Dom 27 lutego 2018

Mróz za oknem i wiosna w sercu. O tym, jak zaprosić wiosnę

Przychodzi taki moment, że nawet największy wielbiciel zimy, ma jej już po dziurki w nosie i wypatruje pierwszych oznak wiosny. U mnie taki stan pojawia się zawsze w okolicy moich urodzin, które przypadają na koniec lutego. Od tego momentu nie tylko tęsknie wyczekuję, ale i wychodzę wiośnie naprzeciw. A jak? Gramolę się spod ciepłego koca, przeciągam i zapraszam wiosnę do… swojego wnętrza.

Zaczynam od wiosennych kwiatów – moje ulubione prymulki i hiacynty można już kupić niemal wszędzie, a wybór jest ogromny. Kosztują niewiele, a włożone do ładnych doniczek, słoików, czy wiklinowych koszyków tworzą piękne kompozycje i cieszą oko żywymi kolorami.

Podpowiem – by kwitły jak najdłużej, wybieram im chłodne, niezbyt nasłonecznione miejsca, koniecznie z dala od kaloryfera. Ważne jest również, by ich nie przesuszyć, pilnuję by ziemia w doniczce była wilgotna.

Zmęczona zimową szarością i burym krajobrazem, wprowadzam do domu pozytywną energię kolorami. Przywołuję wiosenny nastrój za pomocą zielonych, żółtych, pastelowych, różowych dodatków – barw, które już wkrótce pojawią się też za oknem. Dekoracje i tekstylia robią całą robotę – poduchy, zasłony, podkładki, świece, wazony, pudełka na drobiazgi…

Czas też na odmianę sypialni, czyli wybieram pościel w pastelowych kolorach, lub w wiosenne motywy. Zmiana pościeli sprawia, że łatwiej wybudzić się z zimowego letargu.

Im więcej słońca zagląda przez okna, tym bardziej demaskuje zaniedbane zakamarki w domu i odkrywa brudne szyby. Ale to nie jest jeszcze dobry moment na mycie okien. Poczekam jeszcze na bardziej sprzyjające temperatury. Za to zabieram się za porządki w szafkach, szufladkach i kątach. Czyszczę wszystkie lustra i puszczam w nich do siebie oko, bo akurat mi bardzo poprawia nastrój uporządkowane i czyste wnętrze.

Chciałabym żeby na Was też, miały wpływ te różne (choć wcale nie muszą być takie same) drobne zmiany, a widok kwitnących żonkili (nawet jeśli tylko na poduszce) podziałał pozytywnie na Wasze zmysły.

To jak będzie? Zrobicie miejsce kwiatom, kolorom i cieplejszym nie tylko dniom, ale przede wszystkim myślom?

Zdjęcia: Basia Heppa-Chudy

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Niepoprawna Optymistka

Cudne wnętrzne ❤ a ten kot

Asia
Asia
6 lat temu

Nie jestem matką (jeszcze), ale jestem nauczycielem i mam do ogarnięcia ponad 10 dzieci od poniedziałku do piątku po 8 godzin dziennie. Wiadomo jest inaczej, bo jestem obcą osobą i nie muszę zajmować się dziećmi 24h na dobę. Ale pamiętam jeszcze swoje dzieciństwo i często wypytuję moją mamę o niektóre szczegóły. Moja mama nie pracowała i w pełni poświęciła się nam. Już w wieku 25lat miała 3 dzieci. Tata pracował całymi dniami więc praktycznie wychowała nas sama. Ale nie było mowy o takich zachowaniach jakie zostały przez Panią wymienione. U mnie w domu panowały ZASADY.Ściśle określone, nieodwoływalne, wręcz święte. Moja… Czytaj więcej »

Emocje 23 lutego 2018

Nie wierzysz, że śmiech to zdrowie? Mamy na to dowody!

