Ciąża 30 września 2011

Kobieta (wreszcie) spełniona

Poniższy post jest następnym na naszym blogu wpisem gościnnym. Autorką i bohaterką dzisiejszej historii jest Marta — przeszczęśliwa matka i żona, szaleńczo zakochana w mężczyznach swojego życia. Kobieta spełniona, rozważna, ale i romantyczna, ciekawa świata i niespokojna duchem. Dziewczyna, która długo szukała swojego miejsca na ziemi i znalazła je w najmniej oczekiwanej momencie. Mówi o sobie, że jest uzależniona od miłości, książek, lodów waniliowych i filmów z Tomem Hanksem.
Zespół bloga W Roli Mamy dziękuje Marcie za opisanie swojej historii.

Pamiętam tamten dzień jakby to było wczoraj.

Ja i Rob byliśmy ze sobą już rok, najcudowniejszy rok mojego życia – znalazłam miłość, dopiero co przeprowadziłam się do Nowego Jorku, by z nim zamieszkać, znaleźliśmy mieszkanie, ja zaczęłam studia, on realizował swoje marzenia, ja realizowałam swoje, oboje byliśmy ze sobą szczęśliwi. Poza tym, że się kochamy i chcemy być ze sobą, nie wiedzieliśmy nic więcej, nie wiedzieliśmy, jak to wszystko się potoczy, przecież jeszcze wszystko mogło się zmienić.

Był gorący lipcowy dzień. Siedziałam na zajęciach wyczekując ich końca. Temat był bardzo ciekawy – małżeństwo w kulturze żydowskiej. Hmmm coś z mojego kręgu zainteresowań. Słuchałam i słuchałam, aż nagle z ust prowadzącego padły słowa :
”kobieta po menstruacji udaje się do mykwy, ażeby dokonać rytualnego oczyszczenia…”.
Nagle coś w mojej głowie zaświtało.
Zaczęłam liczyć dni… analizować… zaraz, zaraz ile tygodni minęło od mojego przyjazdu? W ferworze przeprowadzki, załatwiania najróżniejszych spraw formalnych, rozpakowywania walizek, szykowania dopiero co wynajętego mieszkania, stresu związanego z oficjalnym zamieszkaniem jako para, zaaklimatyzowania się w nowym otoczeniu.
Hmmm, przyznam szczerze straciłam rachubę czasu. Pomyślałam przez chwilę… kiedy ja miałam ostatni okres? Nie, to niemożliwe… Wychodziło na to, że okres spóźniał mi się 3 tygodnie… ale jakim cudem?
Aaaa…. Pewnie to przez stres i zmianę klimatu, przecież zawsze tak na to reaguję. Ale czy na pewno?! Nieeee to niemożliwe, ale na wszelki wypadek postanowiłam zrobić test zaraz po powrocie do domu.
Nie mogłam się na niczym skupić, myślałam tylko o tym…
Yes ufff… koniec zajęć, spakowałam pośpiesznie swoje rzeczy i wybiegłam z sali, kierując się od razu do najbliższej apteki. Kiedy weszłam do środka serce biło mi coraz bardziej. Bum bum bum… Boże, dlaczego słyszę ten odgłos w mojej głowie?! Wreszcie znalazłam właściwą alejkę. Zawsze przechodziłam obok takich rzeczy tylko zerkając, przecież nigdy nie miałam podobnych dylematów. Stanęłam naprzeciwko regału i zaczęłam się zastanawiać… który wybrać. Nie miałam o tym bladego pojęcia, więc wzięłam pierwszy z brzegu. Ale dla lepszej pewności postanowiłam wziąć jeszcze kilka, przecież pierwszy zawsze może się mylić, lepiej zrobić kilka prób. Zdenerwowana, zapomniawszy jak się oddycha podeszłam do kasy. Sprzedawczyni tylko na mnie zerknęła, zapłaciłam, złapałam torebkę z tymi małymi pudełeczkami i wybiegłam.

