Ciąża 20 września 2011

Czekanie na wywołanie porodu

W oczekiwaniu na ten jeden dzień tworzyłam w głowie różne scenariusze. Zastanawiałam się, kiedy i gdzie zaskoczą mnie pierwsze skurcze i czy rozpoznam, że to już te porodowe? Czy czasem podczas zakupów nie odejdą mi wody? Czy mąż będzie akurat w domu, czy w pracy? Czy zdążymy dojechać? I tak mijały kolejne miesiące, kolejne wizyty i kolejne prawdopodobne daty rozwiązania.  Wywołanie porodu

Na około 3 tygodnie przed planowanym terminem porodu, mój lekarz podczas wizyty kontrolnej mówi mi – Pani Madziu już możemy się tu nie zobaczyć. Mimo że moje ciało było kompletnie pozamykane na cztery spusty:-) I tak za dwa tygodnie kolejna wizyta, na którą dotrwałam w 2paku. I słowa lekarza – Pani Madziu, zapraszam za tydzień, ale nie sądzę, żeby Pani się u mnie zjawiła. A jednak tydzień później widzimy się ponownie. Tu już stwierdzenie, że jeśli do tygodnia nic się nie wydarzy mam się zgłosić na oddział. Oczywiście po tygodniu zawitałam na izbę przyjęć swojego szpitala ze skierowaniem na oddział. I tam badania potwierdzające pozamykane wszystkie moje zamki. No cóż – zostaje Pani na oddziale przedporodowym – usłyszałam. Jak się później dowiedziałem, ten dzień był najbardziej owocny w porody. Oczekując na badania nasłuchałam się odgłosów dobiegających z wszystkich sal porodowych. Jednakże wcale mi one nie przeszkadzały, nie przestraszyły, było to coś zupełnie naturalnego.

I tak trafiłam na 6`osobową salę. Wybrałam sobie łóżko pod oknem, z widokiem:-) zapoznałam z dziewczynami, które tam zastałam i oczekiwałam na jakieś działania ze strony lekarzy, mające na celu sprowadzenie Majki na świat. A tu … rozczarowanie, pierwszy dzień  minął i nic się nie działo. Godziny trwały wieczność. W głowie jedna myś l– jutro będzie mój lekarz, jest ordynatorem i na pewno zaproponuje kroplóweczkę i po sprawie. Z takim nastawieniem jechałam do szpitala. Dziś przyjęcie – jutro wywołanie i Maja będzie z nami. Rzeczywistość jednak okazała się daleka od moich wyobrażeń.

Wtorek – poranny obchód, badania, jest mój lekarz i… szyjka podobno zgładzona, ale niepodatna, czyli bez rewelacji. Jednak pełna nadziei czekam na „werdykt”. A tu niespodzianka, wszystkim dziewczynom leżącym na przedporodowym serwują lewatywę. Że niby ruchy jelit mają wywołać akcję porodową. No więc było ciekawie. Posiedziałyśmy na kibelkach w oczekiwaniu na wywołanie porodu i… cisza. U żadnej nie przyniosło to efektu. Moja wytrzymałość psychiczna była już mocno nadwyrężona i osłabiona. No cóż, czekamy co przyniesie środa. Ma być mój doktorek i nadzieja na kroplówkę wciąż we mnie była bardzo żywa.

