Dom 23 października 2017

O tym, jak telefon wyszedł na spacer

Na temat konieczności codziennego wychodzenia z dzieckiem na spacer wiemy bardzo dużo. Nawet jeśli pogoda nie do końca nam sprzyja, staramy się spędzić poza domem przynajmniej dwie godziny dziennie. Małe dziecko ma okazję się dotlenić, a pobyt na świeżym powietrzu pobudza aktywność układu odpornościowego.

Wychodząc poza dom możemy pokazać maluchowi świat, a przy tym mamy do dyspozycji więcej przestrzeni i ciekawych możliwości zabaw. Na placu zabaw można poznać przyjaciół i spędzić czas na buszowaniu wśród fantastycznych sprzętów. Zatem sytuacji, które wpływają korzystnie na rozwój małego dziecka podczas takich wypraw jest wiele. Jednak obserwując dorosłych spacerujących z małym dzieckiem, odnosi się wrażenie, że na spacer wyszło nie dziecko, ale … telefon. Znacie te sceny?

– dziecko jedzie w wózku – dorosły rozmawia przez telefon,

– dziecko bawi się na placu zabaw – dorosły rozmawia przez telefon lub na nim gra,

– dziecko śpi – dorosły rozmawia przez telefon,

– dziecko o coś pyta, ale dorosły właśnie rozmawia przez telefon lub pilnie pisze wiadomość,

– dziecko chce się pobawić, ale jego partner – dorosły ciągle rozmawia przez telefon,

– wracamy do domu, a dorosły nadal rozmawia przez telefon.

Takie przykłady można mnożyć. Znamy je z codziennych doświadczeń.

Może już czas spojrzeć na codzienne wyjścia nieco inaczej i pomyśleć o tym, by więcej czasu poświęcić dziecku podczas tych fantastycznych wypraw? Świat jest przecież kolorowy, a wokoło wiele się dzieje. Podczas pobytu na świeżym powietrzu dziecko może się tak wiele nauczyć, jednak tylko pod warunkiem, że  dorosły poświęci mu czas i uwagę. 

Nie traktujmy codziennych spacerów jako przykrej konieczności (bo lekarz tak zalecił), nie załatwiajmy w tym czasie setek niebywale ważnych spraw. Niech spacer będzie przygodą, chwilą spędzoną z dzieckiem. Nie chodzi w nim tylko o pobyt na zewnątrz, poza domem (wtedy wystarczyłoby wyjść na balkon). Chodzi także o organizację procesu uczenia się:

  • barwy, kształty, zapachy i wrażenia dotykowe pobudzają percepcję (to się przyda choćby przy nauce czytania), pobudzają wyobraźnię, działają stymulująco na procesy integracji sensorycznej (może nie trzeba będzie w przyszłości korzystać z kosztownej terapii),
  • wszystkie nowe doświadczenia wpływają na rozwój umysłowy i stymulują procesy poznawcze,
  • zabawa z drugim człowiekiem pobudza rozwój emocjonalno-społeczny.

To wszystko jest w zasięgu ręki. Warto skorzystać.  Telefon nie będzie potrzebny.

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magda Piotrowicz-Zbieraj

nie czytałam jeszcze tekstu (bo się boję, haha), ale to zdjęcie jest bombowe!

W roli mamy - wrolimamy.pl

Przeczytaj bo warto!

Magda Piotrowicz-Zbieraj

W roli mamy – wrolimamy.pl no boję się 😀

Magda Piotrowicz-Zbieraj

W roli mamy – wrolimamy.pl a tak na poważnie to warto czasem telefon zostawić w domu 🙂 niech on siedzi sobie pod kocykiem, a my zdobywajmy świat i mówię to ja – anonimowa iphnomaniaczka.

W roli mamy - wrolimamy.pl

Ja też łapie się na tym, że „wiecznie” mam telefon w ręce. Ale taki tekst daje do myślenia i mam nadzieję, że przeczyta go wielu rodziców i odstawi telefon pod kocyk 🙂

Milena Kamińska
7 lat temu

Czasem c a czasem a 🙂

Niepoprawna Optymistka

Chyba uzależniłam się od telefonu :p ale kurcze kto nie przegląda telefonu jak dzieci są na placu zabaw?

