Moje dziecko to nie święta krowa, której wszystko wolno!
Taka sytuacja…
Siedzimy w restauracji. Jasiek o coś się burzy, nie pamiętam już o co. W każdym razie, jest na tyle głośno, że delikatnie zwracam mu uwagę, żeby był nieco ciszej. Nie reaguje. Powtarzam więc jeszcze raz, bez skutku. W końcu o spokój prosi go tata. A chwilę później do naszego stolika podchodzi jakaś kobieta, nie wiem kto to – menadżerka czy właścicielka lokalu? – i wtrąca się w naszą dyskusję, zwracając nam uwagę, żebyśmy „się opanowali i dali dziecku spokój”.
W tamtym momencie, miałam ochotę jej powiedzieć, że moje dziecko nie jest świętą krową, której wszystko wolno i żeby zajęła się swoimi problemami, zamiast wtykać nos w nieswoje sprawy. Ale z grzeczności – nie miałam ochoty na słowne przepychanki – rzuciłam jej tylko wymowne spojrzenie i jej komentarz przemilczałam.
Fakt jest jednak taki, że to nie pierwsza taka sytuacja, w której ktoś „obcy” zwraca mi uwagę na to – czy, jak i kiedy powinnam wychowywać swoje dziecko. A tego nie lubię.
Zdarzało się, często właśnie w miejscach publicznych i/lub przy stole – podczas posiłku, że ktoś krytykował mnie za to, że uczę i wymagam od dziecka KULTURY. Prostych zachowań i podstawowych zasad sovir vivre`u.
„Przecież to tylko dziecko. Jemu (wszystko) wolno!” – to są argumenty większości pouczających mnie ludzi. A skoro to „tylko dziecko” to znaczy, że ono nie musi uczyć się dobrych manier. Że nie musi poznawać ogólnie przyjętych zasad, które pozwolą mu, umieć odpowiednio zachować się w danej sytuacji i miejscu. Tak?
Nie zgadzam się. Uważam bowiem, że to od nas – rodziców, (w dużej mierze) zależy na jakich dorosłych ludzi wyrosną nasze dzieci. I według mnie, moją rolą, a w zasadzie nawet obowiązkiem, jest nauczyć dziecko kultury osobistej. Począwszy od tego, że jak gdzieś wchodzi ma mówić dzień dobry, przez zachowanie manier przy stole, okazywanie szacunku starszym, aż po odpowiednią postawę w miejscach publicznych.
Osobiście nie znoszę gdy ktoś mlaska przy jedzeniu, chlipie pijąc, mówi z pełną buzią, albo głośno stuka sztućcami o talerz wygrywając przy tym jakieś afrykańskie rytmy, dlatego od początku uczę syna by tak nie robił. Poza tym nie lubię też, będąc w lokalu, gdy cudze dzieci beztrosko sobie biegają pomiędzy stolikami, skaczą z butami po krzesłach, krzyczą, piszczą i ogólnie zwracają na siebie całą uwagę, a ich rodzice na to nie reagują.
Zawsze powtarzam, mojemu dziecku i wszystkim tym, którzy mnie rugają, że pewne miejsca publiczne, takie jak restauracja czy kawiarnia, to nie plac zabaw! Tu trzeba umieć się zachować, dostosować do reszty i uszanować pozostałych klientów, którzy być może, chcieli zjeść obiad czy wypić kawę w (względnej) ciszy i spokoju.
Dlatego jeśli moje dziecko nie wie lub zapomina o tym co wypada, a czego nie – bo ma do tego pełne prawo – jasno i konkretnie zwracam mu na to uwagę. I nie uważam, żebym w ten sposób wyrządzała mu jakąkolwiek krzywdę, wręcz przeciwnie jestem przekonana, że w bliżej nieokreślonej przyszłości wyjdzie mu to na dobre i być może będzie mi za te lekcje wychowania wdzięczny.
A wszystkie wielce zatroskane osoby o losy i spokój mojego dziecka, zapewniam – nie prowadzę w domu musztry, nie każę synowi stać na baczność, gdy ze mną rozmawia i nie wymagam by szczoteczką do zębów czyścił mi fugi w łazience. Mało tego! Pozwalam mu na beztroską zabawę, słodkie lenistwo i babranie się w błocie, jeśli ma na to ochotę. Także bez obaw – nie zabieram mu dzieciństwa. A to, że uczę go co wolno, a czego nie i co wypada, a co nie, to cóż – tak samo uczę go mówić, liczyć czy ubierać się…
Zazwyczaj matki narzekają na odwrotne reakcje 🙂 Sama widząc sytuacje podobne do opisywanych tutaj, mam ochotę powiedzieć coś podobnego – na zasadzie, wyluzujmy, bo oszalejemy 🙂
W odwrotnej sytuacji – gdybym na wszystko kładła lachę, nie zważała na to co robi moje dziecko i nie uczyła go pewnych rzeczy, na pewno byłabym ostro skrytykowana za bezstresowe wychowywanie 😉
Popieram ale …moze skoro czesto zdarza sie ze ktos zwraca Ci uwage warto sie jednak nad tym zastanowic a nie obrażać. Moze ktos kto stoi z boku widzi cos czego Ty nie zauwazasz. Nikt nie lubi krytyki wiadomo. Twoje dziecko pewnie tez nie…
Nie, to nie zdarza się CZĘSTO. To po prostu się zdarza. „Z
A krytyka względem mojego dziecka z mojej strony to akurat źle dobrane słowo bo ja go nie krytykowałam, tylko normalnie, po ludzku i po cichu zwróciłam mu uwagę by nie krzyczał 😉
Miałam dzisiaj coś podobnego – tłumaczę dzieciom na straganie (całej trójce) by nie grzebały w owocach – mogą się poczęstować tym, co już będziemy mieli kupione, to była końcówka zakupów – tłumaczę spokojnie, bez krzyczenia, tylko że po kilka razy, bo każdemu z nich trzeba powtórczyć, by to do nich dotarło… I wtedy pan ze straganu mówi „A niech sobie grzebią, co tam komu szkodzi…”! A mi właśnie to przeszkadzało. Potem na odchodnym jeszcze mówi, „toż to dyscyplina jak w wojsku 🙂 ” Ale niech no tylko spróbuje chodzić w ciąży po mieście z trójką małych dzieci, gdzie wszędzie pełno… Czytaj więcej »
Ja też zawsze mówię synowi by nie „palcował” każdego warzywa, owoca, pieczywa itp. jeżeli nie zamierza go kupić, bo jak tak każdy będzie brudnymi rękami je dotykać to…… aż mi się odechciewa zakupów i jedzenia.
