Podróże 19 czerwca 2018

Leśne strachy. Co robić, kiedy spotkamy w lesie niebezpieczne zwierzę?

Dziś będzie o lesie. W bajkach dla dzieci las jest „ciemny”, „czarny” i „głęboki”. Jest siedliskiem wielu niebezpieczeństw, złych istot i zagrażających życiu człowieka groźnych dzikich zwierząt. Można się w nim zgubić na amen albo zostać zjedzonym przez złego wilka.

Tymczasem w realnym świecie spacer w lesie to SPA dla przemęczonego ciała i umysłu. Można tam odpocząć w ciszy, uciekając od miejskiego codziennego zgiełku, odzyskać równowagę psychiczną i wyciszenie nerwów. Zieleń, piękno przyrody i spokój pomaga zregenerować siły i ukoić zmysły. Spacerując z dzieckiem, możemy zafundować mu oprócz dotlenienia i odpoczynku na łonie natury, edukacyjną wycieczkę przyrodniczą i całe bogactwo ciekawych doświadczeń.

Wracając do mrocznej strony lasu… Czego powinniśmy się tak naprawdę bać?

„Złego wilka”?

Faktem jest, że wilk to jeden z największych drapieżników występujących w Polsce, który potrafi zabić nawet jelenia. Z drugiej strony jest bardzo, ale to bardzo płochliwym zwierzęciem, więc prawdopodobieństwo, że w ogóle go kiedykolwiek spotkamy, jest znikome. Jeśli jakimś cudem uda nam się na niego trafić, to będzie obserwował z daleka i nie zbliży się do nas. My natomiast w takiej sytuacji powinniśmy się oddalić, zachowując spokój.

A “dzikiego dzika”?

Dzik jest zdecydowanie bardziej popularny od poprzednika i niestety zmienił swoje upodobania – kiedyś prowadził życie nocne, teraz coraz częściej można spotkać go w środku dnia. Co więc robić, jeśli spotkamy go na swojej drodze? Przede wszystkim nie należy wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. W przypadku gdy nas nie dostrzegł, spokojnie się wycofujemy. Jeśli jednak doszło do spotkania „oko w oko”, najlepiej stać w bezruchu zachowując ostrożność lub spokojnie zacząć się oddalać. Gdyby jednak zaczął biec w naszą stronę, najlepiej zejść z mu z drogi. Zwierzęta te są mało zwrotne i zanim nawrócą, możemy się oddalić. Dobrym pomysłem jest też skorzystanie z rady Jana Brzechwy i wspięcie się na drzewo, pod warunkiem, że jest w pobliżu takie, na które damy radę wejść. Najważniejsze jednak by nie prowokować i nie przestraszyć dzika (a już nie daj Boże lochy z młodymi).

Co z niedźwiedziem?

Zła wiadomość jest taka, że niedźwiedzie, podobnie jak my, mogą poruszać się drogami i szlakami turystycznymi. Dobra – niedźwiedź brunatny nie traktuje człowieka jako ofiary, atakuje bardzo rzadko i zazwyczaj w sytuacjach zagrażających jego młodym. Niedźwiedzie nie lubią być zaskakiwane, więc jeśli spacerujemy o zmroku lub rankiem w miejscu, gdzie występują, wyraźnie sygnalizujmy swoją obecność (możemy głośno rozmawiać lub śpiewać). Nie spuszczajmy psa ze smyczy –  szczekaniem może rozdrażnić zwierzę. Jeśli dostrzeżemy niedźwiedzia z daleka, a on nas nie, podobnie jak w przypadku dzika, powoli odejdźmy. W przypadku spotkania „oko w oko” schemat działania jest już zupełnie inny. Stajemy w jak największej odległości i pozwalamy się zidentyfikować. Zwracamy się do niego spokojnym głosem i poruszamy szeroko rękami, by wiedział, że jesteśmy ludźmi. Ciekawostką jest, że jeśli niedźwiedź stanie na dwóch łapach, oznacza to jego zaciekawanienie, a nie agresję. Jeśli drapieżnik wydaje się spokojny, możemy próbować się powoli odwrócić i wycofać, ale jeśli widzimy, że zaczyna iść za nami – zatrzymujemy się. W żadnym wypadku nie uciekamy! Jeśli niedźwiedź zaczyna się do nas zbliżać, nadal machamy rękami i mówimy głośnym, zdecydowanym tonem. Jeżeli mimo wszystko zwierzę się do nas wciąż zbliża, należy położyć się na brzuchu (ramionami osłonić głowę) i udawać „martwego”. Niedźwiedź uzna, że zagrożenie minęło i się oddali.