W drodze do domu przez moją głowę przebiegały myśli, jedna za drugą. Ten cały rok, jaki razem spędziliśmy, nasze plany, nie byliśmy gotowi na ewentualne rodzicielstwo, to nie był odpowiedni czas.
Wreszcie dotarłam do domu, rzuciłam plecak, wzięłam torbę z pudełeczkami i pobiegłam do łazienki. Serce waliło jak młotem. Och, dlaczego jego nie ma teraz w domu, mógłby mnie wesprzeć… ale może to i dobrze, bo przecież nic nie wiadomo. Wzięłam jedno z pudełeczek i zaczęłam dokładnie czytać instrukcję. Jakoś udało się odpowiednio nasiusiać na pasek, to samo zrobiłam z kolejnym…Ufff… a teraz oczekiwanie. 5 minut!!!

Boże tylko 5 minut i moje życie może zmienić się na zawsze. Patrzyłam nerwowo na zegarek i myślałam, co będzie, jeśli wynik okaże się pozytywny?! Dopiero zaczęliśmy być ze sobą, zamieszkaliśmy razem, chcieliśmy się lepiej poznać, tyle jeszcze przeżyć, tyle osiągnąć. No tak…on jeszcze osiągnie, a ja… ja zostanę w domu i będę wychowywać dziecko, będę musiała zrezygnować ze swoich planów, z własnej kariery, już zawsze dziecko będzie mnie ograniczało…

A co jeśli on mnie zostawi, jeśli się rozstaniemy…? Skąd mam wiedzieć, że to, co między nami jest już na zawsze? Ten rok był cudowny, między nami szybko się potoczyło, był taki czuły, delikatny, kochający, sprawiał, że czułam się przy nim jak w niebie, traktował tak, jak tę jedną jedyną…a teraz??? Dziecko zmieni wszystko… Czy jesteśmy na gotowi?! A jeśli test będzie pozytywny, to jak mam mu to powiedzieć, przecież to zmieni nasze życie na zawsze, a co jeśli powie, że nie chce tego dziecka, że nie jest gotowy… Cóż sama nie byłam ani trochę. Było tak cudownie, dlaczego wszystko miało się zmienić o całe 360 stopni? Przecież ja mam swoje marzenia, dopiero co skończyłam studia w Polsce, teraz chciałam skończyć studia tu, zacząć robić doktorat, pracować na uczelni… tyle planów, a dziecko wszystko zmieni… To nie jest odpowiedni czas?!

Ok. Minęło 5 minut. Serce waliło strasznie, ale musiałam sprawdzić wynik.
COOOOOOOOOO?! Nie to niemożliwe. Na pasku widniały dwie wyraźne kreski. Nie, nie, nie!!!! To nie może być prawda. Wzięłam następny test – też dwie kreski. NIE! Nerwowo wyciągnęłam następne z torebki i zrobiłam je od razu. Kolejne 5 minut, ale wyrok był już znany… Każdy z nich pokazywał DWIE KRESKI!!! Matko, i co teraz?!

