Gry planszowe i nie tylko 3 listopada 2022

Star Wars: Pałac Jabby. Gra karciana dla miłośników Gwiezdnych wojen

Star Wars: Pałac Jabby to karcianka, która co prawda w ruch poszła od razu, ale na recenzję musiała czekać długo, aż za długo. Postaram się jednak rzetelnie przedstawić opinię o grze, która podzieliła graczy w moim domu na dwa obozy.

Ale od początku 

Star Wars: Pałac Jabby trafiło do nas z myślą o starszym synu, który swego czasu interesował się filmami z serii Star Wars. Młodszy syn oglądał, bo robił to starszy. To wystarczyło, by uznać, że gra zahaczająca o tematykę Gwiezdnych wojen będzie interesująca dla obu chłopców.  

Odpakowując przesyłkę, z przyjemnością odnotowałam fakt, że gra zajmuje niewiele miejsca i jest bardzo ładnie wykonana. W zestawie znalazłam:

  • 19 kart postaci;
  • 4 karty celów;
  • 6 kart pomocy;
  • 13 żetonów zwycięstwa;
  • materiałowy woreczek. 

Z ciekawością zasiadłam z synami do pierwszych rozgrywek. Na początek przebrnęłam przez niewielkich gabarytów instrukcję gry (7×9 cm), która mnie nie zachwyciła. Taki format dla mnie jest okrutnie niewygodny, muszę przyznać, że specjalnie do tego zadania wyjęłam okulary. Przyznam też, że instrukcję czytałam po raz drugi, bo wciąż nie miałam pewności, czy w każdym punkcie dobrze zrozumiałam reguły. 

By upewnić się, że tak jest, postanowiłam zeskanować kod QR umieszczony na instrukcji. Pod kodem miał być film z zasadami, przekierowało mnie, ale filmu nie wyświetliło na stronie. Kilka kolejnych prób skończyło się tak samo, nie znalazłam zapowiedzianego nagrania. Teraz, po długim czasie, gdy gra mocno “dojrzała” na półce, postanowiłam po raz kolejny odkurzyć kod QR i przejrzeć zasady. I tym razem zostałam przekierowana do strony sklepu, na którym znalazłam zasady Listu miłosnego (nie miałam z nim przyjemności), na którego podstawie stworzono Star Wars: Pałac Jabby. Jednak wciąż nie widzę na stronie filmiku. I serio, nie wiem, czy go tam nie ma, bo nie ma, czy to ja nie umiem go znaleźć? 

Jednak skoro instrukcja nadal jest w wersji papierowej, a także PDF na stronie, to powinno wystarczyć, by zapoznać się z regułami. Wciąż żałuję jednak braku filmu. On mógłby szybciej rozwiać pojawiające się chwilami wątpliwości.  

O co chodzi w grze Star Wars: Pałac Jabby?

No właśnie, wypada, bym przybliżyła Wam zasady gry.

Przygotowanie do gry zależy od liczby graczy i wymaga wykonania pięciu kroków zgodnie z instrukcją (link do szczegółów umieściłam niżej). By rozpocząć rozrywkę, każdy gracz otrzymuje jedną kartę, do której dobiera kolejną, gdy przychodzi czas na jego ruch. Następnie musi zagrać jedną z posiadanych kart, rozpatrując jej efekt tak, aby być lepszym od przeciwnika i móc spełnić główny cel określony na początku. Każda z kart postaci ma swoją wartość i efekt. Znajdziecie na nich również symbol Rebelii lub pałacu, co jest istotne podczas rozpatrywania efektów wybranych kart celów i kart postaci. 

Runda kończy się, gdy nie ma już kart w talii (wtedy wygrywa ten, kto był najbliżej głównego celu), lub gdy zostanie tylko jedna osoba w grze (zwycięzca). Zwycięzca otrzymuje 1 żeton zwycięstwa. Jeśli mamy remis, każdy z remisujących graczy otrzymuje po 1 żetonie zwycięstwa. Zebrane żetony po rozegraniu wszystkich rund należy zliczyć. Wygrywa ten, kto ma ich najwięcej. 

Jeśli jesteście ciekawi bardziej szczegółowych informacji, polecam zajrzeć na stronę https://files.rebel.pl/files/instrukcje/Instrukcja_Star-Wars-Palac-Jabby.pdf, gdzie znajdziecie dokładne reguły rządzące grą.

Jak się nam grało w Star Wars: Pałac Jabby?