– Lepiej żartować, niż chorować – powiedział mi kiedyś pewien pan, który sprzedawał jajka na bazarze. Lubiłam u niego kupować wcale nie dlatego, że miał jakiś wyjątkowo dobry towar, ale dlatego, że po zakupach zawsze miałam lepszy humor. Coś jest w tym staropolskim powiedzeniu, że śmiech to zdrowie…

Śmiech to nie tylko czysto fizyczna przyjemność, to wymierne korzyści dla naszego ciała i ducha.

 

  1. Śmiech jest najlepszą metodą na zwalczenie stresu. Obniża poziom kortyzolu i adrenaliny i tym samym sprawia, że nabieramy dystansu do stresogennych sytuacji, jakie spotkały nas w ciągu dnia. Dlatego, jeśli to możliwe, dobrze w drodze z pracy do domu poczytać jakąś zabawną książkę.

 

  1. Śmiech jest jak narkotyk! I to niemalże dosłownie. Dzięki niemu organizm produkuje endorfiny. Zwane są one hormonami szczęścia, a działają dokładnie na te same receptory, co leki produkowanie na bazie opium. W tym momencie powiedzenie: „śmiech to zdrowie” zostaje potwierdzone naukowo. Zamiast łykać kolejną porcję leków przeciwbólowych – śmiejmy się.

 

  1. Są osoby, które starają się nie śmiać, w obawie przed powstaniem zmarszczek mimicznych. No cóż.. każdy ma prawo mieć swoją fobię. Co prawda ślady częstego śmiechu faktycznie mogą pogłębić kurze łapki, ale nie zapominajmy, że śmiech pobudza krążenie krwi. A lepsze krążenie, to zdrowsza i lepiej odżywiona cera. Koniec z szarością na twarzy, koniec z cieniami pod oczami. Nie masz czasu zrobić maseczki? Śmiej się!

 

  1. Podniesienie wydajności przy pracy umysłowej jest możliwe właśnie dzięki śmiechowi. Już nie potrzebujesz kawy ani mocniejszych dopalaczy. Szczery śmiech zmusza do głębszego oddychania, powoduje lepsze dotlenienie całego organizmu łącznie z mózgiem. Dotleniony mózg to lepsza koncentracja, a lepsza koncentracja to efektywniejsza praca. Nie bez powodu mówi się, że trzeba czasem „przewietrzyć” mózg. Gdy nie ma czasu na spacer, wystarczy solidna dawka śmiechu.

 

  1. Śmiech jest najlepszym naturalnym wzmacniaczem odporności. Ta wiedza przyda się szczególnie w sezonie jesienno-zimowym. Jak to możliwe? Otóż częste śmianie się wzmacnia produkcję limfocytów T, które są odpowiedzialne za zwalczanie mikrobów. Produkowane przy okazji częstego śmiechu endorfiny, nie tylko poprawiają samopoczucie na poziomie psychicznym, mogą pochwalić się także działaniem przeciwzapalnym.

 

  1. Śmiech jest niezawodnym sposobem na wzmocnienie mięśni brzucha, co w efekcie skutkuje jego… spłaszczeniem. Tak, jeśli mamy obwisły brzuch, to powinniśmy jak najwięcej się śmiać! Bolał was kiedyś brzuch od śmiechu? To dobry znak – mięśnie podjęły pracę. Oby tak dalej!

 

O powody do śmiechu wcale nie jest tak trudno. Dobra książka, film, porcja humoru jaką bez trudu znajdziemy w sieci. Ja wam zostawiam skecz kabaretu Smile. Ale nie taki byle jaki, tylko z pewnym drobnym żartem od kabaretu Ani Mru Mru. Bo najlepsze żarty są wtedy, gdy kabareciarze robią je sobie nawzajem 😉

