Dawno u nas nie było wpisu gościnnego. Dziś prezentujemy tekst przygotowany przez blogującą mamę. Zabawy z N. to blog dwóch zwariowanych psiapsiółek – mamy Lidki i córci Natalki, które codziennie odkrywają świat poprzez niesztampowe zabawy. I to właśnie te zabawy – twórcze, nieszablonowe – są głównym tematem bloga.
Małe dzieci, zabawy – nazwijmy je kreatywne – mają we krwi. Ciekawskie oczka, wszędobylskie rączki muszą wszystko zobaczyć, wszystkiego muszą dotknąć. I raz za razem spuszczanie wody w toalecie jest atrakcyjne, bawienie się w chowanego ze światłem z lodówki, to też nie lada gratka! A budowanie wieży z papieru toaletowego?! Żyć nie umierać. Znacie? Pamiętacie? Jeżeli nie, to oznacza to tylko tyle, że wszystko przed Wami.
Już od czasów niemowlęctwa, Natalka zmuszała mnie, do wymyślania jej wciąż i wciąż nowych atrakcji. Teraz uśmiecham się do wspomnień, ale muszę przyznać, ze Natalka była absorbującym niemowlęciem. By mieć choć chwilę spokoju, rozpalałam swoje szare komórki do czerwoności i wymyślałam rzeczy, które mogłyby ją zainteresować. Bo te kupne – owszem interesowały ją – ale na chwilę. A po tej chwili, to już nudno było. I rób matko, co chcesz… To robiłam.
Własnoręcznie wykonane grzechotki były jedną z takich rzeczy. Puste butelki po napojach wypełnione grochem, piaskiem, kasztanami okazywały się być nie lada atrakcją. Później, mówiąc kolokwialnie, to już poszło. Obecnie obie tkwimy po uszy w tych zabawach twórczych i jestem z tego powodu przeszczęśliwa. Bo to naprawdę piękne codziennie szczepić w niej możliwość zabawy (nauki) z przysłowiowego niczego i dojść do miejsca, w którym to ona patrzy na karton i widzi samochód – jesteśmy w sklepie, robimy zakupy, Natalka spostrzega puste kartony, bierze jeden z nich, wrzuca do wózka i oznajmia, że w domu zrobimy z niego auto. Piękne.
Krótko mówiąc zachłysnęłyśmy się tymi zabawami twórczymi, w których bardziej od bajerów i innych cudów na kiju oferowanych przez producentów zabawek, liczy się używanie wyobraźni, wspólne tworzenie i odkrywanie świata. Żeby była jasność – takie zabawki również mamy i Natalka jak najbardziej się nimi bawi.
Ale…
Weźmy taką rolkę po ręczniku papierowym. Rolka przyklejona na przykład do nogi od krzesła, nie jest już zwykła rolką. Jest tunelem, przez który mogą przejeżdżać klocki, piłeczki, kasztany… Zabawa jest jeszcze lepsza gdy pod tunelem umieści się np. metalową miskę. Wówczas wyjeżdżające z tunelu przedmioty, ku uciesze dziecka, głośno i radośnie dzwonią podczas kontaktu z metalem. Dla urozmaicenia zabawy (a przecież nauki też) można zmieniać miseczki na plastikowe, szklane (oczywiście te z grubego szkła), czy koszyk wiklinowy, drewniane pudełko, styropian – słowem co, kto ma pod ręką. A gdy wziąć nie jedną a kilka takich rolek i każdą okleić innym kolorowym papierem i tak jak w poprzedniej zabawie pod każdą rolkę podłożyć miseczkę, to mamy sorter pierwsza klasa. Wystarczy dać dziecku np. różnobarwne nakrętki od butelek, guziki, pomalowane kamienie, gumki do włosów czy inną kolorową drobnicę i zabawa gotowa. Można tez kilka rolek (3-5) skleić ze sobą. W jednej bądź w dwóch z nich zakleić jeden z otworów, tak by wrzucona do niego rzecz, nie mogła wypaść. Dla małego brzdąca taka łamigłówka jest okazją do samodzielnego rozwiązania problemu i to w najzupełniej naturalny dla dzieci sposób, poprzez zabawę.
Nie wspominając już o cudach, cudeńkach, które można wyczarować z rolek – autach, kukiełkach, zwierzętach i innych zabawkach, w tworzeniu których ogranicza nas jedynie nasza wyobraźnia.
Niech ta część tekstu będzie dowodem i jednocześnie przykładem na to, że z rzeczy na pierwszy rzut oka niepotrzebnych można stworzyć, dla dziecka, naprawdę nie lada zabaw(k)ę.
Innym rodzajem zabaw, w trakcie których cisza i spokój zaczyna panować w naszym domu to zabawy sensoryczne czyli takie, które pozwalają dziecku na odbiór różnych bodźców: dotykowych, wzrokowych, słuchowych itd. Często powracającym u nas materiałem do tego typu zabaw jest woda. Na bazie wody szczególnie miło wspominam zabawę w poławianie rybek. Zabawa polegała na tym, że wlałam Natalce do garnka (miski, wiaderka) wody. Obok postawiłam pojemnik z fasolą typu Jaś (dla mniejszych rączek lepsza będzie większa ryba, np. w postaci nakrętek od butelek) jak również dałam Natalce małe sitko do wyławiania duuużych ryb. Połów udał się pierwszorzędnie i to nie raz a wiele razy, bo wyłowione rybki – raz za pomocą sitka a dziesięć razy przy użyciu ręki – trafiały z powrotem do garnka, z którego jeszcze raz i jeszcze mogły zostać wyłowione. Podobnie można się bawić zastępując wodę kisielem. Czyż to nie prosta a jednak rewelacyjna alternatywa? Zupełnie inne odczucia!