Martyna Bednarczyk
7 lat temu

ja zawsze tel w ręce a córka śmiga po placu zabaw 😛

Emocje 20 października 2017

Myślisz, że da się coś zaplanować przy dziecku? Też tak kiedyś myślałam

Właściwie już się do tego tematu nie dotykam. Patrzę/czytam z lekkim politowaniem, kiwam głową i idę dalej. Bo nijak nie da się przyszłej mamie wytłumaczyć, że przy dziecku nie da się zaplanować nic, kompletnie nic. Ona dobrze wie, jakie będzie jej dziecko, jak ładnie będzie jadło, spało, że nie będzie miało kolek. Jednym słowem – na pewno urodzi dziecko idealne.

Rzeczywistość jest jaka jest – dzieci są różne. Jedne płaczą, inne nie płaczą. Jedne śpią w nocy, drugie wolą spać w dzień. Jedne mają kolki, drugie za to boleśnie ząbkują. Potem też nie jest tak do końca różowo, bo jedne bawią się same, drugie trzymają się kurczowo maminej nogi. O konieczności przewijania w najmniej odpowiednim momencie nie ma, co pisać. Z tymi powrotami do pracy po porodzie też różnie bywa, nie każde dziecko nadaje się do żłobka. No wiadomo – przynajmniej wszystkie mamy wiedzą – nic się nie da zaplanować przy dziecku. Nic znaczy nic.

A ja się bez bicia przyznaję, dziś o tym zapomniałam. Albo może jakoś podświadomie założyłam, że przy ośmioletnim dziecku to już coś sobie mogę zaplanować. W końcu ma plan lekcji i jakoś się go trzyma. Mogłaby być miła i mojego planu też się trzymać, prawda?

Mój plan na dziś był prosty. Rano dziecko do szkoły odprowadza tatuś, ja ogarniam dom, idę na zakupy, po powrocie przygotuję sobie materiały do pracy, coś zjem, odbiorę dziecko z autobusu szkolnego, dam obiad i wezmę się za pisanie. Duśka w tym czasie miała odrobić lekcje. Reszta dnia była uzależniona od tego, ile tych lekcji przyniesie i jak mi praca pójdzie. O 16.30 różaniec, na który Duśka jako dziecko przygotowujące się do pierwszej komunii powinna pójść.

Plan zawalił się dokładnie w połowie dnia o godzinie 14.00, kiedy Duśka nie wysiadła z autobusu szkolnego. W zasadzie codziennie się z tym liczę, bo różnie bywa, ale jednak przyjeżdża. Dziś nie przyjechała. No szlag by to trafił, dlaczego akurat dziś?! Telefon do szkoły i wszystko jasne. Moje dziecko zgubiło identyfikator. Zgubiło, to zgubiło, tym się nawet nie przejęłam. Jak nie znajdzie, wyrobi nowy. Gorzej, że szukała tak długo, że autobus zdążył odjechać. Musiałam iść do szkoły. Godzina w plecy. Drugą godzinę zajęła nam wizyta u babci, która zadzwoniła, że akurat zrobiła naleśniki i może Duśka przyjdzie, bo przecież ona tak lubi. W głębi duszy podejrzewam, że się zmówiły! No co za pieroński zbieg okoliczności, że akurat ona nie przyjechała i babcia na obiad zaprasza. A że babcia mieszka dosłownie dwie minuty piechotą od szkoły, to jakby ciężko było się wykręcić. Skorzystałam, nie powiem. Nie musiałam obiadu robić. No ale jednak… Do domu wpadłyśmy tylko po to, żeby zostawić tornister, wziąć różańce i wyjść. W drodze z kościoła spotkałyśmy znajomych… Do pisania usiadłam o 18.30, zmęczona i bez koncepcji na pracę umysłową. I prędko dziś spać nie pójdę. Wieczór z książką trzeba przełożyć na bliżej nieokreślone kiedyś. A to był przecież tak dobrze zaplanowany dzień!

