jednym miejscu.
Nie marzysz? Nie żyjesz! Dla mnie to proste.
Tak mi się jakoś skojarzyło… 😉