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 22 lutego 2018

Baba z wozu, konie stoją

Mówi się, że baba z wozu, koniom lżej. Widząc to, w jaki sposób ustaje jakikolwiek ład i porządek w domu, kiedy mnie zmaga raz na ruski rok zmęczenie albo poważna niedyspozycja, śmiem w to wątpić. Ja z wozu, a raczej do łóżka, więc konie lekko powinny pójść dalej. A konie, jak te osły na łące stoją dalej. Bez matki ni centymetra nie ruszą, będą tak trwać…

Matka, “rzecz” święta, niezastąpiona, wyjątkowa, wszystkowiedząca i wszechmogąca. Moja mama nie leżała ugorem, wątpię, żeby kiedykolwiek położyła się kopytami do góry, bo tak, bo się należy. Ja na razie też tego nie robię, bo by mnie chyba sumienie zeżarło. A tak, gdy nie daję rady i leżę, zżera mnie nie tylko sumienie, ale i czas. Bo to co masz zrobić jutro, zrób pojutrze – będziesz miała dwa dni wolnego? Gówno prawda, mogę śmiało rzec. Czego nie zrobiłam dziś, to mi się na łeb zwali jutro, łącznie z tym, że będę musiała zrobić to, co standardowo zrobić powinnam. Kołomyja. Obowiązki pieprzone. Aż się nie chce.

Czasem mi żal, że nie mam córki, która mogłaby zrozumieć zamiłowanie do porządku i obowiązkowości. Mogłaby mi pomóc, tak sama z siebie, od serca, a nie, bo matka kazała. Ja tak robiłam, pytałam mamę każdego dnia, czy nie mogę jej w czymś pomóc. W końcu matkę ma się tylko jedną…

Moi synowie mają lepiej, bo mają robota wielofunkcyjnego – matkę, praczkę, sprzątaczkę, układaczkę bajzlu na półkach, zbieraczkę ich rzeczy po pokojach, kucharkę, organizatorkę dnia i podcieraczkę dup do tego.

Owszem, jak palcem pokażę, to coś zrobią, ale i tak muszę poprawiać – co drugi zebrany klocek, “ułożone” rzutem na półkę książki i innych parę innych rzeczy na chybił-trafił, gdzie popadnie. Faceci tak mają? Najstarszy z gangu na prośbę działa, jak trzeba. Poza prośbą  działa z doskoku, dla niego serio to żaden problem, gdy gary poczekają na lepszy czas, by zawędrować do zmywarki.

Czy tylko ja mam jakąś manię prześladowczą z powodu jednodniowego kurzu???

P.S.

Za którymś razem nie wytrzymałam. Zrobiłam eksperyment – wieczorem kolejno NIE:

  • ułożyłam gratów z podłogi na półki,
  • starłam kurzu,
  • odkurzyłam podłogi,
  • umyłam jej (opcja wykonywana 2 x w tygodniu, ew. gdy się skarpeta do niej klei wcześniej),
  • wywlokłam garów ze zmywarki / włożyłam brudnych do środka,
  • wykąpałam dzieci,
  • zrobiłam kolacji,
  • wyprowadziłam psa….

Dziwię się, bo nadal żyję i mam się dobrze, choć psychika mnie gniotła. Dzieci ogarnął ojciec. Ja poszłam spać. Reszta częściowo albo ogarnęła się sama, albo ogarnął mąż.

Przyznam, że czułam się jak dzieciak, który nabroił coś, czego absolutnie nie wolno było mu robić. I uszło mi to na sucho! Bez komentarzy, bez sarkania.

Teraz zbieram się na odwagę, by praktykować dezercję częściej, Może wtedy będzie tak, że baba z wozu do łóżka, a wóz pojedzie sam?

 

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowo
6 lat temu

Dobiję osikowym kołkiem-to i tak Ty masz problem z sobą,mimo starań.Faceci reaguja prawidłowo.Jeśli czegos nie muszą,to po co maja sie wychylać? 😉

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Anonimowo

może i tak być 😉

Anonimowo
6 lat temu

Ja częściej olewam :p a kurze to raz w tygodniu przegonię szmatką.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close