Środa –  poranny obchód, badania, jest mój lekarz i … podobno jakiś centymetr się pokazał. Moje nadzieje na kroplówkę wzrastają. Jednak pada decyzja o założeniu mi cewnika Foleya. Wychodząc z gabinetu zabiegowego miałam już łzy w oczach. Po wejściu na salę ryczałam już jak bóbr. Tu przyszło załamanie. Chciałam już mieć przy sobie, już tulić moją Małą Księżniczkę! A tu tylko mi się towarzystwo zmieniało, dziewczyny przychodziły i wychodziły z dzieciaczkami, a ja … ciągle nic. Położne przychodziły się pytać co się dzieje, a ja ryczę. Po rozmowie z mężem trochę się uspokoiłam, bo w końcu jestem tu dla maluszka. Gdzieś na korytarzu złapałam mojego doktorka i szczerze z nim porozmawiałam. On ma takie podejście do pacjentek, że każdej życzę takiego lekarza. Uświadomił, mi co będzie najlepsze dla dziecka, po co to robią. Jak to wszystko wygląda od strony medycznej. Dopiero po tej rozmowie zawzięłam się w duchu i myślałam tylko o mojej Kruszynce, która czuje mój niepokój i smutek, a takich uczuć nie chciałam jej serwować. Cewnik miał mi wypaść sam, co oznaczałoby rozwarcie minimum na 4 centymetry. Cóż … w czwartek rano ciągle tam był. Chociaż wieczorem czułam skurcze, co 10 minut, całkiem spore według KTG. Ale noc smacznie przespałam i czekałam na dzień następny.

Czwartek – wizyta, badania, nie ma mojego lekarza 🙁 Oczekiwanie na wywołanie porodu dawało się we znaki, po czym… wyciągają cewnik rozwarcie 3-4 centymetry 🙂 Moja radość sięga zenitu. Od rana znowu pojawiły się skurcze, z nadzieją czekałam, aż coś się zacznie dziać. Zapada decyzja o podaniu kroplówki, uśmiech i pełnia szczęścia :-), świat zaczął wirować. Dziś nareszcie zobaczę moją córeczkę 🙂 Zmykam do sali, żeby pochwalić się moim „współlokatorkom”. Po czym przychodzi położna i z pretensjami w głosie – dlaczego Pani jeszcze niespakowana. Ja wielkie oczy na nią, a ona – no dziś rodzimy ;-)))

14.04.2011 stał się najszczęśliwszym dniem w moim życiu – dniem narodzin mojej córki.

Patrząc z perspektywy czasu na te wszystkie „procedury” i oczekiwanie na wywołanie porodu jestem szczęśliwa, że właśnie tak się to wszystko potoczyło. Była ze mną na sali dziewczyna, która miała 2 centymetry rozwarcia, od razu podano jej kroplówkę z oksytocyną, cały dzień się męczyła i nic. Urodziła dopiero po tygodniu wywoływania. Lekarze wiedzą, co robią, warto im zaufać i pozwolić podejmować decyzje. Nasze plany niestety, w niektórych przypadkach, nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. Życie buduje swoje scenariusze, w których jesteśmy tylko aktorami i nie mamy wpływu na odgrywaną rolę.

Drogie czytelniczki, będąc w podobnej sytuacji, idąc do szpitala nie nastawiajcie się na jakieś konkretne rozwiązanie. Na takie, które najbardziej Wam odpowiada. Niektórych spraw nie da się przyśpieszyć, przewidzieć. Nie warto przeżywać rozczarowania, smutku, żalu i zniecierpliwienia. Pamiętajcie, że wszystko to czuje istotka żyjąca pod Waszym sercem. A za cierpliwość otrzymacie najwspanialszą nagrodę – Wasze upragnione, wytęsknione dziecko 🙂


Fot. Camylla Battani/Unsplash
wZywołanie porodu
Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Baby_55
Baby_55
12 lat temu

to czekanie jest baaardzo trudne ale warto 🙂 byłaś bardzo dzielna 🙂

Magda
Magda
12 lat temu

Jak doszłam do połowy tekstu, to już nie mogłam się doczekać kiedy „urodzisz” 😉 świetnie się czyta 🙂 Ja nie dotrwałam do terminu. Wróciliśmy z zakupmi (jak na długie głodowanie) minęły dwie godzinki i trach….odeszły mi wody 🙂 My też długo przed porodem „planowaliśmy”. Ale dziecko zadecydowało inaczej 😀 Teraz wspominam ten dzień bardzo miło. Wtedy byłam przerażona, bo Krzyś przyszedł na świat dwa tygodnie wcześniej. Urodził się silny i zdrowy :*

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Magda

Krzyś jest fantastyczny. Taki poród z zaskoczenia – super. Wydaję mi się, że w takiej naturalnej kolejności. Bez udziału „wspomagaczy”. A dwa tygodnie mieszczą się w normie.

