Dlaczego warto założyć drzewo genealogiczne?
Jak byłam mała, często wypytywałam babcię, jak się nazywali jej rodzice i dziadkowie, ile miała sióstr, braci i innych kuzynów. Niestety sporo zapomniałam, daty i nazwiska zlały się w jedną całość, niuanse pouciekały i dziś nie mam pojęcia, kim była tajemnicza Władzia i dlaczego na Tomka wszyscy mówili Janek. Gdybym już wtedy wpadła na pomysł zapisania tego wszystkiego albo narysowania drzewa, byłoby mi o wiele łatwiej.
Dlaczego warto założyć drzewo genealogiczne?
Dla siebie i przyszłych pokoleń, to tak w skrócie. Budowanie drzewa to fajna zabawa, ale nie będę oszukiwać – trzeba w to włożyć naprawdę kawał pracy i serca. W zamian dostajecie na tacy podaną historię rodziny. Historię, która czasem potrafi zaskoczyć, zwłaszcza jeśli założycie drzewo na jednej z platform do tego przeznaczonych i zdecydujecie się na zrobienie testów genetycznych. Ja się dowiedziałam, że mam całkiem sporą rodzinę od strony dziadka, którego nigdy nie poznałam. Ba! Chyba nawet mój tata go nie pamiętał, bo miał zaledwie trzy lata jak został półsierotą. Choćby z tego powodu warto było to drzewo założyć. Mój mąż właśnie odnalazł kuzynkę po drugiej stronie oceanu. Aha, mam jeszcze kuzyna spod Szczecina! Fajny facet, w życiu bym go nie znalazła, gdyby nie drzewo.
Co daje założenie drzewa genealogicznego?
Są różne sposoby na odstresowanie się i odniesienie sukcesu, drzewo jest jednym z nich. Zmusza do skupienia i uruchomienia wielowątkowego myślenia, bo tu nic nie jest jednotorowe. To świetna terapia dla osób zestresowanych i zmęczonych pracą. Wciąga niczym czarna dziura, ale ja osobiście ten stan bardzo lubię. Dziecko przychodzi czasem do mnie i mówi: „O, siedzisz na drzewie? To posiedzę z tobą”. Tak, to jest zaraźliwe.
Odnalezienie, choćby tylko wirtualnie, przodków, krewnych i powinowatych daje naprawdę dużą satysfakcję, a nic nie jest lepszym motorem napędowym do życia niż właśnie sukces. Jak ja się cieszyłam, jak ustaliłam, że mój pradziadek miał na imię Michał, a jego ojciec to Jakub, mówię Wam! I nie żebym jakoś specjalnie lubiła akurat te imiona, ale sam fakt, że dałam radę odkopać z czeluści internetu takie dane, dał mi porządnego kopa i zachęcił do dalszych starań. Swoich odkryć dokonywałam na stronie geneteka.genealodzy.pl.
Kim jest ciocia Henia?! To pytanie zadało mi kiedyś dziecko i… wymiękło przy słuchaniu długiej nici powiązań. Teraz po prostu zaglądamy na drzewo i o wiele łatwiej to wytłumaczyć.
Dlaczego warto założyć drzewo genealogiczne w internecie?
Jest wiele powodów, ale chyba najważniejszy to wygoda. Rysowanie tego wszystkiego na papierze, zakładając, że naprawdę chcecie narysować wszystko, jest nierealne. Wyspecjalizowana platforma jest o wiele lepszym rozwiązaniem, bo sama sobie ustali, którą gałąź aktualnie wyświetlić, jak i gdzie przełączyć widok i jak to wszystko rozszerzyć, żeby się zmieściło. Jeśli odnajdziecie jakiegoś zaginionego przodka, wystarczy go dopisać, a system sam sobie zrobi korektę wykresu. Na papierze trzeba by albo doklejać, albo dopisywać nieczytelnym maczkiem. Ewentualnie zaczynać rysowanie od nowa, ale to prosta droga do tego, żeby się zniechęcić.
Platformy internetowe mają jeszcze tę zaletę, że jeśli znajdą tych samych krewnych na innych drzewach, to dają możliwość połączenia rodzin. Moje drzewo rozrosło się w błyskawicznym tempie między innymi dzięki podobieństwom. Owszem, sporo zrobiłam sama, ale nie wszystko. Cała gałąź mojej praprababci wyrosła bez mojego bezpośredniego udziału. Ja tylko potwierdziłam, że tak, to ta sama Balbina.
Jak zrobić drzewo genealogiczne w internecie?
Pierwszy krok to wybór platformy i tu nie będę żadnej reklamować, różne są. Drugi to odpytanie rodziny o przodków, ta wiedza przyda się na początek. Po wprowadzeniu podstawowych danych można się wziąć za rozbudowywanie drzewa.
O genetece już wspominałam, to prawdziwa kopalnia wiedzy, ale musicie mieć czas! Jak dobrze pogrzebałam, to znalazłam między innymi skan ślubu mojej prababci z drugim mężem i akt urodzenia dziadka, pisany cyrylicą. Niektóre rzeczy można znaleźć szybko, nad innymi trzeba posiedzieć, ale zawsze, po prostu zawsze, weryfikujcie znaleziska.
Nie wiem, na czym to polegało sto lat temu, ale imiona w obrębie jednej rodziny i jednej wsi powtarzały się tak często, że szło oszaleć. Oni tam naprawdę żyli na wsiach dechami zabitymi i do głowy by im nie przyszło, że jest więcej niż dwadzieścia imion w kalendarzu. Moja babcia miała na imię Helena, wyszła za Jana, który miał siostrę Helenę i w ten sposób, zanim ta druga Helena wyszła za mąż we wsi były dwie kobiety o tym samym nazwisku. To znaczy, ja się doszukałam dwóch, mogło być więcej. Dziedziczenie imion po rodzicach to też była norma, co dodatkowo zaciemnia sprawę. Patrzcie uważnie na daty i różnicę wieku.
Bardzo dużo można się dowiedzieć, przeszukując cmentarze, wirtualnie oczywiście. Ja korzystam głównie z platform grobonet.com i mogily.pl, ale jest tego trochę więcej. Niestety nie ma centralnej wyszukiwarki, projekt był, ale upadł i teraz można liczyć tylko na szczątkowe dane.
Jak wyszukiwarki nie ma, to jest jeszcze opcja zadzwonienia do administracji cmentarza lub parafii. Praktykowałam, ludzie są chętni do pomocy, ale nie zawsze mają możliwość. Np. chciałam się dowiedzieć, czy na wolskim cmentarzu w Warszawie pochowano pewną osobę sto lat temu, a okazało się, że najstarsze dane to te sprzed sześćdziesięciu lat.
Na koniec powiem Wam jeszcze, że badania genetyczne też mogą przynieść zaskakujące wyniki. Poza odnalezieniem dalekich krewnych (mam wujka we Francji, jest nieślubnym synem jednego z moich ciotecznych dziadków, dacie wiarę?) można się dowiedzieć czegoś ciekawego o sobie. Otóż… w 35% jestem Bałkanką!
Zrzut ekranu zrobiłam na stronie myheritage.com.