Mama Bloguje 27 lutego 2013

[Wpis konkursowy] Kamienie Milowe

Wiele mam w Polsce zajmuje się prowadzeniem blogów i z roku na rok przybywa blogujących matek. Ideą konkursu jest  promowanie blogów pisanych przez mamy oraz uhonorowanie i nagrodzenie autorki najciekawszego wpisu.

Oto praca konkursowa jednej z mam blogerek.

Autorka: Mysza
Blog: Kamienie Milowe

Refleksyjnie w roli Mamy…

Głęboko, gdzieś tam w środku, mam zakorzeniony obraz idealnej Matki. Mamy, która nie osądza, kocha bezgranicznie, pomaga bezinteresownie, poświęca się w milczeniu, dzieli się radością, której jej samej czasem brakuje, ma żelazną cierpliwość, bije od niej spokój, potyka się (bo przecież jest realną istotą), ale się podnosi, popełnia błędy, ale zawsze wyciąga z nich naukę, słucha, chociaż sama często nie jest wysłuchana, pociesza, chociaż sama potrzebuje pocieszenia… Nie wiem skąd ten obraz w sobie mam? Z literatury, może z religii, w której zostałam wychowana… Będąc przez 25 lat córką rolę Matki widziałam jedynie z boku. Wyobrażałam sobie, że ja mogę wszystko – bo jestem młoda, głupia, bo dopiero uczę się życia… Jako dziecko wyobrażałam sobie, że Matka to osoba, która nie powinna popełniać błędów, osoba, której cierpliwość powinna nie mieć granic, która nie powinna podnieść ręki na dziecko nigdy, przenigdy… Wg mnie – jako córki – Matka miała być oazą spokoju, rozwiązaniem problemów, studnią miłości i przebaczenia – no bo przecież zdecydowała się na dziecko, więc musiała być gotowa. Niestety rzeczywistość przyniosła rozczarowanie… Matki zabijają swoje nowonarodzone albo nienarodzone dzieci, wychowują w patologicznych warunkach, znęcają się fizycznie i psychicznie lub przeciwnie kochają bezgraniczną, naiwną miłością, która tworzy niezdolne do samodzielnego życia jednostki…

Etos Matki, z którego można czerpać garściami… Czyżby był ułudą?

Będąc przez całe życie tylko córką bardzo rzadko skłaniałam się ku refleksjom, że rola Matki nie każdemu przychodzi łatwo, nie każdy świadomie się na nią zdecydował, że nie każdy potrafi sobie z nią poradzić. A przecież Matkami właśnie zostają kobiety, które nie zawsze mają uporządkowane życie, które myślały, że może kiedyś, a wyszło teraz… Kobiety, które wyobrażały sobie, że będzie inaczej albo które chciały, ale się rozczarowały – sobą, partnerem, dzieckiem… Lub kobiety, które miały wszystko – męża, dom, rodzinę, pieniądze, wsparcie i nagle zostały same… z dzieckiem… Ta złożoność sytuacji, ta mnogość scenariuszy dobija mnie…

W roli Matki… Gdy przez 41 tygodni byłam już nie tylko córką, ale też matką, chociaż jeszcze nie-matką, targały mną nowe uczucia. Wspominałam swoje dzieciństwo – każdego dnia. Patrzyłam z boku na siebie i na wzorzec Matki, który poznałam z autopsji. Moja krytyczność sięgała zenitu – wracało to, tamto i jeszcze to. Ile innych kobiet obiecywało tak jak ja, że takiego błędu nie popełni, że tego nigdy nie zrobi, że zamiast taka będzie siaka… Ilu się udało? A ile próbując nie powielać błędów swoich Matek, popełnia inne? Prawie 10 miesięcy przygotowywania się do roli prawdziwej Matki, spędziłam na wewnętrznej krytyce matczynego wzorca wyniesionego z domu, podpatrzonego u rodziny i wzbogaconego medialnym szumem. Wszystko było złe, wszystko było nie tak… Przecież jestem inteligentna, wiem, że trzeba będzie postępować inaczej, lepiej, że dziecko ma być pępkiem świata, że ma być najważniejsze, kochane, szczęśliwe… Że skoro zaprosiłam je na ten podły świat, to muszę , to jestem mu winna, szczęśliwe życie, poświęcenie, miłość…

Punkt patrzenia zmienia się od punktu siedzenia, czyż nie? Od trzech miesięcy jestem Matką. Mam córkę – małą, bezbronną istotę, która pozostawiona sama, nie przeżyłaby kilku dni. Obok mnie leży mały człowiek – ma rączki, nóżki, nosek, oczka. Żyje… oddycha… śni… rośnie… Nie potrafi podnieść głowy,  gdy zakrztusi się śliną, nie potrafi uciec, schować się gdy się czegoś wystraszy. Nie potrafi znaleźć pożywienia… Potrzebuje pomocy, potrzebuje opieki, potrzebuje miłości.