Zaczęłam płakać, wszystko miało się zmienić, nasze życie wywrócone do góry nogami. Ciągle płacząc chwyciłam za telefon i zaczęłam do niego dzwonić… Nie odbierał. No tak, pracował, nie miał czasu. Napisałam mu smsa:
„Musimy porozmawiać i to szybko, przyjeżdżaj jak najszybciej do domu!”.
Po paru minutach zadzwonił i spytał: „O co chodzi, kochanie?”.
„Nic, powiem jak wrócisz, wracaj natychmiast, proszę!”
Przyjechał za godzinę. Siedziałam na łóżku w naszej sypialni, zapłakana.
Spytał: „Powiedz, mi co się stało?”
Wstałam, poszłam do łazienki i przyniosłam mu wszystkie testy. Wziął je do ręki i nie dowierzał. Spytał tylko: „ Czy dwie kreski oznaczają….?” „Tak!” powiedziałam.
Usiadł na łóżku, ale po chwili chwycił moją rękę i posadził sobie na kolanach, dotknął mojego brzucha i powiedział: „Kocham Ciebie, wszystko będzie dobrze, przecież to cudowna wiadomość”.
Mój Boże, nie mogłam uwierzyć, wiedział o dziecku zaledwie przez krótką chwilę, a był mniej przerażony ode mnie. Długo rozmawialiśmy i przekonywał mnie wielokrotnie, że to cud, że wszystko będzie dobrze, bo się kochamy i damy radę, że będzie pomagał ze wszystkim, że może wszystko stało się zbyt szybko, ale tak najwyraźniej miało być.

Zdecydowaliśmy się mieć to dziecko.

Szok dla obojga był ogromny, ale przecież najważniejsze było to, że się kochamy. Daliśmy sobie parę dni na to, żeby oswoić się z wiadomością i zadzwoniłam do lekarza, aby umówić wizytę. Obiecał, że pójdzie ze mną i będzie wspierał zawsze. Poszliśmy tam razem, powoli oswajając się z nową rzeczywistością. Lekarz był bardzo miły, rozmawialiśmy trochę, a potem postanowił zajrzeć i sprawdzić, co się tam w środku dzieje. Długo patrzył w monitor, nic do nas nie mówiąc, po czym oświadczył, że za chwilę wróci.
„Co się dzieje?” spytałam Roba. „Nie wiem, ale na pewno wszystko w porządku” odpowiedział.

Wrócił nasz lekarz i przyprowadził drugiego, razem popatrzyli przez chwilę na monitor, po czym oświadczyli, że płód jest za mały jak na 8 tygodni, musimy poczekać, uzbroić się w cierpliwość i przyjść za tydzień, a być może wszystko będzie dobrze i się powiększy.
Nie wiedziałam, co robić, popatrzyłam na Roba – był tak samo zdezorientowany, jak ja, ale postanowiliśmy dostosować się do zaleceń lekarza.
W drodze powrotnej oboje milczeliśmy. A w domu położyliśmy się i nie wiedzieliśmy, co o tym wszystkim myśleć. Przykładałam swoje ręce do brzucha, on robił to samo… Cóż, dla obojga ta malutka fasolka nagle stała się najważniejsza, nie myślałam już o rzeczach, które traciłam będąc w ciąży, myślałam tylko o tym, że pragnę mieć to dziecko. Jego odczucia były takie same.

Parę dni później zaczęłam plamić.

Pojechaliśmy od razu do szpitala, lekarz po obejrzeniu USG powiedział, że jeśli przez parę następnych dni nie przestanę plamić, potrzebny będzie zabieg. Płakałam i głaskałam mój brzuch, Rob wspierał mnie cały czas. Po paru dniach stwierdzono, że płód obumarł… Był zabieg… Niewiele z tego pamiętam, bo nie chcę…

Gdy się obudziłam Rob był przy mnie, trzymał za rękę, spojrzałam na niego… wiedziałam, że jest po wszystkim… Czułam to… widziałam w jego oczach… dotykałam swojego brzucha, ale nic tam nie było… nie czułam fasolki… czułam się pusta… strasznie…
Rob był ze mną cały czas, wspierał, widziałam i czułam, jak to wszystko przeżywa… Jednych takie wydarzenia oddalają od siebie, nas zbliżyły na zawsze. Dawaliśmy sobie miłość, wsparcie, to uczucie między nami pomogło przetrwać ciężkie chwile. Zrozumiałam, że mogę na niego zawsze liczyć, że to, co jest między nami jest na zawsze. Cierpiałam, kiedy widziałam kobietę w ciąży, czułam straszny ból wewnętrzny… To wydarzenie pokazało, że się kochamy i że pragniemy dziecka, ale baliśmy się zaryzykować. Ten strach, że wszystko się powtórzy był ogromny.

