Kultura 17 sierpnia 2018

Rany, ludzie! Po co Wy chodzicie z dziećmi do cyrku?!

– Mamusiu, cyrk przyjeżdża do nas. Pójdziemy, prawda?
– Niby po co? Mało razy byłaś w cyrku?
– No weź, tradycja, co roku chodzimy.
– I jeszcze ci mało?
– Zawsze jest coś nowego. Idziemy.

No i zadecydowała. Faktycznie, co roku w wakacje przyjeżdża do nas cyrk. W czasie roku szkolnego też jakiś wpada. W ogóle, z tego co mi kilka lat temu naplotkował jeden pan od wielbłądów i innych zapleczowych spraw w cyrku, warte uwagi w Polsce są trzy cyrki: Zalewski, Korona i Arena. Za nimi jest jeszcze Arlekin. A o całej reszcie nie ma co mówić. Takie tam „objazdowe trupy cyrkowe”. Ponoć jeżdżą po wsiach, gdzie większe cyrki nie goszczą. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale faktycznie – do nas przyjeżdżają tylko trzy. Z czego Arena chyba najczęściej.

Pierwszy raz zobaczyłam cyrk Arena dwa albo trzy lata temu i flaki mi na lewą stronę wywróciło. Szczerze? Myślałam, że on się już kończy. Rok temu miło mnie zaskoczył. Wyszłam z widowiska oczarowana. W tym roku? W tym roku było tak:

Usiedliśmy sobie w pierwszej ławce w sektorze. Niby nisko, ale przed nami była akurat przerwa w lożowych krzesełkach, więc teoretycznie miejsce super. W praktyce okazało się, że lożowe krzesełka stoją na swoim miejscu tylko do rozpoczęcia przedstawienia, potem zaczynają wędrować. Przed nami nagle stworzyły się trzy dodatkowe rzędy. I mam silne wrażenie, że osoby, które tam zaległy, nie miały biletów na lożę. No ale nie mój cyrk, nie moje małpy. Nie ja na tym straciłam. Chcą tam siedzieć, ich sprawa. Tylko kurde – jak się siedzi w loży, to się siedzi, nie wstaje co chwila!

Myślicie, że miejsca wyżej są lepsze i sama sobie jestem winna? Powiem Wam, że przez chwilę też tak myślałam. Dokładnie do momentu, kiedy z tych wyższych miejsc zszedł pewien pan i poprosił tych państwa z dzieckiem w pierwszym rzędzie loży, żeby łaskawie schowali balon, bo im zasłania. Faktycznie mógł zasłaniać, bo to był duży balon wypełniony helem. A że większość widowiska to były popisy akrobatów na linie lub obręczy, ten balon naprawdę mógł być wkurzający.

Gdybyście uznali, że najlepiej widać z loży i warto się wykosztować, uczciwie uprzedzam: klaun, który miał najwięcej wejść, wyciągał sobie z loży widzów i brał na scenę. Kto nie lubi wystąpień publicznych, niech się nie pcha 😛

Ale kij tam z lożą i balonami. Takich pielgrzymek dzieci i rodziców, jak w tym roku, to nie widziałam nigdzie. No serio, tego to jeszcze w żadnym cyrku nie grali 😛 Obstawiam, że połowa szła z maluchami do łazienki, ale kurde – już po kwadransie?! Łazili przede mną tam i z powrotem. Tych łazienkowych od biedy jestem w stanie zrozumieć – dziecko woła, nie ma zmiłuj. Ale tych, co w trakcie przedstawienia szli po popcorn, za nic zrozumieć nie mogę. A średnio co druga osoba, która przede mną przeszła, wracała z popcornem, albo watą cukrową. Taniej by im było iść do parku, przynajmniej za bilety by nie płacili. Serio, po to się przychodzi do cyrku, żeby w ogóle nie patrzeć na arenę?! Kilka osób to w ogóle szlajało się z tymi dziećmi tam i z powrotem. Dzieci na oko dziesięcioletnie biegały po popcorn same.

 

No dobra, jesteście ciekawi, czy było na co patrzeć?