Jeszcze innych doznań dostarczył mi i Natalce hydrożel. W dotyku śliski, jednocześnie delikatny, sprężysty, dość odporny na ściskanie. Wyciszający, relaksujący, ciut niesforny w swej spokojności. Rewelacyjny sam w sobie. Już samo jego chwytanie, trzymanie w ręku jest ekscytującą i wciągającą zabawą, ale zawsze można się pokusić i pójść krok dalej. W naszym przypadku, tym przysłowiowym krokiem, były, dla przykładu, zabawy hydrożelem na podświetlonym stoliku czy zabawy w wodzie z dodatkiem hydrożelu w trakcie wieczornych kąpieli.
A mąka? To dopiero materiał sensoryczny! Abstrahując od moich ulubionych zabaw z mąką – wspólnego pieczenia, wyrabiania różnych ciast, stworzyć można zabawę typowo z myślą o dzieciach. Wystarczy wsypać trochę mąki do miski, w osobnych pojemnikach dać dziecku kolorowy ryż, kaszę gryczaną, herbatę granulowaną, kawę ziarnistą, żołędzie, orzechy, płatki owsiane (…) co komu w duszy gra i pozwolić dziecku odkrywać świat różnych faktur, ziarnistości. Fakt, najczyściej po tej zabawie nie będzie, ale nikt nie mówił, że odkrywanie świata do czystych zajęć należy. Z pewnością mniej brudzącą alternatywą jest malowanie, pisanie palcem w mące. Zabawa ma już trochę inny charakter i inny cel, ale jak najbardziej mieści się w kanonie zabaw oddziałujących na zmysły.
Wspaniałe materiały do zabaw sensorycznych oferuje nam też Matka Ziemia. Dotykany bosą stópką występujący w naturze piasek, trawa, listowie, mech, ale również zebrane kasztany, żołędzie czy orzechy wrzucone do pojemnika stanowią nie lada atrakcyjne pudło sensoryczne. Idealne do deptania, uklepywania, masowania, siadania, ugniatania, przesypywania, ściskania.
A jeżeli już o deptaniu mowa, to przypomniało mi się, jak jednego razu odkryłyśmy, ile frajdy można mieć w chodzeniu bosymi stopami po masie solnej. Próbowaliście? Najlepiej sprawdza się masa wyjęta z lodówki, w którą wraz z dzieckiem włożymy groch, fasolę, ryż… Masaż stóp za darmo! A ile przy tym śmiechu i zabawy!
A malowanie rękami pianką do golenia… Wspaniałe. Aaa… ile tego można wymyślać i pisać, pisać, pisać… Ale wystarczy. Idea została nakreślona.
To co? Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam dobrej zabawy. Bawcie się zatem dobrze!
Zdjęcia: Lidka
W moim ogrodzie rosną sosny, taka odmiana niska, więc nie trzeba drabiny alni wysokiego męża. Może zrywać nawet dziecko. Jak dotąd nie miałam pojęcia, co zrobić z tymi przyrostami, a je obrywałam, żeby uformować roślinę. Zerwane wkładałam do miseczki i stawiałam w domu, jako zapach.
W tym roku spróbuję z syropem – dzięki za pomysł.
W tym roku choroba nie pozwoliła mi na wycieczki po lesie, a mam takie miejsce gdzie z powodzeniem mogę nazbierać pędy. Na przyszły sezon z pewnością spróbuję.
W maju warto zrobić syropek z sosny mleczu brzozy i pokrzyw
Nam takie syropki robi mama męża, ale rzadko kiedy się ostaną tak długo – świetny specyfik 🙂
Polecam syrop z sosny. Tylko ja nic nie gotuje tylko zasypuje obficie cukrem pędy w słoiach i stoją na słońcu nawet kilka miesięcy a po zlaniu syropu zalewam te pędy alkoholem i jest świetna nalewka z sosny: )
Witam, mam pytanko, czy mozna jeszcze z obecnych pedow sosny zrobic taki syrop, czy jest juz za pozno? Pozdrawiam, M.
Raczej nie. Najlepszy okres to przełom kwietnia i maja. Gotowe syropy z pędów sosny są także dostępne w niektórych aptekach lub sklepach że zdrową żywnością.
Pozdrawiam
Jak myślisz za ile mozna się wybrać na pędy?
Bo Moja potrzeba sloikowania jest wielka 🙂
U mnie dopiero ok. 3 cm, więc jeszcze poczekam, niech podrosną 🙂
Dokładnie dałabym im tydzień
Jest jeszcze za,zimno. W zeszłym roku o tej porze pędy sosny już byly poprzerastane. Ja zrobiłam dwa słoiki, ale zasypalam tylko cukrem i po dwóch tygodniach w ciepłym miejscu zlalam malutki słoik soku. Trzymałam w lodówce ale niestety sfermentowal. W tym roku zrobie z twojego przepisu