W szkole 6 kwietnia 2018

Moje dziecko nie ma dwóch lat. Ma prawo podejmować samodzielne decyzje

– Dlaczego ty ją tak rozebrałaś?! – usłyszałam na placu zabaw od przybranej babci Duśki.
– Ja? Sama się rozebrała.

– I ty na to pozwalasz?!

Hmm, a co ja mam właściwie do powiedzenia? Nie no, bez przesady. Mam dużo i jak trzeba, to wyrażam swoje zdanie dość stanowczo. Ale na litość boską, nie ja będę decydować czy mojemu dziecku ciepło, czy zimno. Przecież ono nie ma dwóch lat!

Duśka wychowuje się w demokratycznej rodzinie, gdzie każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie. Ona też, chociaż ledwo od ziemi odrosła. I my się z jej zdaniem liczymy. Są kwestie, w których ma prawo decydować sama.

  1. Gorąco mi!

Ten tekst najczęściej słyszę na placu zabaw albo na podwórku. Wybiegana, zgrzana, przychodzi i oświadcza, że musi się rozebrać. I na ogół to robi. Jest na tyle duża, że wie, kiedy może. Nie każda pogoda pozwala na bieganie w samej podkoszulce i nie muszę jej tego tłumaczyć. Dlaczego jej pozwalam? Bo nie chcę, żeby się zgrzała, na tym jeszcze nikt dobrze nie wyszedł.

  1. Nie będę nosiła tych spodni!

Nie to nie, nie chcesz – nie kupujemy. Duśka od paru lat sama wybiera sobie ciuchy, staram się nie kupować niczego bez niej. Wyjątkiem są sytuacje, w których wiem na pewno, że będzie chciała nosić bluzkę, bo jest z bohaterem ulubionej bajki.

  1. Te buty są na mnie za małe!

Jeśli tak twierdzi, nie zmuszam do kupienia, nawet jeśli moim zdaniem są dobre. Nie ja noszę, nie ja decyduję. Jedyne czego pilnuję, to żeby nie kupować za dużych. Buty to nie bluzka, nie poczekają. Poza tym pozwalam jej kupować takie buty, na jakie ma ochotę. W końcu to nie ja będę je nosić, prawda? Tych pstrokatych trampek, które ona uwielbia, ja bym za nic w świecie nie założyła.

  1. W nocy mi gorąco, nie chcę tej zimowej piżamy!

Muszę wierzyć na słowo, ja w nocy jakoś marznę 😛 Ale faktycznie, ona śpi na antresoli, tam jest nieco cieplej. Środek zimy, mrozy, a ona w letniej piżamie, czasem nawet nieprzykryta – jej sprawa.

  1. Nie będę jadła mięsa!

No i co ja mam na to poradzić? Nie powiem jej przecież, że mięso jest zdrowe, smaczne i pożywne, skoro sama go nie jem. I szczerze mówiąc, nie uważam, żeby było zdrowe i pożywne. Smak to kwestia gustu, nie będę się spierać. Duśka przestała jeść mięso w okolicach trzeciego roku życia. Pilnuję, żeby jadła ryby i wyroby z soi. Regularnie chodzimy na badania krwi. Jest dobrze.

  1. Będę się przyjaźnić z Jolą!

A co mnie to obchodzi? Nie ingeruję w przyjaźnie Duśki, raczej mało prawdopodobne, że w trzeciej klasie wpadnie w „złe towarzystwo”. Ma kilka koleżanek, z którymi kumpluje się od pierwszej klasy. Ma też kilka takich, na których się zawiodła. Szczerze mówiąc, podejrzewałam, że tak będzie, ale chciałam, żeby osobiście tego doświadczyła. Moje słowa typu: „Nie baw się z Polą, bo ona lubi kłamać” raczej nie przyniosłyby tak dobrego efektu, jak bolesne rozczarowanie, którego doznała.

  1. Chcę kupić te perfumy!

W porządku. Nie są drogie i nawet całkiem ładnie pachną. I są dla dzieci. Perfumuj się, ile chcesz, ale nie ruszaj moich, które do tanich nie należały. Kupując dziecku tanie perfumy „dla dzieci”, nie wyrzucam pieniędzy w błoto, wręcz przeciwnie 😉 Dzięki temu moje wystarczą na dwa albo i trzy razy dłużej.