Cyrk opanowali artyści z Ukrainy i Mołdawii. I czapki z głów, bo sporo tych podniebnych akrobacji zrobili bez linki asekuracyjnej. Są dobrzy, chociaż do tych z zeszłego roku sporo im brakuje. O ile w zeszłym roku to też była Arena, ale chyba tak. Głowy nie dam.

Zwierzęta – temat najbardziej kontrowersyjny w cyrkach. W Arenie jest spoko. Najlepiej wytresowane były psy i koty, było na co popatrzeć. Kucyka, osła, lamy i wielbłądy po prostu nam pokazano. Każde wykonało po jednym prostym poleceniu i tyle. Ale były super. Moje serce skradł wielbłąd Simir. Korciło mnie iść go wygłaskać, ale ja jestem sierściowa alergiczka i mogłoby się to dla mnie kiepsko skończyć. W przerwie dzieci na nim jeździły, więc ogólnie jest przyjazny.

Hit sezonu, czyli Transformers, za przeproszeniem dupy nie urywa. Chociaż amerykańską myśl techniczną ogólnie doceniam. Jednak ukraińska akrobatka, która nie tylko pierwszą, ale i drugą młodość ma za sobą, bije go na głowę. O tej przemijającej młodości świadczy tylko stan jej szyi, jakby tak założyła inny kostium, to w świetle reflektorów mogłaby się upierać, że ma dwadzieścia lat. Makijaż oszuka wszystkich. Figura i gibkość… noooo, figurę taką to nawet kiedyś miałam, jakieś dwadzieścia lat i dwadzieścia kilo temu, ale tak porozciągana nigdy nie byłam.

Czego mi zabrakło? Porządnego żonglera i magika. Tak jednego, jak i drugiego, w żadnym cyrku nie widziałam już dawno, a Duśka mnie ciągle namawia i od paru lat chodzę regularnie. Żadnych wyciąganych z kapelusza królików nie zobaczycie, gołębi wylatujących nie wiadomo skąd też nie. I nikt Was nie przetnie na pół. Trochę żal.

Czy poleciłabym ten cyrk z czystym sumieniem? Hmmm, za bilet rodzinny daliśmy 120 złotych, wyszło 40 na głowę. Jakbyśmy mieli jeszcze jedno dziecko, też by weszło i byłoby 30 na głowę. Więc drogo raczej nie jest. Ale też przedstawienie nie jest najwyższych lotów. Można iść, można nie iść. Dzieciom się spodoba na pewno. Tak naprawdę wielką i genialną robotę odwala klaun. Ma naprawdę dobrze przygotowane numery, potrafi namówić publiczność do współpracy, i chociaż nie wygląda (ani on młody, ani szczupły), ma niesamowitą kondycję. I wydepilowane nogi, ale to tak na marginesie 😉

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Natalia
Natalia
5 lat temu

Ten cyrk arena to już dawno powinni zamknąć bo jak widzę co się w tym cyrku wyprawia to aż mi się w żołądku przewraca 27 maja zginą w tym cyrku młody chłopak kutry miał przed sobą całe życie był wybuch butli gazu w jednym z kempingu widziałam w tamtym roku jak chlaja w tym roku jest to samo ten cyrk zagraża nie tylko sobie ale ruwnierz otoczeni tyle mam do powiedzenia na temat cyrku arena alkocholicki cyrk arena taka nazwe powinien miec

Agata
Agata
3 lat temu
Reply to  Natalia

Droga Natalio, uważam, że w pierwszej kolejności powinni zamknąć szkołę, w której „uczyli” Cię języka ojczystego. Dla Ciebie proponuję zamiast czytania i komentowania w internecie „Słownik ortograficzny”! A wypadki niestety zdarzają się wszędzie, i w cyrku, i w szkole, i w pracy, i na drodze. Swoją drogą nazwa „Cyrk Arena” jest bardzo ładna i adekwatna do tej działalności. Pozdrawiam

Jędrzej
Jędrzej
3 lat temu
Reply to  Agata

Zgadzam się!

