Emocje 3 września 2015

“Człowieczeństwo wyrzucone na brzeg” – imigranci z Syrii

Media coraz częściej donoszą o zwiększonym napływie imigrantów z Syrii do krajów Europy Zachodniej. Bliskowschodni imigranci to temat „śliski” i budzący wiele kontrowersji. Przeciwnicy „plują jadem” i to głównie do nich kieruję ten tekst. W całym tym społeczno-ekonomiczno-religijnym sporze zapominacie często o jednej bardzo ważnej rzeczy, którą jest człowieczeństwo. To ono odróżnia nas od zwierząt. 

Przeczytajcie o tragedii, która spotkała pewnego małego chłopca w czasie jego wyprawy za „lepszym życiem” i powiedzcie, że jesteście obojętni na jego los.

Gdzieś na Bliskim Wschodzie jednym z najbardziej zapalnych punktów świata żył mały chłopiec. Życie tam było ciężkie, niespokojne i w obawie o nie rodzice postanowili wraz z synem uciec, by zapewnić mu lepszą przyszłość. Od „ziemi obiecanej” dzieliła ich zaledwie pięciokilometrowa cieśnina oddzielająca tureckie wybrzeże od greckiej wyspy Kos będącej celem podróży.  Wypłynęli nocą wraz z współtowarzyszami, dwiema łodziami z niewielkiej wioski Akyarlar, która jest najbardziej wysuniętym na wschód punktem Półwyspu Bodrum. Niewiele dzieliło ich od poczucia bezpieczeństwa, wolności i spokoju.  Na szali położyli własne życie i zaryzykowali. Niestety, siły przyrody, nieprzewidywalne, okazały się silniejsze niż wola przetrwania i łodzie zatonęły, najprawdopodobniej zaraz po wypłynięciu.  Z dwudziestu trzech osób tylko dwie o własnych siłach dopłynęły do brzegu. W środę tureckie służby wyłowiły na plaży w Bodrum dwanaście ciał, w tym, co najmniej trojga dzieci. Pośród nich znajdowało się ciało, trzyletniego chłopca Aylana Kurdiego.  Na poruszających, a zarazem drastycznych zdjęciach, widać jak morze wyrzuciło na brzeg jego bezwładne ciało, a turecki gwardzista podnosi je z wody i zabiera z plaży. 

Nadal los Imigrantów Was nie obchodzi? Spójrzcie na te zdjęcia, wytężcie wzrok i popatrzcie na nie teraz oczami duszy i serca.  Pomyślcie, że mogło to być Wasze dziecko, a Wy znajdować się na miejscu tych uciekających ludzi.

Zapytacie zapewne czemu imigranci nie zostali w Turcji tylko ryzykowali życie i uciekali z niej pod osłoną nocy. Turcja to też wolny od wojny kraj, mogli swobodnie tam osiąść. Po pierwsze tureckie obozy dla nielegalnych imigrantów pękają w szwach. Turcja z racji swojego położenia geograficznego stanowi pierwszy punkt zahaczenia dla uciekinierów z Syrii, Afganistanu, Pakistanu i Iranu. Niestety wydzielone obozy nie są z gumy, kończą się miejsca, w których mogą się schronić, ponieważ sąsiednie państwa nie są w stanie i nierzadko nie chcą przyjmować kolejnych imigrantów. Masowy napływ uciekinierów powoduje przedłużanie się i tak długiej procedury nadania statusu uchodźcy. Bez tego statusu prawnego ci ludzie są uziemieni. Ten kawałek papieru to ich przepustka do nowego życia. Myślą, że w innym kraju szybciej otrzymają status i to otworzy im drogę do normalnego funkcjonowania i zapomnienia o gehennie jaką przeszli. Pod osłoną nocy, licząc że zostaną niezauważeni próbują przedostać się do krajów Europy Zachodniej, które pozamykały przed nimi swoje granice. Gdyby legalnie mogli przekroczyć te granice nie ryzykowali by swojego życia. Myślę, że będąc na ich miejscu także szukalibyście sposobu na jak najszybszy powrót do normalności. Pamiętajcie, że historia często zatacza krąg, obyśmy nigdy nie musieli być w ich sytuacji i mając nadzieję w sercu szukać sposobu na lepsze jutro dla naszej rodziny.