Bombel
Bombel
12 lat temu

Czekanie na coś zazwyczaj wybitnie się dłuży! Co potrafi dobić człowieka,szczególnie ciężarną kobietę 😉 Dobrze Madziu że w końcu się doczekałaś 😉

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Bombel

Doczekałam się, ale ile było przy tym niepotrzebnych nerwów i stresu.

Marta
Marta
12 lat temu

Ja trafilam do szpitala w 29 tygodniu i zoztalam az do porodu, ale nasz synek pchal sie na swiat i urodzil sie w 36 tygodniu. My walczylismy o kazdy nastepny dzien u mnie w brzuszku, bo to zwiekszalo jego szanse az tu nagle o 2 w nocy pojawily sie skurcze i odeszly wody i pare godzin pozniej byl z nami. Swietny tekst :), widac, ze coreczce bardzo dobrze bylo w Twoim brzuszku i jakos nie chcialo jej sie go opuszczac :). Ja jestem przeszczesliwa, ze nasze male dotrwalo w moim brzuszku chociaz do 36 tyg, a wszystkie te tygodnie, kiedy… Czytaj więcej »

Sylwia
Sylwia
12 lat temu
Reply to  Marta

U mnie było podobnie z tym czekaniem i walką o kolejny dzień w brzuszku od 32 do 36 tc.
Czekanie czy na poród czy na jak najdłuższe przetrzymanie maluszka w brzuszku zawsze się dłuży.

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Sylwia

Dziewczyny, dobrze że udało się wyczekać do 36 tygodnia. Wasze dzieciaki są silne i zdrowe, a to najważniejsze.

Acekiera
Acekiera
12 lat temu

gratulacje narodzin córeczki! ja się może dowiem za kilka dni jakiej płci jest mój kochany „lokator” 🙂

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  Acekiera

Daj nam koniecznie znać, jak się dowiesz! A kiedy termin porodu?

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu

Koniecznie czekamy na wiadomość, kogo nosisz pod serduszkiem. I Ogromnie gratuluję@

(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu

Mi się poszczęściło i urodziłam kilka dni przed terminem, ale bardzo się bałam że będę siedziała na walizkach i czekała na jakiś znak od Małej 😀

Ewaszwan
Ewaszwan
12 lat temu

Bardzo dobrze Cię rozumiem, mój Maluszek wyszedł na świat 16 dni po terminie (też leżałam w szpitalu). Z powodu braku miejsc na porodówce nie chcieli wywoływać i cały czas to odkładali, aż wreszcie Martusia sama zdecydowała że wychodzi i środki farmakologiczne nie były potrzebne 🙂 Pozdrawiam trzymajcie się zdrowo.

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu
Reply to  Ewaszwan

Dobrze, że wszystko zakończyło się szczęśliwie))

Marienka
Marienka
12 lat temu

Madzia, niesamowite… Ja wprawdzie rodziłam 4 dni po terminie, ale obeszło się bez leżenia w szpitalu czy innych atrakcji 🙂 już prawie dwa lata zbieram się do tego, by opisać jak to było, może nareszcie teraz się zdecyduję a wy się dowiecie, jak się rodzi w Czechach 🙂

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  Marienka

Marienka, trzymamy Cię za słowo i czekamy z niecierpliwością na relację z porodu zza południowej granicy 🙂 Pozdrawiamy!

Dom 17 września 2011

Moje 24 godziny

Mniej więcej o godz. 7.00 mój błogi sen przerywa budzik. Ale nie taki zwykły, co robi klasyczne – drryn drryn! Budząc przy tym wszystkich zmarłych. Mój jest wyjątkowy! Oryginalny! Jedyny w swoim rodzaju! Mój budzik został wbudowany w postać małego człowieczka, którego nazwałam Jaś .


