Na zakupach 14 sierpnia 2013

[Video sponsorowane] Powiedz przyjacielowi

Wiecie jak dzieci zdradzają sobie sekrety? Oczywiście na ucho! To bardzo dobry sposób na powiedzenie czegoś, o czym nie chcemy informować otoczenia. Może jest to niezbyt eleganckie, ale cóż, dzieci to dzieci.

Jest jeszcze jeden powód mówienia na ucho – o pewnych sprawach wstyd mówić głośno. Moim nieskromnym zdaniem, ogólnoświatowym wstydem jest, że 2,6 miliarda ludzi na świecie nie ma dostępu do bezpiecznych toalet. Innymi słowy, jak to się u nas mówi, chodzą „za stodołę”. Jak się łatwo domyśleć, po takiej wizycie nie myją rąk… Codziennie 2000 dzieci na świecie umiera z powodu biegunki.

Jak się czegoś nie zna, to się nie odczuwa braku. Myślę, że ludzie, którzy nie mają dostępu do toalet nie zastanawiają się na co dzień czy to problem czy nie. Robią to samo co robili ich ojcowie i dziadkowie, tego samego uczą swoje dzieci. Tak oczywista dla nas rzecz jak umycie rąk po wyjściu z ubikacji w krajach trzeciego świata może być postrzegana jako „fanaberia bogaczy”. Dlatego właśnie powstał program Społeczne Podejście do Totalnej Sanitaryzacji. Chodzi nie tylko po to, by dać ludziom bezpieczne toalety, ale sprawić, by zrozumieli dlaczego korzystanie z nich jest dla nich ważne i dobre.

W tym celu Domestos, Fundacja Unilever oraz UNICEF wspólnie wspierają wyżej wspomniany program. Jeżeli zobaczycie specjalnie oznakowaną butelkę Domestosa kupcie ją, w ten sposób i Wy pomożecie ludziom, którzy wciąż jeszcze żyją w warunkach urągających ludzkiej godności. ONZ uznał dostęp do podstawowej sanitaryzacji i higieny osobistej za podstawowe prawo człowieka. Niestety w wielu miejscach na świecie ciężko to prawo wyegzekwować, bo od kogo?

Obejrzyjcie materiał video, zobaczcie  sympatyczne dzieciaki, które  przekazują sobie z ust do ust „dorosłą plotkę”. Przeczytajcie to wszystko, co jest napisane drobnym drukiem, to ważne wiadomości, nie uciekajcie przed tą wiedzą, zamknięcie oczu i uszu nie spowoduje, że problem zniknie.

Jeżeli chcecie wiedzieć więcej o akcji połączonych sił Domestosa i UNICEF zapraszamy na stronę Akcji UNICEF & Domestos.

Zapytacie czy to ma sens? Odpowiem: tak ma, bo program działa w 50 krajach na świecie i pomógł już 1,3 milionom ludzi w uzyskaniu dostępu do bezpiecznej toalety. Uczniowie w Nikaragui, Sudanie i Ghanie już cieszą się z dostępu do czystej wody, poprawionej sanitaryzacji oraz polepszonej higieny. Warto?

Ten post jest sponsorowany przez Domestos, ale zawarta treść jest mojego autorstwa.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podróże 11 sierpnia 2013

Park Krasnala w Nowej Soli czyli dawno, dawno temu….

Jeśli będziecie w pobliżu Nowej Soli, musicie koniecznie odwiedzić bajkowy Park Krasnala. Jest to miejsce w którym każdy znajdzie coś dla siebie – ja jestem w nim zakochana i wiem, że będziemy tam częstymi gośćmi.

Przy wejściu witają nas dwa Krasnale – Soluś i jego żona Lusia, ale to nie są zwykłe krasnoludki – to dwie gigantyczne figury mierzące blisko 5,5 m wysokości. Soluś (jako ten pierwszy, który stanął dumnie w parku) w 2009 r otrzymał tytuł „Największego Krasnala Na Świecie”, trafiając tym samym do Księgi Rekordów Guinessa. Nie jest on tam największą postacią – niedźwiedź Gryzzli również pobił rekord świata za swoje 7,14 m wysokości.

Park1

Park jest bardzo malowniczy, pełno tam zieleni i kwiatów, spomiędzy których wyłaniają się figury afrykańskich zwierząt. Prawdziwa lekcja przyrody! Jest tam min. stado słoni, żyraf, koni, są kangury, hipopotam, wielbłąd, niedźwiedzie – czyli wszystko to co chcielibyśmy zobaczyć w prawdziwym ZOO. I nawet jeśli znamy je tylko z nazwy, możemy poszerzyć swoją wiedzę dzięki tablicom informacyjnym, zawierającym najważniejsze ciekawostki.