Wkrótce potem oświadczył mi się.

Oczywiście wiedziałam od razu, jakiej odpowiedzi udzielić. Potem nasz ślub i wesele. Tego dnia, kiedy miałam stać się jego żoną, kiedy szłam przez kaplicę, widziałam tylko jego, jak stoi przy ołtarzu i na mnie czeka…
Parę tygodni później zaczęliśmy rozmawiać i oboje oświadczyliśmy, że mimo ciężkich przeżyć chcemy zaryzykować i spróbować, pragnęliśmy dziecka, więc postanowiliśmy się przemóc. Nie zamierzaliśmy się starać, myśląc tylko o dniach płodnych, po prostu zdać się na los.

Jakieś 1,5 miesiąca później okres spóźniał się parę dni. Tym razem również zestresowana, ale pełna nadziei zrobiłam trzy testy, każdy z nich był pozytywny. Usiadłam i zaczęłam płakać ze szczęścia i strachu, bojąc się, ażeby sytuacja się nie powtórzyła. Zamierzałam mu powiedzieć jakoś uroczyście. Ale tego dnia mieliśmy imprezę u znajomych. Nie piłam ani kropli, Rob namawiał mnie, proponując choć odrobinę szampana, ale odmówiłam. On tylko spojrzał na mnie, a ja zaczęłam się uśmiechać. Spytał, czy to jest to, o czym myśli. Przytaknęłam. Wziął mnie na ręce i był przeszczęśliwy. Widział też, że się martwię, ale pocieszał, że wszystko będzie dobrze.

Parę dni później poszliśmy do lekarza.

Okazało się, że nasz „little peanut” (tak Rob nazwał nasze maleństwo) ma 6 tygodni. Za dwa tygodnie poszliśmy na kolejną wizytę i usłyszeliśmy bicie serduszka, najpiękniejszy dźwięk na świecie i zobaczyliśmy je. Byliśmy przeszczęśliwi. Zaraz potem w 9 tygodniu po lekkiej sprzeczce o jakąś głupotę zaczęłam krwawić, pojawił się ból podbrzusza. Rob wziął i zaniósł mnie na rękach do samochodu, bo strach mnie osłabił i sparaliżował.
Gdy dotarliśmy do szpitala, lekarze zajęli się mną od razu, widziałam przestraszonego męża, sama jeszcze nigdy się tak nie bałam i prosiłam tylko, żeby uratowali moje dziecko.

Udało się, maluszek okazał się silny. Moja ciąża była zagrożona, co oznaczało stałą kontrolę i opiekę lekarską – brałam wszelkie możliwe leki na podtrzymanie, odpoczywałam i robiłam wszystko, aby maleństwu było w  moim brzuszku jak najlepiej. Między nami jest konflikt serologiczny, który sprawy nie ułatwiał, tylko utrudniał. Ale walczyliśmy. Baliśmy się o każdy następny tydzień, dzień, pokochaliśmy nasze dziecko ponad wszystko, pragnęliśmy go najbardziej na świecie. Już nie liczyła się dla mnie kariera, podróże, spełnianie marzeń, liczył się tylko ten malutki człowieczek we mnie, część mnie i część Roba.
On bardzo pragnął mieć synka i jakże ogromna była jego radość, kiedy lekarz potwierdził płeć.

Będąc w ciąży oszczędzałam się jak tylko mogłam, wykładałam na uczelni, co nie było zbyt absorbujące, ale dawało satysfakcję, jak się okazało ciąża nie dość, że była upragniona, to i w niczym mi nie przeszkadzała. Jakieś 1,5 miesiąca przed porodem nagle poczułam się źle i trafiłam do szpitala, okazało się, że muszę tam zostać, leżeć plackiem, codziennie przyjmować kroplówki, leki, aby synek był w środku jak najdłużej, co zwiększało jego szanse. Leżałam i stosowałam się do zaleceń lekarzy, walczyłam o nasze dziecko, a mąż był ze mną i wspierał cały czas.

