Wirus bostoński lubi atakować w okresach przejściowych, tj. wiosną i jesienią. Pewnie dlatego właśnie teraz obserwuje się jego wzmożoną obecność , głównie tam, gdzie przebywa dużo dzieci i ma szansę na to, by bezkarnie przenosić się z jednego organizmu na drugi. Moich dzieci też nie ominął, a ponieważ w pierwszych dniach zmylił nam trop swoimi objawami, napiszę Wam na co warto zwrócić uwagę i jak można go rozpoznać.
Jakiś czas temu Jaś zaczął się skarżyć na ból policzka od wewnętrznej strony. W pierwszej kolejności uznaliśmy, że pewnie najzwyczajniej w świecie przygryzł sobie ów policzek i stąd dyskomfort. Chwilę poboli, zagoi się i przejdzie – myśleliśmy. Minął dzień czy dwa, ból dalej nie znikał, a Jasiek zaczął odmawiać jedzenia. Wtedy stwierdziliśmy, że to musi być jakaś afta, która sama pewnie nie minie. Więc kazałam dziecku płukać usta kilka razy dziennie szałwią i rumiankiem. Ku mojemu zdziwieniu dolegliwości jednak nie przechodziły, za to Jaś po kolejnych dwóch dniach pokazał mi wysypkę, która pojawiła się na wewnętrznej stronie dłoni. Wtedy dopiero zorientowałam się, że to nie żadne afty, a najprawdopodobniej BOSTONKA!
W między czasie wirus dopadł też Polę, tyle że u niej zaczęło się od nagłej gorączki, powyżej 39 stopni. Trzymała ją całą noc, odpuściła dopiero rano i już więcej się nie pojawiła. A ponieważ nie towarzyszyły jej żadne inne objawy, typu katar czy kaszel, pomyślałam, że to jakiś jednorazowy wybryk, może zęby, które aktualnie jej się wyżynają. Ale po dwóch dniach zaobserwowałam podejrzane kropeczki w okolicy ust, a później na dłoniach. Wtedy zapaliła mi się czerwona lampka, a że chwilę później odkryłam podobną wysypkę u Jasia, wiedziałam, że oboje mają ten sam problem.
Wirus zresztą prawdopodobnie próbował zaatakować całą naszą rodzinę, bo i ja z mężem w tym samym czasie zaczęliśmy męczyć się z objawami przeziębienia, ale u nas na szczęście tylko na tych objawach się skończyło i szybko udało je się pokonać domowymi sposobami. Dzieci z kolei wymagały kontroli pediatry i obowiązkowej IZOLACJI, ponieważ bostonka jest bardzo zakaźna. Chcę to szczególnie podkreślić, bo wiem od Jasia, że do przedszkola chodził ostatnio chłopczyk, który podobno miał takie samy „plamy” na dłoniach jak on, a więc prawdopodobnie był chory. Do przedszkola rodzice musieli więc puszczać go nieświadomie (a przynajmniej taką mam nadzieję!), ale by te wirusy nie rozsiewały się w kółko i nie wracały – bo przebyta choroba nie daje odporności i zarażać się nią można wielokrotnie! – ważne jest, aby rodzice o niej wiedzieli i potrafili szybko ją rozpoznać.
A więc po krótce…
Bostonka to zakaźna choroba wirusowa, wywoływana przez enterowirusy Coxsackie. Zarazić się nią można drogą kropelkową lub przez „brudne dłonie”, które miały kontakt ze stolcem nosiciela – wirusy wydalane są z kałem nawet przez kilka tygodni. Dlatego niezwykle ważna jest higiena po skorzystaniu z toalety lub zmiany pieluchy u niemowlaka. Ale ponieważ u dzieci przebywających w żłobkach, przedszkolach czy szkołach, ciężko zapanować nad właściwą higieną, tam skala zakażeń bywa ogromna.
Na bostonkę najczęściej chorują dzieci, jednak (od swojej pediatry wiem, że…) coraz częściej dotyka ona również dorosłych, u których „lubi” przebiegać ciężej, z poważnymi powikłaniami.
Do objawów należą:
– gorączka – często wysoka, powyżej 39 stopni,
– ból gardła,
– osłabienie,
– brak apetytu,
– wysypka,
– mogą pojawić się też nudności, wymioty i biegunka.
Wysypka pojawia się zazwyczaj po kilku dniach od zakażenia (3-6 dni) i wystąpienia pierwszych objawów. Umiejscawia się głównie na wewnętrznej stronie dłoni, podeszwach stóp, twarzy i w jamie ustnej. Czasami widoczna bywa w górnej partii klatki piersiowej.
Przyjmuje postać drobnych, czerwonych, łososiowych lub sinych kropeczek, plamek bądź grudek (w przypadku Jasia zmiany były delikatnie ciemniejsze od skóry, więc trudniej było je dostrzec, niż u Poli, która miała ewidentnie czerwone plamki i krostki, dobrze widoczne).
Wysypka może też przyjmować postać pęcherzyków, przypominających ospę, dlatego bywa z nią mylona. Tyle, że przy ospie wykwity pojawiają się na całym ciele, włącznie z owłosioną skórą głowy i swędzą, natomiast przy bostonce ograniczają się do kończyn oraz twarzy i raczej nie towarzyszy im świąd. Zdarza się, że po jej zniknięciu, z kończyn delikatnie złuszcza się skóra.
W związku z tym, że choroba sama ustępuje, leczenie ogranicza się jedynie do podawania środków przeciwgorączkowych, przeciwbólowych – jeśli jest taka potrzeba, antywirusowych i wzmacniających odporność, np. zwiększając podaż witaminy C. Ponadto osoba zarażona, jak już wspomniałam wcześniej, wymaga izolacji, nawet po zniknięciu objawów/wysypki – w naszym przypadku pediatra zaleciła dodatkowy tydzień siedzenia w domu i stronienia od wszelkich gościnnych wizyt.