Słoneczny, mroźny poranek to idealne warunki do wietrzenia pościeli. Ja, gdy wstaję rano i za oknem mam takie warunki, od razu w głowie mam plan wystawienia pościeli na mróz. Wietrzenie pościeli na mrozie to najlepszy sposób na pozbycie się roztoczy, które w pościeli mają wyśmienite warunki do rozwoju, a nam wcale nie są do życia potrzebne.
Przyczyniają się do pojawienia się alergii i pogorszenia komfortu snu. A przecież w łóżku spędzamy naprawdę sporo czasu, dlatego warto zadbać o to, aby pościel była czysta, świeża i pachnąca. Choć na rynku jest sporo kołder i poduszek, które można po prostu prać, to nic nie zastąpi takiego wietrzenia na mrozie. A świeżość, jaka otoczy nas, gdy wskoczymy w nasze pielesze, które były poddane działaniu mrozu, jest nie do odtworzenia.
Dlaczego warto wietrzyć pościel zimą na mrozie?
Choć świeży zapach pościeli po wietrzeniu jest niepowtarzalny i zdecydowanie sprzyja zasypianiu, to nadrzędną korzyścią takiego zabiegu jest oczyszczenie pościeli z roztoczy. Warunki panujące w naszych sypialniach tworzą idealne środowisko dla ich rozwoju. Ciepło oraz odpowiednia dla nas wilgotność powietrza sprawia, że pościele stają się doskonałym siedliskiem dla drobnoustrojów. Odchody roztoczy kurzu domowego są jednymi z najsilniej uczulających alergenów. Są powodem alergii, astmy, kataru, a także bólów głowy. To wszystko sprawia, że jesteśmy niewyspani, co z kolei wiąże się z osłabieniem naszej kondycji fizycznej i psychicznej. Dlatego warto w słoneczny i mroźny dzień wywiesić pościel na balkon, rozłożyć na krzesłach ogrodowych czy chociażby przewiesić przez okno. Jeśli jednak nie mamy możliwości wietrzenia pościeli bezpośrednio na mrozie, można zrobić to w sypialni. Wystarczy rozłożyć pościel na łóżku i otworzyć szeroko okno, tak by zapewnić odpowiednią wymianę powietrza. Gwarantuję, że pozytywy poczujecie już po pierwszym razie 🙂
Wietrzenie pościeli na mrozie — jak to robić dobrze?
Choć pościel dobrze wietrzyć przez cały rok, to zimowa pora przynosi najlepsze rezultaty. Znakomite warunki do wietrzenia pościeli zimą, to słoneczny, “suchy” dzień z lekkim mrozem. Wiatr też działa bardzo korzystnie, ponieważ wnika we wnętrze, dogłębnie je oczyszczając i odświeżając. Ważne, by nie wystawiać pościeli w wilgotne i zachmurzone dni. Również wietrzenie w pełnym słońcu nie jest dobre, wzmaga namnażanie się drobnoustrojów. Dlatego też powinniśmy wybierać miejsca przewiewne, lekko zacienione. Nie musimy pościeli wietrzyć przez cały dzień. Wystarczy wystawić ją na 30 minut w odpowiednich warunkach, aby poczuć różnicę. Aby zmaksymalizować korzystne działanie mroźnego powietrza na naszą pościel, warto na czas wietrzenia ściągnąć poszewki. Zapewni to lepszy dostęp powietrza i niskiej temperatury, co pozwoli na lepsze zwalczanie roztoczy.
Jeżeli jeszcze zastanawiacie się, czy warto w mroźny dzień wietrzyć pościel, musicie wiedzieć, że takie wietrzenie ma zbawienny wpływ na higienę snu i nasze zdrowie. Dzięki temu każda Wasza noc będzie przyjemniejsza, a dzień bardziej efektywny.
Wykorzystajcie więc tę mroźną pogodę:)
Fajny artykuł? Możesz nas pochwalić lub podzielić się nim z innymi :)
Kroniki zamku Avel to kooperacyjna gra dla całej rodziny. W magiczny sposób, jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki, przenosi nas do zupełnie innego świata. Świata magii, baśniowych stworów i dzielnych rycerzy…
Przystępując do tej rozgrywki, godzimy się na to, by opuścić bezpieczne mury naszego domowego zacisza i trafić wprost do mrocznych lasów okalających Avel, w których roi się od przeróżnych potworów. Smoki, gobliny, szkielety, bagienne węże, ogromne ropuchy, zjawy i duchy to tylko część istot, jakie możemy spotkać na swej drodze.
Musimy się ich strzec, a gdy na nie trafimy, podjąć z nimi walkę, korzystając z wiedzy uczonych, a także z czarodziejskich mocy eliksirów, no i swojej broni.