O 2 w nocy z 28 na 29 stycznia zaczęły się skurcze.

Rob spał w szpitalu, gdy zaczęła się akcja porodowa. Byliśmy przerażeni, bo to był 36 tydzień… bardzo wcześnie. Ale wszystko potoczyło się dobrze i o 13:26 czasu NY, 29 stycznia usłyszeliśmy i zobaczyliśmy nasze szczęście. Nigdy nie widziałam niczego ani nikogo piękniejszego od tej malutkiej kruszynki, ważył 2860 g, mierzył 47 cm. Wtedy świat jakby się dla mnie zatrzymał, nie liczyło się nic więcej, tylko synek i mąż.
Maluszek wniósł w nasze życie ogromne szczęście. Staliśmy się szczęśliwymi rodzicami, dla których synek jest oczkiem w głowie. Teraz wiem i czuję, że jestem spełniona, właśnie teraz. Każdy ma swoje pasje, marzenia, plany, rzeczy, do których dąży, ale dla mnie ani drugie studia, podróże, kariera, nowy dom, samochód itd. nie przynoszą mi takiej satysfakcji i takiego spełnienia jak widok naszego dziecka, chwile, kiedy się do mnie albo do męża tuli i wiem, że czuje się z nami bezpiecznie, jego uśmiech i to jak patrzy na mnie swoimi szaro-niebieskimi oczkami, chwile, kiedy nauczył się siadać, raczkować, mówić mama i dadada (na męża). To wszystko jest bezcenne, dziecko umocniło nasz związek, pokazało inny świat. Oboje dalej się realizujemy i wiemy, że nic nie tracimy, nic nie żałujemy. Wszystkie te rzeczy, o które się tak bałam, jak pierwszy raz test wskazał wynik pozytywny, wszystkie te rzeczy, które mnie paraliżowały, dziś się nie liczą, bo właśnie dziś czuje się spełniona, zarówno jako matka i żona, jak i jako kobieta.

Wkrótce po porodzie dowiedziałam się, że jestem w drugiej ciąży.

Dziś mój synek ma 7 miesięcy, a ja jestem w 6 miesiącu ciąży. Pomiędzy naszymi synkami będzie 11 miesięcy różnicy. Czy się boję? Bardzo. Szok był ogromny, ale powoli oswajamy się z tą myślą. Ale dziś już nie myślę o tym, ile stracę, boję się o nasze maleństwo, żeby wszystko było z nim w porządku.
Boję się także czy sobie poradzę z dwójką dzieci z tak małą różnicą wieku. Ale, myślę, że sobie poradzimy, oboje, a raczej we czworo. Ciąża po ciąży jest ciężka i trudna, zwłaszcza, jak ma się malutkie dziecko, które jeszcze nie chodzi. Ale ja nie traktuję tego jako tragedii. NIE! Ja traktuję to jako nową przygodę. Dziś wiem, że jeszcze wiele przede mną, jeszcze tyle mnie czeka, tyle rzeczy zrealizuję i tyle osiągnę, bo mam siłę, którą dają mi synek, drugi pod serduszkiem i mąż. Wiem, że bez nich życie wyglądałoby inaczej, ale ja niczego bym nie zmieniła, nie wyobrażam sobie mojego życia inaczej. Może nasze życie jest szalone, lekko niezorganizowane, podłoga pełna zabawek, mniej czasu na własne przyjemności, ale macierzyństwo i małżeństwo dało mi spełnienie. Teraz wiem, że bycie mamą jest moją życiową rolą, którą zamierzam zagrać najlepiej jak się da..

kobieta spełniona 

Subscribe
Powiadom o
guest

38 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Bombel
Bombel
13 lat temu