Bodrum

Bodrum 2

Źródło zdjęć: tvn24

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Joanna Pawlińska
8 lat temu

Ja się z Tobą zgadzam. Uważam że uchodźcom trzeba pomagać, imigrantom ekonomicznym nie należy. Co do pomocy uchodźcom za każdą rodzinę, którą Polska obejmie jakimkolwiek programem pomocowym powinien być ktoś personalnie odpowiedzialny. Dopilnować, żeby się nauczyli języka, znaleźli pracę i się zasymilowali ze społeczeństwem. Powinien też być na to wyznaczony konkretny termin, a jak się nie odnajdą w tym kraju to niech wracają do siebie. A pokój w Syrii byłby najlepszym rozwiązaniem, tylko teoretycznie. Muzułmanie uciekają z krajów islamskich, bo im tam źle, tylko usiłują system, w którym im źle przenosić do krajów w których im dobrze. Mają jakąś swoją… Czytaj więcej »

Ania Kaliszewska
8 lat temu

Chyba nie jest na bieżąco… tego chłopczyka przenieśli by zdjęcia były lepsze…. czy to normalne??

Veronika Kate
8 lat temu

Jest więcej takich zdjęć z różnych źródeł. Media podają co chcą ale nie przenoszą wszystkich dzieci wyrzuconych na brzeg żeby lepiej wyglądało.

Ania Kaliszewska
8 lat temu

Ale czy to.nie chore??

Magdalena Kolendowicz

Tylko il trzeba pomoc juz teraz, a nie mowic:poczekajcie najpierw zatroszczymy sie o pokoj. Poza tym powtorze,oni wlasnie uciekaja przed osobami,ktorych wy sie boicie. Przed Panstwem Islamskim i prawem szariatu. Poczytajcie troche

Emocje 1 września 2015

Mam fantastyczne dziecko i nadzieję, że szkoła go nie zepsuje

Jest wysokim chłopcem o ładnych oczach z długimi rzęsami. Mówią, że jest podobny do taty, ale kolor oczu ma po mamie. Uśmiecha się, gdy tylko rano otworzy oczy i dużo się śmieje, swoim poczuciem humoru potrafi rozbawić rówieśników.

Kocha książki – od zawsze lubi, gdy się mu czyta na dobranoc, a odkąd skończył pięć lat samodzielnie odkrywa historie swoich ulubionych bohaterów. Kolekcjonuje komiksy i głównie na to przeznacza swoje kieszonkowe. Jego pasją jest konstruowanie z klocków lego, choć czasem jego mama denerwuje się, że przez wszechobecne klocki, nie może bez potknięcia wejść do jego pokoju. Marzy by dorosnąć na tyle, by móc już kompletować zestawy technic. Bujna wyobraźnia i tysiące pomysłów sprawia, że lubi tworzyć i odkrywać, bawi się w fantazjowanie, rysuje lub maluje ciekawe obrazki. Ma doskonałą pamięć – w przedszkolu wygrał konkurs recytatorski.

Lubi tańczyć, ale tylko w ukryciu. Uwielbia wodę – nie tylko dobrze pływa, ale i skacze na główkę. Kiedyś szalał na rowerze biegowym, a niedawno docenił moc siły napędowej pedałów i dzielnie przemierza kilometry podczas rowerowych wycieczek ze swoim tatą. Całymi dniami mógłby skakać na trampolinie wykonując salta mrożące krew w żyłach jego mamy.

Każdego wieczoru w modlitwie dziękuje za kochanych rodziców. Ma dobre serce i czułe podejście do małych dzieci. Ceni przyjaźń i wie, jak ważna jest rodzina. Jest wrażliwy.

W przyszłości chce zostać bohaterem, który posiada wszystkie moce.

Ma sześć lat i dziś zaczyna szkołę.