Star Wars: Pałac Jabby dedykowano graczom powyżej 10. roku życia i chyba nie bez przyczyny, bo mój ośmiolatek miał spore kłopoty podczas rozgrywek. Niespecjalnie mu szła analiza posiadanych kart i sytuacji na stole, przez co się denerwował. Nie wiem, czy miał gorszy czas, czy rzeczywiście to nie dla niego, bo zniechęcił się dość szybko i zrezygnował z podejmowania kolejnych prób.

Starszy miał w sobie więcej zapału do rywalizacji. Mnie, po raz pierwszy chyba, gra nie zachwyciła, choć nie uważam, by była zła. Wolę jednak karcianki do ekspresowej rozgrywki. Takie rach-ciach i po sprawie. Tu sporo się dzieje. Wiecie, chciałabym zostać dobrze zrozumiana. Nie krytykuję omawianej gry, a jedynie informuję, że karcianki lubię za prostotę, a myśleć wolę nad planszą. Być może ta gra po prostu trafiła pod zły adres. 

No to teraz o dobrych stronach Star Wars: Pałac Jabby. Jako że jest to karcianka, w dodatku zapakowana w zgrabny i elegancki woreczek, można ją zabrać wszędzie bez ryzyka, że coś się pogubi. Dużym plusem gry jest jej wykonanie. Karty są bardzo ładne, widnieją na nich ręcznie malowane ilustracje, na których miłośnicy sagi bez problemu rozpoznają postacie z filmów. Żetony punktów zwycięstwa wykonano z mocnego plastiku, ozdobiono rysunkiem pałacu Jabby. Ten sam symbol znajdziemy na woreczku służącym do przechowywania gry. Wszystkie jej elementy są pięknie i porządnie wykonane, nie zniszczą się zbyt szybko. Wizualnie jest super, nie ma się czego przyczepić. Fajne jest też to, że rozrywkę znajdzie przy od dwóch graczy do sześciu. 

I teraz czas odpowiedzieć na pytanie: Czy polecam Star Wars: Pałac Jabby?

Powiem to tak — jedno dziecko jest na nie, drugie poleca, a ja, póki co, wstrzymuję się od głosu. Wy musicie rozegrać ją samodzielnie, by wyrobić sobie opinię, bo to, co mi nieszczególnie leży, Was może zachwycić. 

Wiecie, czasem jest to miłość od pierwszego spojrzenia, innym razem trzeba poświęcić nieco więcej uwagi, by się zakochać w grze. Spojrzałam na Star Wars: Pałac Jabby kilka razy, ale na razie nie ma mowy o wielkiej miłości. Może za jakiś czas to się zmieni. Nie wykluczam.

 

Tytuł: Star Wars: Pałac Jabby
Autor: Justin Kemppainen
Ilustracje: Jasmine Radue, Samuel R. Shimota
Wydawca: Rebel
Liczba graczy: 2 – 6 osób
Wiek: od 10 lat
Czas gry:  ok. 20 minut

Zdjęcia: Ż. Kańczucka

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Rebel 

Więcej informacji o grze znajdziesz na stronie GramywPlanszowki.pl | GwP

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Gry planszowe i nie tylko 30 października 2022

Zestaw gier BrainBox od Rebel

Jeśli szukasz ciekawej i rozwijającej gry dla malucha, mam dla Ciebie świetną propozycję. Bardzo spodobała mi się nazwa BrainBox i z chęcią zgłosiłam się do zrecenzowania intrygujących mnie box`ów. Dzięki uprzejmości firmy REBEL mam możliwość wspólnej zabawy z moją najmłodszą latoroślą. W nasze ręce trafiły dwa Box`y: Poznaję domy zwierząt oraz Poznaję kolory – Dwie części szerszej serii box`ów, idealnie dopasowane do mojej trzyletniej córki. Co prawda producent dedykuje je dzieciom w wieku 4+, jednak uważam, że idealnie nadaje się dla młodszych dzieci.

BrainBox Poznaję kolory, to nieduże, ale bardzo elegancko wykonane pudełko, w którym znajdziemy 24 różne katy. Z jednej strony zobaczymy w pełni zadrukowane obrazki, z drugiej mamy te same rysunki jednak bez kolorów. Gra polega na tym, aby wraz z dzieckiem omówić najpierw kolorową stronę, porozmawiać na temat obrazków, które widzimy, wyraźnie zaznaczyć co jest jakiego koloru. Każdy rysunek jest zresztą opisany, abyśmy nie mieli problemu z dopasowaniem koloru. Później przychodzi czas na aktywność dziecka. W momencie odwrócenia kart wspólnie z Olką mówimy – A teraz zagadka:) I po kolei pytam Olkę, co jaki ma kolor. To nie tylko świetny sposób na poznanie i utrwalenie kolorów, ale również doskonałe narzędzie do ćwiczenia pamięci.