Płakałam jak mały dzidziuś czytając ten wpis! Cieszę się że wszystko dobrze się skończyło.I trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie z drugą dzidzią 🙂 no i za „łatwe” wychowywanie 2óch małych pociech 😉

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Bombel

Dziekujemy bardzo 🙂

Agata
Agata
13 lat temu

Dużo do czytania. Ale było warto – historia wzruszająca i trzymająca w napięciu. A przez to, że akcja toczy się za oceanem, to taka ciut niecodzienna.
Dużo sił w roli mamy Marto!

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Agata

dziekujemy bardzo 🙂

Rob
Rob
13 lat temu

My wife wrote it, I dont understand Polish but I know perfectly well that story. Baby we are so proud of you <3, am sorry I needed to write for her 🙂

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Rob

:)))))

Camille
Camille
13 lat temu
Reply to  Rob

Hugs Marta&Rob !!!

Bubalabe
Bubalabe
13 lat temu

Rob, You are wondeful husband! Marta, I’m proud of You, you’re very strong woman and fantastic Mum!

Rob
Rob
13 lat temu

My Marta is the most wonderful mum and wife ever and the strongest woman I’ve ever met, what should I say more. Shes my angel :), I love you wify :). Thank you Bubalabe for your words 🙂

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Rob

😉

Marta
Marta
13 lat temu

Dziekuje wszystkim za cieple slowa. Jestem szczesliwa, ze dowazylam sie opublikowac ten tekst. Teraz walczymy o drugiego synka, wiec prosimy trzymajcie kciuki :)))))

Magda Kupis
13 lat temu
Reply to  Marta

A my dziękujemy za to, ze Wasza historia mogła pojawić się właśnie u nas. Oczywiście cała redakcja trzyma za Was kciuki. Oboje pięknie o sobie piszecie, taka miłość nie zdarza się często 🙂

Marta
Marta
13 lat temu

Tak, Nasza historia jest niecodzinna, ale to dlatego, ze on jest jedyny w swoim rodzaju i jak widze bardzo sprytny, bo widzialam jego komentarze :DDDD, dziekujemy wam, ze moglismy opublikowac Nasza historie, w sumie z happy endem :))))

Sylwia
Sylwia
13 lat temu

Marta koniecznie daj znać naszej redakcji jak urodzi się Wasz drugi synek. Trzymamy kciuki 😉

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Sylwia

oczywiscie, ze damy jak najbardziej, Marc ma sie urodzic 1 stycznia, ale znajac zycie moze sie urodzic wczesniej, wiec to juz niedlugo :)))) dziekujemy Wam baaardzo 🙂

Magda
Magda
13 lat temu

Marto gratuluję świetnego tekstu! Spłakałam się strasznie! Ja też mam jednego Aniołka, a drugie Słoneczko śpi słodziutko w łóżeczku 🙂 Trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie. Z tak kochającym mężem dacie radę w wychowaniu dwójki urwisów :*

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Magda

dziekujemy oboje za cieple slowa 🙂

Magda
Magda
13 lat temu

Marto gratuluję świetnego tekstu! Spłakałam się strasznie! Ja też mam jednego Aniołka, a drugie Słoneczko śpi słodziutko w łóżeczku 🙂 Trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie. Z tak kochającym mężem dacie radę w wychowaniu dwójki urwisów :*

Ewa Kamińska
13 lat temu

Marto trzymam mocno za ciebie kciuki 😉 Czytałam Twoją historię, która tak bardzo zbiega się z moją własną 😉 Poronienie, ślub, cudowna miłość, kolejna zagrożona ciąża i narodziny synka 😉 Teraz mamy już dwójkę szkrabów 😉 Wszystko będzie dobrze – miłość dwojga ludzi potrafi zdziałać cuda 😉 Twoja historia na pewno da nadzieję i radość tym, którzy znajdują się w podobnej sytuacji 😉
Pozdrawiam Cię serdecznie
Ewa