Pasażer na gapę – kleszcz

Wprawdzie na kleszcza możemy się natknąć w zasadzie wszędzie, jednak idąc do lasu, zachowajmy szczególną ostrożność. Podobno co trzeci kleszcz może przenosić boreliozę. Spacerując po lesie, konieczne jest więc odpowiednie ubranie i środek profilaktyczny. Więcej o zapobieganiu i ochronie przeczytajcie w moim tekście w całości poświęconym kleszczom.

Mamy szczęście, bo polskie lasy są jednymi z bezpieczniejszych na świecie. Niewiele w nich groźnych dla człowieka drapieżników, jadowitych węży, czy śmiercionośnych pająków.

Pamiętajmy, że las jest przede wszystkim domem zwierząt, więc nie bądźmy natrętnymi gośćmi, nie płoszmy, nie podchodźmy, nie dotykajmy. Zdrowe leśne zwierzęta unikają kontaktu z ludźmi. Zawsze jednak powinniśmy zachować ostrożność, gdyż dzikie zwierzę nie jest przyzwyczajone do obecności człowieka i nie wiemy, jak akurat może się zachować. A poza tym to sprawiajmy sobie i naszym dzieciom jak najwięcej wycieczek na łono natury. Zachowujmy zasady bezpieczeństwa, zdrowy rozsądek i czerpmy z lasu, to co dla nas najlepsze.

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Emma Karnei
Emma Karnei
2 lat temu

Mam tylko pytanie. A czy takie polskie niedźwiedzie moga zatakować człowieka???

Dom 18 czerwca 2018

7 sposobów na czyste okna

Jestem miłośniczką czystych okien. Niestety nie mam tyle wolnego czasu, by tak jak kiedyś, myć je raz w miesiącu. Raz na kwartał też źle nie jest, bo nadal widać, co znajduje się na zewnątrz.

W tej czynności najbardziej wkurza ilość czasu, którą trzeba poświęcić, by osiągnąć najlepszy efekt. Bo mycie okien to impreza na kilkanaście/kilkadziesiąt minut, w zależności od tego, ile jest roboty (trudno porównywać koszmar mycia w domku jednorodzinnym do kawalerki). Ale chyba największą zmorą związaną z myciem okien są smugi, które w sposób bezlitosny ujawnia słońce.

Ja mam swoje sposoby na okna idealnie czyste, bez smug. Wszystko zebrałam dla Was poniżej:

     1. Płyn lub chusteczki  do mycia szyb

Klasyka, choć niespecjalnie ekologiczna. Nie będę się specjalnie nad tym rozwodzić – kto lubi, ten używa.

  1. Płyn do spryskiwaczy

Nie żartuję, moja koleżanka czyści tylko nim szyby. Radzi sobie z każdym brudem, szczególnie tym od zewnątrz.

  1. Płyn do mycia naczyń

To zawsze jest pod ręką, więc możecie wlać niewielką ilość płynu do ciepłej wody, umyć tym okna i na koniec przetrzeć na sucho.

  1. Ściereczki z mikrofibry

Kupiłam w zestawie dwie ściereczki. Jedną moczę w czystej wodzie i myję nią szyby, a drugą, suchą, wycieram je. To szybki i skuteczny sposób, choć te ściereczki, które mam ja zostawiają gdzieniegdzie “farfocle”, tak jakby mikro strzępki materiału przyciągnięte do powierzchni szyby. Sposób na to też już mam – po wszystkim przecieram  okno tetrową pieluchą i jest pięknie.

  1. Myjka parowa

Mam taką i działa przyzwoicie. Woda pod ciśnieniem usuwa chyba każdy brud. Niestety,  mam myjkę starszego typu i trochę wody z niej kapie na podłogę podczas czyszczenia. Szczerze mówiąc było to na tyle zniechęcające, że od dobrych trzech lat z niej nie korzystałam ;).

  1. Woda i cytryna

Na ok. 2,5 litra wody wyciśnij jedną dużą cytrynę. Rozmieszaj i umyj tym specyfikiem okna. Będzie naturalnie, pachnąco i naprawdę czysto!