Kiedy Jaś uzna, że już najwyższa pora wstać, wstajemy. Ale spokojnie, pomalutku! Robimy to z gracją i wdziękiem… no dobra, Jaś robi to z gracją i wdziękiem, ja raczej zwlekam się mozolnie z łóżka  poprawiając rozczochrane włosy i próbując otworzyć zaspane oczy.
Dzień zaczynam standardowo– od mocnej kawy, ciasteczka i ploteczek z  „sieciowymi fumfelami”. W między czasie oczywiście karmię, przewijam i zabawiam mojego małego człowieczka.
Kawka wypita, porcja zbędnych kalorii pochłonięta…. mogę więc zabrać się do pracy.
Praca ma to do siebie, że każdego dnia wygląda mniej więcej tak samo, no chyba że jest się dziennikarzem, politykiem czy jakąś gwiazdą estrady. Oni każdego dnia bywają w innym zakątku świata, także na nudę i rutynę raczej nie narzekają.
Ja żadną gwiazdą nie jestem, więc każdego dnia mogę ewentualnie znaleźć się w innym zakątku mojej wioski.  Nie mniej jednak wrażeń też mam dosyć sporo i całe mnóstwo pracy. A wygląda to mniej więcej tak: pranie; zmywanie; sprzątanie, głównie polegające na usuwaniu kurzu i śmieci z podłóg, które mają niezwykłą zdolność błyskawicznego namnażania się! Przygotowywanie obiadu, zupełnie jak w kulinarnym programie telewizyjnym– myjemy, obieramy, kroimy, układamy produkty w kolorowych miseczkach… i przerywamy bo zazwyczaj w tym momencie moje dziecko domaga się karmienia.

Czasu co raz mniej, „za chwilę” wpadnie do domu przymierająca głodem głowa rodziny!  Zatem odpalam cztery palniki. Ale żeby było trudniej a przede wszystkim śmieszniej, Bobo zaczyna się nudzić i domagać uwagi. Tak więc stoję nad garami, oblana potem, w jednej ręce trzymam 8-kilowe dziecko, w drugiej naprzemiennie łyżkę i nóż. W rytm gaworzenia mojego „klocuszka” mieszam i kroję, mieszam i kroję ….

No dobra to zasiadamy do stołu …. w  gwoli ścisłości, moi mężczyźni zasiadają do stołu  (Bobo przecież zdążył już dawno zgłodnieć ), a więc najpierw jedzą Oni – szlachta, a później ja – plebs.
Jeśli Bobo ma dobry humor utnie sobie popołudniową drzemkę, jeśli nie – bawimy się.
Sprzątamy kuchnię po obiedzie, rozwieszamy pranie, nastawiamy następne.  Pogoda dopisuje, słoneczko pięknie świeci,  tak więc wyskoczymy na spacerek. Wracając wstąpimy do sklepu na małe zakupy. Taa małe! Obładowana jestem niczym wielbłąd! Ręce jak u małpy, wiszą mi do ziemi! A tu jeszcze wózek trzeba pchać! A tu jeszcze Bobo krzyczy, że leżenie mu się znudziło i chce na ręce!

Ledwo doczłapuję pod blok, zziajana niczym koń po westernie! Na koniec wycieczki, mała dobitka– „spacer farmera”!  Muszę się wspiąć ze wszystkimi tobołkami  i moim 8-kilowym dzidziusiem na IV piętro (windy oczywiście nie ma!). Eeechhh…

Na zegarku 19.00, to Nasz czas na kąpiel, ostatnie karmienie i sen.
Minęła 20.00, moja szychta pomału dobiega końca. Jeszcze tylko okiełznać stertę prania czekającą na żelazko i byłoby wszystko.

Sterta prania okazała się hałdą! Jest grubo po 22.00, moi mężczyźni już słodko śpią a ja się jeszcze krzątam. No nic, na dzisiaj starczy. Odbijam swoją kartę pracowniczą i udaję się w stronę łóżka. Po drodze przypominam sobie, że nie zjadłam dzisiaj śniadania; nie odebrałam awizo z poczty; nie zadzwoniłam do babci (a powinnam była); nie kupiłam pieczywa (i jutro też nie zjem śniadania), nie upiekłam szarlotki, choć miałam wielką ochotę; nie wydepilowałam nóg przypominających już mały busz i nie… jeszcze kilku innych rzeczy, bo zapomniałam, bo czasu było mało…
Ale spokojnie jutro też jest dzień! Jutro czekają mnie kolejne 24 godziny!