BrainBox  BrainBox

BrainBox Poznaję domy zwierząt, zawiera analogicznie 24 karty, tu jednak na obu stronach znajdziemy pełną grafikę. Na jednej stronie zobaczymy rysunki zwierząt w ich domach, legowiskach, dziuplach i gniazdkach, a na odwrocie zaś puste domki, legowiska, dziuple i gniazdka. Naszym zadaniem jest zapoznanie dziecka z „pełną” ilustracją, po czym następuje ćwiczenie pamięci. My zadajemy pytania, dziecko odpowiada, czyli spędzamy z nim wspaniałe chwile, dając mu możliwość rozwoju.

 BrainBox

BrainBox zostały bardzo ładnie zaprojektowane i wykonane. Te niewielkie, ale solidne i pełne kolorów pudełka zamykane są na magnes, więc możemy je zabrać w każdą podróż i nic nam się nie rozsypie. Same karty wykonano z grubej tektury, dzięki czemu długo posłużą, nawet podczas intensywnych treningów pamięci.

Serdecznie polecam zestaw BrainBox, jest to świetna propozycja na prezent, taki który można wręczyć zupełnie bez okazji:)

Dziękuję Wydawnictwu Rebel za możliwość zrecenzowania zestawów BrainBox

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Uroda 28 października 2022

Dlaczego nastolatki się malują? Kiedy pozwolić córce na makijaż?

Dlaczego nastolatki się malują? Powodów może być co najmniej kilka i każdemu warto się dobrze przyjrzeć. Niezależnie od powodu raczej nie przekonamy nastolatki, żeby całkowicie zrezygnowała z makijażu, dlatego warto trzymać rękę na pulsie i kontrolować zawartość kosmetyczki córki.

Dlaczego nastolatki się malują?

Najprostsza odpowiedź na to pytanie brzmi: „Bo mogą”. Jeszcze kilka dekad temu było absolutnie niemożliwe, by nastolatka przyszła do szkoły w makijażu. I dotyczyło to nie tylko podstawówek, gdzie takie zachowanie skończyłoby się dywanikiem u dyrektora, ale także szkół średnich. Sama pamiętam, że nasz dyrektor kazał zmywać w łazience ledwo widoczny tusz do rzęs. Jedno trzeba mu przyznać – oko miał dobre.

Dziś nastolatki z makijażem w szkole nie szokują, a nauczyciele często przymykają oko. Nie ma więc co się dziwić, że dziewczynki sięgają po kosmetyki. Trzynaście, czternaście czy piętnaście lat to wiek, w którym wręcz marzy się o dorosłości i prawie do dorosłych zachowań. Makijaż jest jednym z takich zakazanych owoców, którego zerwanie bardzo cieszy.

Jeśli jednak przyjrzymy się sprawie bliżej, dostrzeżemy jeszcze dwa ważne powody, dla których młode dziewczęta sięgają po kosmetyki:

 

Problemy z cerą

Chęć ukrycia trądziku to jeden z powodów, dla którego nastolatki się malują. Z jednej strony trudno im się dziwić, bo niedoskonałości cery na pewno nie są tym, co chciałoby się prezentować koleżankom i kolegom w klasie, z drugiej – to trochę błędne koło, bo trądzik pod makijażem nie zniknie szybciej. Może być wręcz odwrotnie – ciężki makijaż i brak dokładnego demakijażu tylko nasilą problem. 

Problemy z samooceną

Ten problem, chociaż fizycznie niewidoczny, jest znacznie poważniejszy. Jeśli rodzice widzą, że dziewczynka o nieskazitelnej cerze upiera się, by robić makijaż przed wyjściem z domu, mają powód do niepokoju. Przyczyną może być niska samoocena, kompleksy, chęć dorównania koleżankom, przekonanie o braku urody itp. Na pewno nie zaszkodzi życzliwa rozmowa, najlepiej matki z córką. Nie twierdzę, że ojcowie nie podołają, ale jednak będzie to mniej naturalne, a nastolatki są bardzo wyczulone na wszelkie z góry zaplanowane poważne rozmowy.