Mimo wszystko czasem nie zauważam tego… Czasem nie myślę o niej, a o sobie. Że nie zdążyłam przez cały dzień nawet kromki chleba zjeść, że ręce mdleją od noszenia jej w kółko, że mam dość jej krzyku… Dlaczego ona nie rozumie, że za chwilę ją nakarmię? Dlaczego nie rozumie, że już nie dam rady nosić? Dlaczego ryczy? Dlaczego nie śpi? Dlaczego nie je?  Tysiące pytań, tysiące myśli…

Nie jestem idealna… Jestem tylko człowiekiem… Tak jak moja Mama, tak jak inne Matki. Mam gorsze chwile, czasem potrzebuję odpoczynku, czasem mam dość. A to dopiero 3 miesiące minęły… Gdzie te 25 lat? Czy do roli Matki da się przywyknąć?

Czy będę dobrą Mamą? Czy Mila będzie chciała żyć wg wartości, które są dla mnie ważne? Czy będę miała wpływ na jej przyszłość większą niż środowisko? Czy uchronię ją przed gwałtem, przed narkotykami, zajściem w ciążę jako nastolatka? Przerażające myśli… Drżę ze strachu tam w środku, chociaż ona dopiero pierwszy raz przeturlała się z brzuszka na plecki… Czas zleci, minie jej beztroskie, niewinne dzieciństwo – jaką będzie nastolatką? Jaką będzie córką, jaką będę Matką?

Czy ją zawiodę? Czy zawiodę siebie? Ile razy się pomylę, ile razy ją skrzywdzę w dobrej wierze? Ile razy sama zostanę skrzywdzona?

Tysiące pytań, tysiące myśli… Niekończących się pytań… Rola Mamy… To rola życia? Bez przerw, bez odpoczynku… Do śmierci. Czy jest łatwa? Jest trudna, będzie trudniejsza, będzie piekielnie trudna… Czy było warto?… TAK…

Pierwsze spojrzenie, pierwszy dotyk, pierwszy krzyk… Pierwszy uśmiech… To piękne chwile, wyjątkowe, niezapomniane. Jak będzie źle, jak będzie ciężko – te chwile przyjdą z pomocą, przypomną, podniosą na duchu… Wtedy urodziła się miłość… Wtedy wybrałam. I pozostanę wierna wyborowi… Już na zawsze.

Pozostanę wierna wyborowi i do śmierci będę się martwiła, będę się troszczyła, będę kochała. Cząstkę siebie samej, ale odrębną istotę, z innymi pragnieniami, z indywidualną osobowością, z własnymi myślami… Z chwilą, gdy się urodziła jest kimś innym, nie jest mną, będzie sama decydować o swym życiu, będzie sama wybierać, będzie sama poznawać, uczyć się, przegrywać, popełniać błędy, błądzić. A ja? Co ja mam wtedy robić? Jak mam się zachować? Czy potrafię to zaakceptować? Jaka powinna być Matka? Czy będę wiedziała? Może… Teraz jednak nie wiem… Rola Matki – ewoluuje, wymaga ciągłej nauki, skupienia, absorbuje całkowicie. Czy można się na nią przygotować? Chyba nie… Można wybrać i wskoczyć do rzeki, do rzeki miłości – płynącej raz spokojnym nurtem, a za chwilę zmieniającej się w rwącą brzegi siłę, niepokonaną, nieustępliwą, niezatrzymaną… Wierność wyborowi, choćby mury się waliły, choćby świat się zapadał będę Matką, bo wybrałam… Tysiące pytań, tysiące myśli… już zawsze w mojej głowie…

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zagłosuj na niego! Głosować możesz klikając “Lubię to” lub “Google +” pod wpisem.

Weź udział w konkursie
Przeczytaj pozostałe prace biorące udział w konkursie

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
aguska798
aguska798
11 lat temu

Pięknie napisane:) Całość „roli matki” zawarta w jednym tekście:)

Michal
Michal
11 lat temu

bardzo ciekawy, poruszający wpis dający wiele do myślenia.

