Desery 8 czerwca 2016

Małe co nieco na ciepły czerwcowy dzień, czyli deser z owocami

Deser z owocami to istna rozkosz dla mojego podniebienia. Szczególnie jeśli w roli głównej występują truskawki lub owoce leśne. Tych drugich jeszcze nie upolowałam, ale truskawki królują w mojej kuchni od kilku tygodni i mam nadzieję, że zdążę się jeszcze nimi nacieszyć, w różnych postaciach. 

Dziś serwuję deser, który z miejsca trafia do moich ulubionych, ponieważ jest niezwykle prosty, wymaga tylko kilku składników i szybko się go przygotowuje. Cechuje go delikatny i niezbyt słodki smak, a dodatek soku z cytryny sprawia, że staje się on lekko orzeźwiający.

Najlepiej smakuje mocno schłodzony, w ciepły, słoneczny dzień. Można dopieścić go dodatkiem mięty, gorzkiej czekolady lub mojej ulubionej granoli. Zaletą tego deseru jest również to, że można go komponować nie tylko z truskawkami, lecz wieloma innymi owocami – na pewno wyśmienicie będzie smakować z jagodami, malinami czy poziomkami, na które z niecierpliwością czekam.

Przechodząc do meritum, na przygotowanie trzech pucharków (wysokich szklanek) zużyłam:
– 200 g schłodzonej śmietany 30%,
– 250 g zmielonego serka twarogowego (wedle uznania może być serek mascarpone),
– 100 g białej czekolady,
– sok z jednej małej cytryny,
– truskawki – nie pytajcie ile dałam, bo nie wiem 😉

deser z owocami 1

Wykonanie:
1. Rozpuszczam czekoladę. I odstawiam do ostygnięcia.
2. Ubijam śmietanę. Gdy jest już „sztywna”, zmniejszam obroty miksera.
3. Cały czas mieszając, dodaję serek twarogowy i sok z cytryny.
4. Gdy czekolada jest już schłodzona, dodaję ją do masy i wszystko mieszam.
5. Całość przekładam do pucharków, na przemian z owocami. Wierzch dekoruję pokruszoną gorzką czekoladą.

I gotowe! Życzę smacznego!

deser z owocami 2

deser z owocami 3

 

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Maria Nowacka
8 lat temu

Wygląda obłędnie!

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Maria Nowacka

I tak też smakuje 🙂

Maria Nowacka
8 lat temu
Reply to  Maria Nowacka

W weekend robię!

Emocje 3 czerwca 2016

Dzieciństwo spędziłam w innym kraju

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce… A nie, zaraz, galaktyka ta sama. Ale kraj już niezupełnie. No więc dawno, dawno temu, w obcym kraju… No taki obcy to on znowu nie był, chociaż nazwa Polska Rzeczpospolita Ludowa z pewnością nie brzmi swojsko. I w tym to właśnie swoim – obcym kraju dawno temu przyszło mi spędzić dzieciństwo.

Na skrzyżowaniu dwóch dosyć ruchliwych ulic stał nieduży ogród z jeszcze mniejszym sadem. Mógł sobie całkiem spokojnie stać, bo ruchliwość ulic kiedyś nijak się miała do dzisiejszej. W sadzie pan B. miał jabłonie, grusze i śliwy. W ogrodzie to, co dało się w naszych warunkach wyhodować, a więc marchew, ziemniaki, pietruszkę, buraki, ogórki, pomidory, fasolę, sałatę. Oprócz tego truskawki i porzeczki. Od wiosny do jesieni pan B. zatrudniał okoliczną młodzież przy zbiorach. Owoce swojej pracy sprzedawał we własnym sklepie, małej klitce na skraju ogrodu. Pewnie nie spełniała żadnych norm, ale kto się wtedy przejmował normami? W czasach kiedy wszystko było państwowe, pan B. był chyba jedynym w okolicy kapitalistą, w dodatku prywatnym pracodawcą. I jako jedyny miał w sprzedaży Donaldy. I jako jedyny handlował w niedzielę…

Dawno, dawno temu, w tym obcym kraju mojego dzieciństwa handel w niedzielę nie istniał. A nie, przepraszam, istniały jakieś niedziele handlowe, chyba przed świętami. Ale i tak sklepy nie były oblegane. Ludzie nie czuli potrzeby biegania w niedzielę po sklepach. Zakupy na niedzielę robiło się w… a nie, wcale nie w sobotę. W sobotę sklepy były czynne tylko do godziny 14.00. Kto chciał poleniuchować, musiał zakupy weekendowe zrobić już w piątek.