Mam ogromną nadzieję, że nikt nie będzie próbował okiełznać jego wyobraźni, a jego pani będzie osobą kreatywną, która wiedzę będzie przedstawiała w ciekawy i odkrywczy dla niego sposób. Marzę o tym, by mógł w szkole uczyć się bawiąc, poszukiwać, próbować, eksperymentować, korzystać z wyobraźni, pytać… Chciałabym by był doceniany za starania. Sama zrobię wszystko, by jego marzenia gdzieś nie uleciały, by miał wiarę we własne siły, by był odważny i wierzył, że może wszystko!

Aleks - wpis

Zdjęcia: Basia

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marta K
Marta K
8 lat temu

Z całych sił trzymam kciuki za Twojego synka, za Panią Nauczycielkę i za Ciebie, żeby Ci się udało zrealizować te cele :))))

Barbara Heppa-Chudy
8 lat temu

Dzięki!
Aleks po pierwszym dniu w szkole stwierdził, że był to najlepszy dzień w jego życiu 😉
Oby mu ten zachwyt nad szkołą został na dłużej – a najlepiej do samego końca jego edukacji 🙂

Emocje 28 sierpnia 2015

Najgorsze wakacje w życiu

To nawet nie miał być wyjazd na urlop, to miał być powrót, bo przecież już raz byliśmy w tym miejscu w lipcu. Wszystko było zaplanowane, miało być lajtowo i przyjemnie. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że będą to moje najgorsze wakacje w życiu.

 

Wtorek

Pendolino jeździ naprawdę szybko, w południe jesteśmy w Gdyni. Duśka rozczarowana bo nie ma Zuzi, a przecież miała być. Właściwie cały ten powtórny wyjazd zorganizowaliśmy tylko dlatego, że miała być Zuzia, rok młodsza ulubiona gdyńska kumpela Duśki, na co dzień mieszkająca po drugiej stronie kuli ziemskiej.  Widać moje tłumaczenia, że Zuzia będzie dopiero wieczorem przeleciały mimo uszu. Po obiedzie kładzie się spać. Dziwne, mieliśmy przecież iść nad morze. No ale siłą nie zaciągnę, kładę się obok niej i o dziwo – zasypiam. Budzi mnie posapująca Duśka, jakoś dziwnie wygląda. Dotykam jej czoła, rączek, nóżek i już wiem – Houston mamy problem. Problem nazywa się 39,8ºC. W obcym mieście, po prostu super. Dotykam lekko jej brzucha, właściwie nie wiem czemu, zaczyna się drzeć jakbym ją ze skóry obdzierała. W głowie mam już widmo miejscowej sali operacyjnej, robi mi się niedobrze. Podaję Nurofen bo nic innego nie mam.

Nocna pomoc lekarska jest wszędzie, przyjmuje nas miła starsza pani doktor. Duśka nadal histerycznie reaguje na dotykanie brzucha. Dostajemy skierowanie do szpitala. Trafiamy na SOR. Na dzień dobry do wypełnienia szpitalne kwity, czuję się jakbym sprzedawała dziecko. Pada pytanie czy jest uczulona na jakieś leki. Grzecznie podaję nazwy zakazanych antybiotyków.

Szpitalna pani doktor radzi sobie lepiej niż ta z przychodni, diagnozuje „tylko” zapalenie gardła, na wszelki wypadek zleca badanie moczu. Bolący brzuch ponoć jest skutkiem ubocznym gorączki. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam, ale oddycham z ulgą. Wypisywanie recepty – grzecznie słucham jak mam podawać antybiotyk i z głupia frant pytam, jaki to. Augmentin. Mówię, że moje dziecko jest uczulone na Augmentin i że to zgłaszałam. Konsternacja. Ale po staropolsku: „Polacy nic się nie stało” zmiana antybiotyku i jedziemy dalej. Apteka jest naprzeciwko szpitala, całkiem wygodnie. Wykupujemy receptę i naiwnie wierzymy, że teraz już będzie lepiej. Aha, Duśka dostaje zakaz wychodzenia na słońce. Super. Kto by nad morzem na słońce wychodził, prawda?