No właśnie – zaś na placu zabaw dzieci mają się bawić, dopóki nikomu nie sprawia to przykrości – czy już tam moim czy innym dzieciom… Czasami trudno wszystko pogodzić, ale trzeba walczyć z uśmiechem na twarzy 😉
Świetnie to rozumiem. Ja nie lubię też sytuacji np. na placu zabaw gdy pilnuję aby moja córka nie brała i nie zagarniała cudzych zabawek,czego nie lubimy również w przypadku naszych zabawek. Mówię do dziecka „to nie nasze wiaderko,tylko dziewczynki,choć dam Ci Twoje”. Moja córka rozumie,że jak coś czyjeś to się nie rusza i tu nagle wtrynia się idealna mamusia/ciocia/babcia z tekstem „ale niech się pobawi,my teraz się tym nie bawimy,niech weźmie!”. Mało tego,że kobieta decyduje za swoje dziecko i nie pytając go rozdaje innym dzieciom zabawki,to jeszcze burzy to porozumienia w sprawie między mną a moim dzieckiem! Córka na mnie… Czytaj więcej »
A moze ten ktoś chce byc po prostu miły?
A może chce pokazać że jest lepszy niż matka która zabrania dziecku wiaderka;). Nie wiem jakie są intencje,ale wolałabym aby każdy zajął się sobą;)
A może chcę nauczyć swoje dziecko dzielić się zabawkami? Czasem taki plac zabaw to jedyna okazja. Moim zdaniem trzeba po prostu uczyć dziecko że nie wolno brać cudzych rzeczy bez pytania. Inna sprawa że czasem nie wiadomo czy zabawka jest czyjaś czy „społeczna” – na naszych placach zabaw są takie zabawki, które są niczyje. Czemu dziecko ma się nie bawić czymś takim? A czy ucząc córkę że nie może brać czyichś zabawek nie uczysz jej też przypadkiem że to co jej to jest tylko jej i nikt nie powinien tego brać? Troll chyba nie zawsze jest dobre, no chyba że… Czytaj więcej »
Zdecydowanie ten ktoś chce być tylko miły, Twoje zachowanie nie jest odbierane jako element wychowania tylko kultura osobista, że jesteś grzeczna i nie chcesz ruszać rzeczy innego dziecka. Zwykle w piaskownicy wszystkie dzieci bawią się wszystkimi zabawkami i dopiero jak się idzie do domu to się zbiera swoje.
Nie wiem jak to wygladalo z boku i jak zachowywalo sie dziecko-moze Wy byliscie bardziej rzucajacy sie w oczy niz samo dziecko…ale czesto na placu zabaw widze takich rodziców co jedno przez drugie przekrzykuje sie „nie wolni”,”nue dotykaj”,”nie idz tam”,”to nie Twohe”,”nie krzycz”,”nie biegaj”….ktos by pomyslal, ze dziecko z tych niegrzecznych a ono jest calkiem zwyczajne i takie jak miliony innych dzieci…
Ja nie jestem z tych co to wszystkiego zabraniają. Akurat na placu zabaw siedzę sobie na ławce, zazwyczaj z książką w ręce i tylko obserwuję co robi moje dziecko – interweniuję rzadko, kiedy muszę.
A w restauracji zwracałam synowi uwagę po cichu i grzecznie więc tym bardziej nie rozumiem reakcji kobiety, która do nas wtedy podeszła.
Jestem ZA choc nigdy mnie to niespotkalo wręcz odwrotnie
🙂
Cieszę się ze nie jestem sama w tym dyscyplinowaniu. 2 tygodnie byliśmy na urlopie w pewnym ośrodku w górach, wszystkie posiłki o stałych porach z innymi wczasowiczami, stołówka na ok. 200 osób, większość z Małymi dziećmi. Zasiadmy do stołu, mija niecałe 5 min A gromadka dzieci biega po sali między paniami z obsługi noszacymi gorace dania. Moja 3 latka na taki widok oczywiscie zamierza dołączyć do rówieśników. Niestety na jej nieszczęście rodzice nie pozwalają, a ona w buncie nie je… aż przyszedł koniec turnusu, na ostatnich posiłkch niewiele osób i nagle się okazuje,że cały obiad zniknął bo Mała nie skupiała… Czytaj więcej »