Subscribe
Powiadom o
guest

17 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu

Jedno z dwóch: albo doba jest zdecydowanie za krótka, albo lista obowiązków za długa- czyli typowy dzień z życia mamy 🙂

Bombel
Bombel
12 lat temu

Myślę że gdyby doba trwała 2x dłużej i tak czasu na „wszystko” byłoby mało 🙂 Mama zawsze znajdzie COŚ co akurat trzeba dzisiaj zrobić 😉

Magda
Magda
12 lat temu

Świetny tekst, jakże prawdziwy 😀 Tak więc, póki dziecko śpi…idę umyć włosy, posprzątać kuchnię, wstawić naczynia do mycia i zagnieść ciasto….zdąże do 16?? Bo idę na ślub koleżanki 😀

Bombel
Bombel
12 lat temu
Reply to  Magda

Chciałam napisać -Dasz radę!! Ale patrzę że już prawie 17 … 🙂 Więc zapytam -Zdążyłaś Magda?? 🙂

Sylwialomzax
Sylwialomzax
12 lat temu
Reply to  Bombel

Nawet jakby Magda nie zdążyła to po ślubue koleżanki mimo zmęczenia po weselu znajdzie siły by coś dokończyć. Takie już jesteśmy 😛

Magda
Magda
12 lat temu
Reply to  Sylwialomzax

Zdążyłam 🙂 Ciasto dokończyłam po powrocie i zajadaliśmy jeszcze cieplutkie z malinkami 🙂

Paulina2209
Paulina2209
12 lat temu

a mówią że kobieta z dzieckiem to zły pracownik. kto potrafi sobie lepiej zorganizować czas jak nie matka?

Magda
Magda
12 lat temu
Reply to  Paulina2209

Podpisuję się i popieram! Jednak mój szef nie potrafi tego docenić…może zmieni zdanie jak wrócę!

Bombel
Bombel
12 lat temu

No właśnie!Zgadzam się z Tobą Paulina! 🙂 Moim zdaniem każda z Nas powinna mieć możliwość wpisania sobie w CV info że jest mamą! 🙂

(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu
Reply to  Bombel

Ja myślę, że z tej „wady” (powszechnie uznawanej przej potencjalnych pracodawców) należy zrobić zaletę! (taka mała rada od doradcy personalnego ;))

agi_p10
agi_p10
12 lat temu

Tekst świetny 🙂 Jakbym czytała o swojej codzienności , tylko mój „budzik” włącza się o 5 rano i nie ma zmiłuj 😛
A to wszystko dowodzi temu , ze my Mamusie jesteśmy The Best i mamy ponad ludzkie zapasy sił i cierpliwości 🙂 Żadem mężczyzna by tego nie wytrzymał .
Zgadzam się z Wami pracodawcy powinni doceniać pracownice z dziećmi , ponieważ jesteśmy bardzo zorganizowane i mega pracowite .
Jednak na razie mój zawód główny to : Mama :):):)

Eloonka
Eloonka
12 lat temu

jak bym o sobie czytała 😀 a już myślałam, że takie zamieszanie to tylko u nas w domu odkąd pojawiła się nasza Kruszynka 😀

Marysia
Marysia
12 lat temu

Wszystko się zgadza, znam to z autopsji. Jedno jeszcze tylko mogę dodać, że dla nas to pikuś, bo MY Mamy jesteśmy naprawdę pancerne 🙂

Natalia Bobek
8 lat temu

Mam 3miesięczną córkę. Kiedy w końcu idzie spać ja.. Idę sprzątać nawet jak jest posprzątane

Edyta Skrzydło
8 lat temu

No właśnie moi dzisiaj poszli z mężem na basen , a ja jak nawiedzona zaczęłam sprzatać 😉

Adriana Osuchowska
8 lat temu

To ja chyba jestem jakimś leniuchem – oni wychodzą a ja sięgam po
Książkę i herbatę albo maluje paznokcie, oni wracają to rozdzielam obowiązki i sprzątamy wszyscy 😉 w końcu wspólnie tu mieszkamy!