 

Powyższa lista to nie wszystko, o czym Duśka decyduje sama, ale nie będę Wam tu pisała litanii o naszym życiu codziennym. Pozwalam jej decydować praktycznie o wszystkim. Oczywiście mam te decyzje pod kontrolą. I dzięki temu wiem, że kiedy będzie musiała sama wziąć całkowitą odpowiedzialność za swoje życie, będzie na to gotowa.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 5 kwietnia 2018

Moje top 8 rzeczy, które robiłabym, gdybym nie zajmowała się dziećmi

Dzisiejszy wpis podyktowała wielka tęsknota za tak zwanym wolnym czasem. Mam trójkę dzieci, pracuję zawodowo, ogarniam dom, znajduję czas dla męża, niestety tego czasu nie znajduję już dla siebie. To ostatnio coraz bardziej mnie uwiera. Moją ulubioną porą jest wieczór – nikt nic ode mnie nie chce, do czasu, gdy budzi się któreś z moich dzieci i czar pryska.

Teraz przyznam się szczerze, że jestem sama – mąż gra z drużyną na meczu wyjazdowym, dzieci zgarnęła teściowa na spacer. Piję kawę i szkoda mi się ruszyć, bo przecież na co dzień nie mam wielu takich chwil, bym mogła po prostu usiąść i nic nie robić, a jestem już na tyle zmęczona tą ciągłą ganianiną, że nie mam ochoty rzucać się do sprzątania.

Ostatnio odczuwam bunt i jakąś wewnętrzną potrzebę zmian. Jak już uda mi się tak jak teraz usiąść, zaczynam marzyć o tym, co robiłabym, gdybym nie miała małych dzieci lub co chciałbym robić, gdy moje dzieci będą miały o dziesięć lat więcej niż obecnie.

  1. Czytałabym książki

Ale nie tak jak teraz, z doskoku. Oj czytałabym godzinami! Kocham czytać książki, mam swój ulubiony kącik w domu i ukochane książki. Nie żadne horrory, jakieś  kryminały, tylko coś delikatnego, łagodzącego zszargane nerwy. Do tego pokal z zimnym, jasnym piwem lub kubek z gorącą melisą.

  1. Szyłabym na maszynie

Ile ja się naoglądam prac, które wychodzą spod palców i maszyn do szycia moich koleżanek, to głowa boli. Też bym tak chciała, bo mam maszynę do szycia, ale nie mam czasu. Ostatnie, co na niej przeszyłam, to rozerwaną ulubioną kołdrę średniego syna. Powstrzymuję się przed tym, by ją schować, bo stała się jednym z moich wyrzutów sumienia i z synonimem niezrealizowanych marzeń.

  1. Poszłabym na kurs prawa jazdy

I wreszcie zrobiłabym to cholerne prawko, bo na kursie już byłam jakieś 6 lat temu, niestety egzaminu praktycznego nie zaliczyłam (żeby to tylko raz …). Wydaje mi się, że nie mam talentu do prowadzenia auta i ja sama nie czuję się jakoś super zrelaksowana za kierownicą. Zdecydowanie bardziej wolę być pasażerem, niż kierowcą, niestety życie jest dość dynamiczne i brak prawa jazdy bardzo je komplikuje.

  1. Poszłabym na kolejne studia

Albo na jakiś kurs. Zdecydowanie tak! Uwielbiam się uczyć, mam słabość do akademickiego klimatu, nowych znajomych, zupełnie innych doświadczeń. Studia i kursy, poza wiedzą, dadzą mi również namiastkę młodości. Przynajmniej bardzo chcę w to wierzyć.

  1. Nauczyłabym się języka

Angielskiego, francuskiego, niemieckiego. Każdego z tych języków uczyłam się “mniej więcej” w ciągu ostatnich kilku lat. Najbardziej mi po drodze z językiem niemieckim, więc fajnie byłoby podszkolić, przypomnieć to, co już umiem i wchłonąć nową wiedzę. Poza tym znajomość języków poszerza możliwości zawodowe.