  1. Woda i ocet

Klasyka. Na szklankę wody wlej dwie łyżki octu, choć ja widziałam wiele wariantów poszczególnych proporcji. Umyj i wytrzyj na sucho. Zapach octu szybko znika.

A jeśli pragniesz okien idealnie czystych, sięgnij po:

  • ręcznik papierowy, zamiast papieru toaletowego,
  • gazetę, ale nie kolorową na błyszczącym papierze, tylko klasyczną, o czarno-białym druku,
  • nylonową rajstopę,
  • pieluchę tetrową lub gazę (mój ulubiony sposób), w ostateczności szmatkę uciętą ze starej, bawełnianej koszulki.

Wypucuj nimi szyby po umyciu, żeby cieszyć się połyskiem i czystością bez smug.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Dom 14 czerwca 2018

Gdzie diabeł nie może, tam dziecko pośle

Jak większość z Was wie, jestem mamą trójki synów. Starsi już są w miarę ogarnięci i potrafią zająć się sensowną zabawą, aż miło na nich popatrzeć. Nie muszę się o nich specjalnie martwić, choć i tak profilaktycznie sprawdzam, co tam kombinują.

Inaczej jest z moim niespełna półtorarocznym synem, prawdziwym ananaskiem. Mój mały Aleksander to dziecko, które ma chyba motorek w pewnej części ciała. Gdy mam coś do zrobienia w łazience, Aleksander stoi tuż obok, zajęty wyciąganiem wagi spod wanny i waleniem nią o podłogę, albo otwiera pralkę, opcjonalnie ją włącza i wyłącza. Lubi też wyrzucać brudne ciuchy z kosza.

Gdy ja schylam się, by schować wagę, odłączam pralkę od zasilania, pakuję z powrotem ciuchy do kosza, już słyszę z boku, że moje dziecko odkręca  kurki z wodą. Biegnę do tych kranów, zakręcam je, po czym odwracam się, a moje dziecko na powrót wysypuje kosz z ciuchami. Nie wytrzymuję, zabieram młodego, zamykam drzwi i idę do pokoju. Jednym okiem zerkam na Olka, drugim okiem staram się ogarnąć kolejny tekst w pracy.

No to jadę z tym koksem, ale zapada cisza i już wiem, że powinnam zacząć się martwić. Dopóki mały kręci się wokół mnie i gada, wiem co robi. Ale jak milknie za winklem, to jest to bardzo zły znak. A więc wchodzę do drugiego pokoju, patrzę, a Olek zajął się wyciąganiem rzeczy z szafek. Tak sobie myślę, że szafki to pół biedy, bo wszystko poskładam z powrotem, gorzej będzie, jak szuflada mu na nogi spadnie. Rzucam to, co robię i lecę do szafek, rozkopując jednocześnie zabawki na boki, co by nikt się o nie nie zabił. Sytuacja opanowana, wracam do zajęcia.

Po paru chwilach słyszę głuche tupanie. Patrzę, a mały stoi, a raczej skacze po stole. Jak on tam do cholery wlazł, skoro u mnie krzesła leżą lub są postawione jedno na drugim, by się po nich nie wspinał? Zdejmuję zbója, odkładam krzesła na bok (dwa są na stałe przywiązane do nóg stołu) i zadowolona idę do kuchni. Nie minęło parę minut i słyszę klikanie. Już wiem że w ruch poszedł mój laptop. Patrzę, a Olek przy stole stoi na swoim rowerku biegowym (trójkołowym) i wali w klawiaturę! No szlag by to trafił, pewnie mi w dokumentach znowu coś namiesza. A że obok laptopa postawiłam kawę, przy opcji zalania klawiatury, śmiało mogłabym sobie w łeb strzelić.

Już z lekkim ciśnieniem po raz setny odciągam Olka od  brojenia i idę kończyć co zaczęłam. Jakie to szczęście, że zaraz wychodzę odebrać starszego syna ze szkoły. W przeciągu pół godziny moje dziecko-petarda jest w stanie zrobić taki – wybaczcie –  burdel, który się w głowie nie mieści. Gdybym tego co dzień nie przerabiała, w życiu bym nie uwierzyła, że jedno dziecko jest w stanie uczynić, że dom wygląda jakby przeszło przez niego tornado, tsunami i  armagedon w jednym. Okna mam zabezpieczone, kuchnię przed niszczycielską siłą chroni bramka. Ale reszta domu w starciu z młodym jest bez szans 😉

Kto ma tak samo jak ja?

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close