 

Środa

Dzień, który jest głównym punktem programu naszego pobytu – urodziny Zuzi. Salon przygotowany na przyjęcie gości, w całym domu balony, a ja tłumaczę Duśce, że ma się trzymać z boku i za nic nie podchodzić do niemowlaka, bo w gruncie rzeczy nie ma żadnej gwarancji, że nie zaraża. Trochę jej smutno, ale stara się być dzielna. Urodziny Zuzi trwają cały dzień więc nigdzie nie idziemy. Duśka mimo leków nadal gorączkuje, ale dzielnie udaje, że nic jej nie jest. Po wyjściu gości przytula się do mnie, znaczy nie jest dobrze. Normalnie poszłaby się bawić z Zuzią. Widzę na jej oku maleńką kropeczkę, coś ją ugryzło? Pół godziny później kropeczka zaczyna rosnąć w oczach, po chwili powieka przypomina śliwkę węgierkę, oko za nic nie daje się otworzyć, Duśka wpada w panikę i zaczyna histerycznie wrzeszczeć. Podaję jej Nurofen (nasz lek na całe zło) i proponuję żeby poszła spać. Zasypia o 19.30 – pierwszy raz w życiu tak wcześnie! Przed północą pora na antybiotyk. Normalnie załatwiam to strzykawką przez sen, teraz się boję, oko nadal wielkie. Na szczęście Duśka reaguje pozytywnie, mówi, że ta głupa opuchlizna jeszcze nie zeszła i po chwili zasypia. Podawanie leków przez sen mamy opanowane do perfekcji, rano nie pamięta całego zdarzenia.

 

Czwartek

Opuchlizna zeszła, ale oko wygląda, jakby ktoś jej pięścią przyłożył, pół żartem mówię, że jak nic nas o przemoc wobec dziecka oskarżą. Uświadamiam sobie, że trzeci dzień jesteśmy nad morzem i jeszcze tego morza nie widzieliśmy. Ciocia twierdzi, że Duśka jest przezroczysta. Faktycznie jest, pewnie dlatego, że prawie nie je. No ale tak to jest, jak pani doktor przy niejadku mówi, żeby nie zmuszać dziecka do jedzenia.

Idziemy nad morze, dzielimy koc na pół, my w słońcu Duśka w cieniu. Krótko jesteśmy więc nic złego się nie dzieje. No nic poza tym, że Duśka wraca do domu z gorączką. Powoli mam dosyć tych wakacji. W myślach planuję nie wychodzić z domu bez Nurofenu. Później stwierdzam, że trzeba go podawać profilaktycznie przed wyjściem. Cały czas czekam na skutki działania antybiotyku, zgodnie z obietnicą pani doktor gorączka powinna minąć, ale jakoś nie chce. Tak na marginesie – upałów nie było, nie było szans na przegrzanie się nawet w słońcu.

 

Piątek

Rano Duśka melduje, że boli ją ucho. Zaczynam mieć ciemno przed oczami. Oczywiście olejku kamforowego ze sobą nie wzięłam, bo i po co? Daję jej Nurofen i każę poleżeć na bolącym uchu, żeby je rozgrzać. Po godzinie dziecko twierdzi, że wszystko w porządku. Wierzę, bo chcę.

Zachęceni poprzednim dniem znowu idziemy na plażę. Duśka czuje się świetnie, szaleje, tarza w piachu. Niestety zdarza jej się uciec na słońce. Efekt jest natychmiastowy. Paskudne czerwone bąble. Zapada decyzja, że w sobotę na żadną plażę nie idziemy.

 

Sobota

Cały dzień spędzamy w ZOO. Nawet nie było tak źle, oczywiście rano na śniadanie profilaktycznie Nurofen, nie chcę ryzykować, że coś złego stanie się w połowie dnia.

ZOO było fajne i może nawet je opiszę. Tak naprawdę to był najspokojniejszy dzień na całym wyjeździe.