  1. Wróciłabym do jazdy konnej

Co tu dużo mówić, prowadzenie pod sobą zwierzęcia o tak ogromnej masie, własnym charakterze, temperamencie, jest niesamowitym doświadczeniem. Teraz tego nie robię i ze względu na mój kręgosłup i ze względu na to, że dzieciom bardziej przyda się matka sprawna, niż na wózku inwalidzkim. A wspomnę jedynie, że raz zdarzyło mi się konkretnie huknąć z siodła podczas galopu i wolałabym tego nie powtarzać.

  1. Poszłabym na imprezę

Wiecie ile ja już lat nie byłam na prawdziwej imprezie? Niekoniecznie na takiej, która by mnie sponiewierała, ale na takiej, żeby nie myśleć o tym, co dzieci robią w domu. Marzy mi się impreza, która byłaby czymś innym niż jedynie spotkaniem rodzinnym przy świątecznym stole.

     8.Trenowałabym sztuki walki

Jakiekolwiek, byle spod ręki i nogi ogień szedł. Dla własnego bezpieczeństwa i pewności siebie.

To oczywiście nie wszystko, czego chciałabym spróbować. Mam wiele mniej i bardziej ambitnych marzeń i cichą nadzieję, że jak moje dzieciaki podrosną, będzie dane mi zrealizować choć część z nich. Życie jest zbyt krótkie, by tylko przyglądać się marzeniom i żałować, że zabrakło czasu i odwagi do ich realizacji.

A Wy o czym marzycie?

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena Kamińska
Milena Kamińska
6 lat temu

Ja wyjechałabym hmm może ciepłe kraje i zupełne lenistwo na wyjeździe : wstaję o której chcę, jem o której chcę, ubieram się kiedy mi się zechce i idę zwiedzać gdy mi się zechce 😉

Aśka
Aśka
4 lat temu

Najpierw zaczęłam czytać o mężu który nie pomaga w obowiązkach domowych i teraz tutaj. Tak pracuję, jestem perfekcyjną panią domu, jeszcze jak by tego było mało to piekę ciasta. W tym kieracie jednak mam mikro ilość czasu dla siebie w sezonie jeżdżę konno a w zimie szyję ubrania dla córki, męża i siebie w tej kolejności. Na codzień jeszcze obornik wywalam od tych trzech koni…. Moją jedyną okazją kiedy mogę przysiąść na 5 minut i wypić ciepła kawę jest moja praca. A w domu mąż jeszcze ma pretensje, że się z nim kawy nie napiję spokojnie tylko ciągle coś robię!… Czytaj więcej »

Ciąża i dziecko 4 kwietnia 2018

Obcy w domu! Czyli dwulatek poznaje młodsze rodzeństwo…

Między Jasiem, a Polą jest pięć lat różnicy. Gdy więc zaszłam z nią w ciążę, on był na tyle duży i mądry, że na spokojnie mogłam z nim o tym rozmawiać. Nie musiałam robić żadnych podchodów, mogłam wprost powiedzieć, że noszę w brzuszku dzidziusia i niebawem będzie miał młodsze rodzeństwo. I wcale nie bałam się o jego reakcję oraz to, jak poradzi sobie z obecnością nowego członka rodziny. Bo ku mej radości, ucieszył się na tę wieść nie mniej niż ja i nie mógł doczekać narodzin siostry.  

Z kolei gdy zaszłam w następną ciążę, Pola miała raptem półtorej roku. Była więc na tyle mała, że tu nie wystarczyło powiedzieć – „Hej, będziesz starszą siostrą!”. Tu trzeba było temat ugryźć zupełnie inaczej, dużo tłumaczyć, opowiadać i odpowiednio przygotować tego szkraba na pojawienie się nowego członka rodziny.

Obaw tym razem miałam sporo, bo Pola nie dość, że była mała i niewiele z tego wszystkiego rozumiała, żeby nie powiedzieć – wcale, to jeszcze była silnie ze mną związana, a także wciąż karmiona piersią i zdawało się, że szybko jej nie odstawi, a co za tym idzie – być może nie pozwoli na karmienie młodszego brata.