Kiedy jakaś przyszła mama mówi mi, że przecież jej dziecko nie musi być takie jak moje (a moje naprawdę nie jest trudne) to w duchu sobie myślę: no pewnie, że nie, może być gorsze. Tak, wiem. Jestem złośliwa. Trochę. Bo na głos tego nie mówię. Niemniej jednak każda przyszła mama powinna sobie jak mantrę wbić do głowy: im mniej planów, tym mniej rozczarowań. I nerwów też mniej.

Chyba to sobie na ścianie napiszę.  

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zdrowie 19 października 2017

Odparzenia skóry pod pieluszką to nie zawsze prosta do opanowania sprawa. Przyczyny i sposoby leczenia mogą być różne

Jakiś czas temu pytałam na fanpage`u FB naszego bloga, jakie macie sposoby na podrażnioną skórę pod pieluszką. Mój najmłodszy synek miał nieszczęście po antybiotykach dostać może nie tyle biegunki, co luźnych i bardzo podrażniających stolców.  Po kilku takich wypróżnieniach nawet przy dość szybkim zauważeniu problemu i zmianie pieluchy z tzw. marszu, zaczerwienienie rozrastało się bardzo szybko. Po dwóch dniach takiego załatwiania się, skóra nie wyglądała zachęcająco i przewijanie powodowało dyskomfort.

Z tego powodu pytałam was, jak wy sobie radzicie z tym problemem. Każda miała inny sposób – jedne polecały różne maści, inne zachwalały mąkę ziemniaczaną, jeszcze inne przypominały o wietrzeniu pupy i puszczaniu maluszka z nagą pupą, by powietrze ułatwiło proces gojenia. Czytałam wszystko z niekłamanym zaciekawieniem – u nas trzeba było zastosować maść intensywnie regenerującą, a także zrezygnować z obcierania pupy chusteczkami nawilżanymi. Przerzuciłam się zamiast tego na nawilżone przegotowaną wodą ręczniki papierowe. Położna podpowiedziała mi, że chusteczki nawilżane, szczególnie te zapachowe, mogą mieć w składzie substancje, które dodatkowo podrażniają i tak delikatną skórę pod pieluchą. Do głowy mi to nie wpadło, no i zapewne w ten sposób też dokładałam cegiełkę do rozrastającego się podrażnienia.

Podobną sytuację miała moja przyjaciółka, która też ma synka w wieku mojego Olka. U nich co prawda antybiotyk w ruch nie poszedł, ale pediatra przepisała małemu witaminę C w kroplach. Niestety nie trzeba było długo czekać na objawy uczulenia, którego nikt z biegunką nie skojarzył. Mały naprawdę intensywnie się wypróżniał, a my nie mogłyśmy dojść, o co chodzi. Dopiero po kilku dniach, gdy wyszła wysypka na ciele, wpadło nam do głowy, że to się zaczęło przy podaniu witaminy. Po odstawieniu preparatu szybko doprowadziłyśmy skórę małego do porządku.

Chciałabym was jeszcze uczulić na jedną rzecz, o czym może tak często się nie mówi, a co warto wiedzieć. Ten problem naświetliła jedna z czytelniczek, która bezskutecznie próbowała leczyć (jak jej się wydawało) odparzenia na skórze dziecka. Niestety to, co wyglądało na podrażnienie, czy też stan zapalny, na kontroli u pediatry okazało się grzybicą. Lekarka przepisała odpowiednią maść, która po kilku dniach stosowania przyniosła widoczną poprawę.

Jeśli, moje drogie, macie jeszcze pomysły, własne doświadczenia, jak można sobie pomóc w przypadku bardzo silnego podrażnienia skóry pod pieluszką, podzielcie się nimi w komentarzach. Im więcej ich zbierzemy, tym łatwiej będą mogły poradzić sobie z tym problemem mniej doświadczone mamy.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close