W czym do ludzi, w czym do piaskownicy?
Jakoś tak w połowie ciąży przyszło mi do głowy, że trzeba by pomyśleć o ubrankach dla mojej buszmenki. W założeniu miały być ładne, czyste, kolorowe, bo białych nie cierpię, i w ogóle cudne, no bo przecież dziecko będzie cudne to i ubranka też muszą. Pierwsze zakupy na wyprzedaży, więc hurtowo, no ok, sporo tego i ładne, na pierwsze dwa miesiące w sam raz.Potem przez nasz dom zaczęły przewijać się ciuszki używane, istna Niagara, nie nadążałam ich Duśce zakładać i już z nich wyrastała.
Właściwie do roku wszystko co nosiła było ładne, niezniszczone, niepoplamione, mogłam sobie myśleć, że jestem idealną matką, bo dziecko mam jak z obrazka. Też mi kryterium…
Mniej więcej w tym czasie kiedy Duśka miała pół roku, dostałam masę ubranek od koleżanki, właściwie wygarnęła z szafy co za małe, zapakowała do wora i mi przyniosła. Nie przebierała, wyraźnie powiedziała, że są różne i mam sobie wybrać. No to zaczęłam wybierać… To ładne, to też, to by było ładne ale plama, spodenki w kwiatki, ale tu dziura, na tych spodenkach to dwie dziury nawet… No ale ładne to nie wyrzucam, w końcu babcia nauczyła mnie szyć, na dziury się coś naszyje, na plamy też, albo coś wyhaftuje a ubranka śliczne to wyrzucać szkoda. Tiaaa, się naszyje, się wyhaftuje, no koń by się uśmiał a kobyła razem z nim! – Się jakoś samo nie chciało, a ja czasu nie miałam, może dlatego że chociaż umiem szyć to nie lubię. I tak sobie leżały w szafie i czekały na lepsze czasy, aż tu pewnego dnia moje dziecko radośnie zaczęło raczkować po podwórku genialnie niszcząc w błocie czyste eleganckie spodenki. Podwórko jak to podwórko, tu błotko, tu korzeń bo w lesie mieszkamy, tu patyczek, tu szyszeczka, jest o co niszczyć, oj jest.
Sytuacja prawie patowa, ubranek niszczyć szkoda, dziecku radości zakazać zbrodnia. I wtedy przypomniały mi się te wszystkie czekające na poprawki ubranka. A właściwie to po co mają czekać i na co? Na łaty? A kto teraz nosi połatane? I po co? Podarte dżinsy do dziś wspominam z sentymentem, to były moje ukochane spodnie. Niech i moje dziecko ma trochę radości z dziur.
Tak właśnie ubranka zostały podzielone nie według kategorii spodnie – spódniczki – bluzeczki – bodziaki, tylko domowe i wyjściowe. I już mnie nie interesuje, jak bardzo moje dziecko wróci brudne z podwórka. Robi błoto? A niech sobie robi. Tapla się w tym błocie??? A to niech się tapla. W kałużę wlazła??? No i co z tego, widać lubi. Co prawda od lat różne mądre głowy krzyczą, że padają kwaśne deszcze, ale jakoś mi jeszcze dziecka nie rozpuściły, to chyba nieszkodliwy ten kwas, o ile w ogóle jest. Jeżeli dziecko rozpuszczone to przeze mnie, na podwórku wolno wszystko – dopóki jest bezpiecznie. Nic a nic mnie nie obchodzi, że plamy z błota ciężko schodzą, mogą sobie wcale nie schodzić, nie zależy mi. Sokiem się oblała, jogurtem umazała? Owocowym? No i co z tego? Będzie plama? To niech sobie będzie. Po to właśnie są domowe ubranka, żeby je spokojnie zniszczyć, a co się dziecku nie uda zniszczyć oddać młodszemu dziecku.
Nie mam już żadnych oporów przeciwko przyjmowaniu zniszczonych ubranek ani przekazywaniu ich dalej. Oczywiście to zniszczenie musi mieć jakieś rozsądne granice, rękawy muszą się trzymać bluzki, plecy przylegać do przodu, nogawki od spodni muszą być trwale połączone paskiem, ze sweterka nie mogą wychodzić nitki, zachowajmy jakieś minimum przyzwoitości.
Mamy ten luksus że mamy swoje podwórko, sąsiedzi nie oceniają jak ubieram dziecko. Nie wymyśliłam tego, usłyszałam, dziecko mieszkające w bloku przebiera się na każdy spacer bo sąsiedzi patrzą. Nie popatrzyłam na osobę, która mi to mówiła jak na wariatkę tylko dlatego, że była sporo starsza ode mnie, zwyczajnie mi nie wypadało. Młodszej bym poradziła żeby oddała mózg do renowacji.