Niedziela to był dzień inny niż wszystkie, to się czuło. Właściwie można powiedzieć, że co tydzień mieliśmy święto. Ubieraliśmy się ładnie, szliśmy do kościoła, po czym wracaliśmy do domu na niedzielny obiad. A niedzielny obiad to nie było to samo co piątkowy czy poniedziałkowy. W niedzielę obowiązkowo obiad był z dwóch dań, często na stole królował rosół, na drugie danie jakieś mięso, które w czasach kryzysu było trzymane w lodówce „na niedzielę”. Na deser prawie zawsze było ciasto, w końcu to niedziela. Po obiedzie chodziliśmy do parku, w lecie zawsze były tam jakieś występy i nieśmiertelna wata cukrowa. Jak nie było żadnych występów, to szliśmy do babci. A jak nie, to siedzieliśmy w domu. Niedziela to był dzień dla rodziny. Życie towarzyskie, owszem bujne, tego dnia ograniczało się do kręgów rodzinnych. Można było iść z wizytą do cioci czy babci, ale do sąsiadki się nie szło. To nie wypadało. To była niedziela. Nawet dom na niedzielę był wysprzątany jak na Boże Narodzenie. W sobotę wszyscy sprzątali, taki był zwyczaj.

Pan B. od dawna nie żyje. Jego sad zdziczał, aż w końcu został wycięty. Nowy właściciel wybudował supermarket, resztę terenu wybetonował i przeznaczył na parking. Z panem B. łączy go właściwie tylko tyle, że handluje w niedzielę. Ale u pana B. w niedzielę robiło się drobne zakupy — ziemniaków do obiadu zabrakło albo marchwi do rosołu, to się szło. No i po Donalda przy okazji. W nowym markecie można kupić absolutnie wszystko (no może z wyjątkiem Donaldów, znikły razem z panem B.), drzwi się nie zamykają, a ludzie wychodzą obładowani siatami. Ile czasu musieli spędzić na takich zakupach? Godzinę? Dwie? Zdążą zrobić obiad czy zamówią coś na szybko? Pójdą na spacer czy zmęczeni zakupami będą odpoczywać, każde z nosem utkwionym we własnym telefonie lub komputerze?

Temat zakazu handlu w niedzielę co jakiś czas powraca niczym uparta mucha. Powoli staje się na tyle kontrowersyjny, że niebawem będzie kartą przetargową albo kolejną kiełbasą wyborczą. Pracownicy sklepów są jak najbardziej za likwidacją handlu w niedziele, właściciele sklepów straszą, że będą musieli zwalniać pracowników, bo im obroty spadną, klienci robią zakupy w niedzielę, bo – jak sami mówią – nie mają kiedy.

A moim zdaniem…

Sklepy czynne praktycznie non stop oduczyły ludzi myślenia i patrzenia w przyszłość. Coś się kończy w lodówce to myk w samochód i do sklepu. Przed świętami, choćby i jednodniowymi, ruch w sklepach jest taki, jakby następnego dnia miała wojna wybuchnąć. Ludzie normalnie wpadają w panikę. Nie umieją już żyć bez możliwości wydawania pieniędzy. Są przeciwni wszelakim ograniczeniom, każdy zakaz nazywając zamachem na ich wolność. Szkoda, że nie widzą, jak wielki zamach dokonał się na ich życiu osobistym i rodzinnym. Kiedyś sklepy nie były tak kolorowe, większość towaru pakowało się w szary papier zgodnie z dewizą: nie ważne jest opakowanie, ważna jest zawartość. Kiedyś sklepy były zamknięte w niedziele, a ludzie mieli dla siebie czas. I wiecie co? Lepiej było. Serio.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Zwykła Matka
Zwykła Matka
8 lat temu

Oj było lepiej, masz rację! te niedzielne obiady, obowiązkowo u babci i tak jak piszesz rosół i drugie danie 🙂 To były czasy…..

Ewa Wróblewska
8 lat temu

Popieram.
Nigdy nie pracowalam w markecie, i o ile bede miala inne wyjscie, nie bede. Ale jestem za wolnymi niedzielami, gdzie handelu nie bedzie.

Strefa gier i zabaw 2 czerwca 2016

Story Cubes – postaw na swoją wyobraźnię

Nadeszła wiosna, a z nią ciepłe, słoneczne dni. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię ten czas spędzać na świeżym powietrzu. Spacery, wypady rowerowe, pikniki czy chociażby kilka chwil na balkonie pomiędzy domowymi obowiązkami.