Zabawa 14 września 2011

Niania na medal

Poniedziałek godzina 9.55 – Aleks z noskiem przyklejonym do szyby. Za 5 minut przyjdzie „nasza niania na medal” – tak wszyscy mówimy o Sylwii, która od roku opiekuje się naszym synkiem. Aleks polubił ją od pierwszego wejrzenia. Zdarzało się również, że płakał, gdy jej czas pracy się kończył i wychodziła do domu. Czy nie jestem zazdrosna? – pytają mnie często koleżanki. Skąd taki pomysł! Jestem szczęśliwa, że moje dziecko ma kolejną cudowną osobę w swoim życiu, że kreatywnie spędza czas i że dzięki tej fajnej dziewczynie mam dwa razy w tygodniu trochę czasu dla siebie.

Skąd „nasza niania na medal” się u nas wzięła?

Jako rodzice pracujący szukaliśmy najlepszego sposobu, by Aleks miał z kim spędzić czas, gdy pracujemy. Mimo że mój mąż pracuje w domu i w razie czego jest pod ręką, to jednak większość swojego czasu musi poświęcić firmie. Od razu założyliśmy, że nie chcemy by Aleks był dla kogokolwiek obciążeniem – jeśli dziadkowie chcą z nim spędzić czas, to świetnie, ale nie wyobrażaliśmy sobie, by było to na zasadzie przymusu i ich obowiązku. Podzieliliśmy się z naszymi rodzicami pomysłem o zatrudnieniu niani, a z ich strony wyszła propozycja dodatkowej pomocy: mama męża z wielką przyjemnością zarezerwowała wtorki, zależało jej, by mieć wspólny dzień babci i wnuka, a mój tata postanowił obstawić dwa dni na spędzanie czasu ze swoim jedynym wnusiem – super! Z prostego rachunku matematycznego wyszło, że niania potrzebna byłaby 2 dni w tygodniu.

Z jednej strony ulga, że nie zrujnujemy naszego domowego budżet, z drugiej – wątpliwości:

Która opiekunka będzie na tyle dyspozycyjna, by poświęcić czas od rana do popołudnia naszemu dziecku, rezygnując z pracy na pełen etat i pozwoli sobie na pracę tylko dwa razy w tygodniu?

Nianię postanowiliśmy szukać w Internecie. Znalazłam portal, który pomaga znaleźć opiekunkę. Zamieściłam ofertę pracy, dokładnie opisując, czego oczekujemy (pomocy tylko w dwa dni w tygodniu), żeby na wstępie uniknąć nieporozumień. Jakie było moje zaskoczenie, gdy w ciągu pierwszych 24 godzin zainteresowanych pracą było ponad 30 pań!

To był moment, kiedy dokładnie musieliśmy się określić, kogo tak naprawdę szukamy. I jak wybrać ze stosu ofert nianię idealną? Śmialiśmy się, że decydującym kryterium będzie uroda potencjalnej niani – tylko że w tej kwestii ja i mąż mieliśmy skrajne opinie ;). Mąż zostawił mi etap przebrnięcia przez wszystkie nadesłane cv. Na wstępie postanowiłam wyeliminować oferty, które intuicyjnie mi się po prostu nie podobały. Następnie odrzuciłam wszystkie starsze panie – Aleks ma dziadków i pradziadków, więc nie potrzebował kolejnej babci. Poza tym wydawało mi się, że młode dziewczyny zazwyczaj mają więcej energii, jeszcze im się chce, a zabawę umieją organizować tak, by dzieci się rozwijały. Z racjonalnego punktu widzenia, odrzuciłam też mieszkanki miast, z których do naszego domu miałyby ponad 15 km. Nie zależało mi też szczególnie na doświadczeniu – przyjęłam, że młode dziewczyny, szybko się uczą, mają zapał i są pomysłowe, najważniejsze jest, żeby po prostu lubiły dzieci. Zostało kilka ciekawych propozycji, muszę w tym momencie dodać, że mimo wcześniejszego założenia nie dyskryminowałam dziewczyn ładnych ;).