Na zakupach 27 lutego 2013

[Wideo Sponsorowane] Powiało chłodem – czyli mama kontra lodówka

Każda mama ma pewne niezbędne w swoim życiu przedmioty i urządzenia. Niewątpliwie do jednego  nich możemy zaliczyć lodówkę! O tym jak jest ważna, przypominamy sobie, gdy pobliska elektrownia ma awarię lub gdy jesteśmy zmuszeni „przesiąść” się na gorszy model. A jaka jest lodówka idealna dla mamy… czy istnieje?
Zacznijmy od rzeczy oczywistych – przynajmniej dla nas – płci pięknej. Lodówka musi być ładna i oszczędna. Sporo czasu spędzamy w kuchni, więc nie chcemy potwora, który zajmie jej 50% przestrzeni oraz pochłonie energię elektryczną wystarczającą do zasilania małej łodzi podwodnej. Musi być też – a nawet przede wszystkim – funkcjonalna!

Co tak naprawdę kryję się pod kuszącym słowem funkcjonalność?
Dla mnie to synonim równowagi, mądrości i sprytu. Urządzenie nie tylko ma działać, ma ułatwiać nam życie, a czasem wręcz poprawiać humor.
Łatwość dostępu do każdego zakamarka – to rzadka cecha. Trzymając dziecko na rękach lub chuście nie mam ochoty siłować się z szufladą lub robić remanentu całej zawartości lodówki, po to by wyjąc jeden słoiczek.
Idealnym rozwiązaniem może pochwalić się  w swojej lodówce Bottom Mounted Freezer, firma Samsung. Mocno wysuwające się szuflady oraz duża przestrzeń na drzwiach lodówki ułatwiają układnie produktów, szczególnie tych ciężkich i nieporęcznych (np.: duże butelki). Organizacja to klucz do sukcesu – taki mały detal ułatwi nam codzienne życie, np. planowanie zakupów (szybki rzut okiem pozwoli bezstresowo ocenić nasze zapasy).

Łatwość w obsłudze – sporo rzeczy musimy wiedzieć, pamiętać i nauczyć się. Jednak czy nie byłoby miło gdyby nasza lodówka pomyślała czasem w naszym imieniu? Być może nie napisze za nas rozprawy doktorskiej, ale  z powodzeniem mogłaby z własnej inicjatywy pilnować odpowiedniej temperatury. Ile to razy nasz „kilkulatek” uchylał drzwiczki w poszukiwaniach pingwinów, które gaszą w niej światło! I znów nasza bohaterka błyszczy na wybiegu – lodówka Bottom Mounted Freezer sama odkryje spadek lub wzrost temperatury i w razie potrzeby szybko uruchomi kompresor.

Łatwość w czyszczeniu – jakość materiałów oraz zagospodarowanie przestrzeni znacząco wpływają na nasz komfort podczas czyszczenia lodówki.

Utrzymanie świeżości produktów – wydajność i praca lodówki oprócz rachunków za energię przekłada się również na jakość i świeżość przechowywanej w niej żywności. Specjalna szuflada do przechowywania warzyw, dzięki kontroli wilgotności, opóźni ich więdnięcie i wysychanie.
Samsung proponuje również specjalną strefę CoolSelect – do przechowywania mięs i wędlin oraz warzyw. Innowacją jest możliwość regulacji temperatury tej części lodówki za pomocą specjalnego przycisku.
Optymalne warunki pozwolą dłużej przechowywać nasze produkty bez utraty świeżości. Świeżość oznacza zdrowe posiłki i rzadsze zakupy – oszczędzamy czas i dbamy o nasze zdrowie! Prawda, że brzmi bajkowo?

Można powiedzieć pełną piersią: „O, O, O!” czyli Oszczędność energii, Organizacja i Optymalna świeżość!
Jak widać wybierając lodówkę dla siebie i rodziny warto posłużyć się iście „małpim sprytem”. Zwinne małpki doskonale udowodniły, że nie mają nic wspólnego z „małpim rozumem” – jeszcze lepiej poprawiają humor, gdy oddamy się obserwacji ich szybkobrania! Zobaczcie sami, czy obsługa nie jest dziecinnie prosta?

Serdecznie zapraszam Was do obejrzenia szybkobrania małych złodziejskich małpek i życzę Wam tylko tak przyjaznych lodówek!

Ten post jest sponsorowany przez firmę Samsung, ale zawarta treść jest mojego autorstwa.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Mama Bloguje 26 lutego 2013

[Wpis konkursowy] Lea’s little world

Wiele mam w Polsce zajmuje się prowadzeniem blogów i z roku na rok przybywa blogujących matek. Ideą konkursu jest  promowanie blogów pisanych przez mamy oraz uhonorowanie i nagrodzenie autorki najciekawszego wpisu.

Oto praca konkursowa jednej z mam blogerek.

Autorka: Mama nieCierpiąca
Blog: Lea’s little world

Matka Cierpiąca.

Godzina 6:00 :   ma-ma, ma-ma ! Jak obuchem w głowę.

Najchętniej zarzuciłaby poduszkę na głowę i udała, że nie słyszy.