Park2

A jeśli ktoś chciałby przenieść się do prehistorii – żaden problem! W parku znajdują się też dinozaury jak w prawdziwym Jurassic Park’u. Jeden z nich, T-Rex (Animatronic T-rex dinosaur) wyróżnia się nie tylko swoją wielkością, ale i tym, że porusza się i wydaje mrożące krew w żyłach odgłosy, sprawdzając odwagę odwiedzających.

park3

Park ma jeszcze jeden ciekawy zakątek – zwierzyniec. Są tam prawdziwe kucyki, białe pawie i inne ptaki oraz jelonki i kozy, które można karmić specjalną paszą. Oczywiście nie mogliśmy nie skorzystać z takiej możliwości!

W parku wygospodarowane zostały miejsca do odpoczynku, a gdy siły wrócą można do woli szaleć na placach zabaw, schować się w sporych szałasach lub zasiąść przed sceną podczas animacji dla dzieci – my trafiliśmy na polskie bajki i wiersze.

Park4

Jeśli potrzebujemy zabrać ze sobą wózek dziecięcy to bez problemu można się nim poruszać po alejkach parku. Niestety, jak to bywa na placach zabaw – poruszanie się po nich jest utrudnione przez żwirowe podłoże, które w razie deszczu odciąga nadmiar wilgoci. Problemem okazują się również schody prowadzące do sali zabaw i lodziarni. Oczywiście jest wejście z drugiej strony bez schodów, ale było zamknięte.

To co chyba ucieszy każdego rodzica – wejście i powyższe atrakcje są bezpłatne (również toalety, niestety nie zauważyłam nigdzie miejsca do przewijania), jedynie jeśli ktoś ma chęć nakarmienia zwierzaków musi kupić porcję paszy za symboliczną złotówkę. „Krasnale” oferują też inne (już odpłatne) atrakcje – salę zabaw (8-10zł  godz za jedną osobę w zależności od dnia tygodnia), mini park rozrywki (koszt zabawy od 2 zł), dmuchane zamki, kolejkę dla mniejszych dzieci (każda akrtakcja dodatkowe 5zł za dziecko), punkty gastronomiczne, sklepiki.

Do Parku Krasnala mamy 40 km i pokonamy je bez wątpienia nie raz – nie wiem kto bardziej był zachwycony, nasza córka czy my! Mam nadzieję, że odwiedzicie kiedyś Solusia i jego żonę, bo warto i nie zawaham się stwierdzić, że nie znajdziecie drugiego takiego miejsca w Polsce!

Zdjęcia: (nie)Magda(lena)

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża 8 sierpnia 2013

Jak dobrze mieć sąsiada…? – odcinek szpitalny

Zostałam ponad tydzień temu zesłana przez mojego ginekologa na przymusowy „wypoczynek” w szpitalu. Ani o to nie prosiłam, ani o tym nie marzyłam, ale stało się, ciąża zagrożona przedwczesnym porodem, więc chciałam nie chciałam, spakowałam się i zgłosiłam na oddział ginekologii i patologii ciąży. Nawet przez myśl mi nie przeszło, z kim będę miała przyjemność dzielić salę szpitalną, zresztą byłam pewna, że po weekendzie wrócę do domu. Niestety rozczarowałam się niemile informacją, że spędzę tu najpewniej 3-4 tygodnie.

Zakwaterowano mnie w dwuosobowej sali, gdzie rozgościła się już pacjentka. Okazało się że Ania – dziewczyna w moim wieku, była wyjątkowo sympatyczną i miłą kompanką, z którą czas szybko uciekał. Zgrzeszyłabym narzekając na Jej towarzystwo – nagadałyśmy się za wszystkie czasy, pośmiałyśmy, jakbyśmy się znały od dawna. Anię wypisano do domu po 4 dniach, wymieniłyśmy się numerami telefonów z postanowieniem, że jeśli będziemy „gdzieś w pobliżu” umówimy się na spotkanie przy kawie. Niestety do tej pory Ania była jedyną tak miłą towarzyszką niedoli.

Przeniesiono mnie do innej sali już zajętej przez młodą dziewczynę, która na dniach spodziewała się narodzin dziecka. Nie zawiodła mnie intuicja, która cichaczem podpowiadała, że nie ma szans na powtórkę z dni poprzednich. Nie mam nic przeciwko nieletnim matkom, ale jej zachowanie chwilami było żenujące. Uogólniając – stek bzdur młodzieżowych, czyli dziwny momentami tok myślenia, mogłam wałkować do oporu, bo nieletnia wraz z koleżankami ze szczegółami opisywały swoje problemy, których ja nie chciałam a jednak musiałam słuchać.