Wybierając się na piknik zabieramy ze sobą piłkę, skakanki i inne gadżety do zabaw. Staramy się ten czas wykorzystać aktywnie, tak, żeby nasze dzieci mogły rozwijać się w wielu kierunkach. Urządzamy sobie zawody sportowe, gramy w piłkę, biegamy, poznajemy zwierzęta i rośliny wokół nas. Natomiast kiedy się trochę zmęczymy, siadamy aby odpocząć i wtedy przychodzi czas na zabawy umysłowe. Gramy w skojarzenia, znajdowanie przedmiotów na daną literę, w określonym kolorze itp. Od niedawna gramy też w świetną grę, która, muszę przyznać jest dla mnie strzałem w dziesiątkę.

Mam tu na myśli “Story Cubes”.

story-cubes.jpg

Gra jest mała, kompaktowa, zmieści się w torebce, plecaku czy choćby torbie rowerowej. Jestem nią zachwycona. Co prawda przeznaczona jest dla dzieci od 6 roku życia, ale nawet Niśka (3,5 roku) świetnie sobie z nią radzi.

Jak grać w  “Story Cubes”?

Wystarczy rzucić obrazkowymi kośćmi a następnie ułożyć historię z wykorzystaniem obrazków, które wypadły. Proste prawda? A jakie ciekawe, wciągające i na dodatek wykorzystujące umiejętność logicznego myślenia.

Gra świetnie się sprawdza u tych dzieci, które mają pewien zasób słów umożliwiających tworzenie opowiadań. Jej zaletą jest możliwość dalszego rozwijania umiejętności językowych, komunikacyjnych. Uczy opowiadać i tworzyć ciąg przyczynowo-skutkowy, świetnie rozwija wyobraźnię i pomysłowość.

story-cubes2.jpg

Na początku te nasze opowiadania były dość proste. Z czasem zaczęły się rozrastać, stawały się coraz dłuższe i ciekawsze – czasem wesołe, czasem zadziwiające a czasem wręcz abstrakcyjne. Nie ma dwóch takich samych historii, a zabawa nigdy się nie kończy. Na dodatek jeśli gra Was wciągnie tak samo jak nas, istnieje możliwość poszerzenia jej o dostępne w sprzedaży kolejne wersje oraz dodatki.

story-cubes5.jpg

Można grać pojedynczo lub w drużynach, z dziećmi lub bez nich. Można wykorzystać wszystkie dziewięć kości lub tylko część z nich, żeby na początku ułatwić grę młodszym dzieciom. Sami zdecydujcie jak chcecie grać. Czas poświęcony na grę z dziećmi nigdy nie będzie czasem zmarnowanym!

story-cubes3zdjęcia:M. Pawlak

Wpis jest elementem współpracy z Rebel.pl

Subscribe
Powiadom o
guest

11 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Weronika Zachowska
8 lat temu

O fajne 🙂

W roli mamy - wrolimamy.pl

bardzo, bardzo fajne, można grać aż buzia nie zaczyna boleć od gadania 😉

Weronika Zachowska
8 lat temu

Chyba sie skuszę

Aleksandra Kordowska

Polecam. (Y) Mój 5-letni synek baaaardzo lubi. A jakie historie powstają, czasem brzuchy nas bolą ze śmiechu… 😉

Weronika Zachowska
8 lat temu

No właśnie ja mam 6-latka z nieograniczoną fantazją. Dużo czytamy, ale to też fajny sposób na spędzanie razem czasu 😀

Magda Pawlak
8 lat temu

do tego jest tam mała, że można ją ze sobą wszędzie zabierać 🙂

Paulina Garbień
8 lat temu

nawet moja Niśka 3,5 roku daje radę, niezły ubaw 🙂

Weronika Zachowska
8 lat temu

Kusicie dziewczyny, kusicie 🙂

Jamie
Jamie
8 lat temu

Thank you for the great article on our StoryCubes, we are always grateful for the time and care fans take to write and share the love.

Monika Skupien
Monika Skupien
8 lat temu

Z mężem pomyśleliśmy o takim koncie od razu po urodzeniu syna (1,5 roku temu), nie majac dodatkowego 500+ 😉 i tak już od tego czasu odkładamy mu co miesiac pieniażki

Raissaraissa
Raissaraissa
8 lat temu

Mam wrażenie, że jakaś paranoja się wkrada. Odkładanie jest w porządku, ale wakacje rodzinne też (skoro takich nigdy nie było), albo nowe buty albo słodkości albo po prostu szynkę, jak na co dzień na to brakuje…trochę przyjemności w codzienności też się dziecku należy. Za 15 lat przy obecnych wahaniach rynków finansowych te 25 tys moze być guzik warte, więc warto pomyśleć o złotym środku (trochę oszczedzania, trochę zaspokajania potrzeb, których wcześniej nie można było zaspokoić). Grunt, że nie na dragi i alkohol. Już zaczyna się ocenianie, kto lepiej wydaje te 500+, a tak na prawdę to sprawa indywidualna…

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close