Największą jednak grozę wśród mieszkańców sieje potężne Monstrum, które ma się pojawić tuż po wzejściu na niebie Czarnego Księżyca. Jego celem jest zniszczenie zamku Avel. Pokonanie go nie należy do łatwego zadania, ale jest możliwe! Aby tego dokonać koniecznie wszyscy wojownicy muszą połączyć siły, w myśl zasady – jeden za wszystkich, wszyscy… na jednego ?
Teraz jak ta teoria wygląda w praktyce? Otóż generalnie rzecz biorąc, gra jest prosta. Ma jasne zasady i nietrudno je zapamiętać – choć trzeba na to kilku rozgrywek. Nie będę jednak ukrywać, że jest ich sporo. Instrukcja spisana została na dwudziestu stronach! Według mnie to dużo i przyznaję się bez bicia, że początkowo trochę mnie to zniechęciło.
ALE – żeby nie było! – wszelkie wytyczne przedstawione zostały w przystępny i bardzo przejrzysty sposób. Ponadto w ich rozumieniu pomagają nam mieszkańcy Avelu: czarodziej Mirko, rycerka Gileada i dobry duszek leśny, a także liczne przykłady. Dzięki temu wszystko to, co na pierwszy rzut oka wydaje nam się skomplikowane, szybko się klaruje.
Gra posiada dosyć sporo elementów, które początkowo, też wprowadzają lekki chaos – jak to wszystko ogarnąć – ale uwierzcie, wystarczą dwie, może trzy rozgrywki, żeby zapamiętać, co gdzie ma leżeć, jaką pełni funkcję i kiedy możemy lub musimy z tego skorzystać.
Kroniki zamku Avel – po krótce, o co w tych chodzi
Generalnie rozgrywka składa się z trzynastu rund oznaczanych na specjalnym torze księżyca żetonem astrolabium. Podczas jednej tury każdy gracz może wykonać dwie akcje (lub cztery w przypadku rozgrywki jednoosobowej). Może to być:
– ruch, czyli przemieszczenie swojego pionka na inny kafel;
– walka z napotkanym potworem, w trakcie której rzucając kośćmi, toczymy bój;
– akcja miejsca, to znaczy wykonanie czynności wskazanej na danym kafelku, może to być np. zakup pułapki na Monstrum, zbudowanie fragmentu muru obronnego, czy wylosowanie nowego ekwipunku;
– lub odpoczynek, w trakcie którego teoretycznie nie wykonujemy żadnej czynności, a w praktyce regenerujemy się i odzyskujemy siłę, czyli dwa żetony wytrzymałości.
Musicie przy tym wiedzieć, że nasi bohaterowie są nieśmiertelni, jednak w walce z potworami tracą swoją moc, a więc żetony wytrzymałości. Gdy nie będziemy o siebie dbać i w odpowiednim momencie odpoczywać, może się zdarzyć tak, że za sprawą silnych ciosów pozbędziemy się wszystkich pięciu serduszek (żetonów wytrzymałości) i zostaniemy ogłuszeni, na skutek czego trafimy z powrotem do zamku, gdzie z kolei za sprawą magicznego eliksiru, wyzdrowiejemy. Niemniej jednak stracimy wszystkie zdobyte do tej pory monety i wybrany element ekwipunku. A szkoda, bo w walce z niektórymi stworami, w szczególności z Monstrum, ważna jest każda dodatkowa część naszego wyposażenia.
Po wykonaniu przez wszystkich graczy dwóch akcji przesuwamy na torze księżyca astrolabium i zaczynamy nową rundę. Co ważne, jeśli owo astrolabium wskaże znacznik leża (co drugą rundę), na wszystkich kafelkach z tym symbolem, kładziemy żetony potworów. W związku, z czym one w zasadzie cały czas wychodzą z ukrycia i stają nam na drodze. Warto z nimi regularnie walczyć, po pierwsze dlatego, że pokonując je, zdobywamy nagrody, które pomagają nam w kolejnych bojach i obronie zamku. Po drugie dlatego, że gdy pojawi się Monstrum, wraz z nim wyjdą nowe potwory – pojawią się na każdym kafelku ze znaczkiem leża – im więcej ich będzie, tym trudniej będzie nam walczyć i bronić Avel.
Na marginesie dodam, że Monstrum jest naprawdę potężne i aby je pokonać musimy zadać mu, w zależności od liczby graczy, czternaście, siedemnaście lub aż dwadzieścia celnych ciosów. Trzeba się więc namęczyć i zjednoczyć siły, co z kolei jest ogromnym atutem tej gry.