Sebastian
Sebastian
5 lat temu

Również nie polecam cyrku Arena pracodawca mówi że zarabia się 3000 a co do czego jak się zwolniel wypłacił po 2500 nie polecam najlepiej zamknąć ten cyrk

Fil
Fil
5 lat temu
Reply to  Sebastian

Tu się dyskutuje talent i cyrk a nie płacę. Wyżalają się ci co chyba pracowali …

Ania
Ania
3 lat temu

Witam, nieznajomość ortografii nie wyklucza odzywania się w dyskusji. Ja nie rozumiem jak można dzieci uczyć znęcania się nad zwierzętami? Czy swojego pieska też skazali byście na życie w klatce i chore tresury? Niedźwiedź na deskorolce, słoń stojący na trąbie to normalne?

jarek
jarek
3 lat temu

mądrują się dorośli, a cyrk jest dla dzieci. i pozostanie dla nich jednym z najważniejszych przeżyć, nawet mimo tego, że latały co chwilę do toalety albo po popkorn. cyrk jest jak święto, jak wigilia Bożego Narodzenia, jak choinka, jak prezenty. jest przeżyciem o którym większość dorosłych nie ma pojęcia, bo zwapniały im już te komórki nerwowe, co przechowywały te cudowne uczucia i obrazy.

Emocje 16 sierpnia 2018

Zapach jabłek

Obracam w dłoni dorodne jabłko. Błyszczy, pięknie pachnie i wygląda… W smaku nie jest już takie wspaniałe, bardziej jak papier, niż wymarzony smakiem owoc. A u mojej babci na wsi, tam gdzie i ja lata temu mieszkałam, to dopiero były jabłka!

Stare, niemieckie jabłonie, powykręcane czy to siłą wiatru, czy przygięte do ziemi przez wiek, niosły owoce, prawdziwe i zachwycające.Tego smaku już nie ma i chyba wszystko stracone, bo najstarsi w rodzinie nie pamiętali fachowych nazw tych babcinych jabłoni, więc nijak je odzyskać. Drzewo ścięte dobrze ponad dekadę temu, po ataku zarazy, nie ma nawet jak zdjęć zrobić, żeby znawcy zapytać, więc tylko żal został, bo jak tu odzyskać smak dzieciństwa?

Nawiedziło mnie, chcę mieć taką jabłoń jak u babci, obok swojego domu, który kiedyś wybudujemy z mężem. Szukałam więc w sieci informacji o niej, ale sprawa jest trudna. Jak znaleźć jabłko, odtwarzając wygląd, smak i aromat na podstawie doznań z dzieciństwa? Bo, to co pamiętam, zawiera się w strzępkach wspomnień – niewielkie jabłka, wyjątkowo soczyste, żółciutkie z zaczerwienieniami na skórce. Ich miąższ był zwarty, chrupiący, pachnący o smaku… no właśnie, jaki to był smak? Nie umiem określić, kojarzy mi się z czymś świeżym, słodkim, pysznym.

Sama jabłoń nie była wysoka, miała gęste, ciut pokręcone gałęzie, które bardziej rozkładały się na boki, niż pięły się w górę. Pień nie był zbyt gruby, kora chropowata, na dole bielona – chyba jak u większości drzew owocowych, nie tylko jabłoni. Jabłka najlepsze były te zleżałe na ziemi, ich wysyp kojarzy mi się z końcówką sierpnia  lub wrześniem i słonecznymi dniami.

Często dopada mnie nostalgia za przeszłością, za tymi wspaniałymi jabłoniami, czereśniami, śliwami, słodko-kwaśnymi wiśniami, które trwale brudziły ubrania. Smaczne, zdrowe, ekologiczne i wpół dzikie, niezapomniane. Szukałam więc dalej zdjęć tych jabłek w google i… nie znalazłam nic idealnie pasującego wśród bardziej popularnych odmian jabłoni.

Żeby się pocieszyć i uporządkować posiadane informacje o jabłonce rosnącej na koplu, zadzwoniłam do taty. Od słowa do słowa, stworzyliśmy charakterystykę tych jabłek, bo im więcej informacji, tym większa szansa na sukces. Już miałam kończyć rozmowę, a tato nagle zaskoczył “czekaj, dziadki mówili kiedyś o niej Cukrówka, ale nie jestem pewien, czy dobrze pamiętam”.

