Ciąża prywatnie – ile kosztuje i czy wogóle warto?
W pierwszej ciąży poszłam do prywatnego ginekologa, którego poleciła mi teściowa. Innego i tak nie znałam, bo byłam świeżo po przeprowadzce z rodzinnego miasta, więc w zasadzie więcej opcji nie miałam. Na moje szczęście doktorek okazał się bardzo fajnym człowiekiem, miłym, ciepłym i z ogromnym doświadczeniem – dzięki niemu donosiłam ciążę, pomimo zagrażającego przedwczesnego porodu.
W każdej sytuacji był spokojny i opanowany, nigdy nie siał zbędnej paniki (jak niektórzy). Podczas wszystkich wizyt dużo ze mną rozmawiał, opowiadał co mnie czeka w danym etapie ciąży, omawiał wyniki badań, cierpliwie słuchał i odpowiadał na moje pytania.
Poza tym, pracował wówczas jako ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego, w szpitalu, w którym planowałam rodzić. A to było dla mnie ważne, tym bardziej, że leżałam na patologii ciąży i mogłam być niemal pod stałą jego opieką.
Wizyty w tamtym czasie kosztowały 60 zł, plus usg 20 zł. Lekko licząc na same wizyty wydałam około 800 zł. Do tego badania i różnego rodzaju farmaceutyki. Nie prowadziłam wtedy notatek, ale myślę, że plus/ minus 1000 zł poszło.
Mimo ogólnego zadowolenia ze współpracy z doktorem, drugą ciążę (po czterech latach) postanowiłam spróbować prowadzić mniejszym kosztem, czyli na NFZ Szybko jednak mi się odbiło tą decyzją.
Ten ginekolog, w przeciwieństwie do poprzedniego, okazał się bowiem bardzo oszczędnym w słowach. Właściwie w rozmowach ograniczał się do minimum, nie odpowiadając mi nawet na “dzień dobry”. Nic nie mówił na temat wykonywanych badań, nie tłumaczył, nie zgłębiał żadnego tematu. A szczytem ignorancji było dla mnie przeoczenie wielkiego krwiaka, przez którego z obfitym krwawieniem i zagrażającym poronieniem trafiłam do szpitala.
Wtedy nie miałam już żadnych wątpliwości, że oszczędzanie na opiece w ciąży to nie jest dobry pomysł. Dlatego wróciłam do mojego pierwszego ginekologa i do samego końca zostałam pod jego skrzydłami, spokojna o swoje i mojego dzieciątka zdrowie.
W trzeciej ciąży już nie eksperymentowałam i od razu zadzwoniłam do mojego doktorka mimo, że przeszedł już na zasłużoną emeryturę i opuścił szpital. Nie zniechęcił mnie też fakt, że z biegiem lat wzrosła cena i teraz wizyta kosztuje 100 zł (z usg). Co przez 9 miesięcy wyciągnęło ze mnie 1000 zł. Do tego doszły badania – tym razem prowadziłam notatki ? – na które wydałam prawie 300 zł.
Jak widać końcowy rachunek wyszedł spory – becikowe nie zwróci całych kosztów ?
Ale wiecie co, nie żałuję, bo przynajmniej byłam dobrze traktowana i właściwie zaopiekowana, a przez to też spokojna i pewna, że wszystko będzie dobrze. I gdyby przyszło mi nosić pod sercem kolejnego dzidziusia, poszłabym po raz kolejny do mojego prywatnego (dosłownie i w przenośni 😉 ) doktorka.
A jakie są Wasze doświadczenia z ginekologami – stawiacie na prywatną opiekę, czy NFZ? I ile złotówek wyciągnęło z Was prowadzenie ciąży?
A u mnie akurat było odwrotnie. W pierwszej ciąży chciałam chodzić prywatnie do lekarza, wydawało mi się ze lepiej poprowadzi ciążę. Znalazłam wydawało mi sie fajną panią ginekolog. U nas w okolicy akurat żaden lekarz nie bierze za wizytę mniej niz 130 zl + koszt usg. Wizyta ci miesiac wiec koszty ogromne. Niestety poroniłam. Gdy zadzwonilam do pani doktor co robić, kazała jechac do szpitala ale potem ani razu nie zadzwonila czy wszystko ok. Szczytem wszystkiego była ostatnia wizyta u niej. Ja zapłakana po poronieniu a ona odbiera telefon od architekta budującego jej dom i wszystko przy mnie omawia z… Czytaj więcej »
Oczywiście,że tylko i wyłącznie lekarze prywatni! Na NFZ nic nie da się załatwić.. A lekarze są bez serca i w ogóle nie mają czasu dla nas. Szkoda gadać. Może prywatni trochę kosztują ale warto wydać „trochę” kasy, żeby dziecko było zdrowe.