Przyszedł czas na rozmowy w cztery oczy. „Casting” odbywał się z udziałem moim, męża i Aleksa (jest on otwartym chłopcem i dobrze znosi kontakt z nowymi ludźmi). Niestety, mimo iż był bardzo komunikatywny (choć niewiele jeszcze wtedy mówił), większość kandydatek nawet nie próbowała nawiązać z nim kontaktu. Jedna – na wszelkie próby naszego synka, by zwróciła na niego uwagę – odpowiadała półsłówkami (których zresztą nie trawię): cio? nio! Za to każda na nasze pytania odpowiadała tak, jak przystało na wzorcową nianię.

Sylwia na „rozmowę kwalifikacyjną” przyszła punktualnie w spodniach i sportowych butach (jej poprzedniczka miała tak wysokie szpilki, że moja wizja przedstawiająca ją, pchającą terenowy wózek z Aleksem była wręcz komiczna). Chyba miała też kucyki. I była ładna. Usiadła na podłodze. Aleks dał jej kartkę i kredkę i domagał się, żeby narysowała mu : „hau, hau” Narysowała. Potem jeszcze jednego psa i jeszcze następnego… Z nami rozmawiała, jakby przy okazji, ale bardzo rzeczowo…Była opanowana i spokojna. Okazało się, że jest dyspozycyjna, bo studiuje w weekendy i mieszka od nas rzut kamieniem …

I została „naszą nianią”. Każdego dnia coraz bardziej zjednuje nas, a co najważniejsze serce Aleksa. Może godzinami z naszym maluchem malować farbami, ja zazwyczaj szukam czystszych zabaw z moim synem. Świetnie organizuje czas, który z nim spędza. Niejednokrotnie zauważa coś, co mi gdzieś umknęło (ostatnio przyniosła Aleksowi nowe farbki, bo po starych zostały puste słoiczki).

Czy jest idealną nianią? Hmm… pewnie nie (znalazłoby się kilka niedociągnięć), tak samo, jak ja nie jestem idealną mamą.

Teraz przebywam na urlopie wychowawczym, ale niania z nami została. Nadal przychodzi dwa razy w tygodniu, a ja w tym czasie nadrabiam domowe zaległości, lub po prostu mam czas dla siebie. Aleks w poniedziałkowe i piątkowe ranki budzi się z pytaniem „Kiedy będzie niania?” – uwielbia ten czas, który z nią spędza. I jest o nią zazdrosny – gdy wchodzę do pokoju, oni lepią z ciastoliny, słyszę prośbę mojego najukochańszego synka: Mamooo, idź! I wychodzę… z uśmiechem… Chyba mamy szczęście do ludzi!


Fot. pasja1000/Pixabay
Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Bombel
Bombel
12 lat temu

Zanim zaszłam w ciążę,tak jak Sylwia zajmowałam się dzieckiem (tylko ja byłam nianią 5dni w tyg. 😉 ) i powiem Ci Basiu,że fajnie jest spojrzeć na tę sprawę z drugiej strony -oczami rodzica 🙂 Wyobrażam sobie jak musiały wyglądać rozmowy rodziców mojej podopiecznej 🙂 Co o mnie myśleli?Czy byli zazdrośni (złapałam świetny kontakt z ich dzieckiem) ? 🙂 Wtedy jeszcze mamą nie byłam więc większego doświadczenia nie miałam,a mimo to dostałam kredyt zaufania,za co bardzo dziękuję 🙂 Z punktu widzenia niani -oby było więcej takich otwartych rodziców 🙂 Z punktu widzenia rodzica -oby było więcej takich fajnych,kreatywnych niań 😉 Super… Czytaj więcej »

Magda
Magda
12 lat temu

świetny tekst, który dał mi trochę do myślenia, jako mamie.