Kroniki zamku Avel – ogólne wrażenia
Jak wspomniałam na początku Kroniki zamku Avel to gra kooperacyjna, a więc musimy ze sobą współpracować, ponieważ razem działamy przeciw wspólnemu wrogowi. Nikt tutaj nie walczy sam, nie przegrywa w pojedynkę i nie zwycięża samodzielnie. W grze rodzinnej to naprawdę fantastyczne rozwiązanie! Dzięki temu żadne dziecko nie dąsa się, że odpadło, czy zajęło ostatnie miejsce. No i my, rodzice, możemy na legalu podpowiadać młodszym, jaki ruch mogą wykonać.
Mało tego! Poprzez takie rozwiązanie do zabawy możemy zwerbować młodsze dzieciaki, niż wskazują autorzy – na opakowaniu jest informacja, że to gra dla dzieci w wieku 8+. Ja natomiast wciągnęłam w nią również pięciolatkę i trzylatka. ? Pola radzi sobie świetnie, doskonale rozumie, o co chodzi i co ma(my) robić. Staś oczywiście jeszcze nie do końca się w tym odnajduje, trzeba mu o wszystkim mówić i właściwie najchętniej bawi się poszczególnymi elementami (mieczami, tarczami itp.), ale gra razem z nami i to jest dla mnie najważniejsze.
Całość jest pięknie wykonana. Gdy po raz pierwszy otworzyłam pudełko i wyciągnęłam wszystkie elementy, wydałam z siebie mały jęk zachwytu. Każda część stworzona jest z grubej tektury, niestrasznej dzieciakom. Są też komponenty drewniane i trójwymiarowe. Kafelki i żetony są pięknie zilustrowane. Bardzo podoba nam się to, że planszetki bohaterów składają się z dwóch części, pomiędzy które wkłada się rysunek z wizerunkiem rycerza lub rycerki. Ów obrazek można pokolorować i podpisać imieniem – jeśli brakuje nam na nie pomysłów, wystarczy skorzystać z pomocy specjalnej mapy gwiazdozbiorów, na której są spisane imiona żeńskie i męskie.
Ta część zabawy zawsze wywołuje u nas salwy śmiechu, ponieważ wylosowane dwuczłonowe imiona czasem są bardzo zabawne, szczególnie jeśli w jakimś stopniu pasują do gracza. Mój mąż ostatnio wylosował sobie nazwę: Silnoręki Gniewko, a ponieważ jest duży i szybko się denerwuje, uznaliśmy, że pasuje do niego idealnie ? U mnie z kolei padło na Gertrudę Bosąstópkę, a tak się składa, że ciągle chodzę boso 😀
Trochę się rozpisałam, ale co począć, jak gra zrobiła na nas duże wrażenie i w zasadzie można by o niej długo opowiadać. Nie zgłębiam się w szczegółowe zasady, bo po pierwsze jest ich sporo, a jak mówiłam wcześniej, są dość jasno opisane w instrukcji, po drugie przed pierwszą rozgrywką warto zobaczyć sobie jakikolwiek filmik instruktażowy (dostępny na Youtubie), z przykładową rozgrywką – to naprawdę dużo daje, rozjaśnia wszystko to, co wydaje się zagmatwane.
Reasumując Kroniki zamku Avel to bardzo fajna gra rodzinna, pozwalająca na ciekawe i emocjonujące rozgrywki w zróżnicowanym wiekowo gronie.
Polecam!
Tutaj możecie podejrzeć przykładową rozgrywkę ->
Liczba graczy: 1-4
Wiek: 8+
Czas gry: około 60 min
Zdjęcia: Fizinka
…
Dziękuję wydawnictwu Rebel za przekazanie recenzenckiego egzemplarza gry.
Sprzątanie przy dziecku jest jak jedzenie czekolady przy myciu zębów. Banał, ale jakże prawdziwy! Dziecko i idealnie wysprzątany dom nie idą ze sobą w parze. Co nie znaczy, że nie da się zrobić z dzieckiem świątecznych porządków.
Świąteczne porządki z dzieckiem trzeba trochę okroić
To pierwsza zasada, którą młodzi rodzice, a najczęściej młode mamy, bo to przede wszystkim na ich barki spada pucowanie domu, muszą sobie przyswoić. Niestety, ale o dokładnym wypucowaniu wszystkich szafek, szafeczek, schowków itp. raczej trzeba zapomnieć. Mycie okien też jest problematyczne. Po pierwsze zimą to ogólnie kiepski pomysł, zwłaszcza gdy jest mróz. Po drugie – nawet jeśli tego mrozu nie ma, to otwieranie na oścież okien przy dziecku nie jest wskazane. Można ostatecznie umyć okna na raty, gdy dziecko ucina sobie popołudniową drzemkę. Jednak ten czas nie jest z gumy i warto go wykorzystać na ważniejsze rzeczy.