Oddzielna półka to ubranka wyjściowe. Tam mieszkają wszystkie eleganckie spódniczki, sweterki, spodenki, sukieneczki, które zakładam dziecku do Kościoła, do lekarza czy na jakąkolwiek wizytę u znajomych. Tak samo piękne jak i nudne, nic w nich zrobić nie można, ciągle tylko: uważaj bo się ubrudzisz! – nie sądzę, żeby Duśka je lubiła.
Mądrość ludowa głosi że dzieci dzielą się na brudne i nieszczęśliwe, moje dwuletnie dziecko wraca z podwórka brudne jak nieboskie stworzenie, ale z ogniem radości w oczach.
I od razu powiem, że nawet gdybym mieszkała w blokach, robiłabym tak samo, i niechby sobie sąsiedzi gadali. Zapytajcie swoich rodziców albo dziadków jak się ubierało kiedyś dzieci na podwórko i kogo to naprawdę obchodziło. Nie odbierajmy dzieciom ich praw tylko dlatego, że w dobie nowoczesnych proszków do prania, dzieci mają być czyste. Wręcz przeciwnie, właśnie dlatego mogą być brudne!
Super text!!! Czytałam z uśmiechem na ustach!! 🙂
Z racji,że moje dziecko jest młodsze od Duśki 😉 mogę wyciągnąć z tej opowieści pewną lekcję dla mnie,na przyszłość 🙂
Czekam na następny text!!! 🙂
popieram w 10000% mam to szczęście być mamą chłopca, co prawda młodszego od Duśki bo ma niecałe 5 mies ale chłopcy jak wszyscy wiedzą, grają w piłkę i biegaja po drzewach itp, więc szykujac garderobe na przyszłość, skorzystam z tej mądrości 🙂
My co prawda nie mamy podwórka, gdzie Mati mógł by się bawić ale za oknem mam plac zabaw. Gdzie prawie dziennie uczęszczamy nie ubieramy czystych, nowych ciuchów bo niby po co ? Ja mam zdanie takie jak autorka że najlepiej mieć szczęśliwe dziecko niż wiecznie czyste.Zdanie innych delikatnie pisząc mam gdzieś, wszyscy się dziwnie spoglądają że puszczam małego nie mal wszędzie. Niech raczkuje sobie, a co. Niby dlaczego miałam bym zabronić raczkowania po trawce, czy piasku bądź na brzegu jeziora ? Jadąc na spacer zawsze zabieram koc i gdy tylko znajdziemy miejsce zatrzymujemy się i rozkoszujemy się piękną zielenią 🙂… Czytaj więcej »
Super tekst. Borę do serca 😀
Buziak
Świetny tekst 🙂 napisany lekko i z humorem…ja jestem mieszkanką bloku i muszę przyznać,że ubieram ładnie małego tzn nic poplamionego ani zniszczonego. Oczywiście zasada jest jedna-robi co chce (w granicach rozsądku) chce do piasku czy w błoto??-nie ma sprawy!! dla mnie ubranie to tylko rzecz! Nie mam ubranek „w spadku” więc kupuję nowe czasem w lumpeksach ale raczej wybieram nie zniszczone. Siłą rzeczy ubranka są bez plam. Nie można przez ubrania zabierać dziecku radości z poznawania świata 🙂
Popieram w 100% i tez mam osobna szafke na „podworkowe” ciuszki 🙂
ja też mam kilka ciuszków do nauki jedzenia 🙂 już z plamami i inne nowe i używane w stanie bardzo dobrym, ale nie ma tragedii jak coś się poplami nawet jeśli nie zdążyłam jeszcze dobrze metki oderwać :)- zawsze można spróbować sprać 🙂 poza tym również należę do mam, które pozwalają chodzić (raczkować) dziecku po trawie, piasku itp i jeśli tylko Lusia nie próbuje tego zjeść, może robić co chce 🙂
100% prawdy podpisuję się pod nim obiema rękami i nogami
Amelcia ma 2 latka a ja kocham jak pięknie wygląda czy w piaskownicy czy w kościele nieważne. Wszędzie chodzi czyściutka i nieobtargana. Oczywiście tam gdzie może zniszczyć bardzo ubranka wybieram te tańsze ale zawsze mają wygląd. Nie wyobrażam sobie żeby córka miała potarganą bluzkę nawet w domu żal by mi było na nią patrzeć. Wole nie kupić sobie kolejnej bluzki a w zamian kupić jej. Wcale nie oznacza to że ciągle krzyczę Amelka nie rób tego bo sie ubrudzisz nie rób tak bo potargasz wszystko w granicach rozsądku.
Miło jest jak dzieci (i nie tylko) wyglądają ładnie, kolorowo i czysto. Jednak najważniejsza jest wygoda i dobra zabawa!!!
Świetny tekst i super pomysł!!! Dziś jeszcze robię remanent w ubrankach i podzielę i też się przejmować nie będę 🙂