No nic to. Wstaje, z dzieckiem pod pachą sterylizuje butelkę, podgrzewa wodę, robi mleko, karmi – wszystko ciężko sapiąc, z jednym okiem wciąż jeszcze zamkniętym.

Śnidanie, mleko zjedzone, dla mamy dwie kropelki pozostałe w butelce,  w głowie  krzyk – kaaawy !  Malec się pręży i stęka. To będzie  COŚ grubszego.  Pieluchy jednorazowe, wielorazowe, tetrowe, najlepiej wszystkie na raz, będzie bezpieczniej.  W głowie wciąż straszny krzyk.

Nie ma czasu, trzeba pozałatwiać milion spraw, odstać swoje w kolejkach.  Szybki makijaż -nadal z dzieckiem pod pachą. Krwisto czerwoną szminką  trafia prosto w oko, tuszem do rzęs maluje tłuste kosmyki włosów. Prawie gotowe, jeszcze tylko trzeba wcisnąć się w ulubiony worek na ziemniaki.

Jest! W drogę! Ah nie, dziecko trzeba jeszcze wyszykować, torbę zapakować, i drugą torbę, i wózek. Czapka, szalik, rękawiczki, sandałki, parasolka, folia przeciwdeszczowa, butelki, pieluchy, kożuszek, kurteczka, sukieneczka –  bo niewiadomo co ją zastanie w ciągu dnia, lepiej się zabezpieczyć.

Pędem do pierwszej kolejki, odstać swoje, posprzeczać się z panią w urzędzie, pomarudzić na kolejkę na poczcie, bo nikt nie chce ustąpić pierwszeństwa, a jej tak śpieszno !  Szybko do domu, obiad dla męża, kotlecik schabowy, albo pulpeciki ze słoika, szybciej i taniej. Niech ma !

Dziecko położyć spać, pranie zrobić, pranie powiesić, odkurzyć mieszkanie, umyć okna. Pomalować ostanio pomazaną ścianę farbkami… A w głowie wciąż… spokoju, odpoczynku, kawy… i w gruncie rzeczy nie robi tak na prawdę nic , bo nie ma siły, bo za dużo na głowie i nie wiadomo za co się złapać… Mąż wraca z pracy, wiecznie zły,  wiecznie głodny, wiecznie zmęczony…  A ona ? Ropacz i płacz razem z głodnym dzieckiem i głodnym mężem…. Świat się jej wali…

 

A gdyby tak z innej strony?

Gdyby założyć sobie, że dziecko to samo szczęście, że wczesne wstawanie daje nam więcej czasu na realizację naszych planów. Przekonać siebie do lepszej organizacji, bo bycie mamą to przecież wykonywanie miliona zadań na raz,  jednak szybciej i efektywniej niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.  I dobrze!  Jednak od czasu do czasu wypadałoby zwolnić, zrobić coś dla siebie, przełożyć część  robótek na jutro i pobawić się z maleństwem, a gdy śpi  – włączyć cicho ulubioną muzykę, złapać za książkę, gazetę, albo nawet obejrzeć dawno niewidziany serial.  Przytulić męża, powiedzieć, że obiadu dzisiaj nie będzie, bo jest się zbyt zmęczonym, ale jutro za to, urządzi się mu królewską ucztę.  Zapytać o jego dzień w pracy. Sprawić, że rozlana kaszka na dywan staje się mniej ważna.

Bo macierzyństwo to pełen etat, 48 godzin na dobę!  Cudowne 48 godzin, w czasie których nie powinnyśmy zapominać o sobie.

Bo mama, która nie jest szczęśliwa sama ze sobą, nie będzie szcześliwą mamą. Nie jest to łatwe, ale niezawodną receptą na wszelkie trudy i niedogodności macierzyństwa to znaleść kompromis w byciu matką, żoną, ale  i kobietą.  I pozbyć się łatki Matki Cierpiącej, na nic nie majączej czasu, zapominającej o samej sobie.

Bo przecież szczęśliwa mama, to dobra mama !

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zagłosuj na niego! Głosować możesz klikając “Lubię to” lub “Google +” pod wpisem.

Weź udział w konkursie
Przeczytaj pozostałe prace biorące udział w konkursie

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Tatiana
Tatiana
11 lat temu

Mi się podoba 🙂 Też tak miałam i też tak chciałam – nie być mamą cierpiącą! Czy mi się udało? Nie wiem – mam nadzieję, że chociaż trochę. Bo co to za mama/żona/baba, która tylko jęczy, cierpi i wzdycha? Choć czasem trzeba sobie powzdychać tak dla samej siebie, ale żeby zaraz otoczenie tym epatować… Ha – no różnie bywało 😉 Ode mnie głosik – jak najbardziej:)

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close