Internet podpowiedział mi jeszcze, że makijaż sprawia, iż dziewczyny są w centrum uwagi. Ponadto daje wiele możliwości przy tworzeniu stylizacji. Właściwie się z tym zgadzam, jednak wydaje mi się, że te kwestie dotyczą raczej nastolatek ze szkół średnich.

 

Czy można się malować do szkoły?

To jedno z pytań, które Google nader chętnie pokazuje w podpowiedziach, co oznacza, że musi być często wpisywane. Z reguły w statutach szkoły jest zakaz poprawiania urody, ale jak zwykle: teoria teorią, a życie życiem.

Odpytałam własną córkę i wiem, że nauczyciele nie czepiają się makijażu, który ma na celu ukrycie mankamentów cery i jest praktycznie niewidoczny. Jeśli jest dobrze zrobiony, to może nawet go nie zauważają. Natomiast nie ma zgody na mocne podkreślenie oczu i ust ani tym bardziej na róż na policzkach i wyraźne konturowanie twarzy. Na szczęście obecna moda na make-up no make-up odwodzi nastolatki od chęci mocnego podkreślania urody.

To jednak niepisane zasady ze szkoły mojej córki. W każdej może być to rozwiązane inaczej, dlatego warto się tego dyskretnie dowiedzieć, zanim w dzienniku elektronicznym pojawią się ujemne punkty z zachowania za makijaż.

 

Jakie kosmetyki dla nastolatki

Rodzice nastolatek raczej powinni się pogodzić, że nie unikną tematu makijażu. Można oczywiście zabronić, ale trzeba mieć świadomość, że ten zakaz będzie sięgał znacznie dalej, niż tylko na twarz nastolatki. Być może będzie ona jedyną w klasie, która przyjdzie na lekcje bez choćby delikatnego makijażu, a wyobcowanie na jakimkolwiek tle bywa w tym wieku szczególnie bolesne.

W moim przekonaniu znacznie lepszym wyjściem jest dyskretna kontrola, co też trafia do kosmetyczki nastolatki. Dobrej jakości korektor i podkład mineralny, rozświetlacz (nastolatki używają go pod oczy, przynajmniej te z klasy mojej córki), naturalny błyszczyk i eyeliner powinny wystarczyć. W grę mogą wchodzić jeszcze cienie do powiek na specjalne okazje i tusz do rzęs, ale niech to będą naprawdę ważne wydarzenia. Mocne podkreślanie oczu przez nastolatki wygląda groteskowo i dodaje lat.

 

Kiedy nastolatki nie powinny się malować?

Powinny czy nie powinny to bardzo radykalne stwierdzenie, a takich w przypadku nastolatek lepiej unikać. Można natomiast próbować przekonywać do zrezygnowania z makijażu nastolatkę, która ma nieskazitelną cerę. Jeśli jednak będzie się upierała, warto poszukać kompromisu.

Są jednak i takie sytuacje, w których makijaż nastolatce po prostu nie przystoi, na przykład w czasie wizyty u wiekowej cioci, która takich zachowań nie akceptuje. Ze starszym pokoleniem nie ma sensu walczyć, przynajmniej o błahe sprawy. Warto natomiast okazywać mu szacunek. Jeśli ma to polegać na rezygnacji z makijażu, to trzeba tę lekcję życia córce przekazać.

Warto też uświadomić nastolatkę, że makijaż ją postarza (właściwie do pewnego wieku postarza każdą kobietę), a nieumiejętnie zrobiony dodatkowo ośmiesza. 

Oczywiście umiejętność robienia makijażu trzeba będzie kiedyś nabyć, ale pierwsze próby najlepiej robić w domowym zaciszu.

 

W jakim wieku nastolatka może się malować?

Kolejne pytanie ukradzione Google. Trudno o jednoznaczną odpowiedź, bo okres dojrzewania i związany z nim trądzik może się zacząć u dziewczynek w różnym wieku. Jeśli faktycznie jest taka potrzeba, nawet dwunastolatka może zrobić dyskretny makijaż maskujący niedoskonałości cery. Jeśli jednak mowa o kolorowym, wyraźnym, rzucającym się w oczy makijażu, to nawet piętnaście lat to moim zdaniem za mało. Natomiast siedemnastolatce bym pozwoliła. Ale to ja. Wy możecie uważać inaczej.

 

 

PS. Zdjęcie kosmetyków dostałam od naszej Magdaleny. Jeśli też takie chcecie, zajrzyjcie na jej stronę.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close