Dobry plan to podstawa
Każda mama na pewno pamięta czasy „sprzed dziecka”, gdy była w stanie posprzątać cały dom w jeden dzień. No cóż, to już prehistoria. Teraz potrzebny jest dobry plan, by dom błyszczał na święta, a jego sprzątanie mogło przebiegać wieloetapowo. Najlepiej zaplanować kolejno sprzątanie poszczególnych pomieszczeń, pamiętając jednocześnie, że zawsze zaczynamy od góry. Mycie podłóg pierwszego dnia nie jest dobrym pomysłem.
Na pierwszy ogień powinny iść te pomieszczenia, w których bałagan pojawia się najwolniej. One „wytrzymają” do świąt. Pokój dziecięcy i kuchnię najlepiej załatwić w ostatniej kolejności.
Kiedy dziecko śpi, rób to, w czym najbardziej przeszkadza
Mycie łazienki to jedna z tych czynności, w które dzieci angażujemy raczej rzadko. Ani to higieniczne, ani bezpieczne, bo chemia łazienkowa do łagodnych nie należy. Kiedy więc dziecko zaśnie, na ręce trzeba założyć rękawiczki i już można brać się za sprzątanie.
Rękawiczki są konieczne z dwóch powodów. Po pierwsze o ręce trzeba dbać. Po drugie, gdy maluch nagle zapłacze, wystarczy kilka sekund, by je ściągnąć i biec do dziecka. Z myciem rąk będzie więcej zachodu.
Inną czynnością, którą warto wykonać, gdy dziecko śpi, jest mycie podłóg. Rzadko który maluch daje się przekonać, że teraz nie można wchodzić do kuchni, przedpokoju lub salonu, bo podłoga jest mokra. Niewiele jest też dzieci, które przejdą obojętnie obok brudnej wody w wiadrze.
Kiedy dziecko nie śpi, zaproś je do współpracy
Starsze dzieci można po prostu poinformować, że jest coś do zrobienia, bo zbliżają się święta. Powinny zrozumieć. Maluchy, nawet jeśli rozumieją, nie są w stanie dłużej zająć się sobą. Zamiast jednak spędzać z nimi czas na rysowaniu i budowaniu wież z klocków, lepiej „zagonić” je do pomocy.
Oczywiście dziecku trzeba przydzielić zadania na miarę jego możliwości, ale takie, by było przekonane, że robi coś dorosłego. Najłatwiej to osiągnąć, wręczając mu ścierkę do kurzu lub wilgotną gąbkę do mycia czegokolwiek. Mogą to być jego własne plastikowe zabawki, fronty szafek kuchennych, taborety itp. jeśli sprzątamy salon, to bezpieczniej dać dziecku suchą ściereczkę. Oczywiście trzeba trochę lawirować przy tym sprzątaniu, by maluch nie widział, że po nim poprawiamy. Warto powtarzać, że sprzątamy na święta i że już nie można bałaganić. Nie znaczy to oczywiście, że dziecko niczego nie dotknie przez najbliższy tydzień czy dwa, jednak jest szansa, że mniej rzeczy zmieni swoje miejsce.
Niespodzianka dla dziadków
Ten patent może się sprawdzić w przypadku dzieci, które potrafią się skupić na dłużej niż dziesięć minut. Zamiast sprzątać z dzieckiem, przekonajmy je, że powinno zrobić świąteczną niespodziankę dla babci i dziadka. Niech to będzie jakaś praca plastyczna, która wymaga odrobiny zaangażowania i jest czymś więcej niż banalnym rysunkiem. Przy dobrych wiatrach zyskamy na sprzątanie nawet godzinę. O taką rzecz można poprosić pięciolatka.
A jakby tak podrzucić komuś dziecko?
Jeśli jest taka możliwość, na pewno trzeba z niej skorzystać. Oczywiście dużo zależy od wieku dziecka i jego dojrzałości emocjonalnej. Jeden trzylatek pójdzie się pobawić do sąsiadki, inny nie oderwie się od mamy dalej niż na pół metra. Nic na siłę. Jeśli mamy w domu ten pierwszy wariant można się umówić z sąsiadką, że jednego dnia dzieci bawią się u nas, drugiego u niej lub odwrotnie. Wygrana będzie ta, która przyjmie dzieci jako pierwsza. Żeby uniknąć niesnasek, można rzucić monetą.
O pomoc można poprosić też dziadków, ciocię czy przyjaciółkę. Kogokolwiek, kogo dziecko zna i lubi.