Marta
Marta
12 lat temu

Tekst swietny:). Nasza sytuacja wyglada tak, ze mieszkamy w innym kraju z daleka od naszych rodzin, wiec jestemy zdani wylacznie na siebie. Postanowilimy znalezc nianie, ktora przychodzilaby od czasu do czasu zajac sie maluszkiem, jesli oboje bedziemy musieli gdzies wyjsc, czy chociazby bedziemy chcieli spedzic czas razem we dwoje, czy tez azebym ja miala chociaz 2 h dla siebie i mogla odpoczac, czy zrobic zakupy itd. Szukalismy dlugo, bo to bardzo wazna decyzja. Az w koncu znajomi powiedzieli, ze znaja dziewczyne, ktora jest opiekunka, wszyscy ja chwala, ma 22 lata, studiuje, wiec latwiej bedzie mozna zorganizowac czas. Jak przyszla rozmawialismy… Czytaj więcej »

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu

Oj, jak ja bym chciała trafić na taką nianię.
Aktualnie trwa u mnie casting i ….
Ciężka decyzja.
Boję się strasznie!!!

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  Magdalena446

Trzymam kciuki by i Tobie się poszczęściło!

Bombel
Bombel
12 lat temu

My,Mamy chyba zawsze,w jakimś tam stopniu będziemy zazdrosne o swoje dzieci.. 🙂 Taka Nasza natura 😛 😉

Baby_55
Baby_55
12 lat temu

świetne podejście do sprawy, mam to szczęście, że nie wracam na razie do pracy i nie muszę sie decydować na oddanie synka pod opiekę kogoś obcego, ale jeśli bedę musiała, na pewno mi się te kilka rad przyda 🙂

Hepik
Hepik
12 lat temu

Życie jest okrutne i dopisało cdn do tej historii… tytułowa Niania na Medal znalazła stała pracę…przed Aleksem następne doświadczenie ,już beznianiowe(?) 😉

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  Hepik

Dokładnie tak, jak napisał Hepik – „nasza niania” znalazła pracę i jestem właśnie na etapie szukania klubiku dla synka. Będzie to kolejny krok do przodu – bez mamy, ale już w grupie z innymi dziećmi. Aleks ma 2 lata i 4 miesiące, więc myślę, że to dobry moment. O moich poszukiwaniach i doświadczeniach, które nabędę, na pewno napiszę. Trzymajcie kciuki!
A „naszej niani” Sylwii bardzo dziękuję za rok świetnej pracy!

Bombel
Bombel
12 lat temu

Będziemy mocno trzymać kciuki 🙂
Myślę że wspólne spędzanie czasu z rówieśnikami to fajna sprawa dla takiego dziecka (w tym wieku) nie tylko w kwestii zabawy ale również w kwestii nauki i rozwoju 🙂

Merimut
Merimut
12 lat temu

Droga mamo!

Masz szansę wykazać się i wziąć udział w naszym konkursie.
Nagrodą jest, aż 500 zł, które możesz wygrac dla swojego dziecka!
Więcej na: http://akuku-akuku.blogspot.com/2011/09/konkurs.html
Czekamy na Twoje zgłoszenie!

(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu

ja byłam nianią i bardzo to lubiłam, ale stojąc teraz z drugiej strony chyba bałabym się wyboru odpowiedniej niani:)

Kaniesia
Kaniesia
12 lat temu

Ja jestem obecnie nianią aż 3 szkrabów ,8 miesięcy,i dwójka po 2,5 roku,za tydzień na stałe zostaje mi tylko jeden 2,5 latek i 8 miesięczny-wszyscy chłopcy))Nie jest lekko ,ale jak wesoło.Pilnuję ich u siebie w domku .Rodzice zadowoleni a ja spełniona prawie zawodowo,z zawodu jestem Terapeutką Zajęciową ,praca ze starszymi ludzmi a tu masz dzieci ))Pozdrawiam nianie i mamy))

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close