Nauczyciele z podstawówki – tyle zapamiętałam z ich nauk
Z perspektywy czasu, po latach uważam, że wiedza wcale nie była tym czymś najważniejszym, co ze szkoły wyniosłam. Może z liceum tak, ale z podstawówki nie. Nauczyciele z podstawówki nauczyli mnie zupełnie innych rzeczy.
Pierwsza wychowawczyni z klas 1 -3 – nauczyła mnie, że nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość i że są równi i równiejsi.
Pani od polskiego – była miła, niewymagająca i nudna jak flaki z olejem. Zawdzięczam jej jedno – szybko zrozumiałam, że nie chcę być taka, jak ona. I nie jestem!
Pan od matematyki – nauczył mnie, że warto wierzyć w ludzi. Zawsze we mnie wierzył, nawet jak mi nie szło. Przy tym wszystkim nauka trygonometrii to pikuś, zresztą i tak niewiele z niej pamiętam.
Pani od muzyki – owszem, wbiła nam do głowy trochę muzycznej wiedzy i parę piosenek, ale przede wszystkim nauczyła nas radości życia i dystansu do siebie. Uwierzycie, że zawsze chodziła uśmiechnięta?? I na bank nie był to efekt schrzanionej operacji plastycznej, bo o takowych nikt w tamtych czasach nie słyszał.
Pani od chemii – chemii mnie nie nauczyła, za to nauczyła poważnego traktowania obowiązków i nierobienia niczego na odwal się. Jak? Dobrym przykładem oczywiście! Chyba najlepiej przygotowany do lekcji nauczyciel, ze wszystkich, jakich miałam. Poza tym słuchała, co do niej mówimy i naprawdę z nami rozmawiała.
Pani od fizyki – w kółko powtarzała: dobry zwyczaj nie pożyczaj. Paradoksalnie nauczyła mnie empatii, tak jej nie lubiłam, że zawsze robiłam odwrotnie.
Pani od plastyki – jest jednym z niewielu nauczycieli, którym się dziś nie kłaniam. Nauczyła mnie, że między wymaganiem a wymuszaniem jest próżnia kosmiczna. Pokazała też, na czym polega brak szacunku do drugiego człowieka.
Pani od prac ręcznych – nauczyła mnie, czym jest złośliwość. Pewnie dzięki niej potrafię osiągnąć level hard w wyzłośliwianiu się.
Pani od biologii – może nie nauczyła mnie, jak się rozmnaża pantofelek, ale nauczyła mnie, że człowiek człowiekowi powinien być człowiekiem. Staram się jak mogę!
Pani od języka niemieckiego i pan od rosyjskiego pokazali mi, że poza nauką warto się czasem zabawić. To właśnie oni najczęściej zabierali nas na spacery w czasie lekcji.
Pani od historii – jedną swoją decyzją zrobiła krzywdę całej klasie, ale postawiła na rodzinę, bo rodzina jest najważniejsza. I dziś przyznaję jej rację. Historii mnie nie nauczyła.
Pani z szatni – nie była nauczycielką, ale muszę o niej wspomnieć. Zarzuciła mi kłamstwo, które było wynikiem jej zaniedbania, do czego pewnie nie chciała się przyznać. Nauczyła mnie, że na niektórych ludzi nawet splunąć nie warto.
Pewnie zauważyliście, że kilku przedmiotów brakuje. No cóż… pozostali nauczyciele nie przekazali mi niczego istotnego. Może to smutne, może to okrutne, ale po ponad dwudziestu latach od opuszczenia podstawówki tak właśnie uważam.
A ja z podstawówki miło wspominam nauczycieli, lubiłam tam chodzić miałam zgraną świetną klasę, wycieczki rewelacyjne, psikusy, wspólne spedzanie czasu po lekcjach na podwórku to były swietne czasy
Jestem pod wrażeniem tak wnikliwej analizy. Sama chyba nie byłabym w stanie doszukać się tylu charakterystycznych cech/ wartości/ zachowań dla uczących mnie nauczycieli.
Na pewno byś była, daj sobie kwadrans na przemyślenia 😉
Pani od matematyki: „nie ruszaj g……a nie będzie śmierdziało” (kiedy ktoś z nas dyskutował z klasowym pajacem)
Co się nie najesz to się nie naliżesz (znaczy się trzeba coś mieć w głowie żeby skorzystać podczas spr. ze ściągi)
„Chamstwo trzeba zwalczać chamstwem”. 3 święte prawdy o życiu 😉 Nauczyciel historii – zawsze dużo gadał ale nigdy na temat. Nauczył mnie że jeśli chcę aby coś było zrobione dobrze to musze zrobić to sama. Do dziś nadrabiam zaległości z historii i czytam Wikipedię na dobranoc.