Zmęczyło mnie to okrutnie, ale głupio było mi cokolwiek powiedzieć. Bo niby co? Żeby trochę dyskretniej rozmawiały? Albo nie wpadały całą watahą do naszej sali? Bez sensu skoro sala wspólna więc nikt podobnych wizyt zabronić nie może. W tym czasie bardzo dużo spałam, bo inaczej trudno było mi się odciąć od tego towarzystwa, a niestety  wstawać z łóżka nie mogę.

Kolejna sprawa to przejście w łazience, która przeznaczona jest dla dwóch sal. Dziewczyny bez pardonu wpadały do sali przez łazienkę, i nieistotne czy był to środek dnia czy może 22. Bez „dzień dobry”, bez pukania, po prostu wychylały głowę i padało sakramentalne „idziesz (na fajkę – jak się okazało później – ciężarne!!!!)?” Ale ok, dało się przeżyć.

Inną bajką było walenie w ścianę z pięści po trzykroć, co jak się domyśliłam miało oznaczać „jesteś?” Chwilę później ściana odpukiwała z drugiej strony. Takie tam nowoczesne metody komunikacji. Przynajmniej na smsach oszczędziły. Nie licząc wulgarnego języka koleżanek, to chyba wszystko co przez kolejne dni wyprowadzało mnie z równowagi. I szczerze mówiąc odczułam ulgę, że zabrali dziewczynę na wywołanie, bo i schadzki sąsiedzkie się skończyły.

W ostatnich dniach miałam też dwie bardziej ucywilizowane towarzyszki, bo czymże były ich wiecznie brzęczące telefony namiętnie przerywające mój sen, do poprzedniego hałasu i zamieszania? Niczym specjalnym. Włosów z głowy nie rwałam, ale gdy obie Panie zabrano do porodu, a ja zostałam na sali sama, zwyczajnie się ucieszyłam. I dopiero teraz mam czas coś napisać, coś poczytać, o czymś pomyśleć, bez nieustającego brzęczenia z boku.

Może trochę marudzę, bo mam świadomość że szpital to nie hotel i nie powinnam oczekiwać Bóg wie czego, ale elementarne podstawy kultury należy zachować. To przecież niewiele kosztuje, a trzeba wziąć pod uwagę, że nie każda pacjentka ma ochotę czynnie uczestniczyć w wytworzonym tu „życiu towarzyskim”, czasem z braku sił, a czasem z powodu usposobienia i charakteru. Obecnie weekend spędzam „samotnie” i odpoczywam, ładując akumulator, a w perspektywie kolejnych tygodni wcale nie jest mi już obojętne, kogo przywieje mi los do szpitalnego towarzystwa.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marta Nowak
Marta Nowak
10 lat temu

ja nie mogłam porozmawiać ze swoją sąsiadką z sali gdyż nie mówiła po polsku nie miała też zbyt dużej ilości gości więc początkowo się nudziłam ale długo to nie trwało bo za to noce miałam ciekawe – okropnie chrapała! więc kolejne dni minęły mi na odsypianiu nocek :/

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu
Reply to  Marta Nowak

Mi trafiła się do kompletu Pani która mówiła w większości po niemiecku, a u nas spędzała wakacje. Akurat jej towarzystwo wyszło mi na dobre, bo podciągnęłam własne umiejętności w niemieckim 🙂

joanna
joanna
10 lat temu

miałam przyjemność być również na patologi ciąży – z tym że ja byłam na sali 4 -osobowej ( 2 razy ok 30 tyg ciąży i dzień przed porodem) i nawet dość pozytywnie wspominam – pierwszy raz dużo spałam bo generalnie bardzo źle się czułam- jednak towarzystwo miałam b. fajne – choć ostatniego dnia polożono do nas dziewczynę u ktorej wywoływano poród i biedna okropnie cierpiała – i jeszcze wszystkie borykałyśmy się z poważną komplikacją jednej z dziewczyn – wszyscy chcieli aby było jak najlepiej dla niej i maluszeczka w brzuszku jednak nic na to nie wskazywało – ten 1 pobyt… Czytaj więcej »

Agnieszka Detyna
Agnieszka Detyna
10 lat temu

Współczuję pobytu w szpitali… Wiem jakie to dołujące potrafi być. W pierwsze ciąży przeleżałam 3 tygodnie na patologii ciąży zanim Milcia pojawiła się na świecie. Na sąsiadki z sali raczej nie narzekałam – najbardziej dokuczało mi ciągłe przenoszenie między salami w zależności od tego ile pacjentek było na oddziale 😐 Trzymam kciuki za miłe towarzystwo i cierpliwe wytrwanie do bezpiecznego terminu porodu 🙂

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu

Fakt, przeprowadzki z sali do sali są lekko wkurzające, a czasem i co dwa dni zmiana 😉

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close