Tato może i nie był pewien, ale Google wiedział!!! Tak, to stara przedwojenna Cukrówka!!! Tyle czasu szukałam, tyle pytałam i bez efektu, aż do teraz. Przyznam, że łzy zaświeciły mi w oczach, bo można jeszcze kupić tę jabłoń, można ją przeszczepić. A dzięki temu, przywrócę wspomnienia, nie tylko o dziadku, który zasnął na wieki, zaraz po ścięciu tej jabłoni. Odeszli oboje, tak jakby odejście jednego, pociągnęło odejście tego dawnego, powojennego świata na dawnej, pruskiej wsi.

Zasadzę i Złotą Renetę i Cukrówkę, a za kilkanaście lat, podnosząc z miękkiej trawy złociste, znaczone czerwienią jabłka, znów ciepło pomyślę o świecie, do którego zawsze będzie mi tęskno.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jabłkomaniaczka
Jabłkomaniaczka
2 lat temu

Cudowny artykuł, też kocham jabłka

Gry planszowe i nie tylko 15 sierpnia 2018

Game Over

Szukacie gry na zajęcie czasu dla maksymalnie 4 graczy w wieku od 5 do 105 lat? No to mam coś dla Was.

Game Over, czyli gra, która tytułem zachwyciła mojego starszego syna (skojarzenie z grą komputerową), ale to młodszy pokochał jej zasady. Jest to propozycja gry typu “memory”  o jasnych regułach. Rozgrywka polega na odkrywaniu poszczególnych kart, aby gracz przeszedł korytarzami labiryntu odnajdując klucz do skrzyni ze skarbami i osobno same skarby.

Zadanie wbrew pozorom nie jest takie łatwe, bo dostępu do skarbu strzegą potwory oraz smok. Aby misja się powiodła, należy wykazać się spostrzegawczością i dobrą pamięcią. Potwory (piękne, kolorowe, zupełnie niestraszne) nie są takie niepokonane – ale o tym dalej.

Każdy gracz posługuje się jedną z czterech kart z wizerunkiem rycerza oraz wybiera  jeden z czterech rodzajów broni na czas kolejki. Karty tworzące planszę rozkłada się na środku stołu tak, aby powstał kwadrat (5 kart na 5 kart). Po przeciwnej stronie w narożnikach planszy kładzie się karty z rycerzami. Aby zacząć grę, najstarszy gracz wybiera jeden rodzaj broni którym się posłuży przeciw potworom i odkrywa pierwszą kartę. Na każdym kartoniku z potworami istnieje ikona, która informuje jaka broń zadziała przeciw niemu.

Jeżeli gracz posiada potrzebną broń, kontynuuje wędrówkę i odkrywa kolejne karty. Broń można zmieniać w trakcie kolejki. Jeśli kolejna karta ze stworem ma w rogu inną broń, niż ta, którą aktualnie posługuje się rycerz, nie jest w stanie pokonać potwora i wtedy pada hasło Game Over. 

Zakrywamy wszystkie wcześniej odkryte karty, ale warto przy okazji zapamiętać co było pod każdą z zakrytych, żeby później było łatwiej wybierać kierunek wędrówki. Istnieją tu także tajne przejścia w labiryncie, które pozwalają  przemieszczać się do dowolnych komnat. Jeśli traficie na smoka to znaczy, że kończycie swoją kolejkę. Ten kto w trakcie jednej wędrówki odkrywa klucz i skarb, wygrywa! 

Wiem, że opis zasad może wyglądać skomplikowanie, ale gra jest naprawdę prosta i przyjemna. Wydawnictwo Nasza Księgarnia przygotowało instruktaż w formie wideo, który warto zobaczyć, choćby po to, by docenić niewątpliwej urody grafikę tej gry.

Moje dziecko mówi, że gra jest super, więc ja również mogę ją polecić 🙂

Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia za przekazania gry do recenzji.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close