Wielokrotnie zastanawiałam się jak to będzie, kiedy Staś w końcu zawita na świecie? Jak zareaguje Pola, gdy zniknę z domu na kilka dni? I wreszcie, jak sobie poradzi z własnymi emocjami, gdy przyjdzie jej podzielić się mamą, z „obcym” małym człowieczkiem?

Opowieści o ogromnej zazdrości słyszałam wiele. O tym, że dzieci w obliczu nowej sytuacji odsuwały się od swoich mam, że biły, szczypały i gryzły młodsze rodzeństwo… Nie były to pocieszające historie, wręcz przeciwnie. Wiedziałam, że nasza – rodziców – rola jest tutaj kluczowa i przed nami trudne zadanie.

Aż w końcu nadszedł ten dzień. Ja zniknęłam nad ranem z domu – kiedy Pola jeszcze słodko spała, niczego nieświadoma – a kilkanaście godzin później urodził się Staś. I już nie było odwrotu, trzeba było wszystko przyjąć na klatę 😉

Jak zareagowały moje dzieciaki?

Jaś zakochał się oczywiście od pierwszego wejrzenia. Czasami musiałam go wręcz przepędzać od Stasia, bo gdyby mógł to zagłaskał i zacałował by go na amen! 😀 Z kolei Pola, podeszła do młodszego brata z dużym dystansem. Przez pierwsze dwa tygodnie bacznie i podejrzliwie mu się przyglądała. Niby wiedziała, że to ten Staś, który jeszcze niedawno był u mamy w brzuchu, ale jednak patrzyła na niego jak na zupełnie obcego stworka. Nie zbliżała się do niego – jakby się czegoś obawiała – i mówiła o nim „dzidziuś”, a nie Staś jak jej wszyscy powtarzaliśmy. Ale plus był taki, że nie chciała mu w żaden sposób zrobić krzywdy, a gdy płakał wołała mnie i kazała przytulać lub dawać mleczko 😉 Był to więc całkiem dobry początek!

Po dwóch tygodniach, ku mej uciesze, zaczęła zmniejszać dystans. Najpierw mówiła do niego – krótkimi zwrotami i z daleka – później podchodziła coraz bliżej, opowiadała coś i pokazywała, np. swoje zabawki. Aż w końcu odważyła się go dotknąć. A kiedy zauważyła, że to małe stworzonko nie gryzie 😉 i raczej nie jest groźne, zaczęła go głaskać i cmokać w policzek. Później zrobiła kolejny krok do przodu, domagając się jego noszenia i przytulania. A na dodatek zaczęła mówić o bracie po imieniu, a nie per dzidziuś, co dla nas było przełomowym momentem 😉

Dziś, kiedy Stasiu ma „już” sześć tygodni, z ogromną radością obserwuję jak Pola go zaczepia i zagaduje. Woła do niego „Mój Malutki!”, „Kocham Cię!” 😀 Ciągle chce go przytulać i wiecznie każe mi go przystawiać do piersi 😀 Opowiada mu różne historyjki, pokazuje swoje książeczki i zabawki, śpiewa piosenki…  – co jest naprawdę urocze! Gdy tylko on zaczyna płakać, Pola zaczyna koncert pt. „Aa aa aa kotki dwa, szalo bule obidwa. Nic nie będą lobiły, tylko Stasia bawiły” – sama słodycz przyznajcie to sami!

Sama zachęca mnie, a wręcz upomina,  żebym przytulała Stasia, nosiła, czy zmieniała mu pieluszkę.  A tego przecież tak bardzo się obawiałam – że nie będzie chciała się mną dzielić i że ja nie będę mogła swobodnie zajmować się Maluszkiem. Miłe zaskoczenie.

Niepotrzebnie się więc martwiłam. Mam mądrą dziewczynkę, w której drzemią ogromne pokłady miłości (wszystkie jej zabawki – klocki, lalki, misie, … – mocno się kochają i w kółko to sobie powtarzają! 😛 ). Obyśmy tylko tego nie popsuli – my wymęczeni ilością obowiązków rodzice 😉 – i w dalszym ciągu potrafili się tak dobrze dzielić sobą, swoim czasem i sprawiedliwie przekazywać uczucia wobec wszystkich członków rodziny, a będzie cudnie! Tak jak to sobie wymarzyłam 😉

A jak było u Was? 😉  

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close