 

Niedziela

Słońce jakieś niemrawe, decydujemy się iść na „miejską plażę”. Oczywiście za namową Duśki, bo tam jest lepsze zejście do wody i w ogóle miejsce przyjazne dzieciom, tyle że trudno o kawałek cienia. Niestety niemrawe słońce okazuje się zdradliwe i na nogach mojego dziecka pojawiają się paskudne czerwone plamy. Schodzimy z plaży. Duśka ewidentnie ma gorączkę. No tak, zmylił mnie jej dobry stan rano i nie dałam Nurofenu – błąd! Mimo to prosi, żeby popłynąć statkiem. Płyniemy, w końcu kiedy znowu będziemy nad morzem? Cały rejs spędza przytulona do mnie, czasem słabym głosem mówi, że widzi naszą plażę albo naszą knajpkę. Na szczęście rejs trwa tylko pół godziny. Do domu wracamy taksówką a na kolację oczywiście Nurofen.

 

Poniedziałek

Na niebie szare chmury. Nie dowierzam sama sobie, ale cieszę się. Brak słońca to brak bąbli, tak mi się wydaje. Niestety te stare nagle zaczynają złośliwie swędzieć. Nie wiem skąd wiedziały, że nie noszę ze sobą Fenistilu. No nie noszę, nad morzem nie ma komarów. W panice daję dziecku krem do opalania. Smaruje się na grubo, nie wygląda to dobrze, ale twierdzi, że dzięki temu nie swędzi. No więc dobrze, jak nie swędzi to niech tak będzie, nie mam siły myśleć o tym, że powinnam nadmiar kremu z niej zetrzeć. Zresztą jak to zrobić jak pod kremem jest swędząca skóra?

Jestem zmęczona tymi wakacjami, ciągłymi wahaniami temperatury, notorycznym brakiem apetytu i codziennymi niemile widzianymi niespodziankami zdrowotnymi. Chyba pierwszy raz w życiu czekam na powrót do domu. Po pierwsze chcę zaprowadzić Duśkę do naszej rodzinnej pani doktor, po drugie chcę zwyczajnie odpocząć.

 

Wtorek

Dzień wyjazdu. Rano idziemy na plażę, jest pochmurno, kropi deszcz, nie ma wiatru więc nie ma fal. Najlepsze pływanie w życiu, jedyna chwila, którą wspominam z prawdziwą przyjemnością. Duśka na plaży zachowuje się histerycznie, nie mam złudzeń, znowu ma gorączkę, chociaż antybiotyk wybrała już do końca. Zaciskam zęby i powtarzam sobie, że wieczorem będę już w domu. W myślach robię przegląd naszych wakacyjnych wyjazdów i nie mam wątpliwości: to były najgorsze wakacje w życiu.

 

P.S. Tak, tak, wiem, że powinnam na tydzień dziecko do łóżka zapakować. Niech podniesie rękę ktoś kto w ten sposób spędził cały wyjazd, jestem bardzo ciekawa jak mu się udało.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Maria Ciahotna
8 lat temu

Oj, to rzeczywiście musiał być koszmar… a jak się zakończyło? Po powrocie do domu już się poczuła lepiej?
My mamy trójkę dzieci i wiemy, jak trudno utrzymać je chore w łóżku nawet gdy jesteśmy w domu, tym większe jest to wyzwanie na wakacjach… Ja bym chyba jednak po trzech dniach i tak poszła jeszcze raz do lekarza, bo jednak objawy się zmieniały… Najgorsza jest chyba ta bezsilność, moment czekania aż lekarstwa zadziałają i czy już nareszcie będzie dobrze…
Oby następne wakacje obyły się bez przykrych przygód 😉

Edyta Skrzydło
8 lat temu

O mamusiu , wspołczuję faktycznie koszmarne wakacje :- A co do zapanowania do łóżka, to kto by wyleżał? Zdrowka dla Dusiaka :-*

W roli mamy - wrolimamy.pl

Dzięki :*

Gośka Budzowsk
8 lat temu

od czytania mnie brzuch rozbolał

Anna Hałuszczak
8 lat temu

oj, widzę, że przebojów i przebojów… ale to znaczy, że na najbliższą dekadę pech wyczerpany 🙂

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close