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Ewa Kamińska

dziekujemy za cieple slowa… wiemy, ze damy rade, z takim mezem jak Rob wiem, ze moge zdzialac cuda :), pierwsza stracona ciaza to wspomnienia bolesne dla obojga,ale razem dalismy rade przebrnac… nasz RJ sie urodzil, choc z ciaza bylo mnostwo problemow, obecna ciaza tez jest zagrozona, ale ja walcze, oboje walczymy, DAMY RADE, weirzymy w to :)… jeszcze raz dziekujemy za cieple slowa i pozdrawiamy serdecznie 🙂

Smykowa
Smykowa
13 lat temu

Ja też płakałam czytając! Niesamowita siła miłości! Trzymam kciuki za Was i czekam na wieści o szczęśliwym rozwiązaniu 🙂

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Smykowa

dziekujemy za cieple slowa 🙂 powiadomimy wszystkich jak tylko Marc sie urodzi 🙂 . pozdrawiamy serdecznie

Agusiak
Agusiak
13 lat temu

piękny tekst i wzruszająca historia. Trzymam mocno kciuki za kolejnego dzidziusia i za całą Waszą rodzinkę, na pewno ze wszystkim sobie poradzicie. Równie piękne jak tekst są wpisy męża autorki. Gratuluję i życzę wszystkiego dobrego 🙂

Marta
Marta
13 lat temu
Reply to  Agusiak

dziekujemy za cieple slowa :), pozdrawiamy serdecznie

Marta
Marta
13 lat temu

Oboje wszystkim bardzo bardzo dziekujemy za kazdy wpis, dla nas to duzo znaczy naprawde :). Ja czytam wasze wpisy i tlumacze je Robowi :). Jako ciezarna latwo mnie wzruszyc, baaaardzo latwo sie rozklejam, ale to sa lzy szczescia, bo milo jest wiedziec, ze wszyscy sa z nami. wszystkich bardzo serdecznie pozdrawiamy, damy znac jak tylko synke bedzie juz na swiecie. wszyscy jestescie wielcy, dla nas to duzo znaczy 🙂

Rob
Rob
13 lat temu

Hello 🙂 My Marta said about your comments. I’d would like to thank you. Together with my wife we’ll handle everything, we love each other so much and I believe everything is possible, we just need to believe and we’ll win. We wish you all the best 🙂

Magdalena446
Magdalena446
13 lat temu

Tekst jest niesamowity!! Rob jest wspaniałym mężem i wspólnie w trójkę przywitacie syna. Może zrobi niespodziankę i urodzi się w Święta lub Sylwestra. Pozdrawiam serdecznie i trzymam za Was kciuki. Koniecznie czekam na wiadomość o narodzinach drugiego syna i może na kolejny tekst;-)

Marciakabala
Marciakabala
13 lat temu
Reply to  Magdalena446

bardzo dziekujemy za cieple slowa, o narodzinach synka powiadomimy natychmiast :), a kolejny tekst z checia napisze, pomyslimy nad tym :)) pozdrawiamy serdecznie

Hanna Szczygieł
Hanna Szczygieł
12 lat temu

Również gratuluję Ci Marto zarówno oceanu miłości i siły, jak i tej pięknej publikacji! Trzymamy za Was kciuki i życzymy wytrwałości i ciepłego rodzinnego domu ( oczywiście pełnego śmiechu, zabawek na podłodze- ale również chwili odpoczynku i mimo wszystko przespanych nocy:)
Ps.: Mam nadzieję, że gdy drugi synek powita już Waszą rodzinę osobiście, uda Ci się znaleźć chwilę by nam o tym napisać:)

Marta
Marta
12 lat temu

🙂 bardzo dziekujemy za cieple slowa, to bardzo mile widziec, ze tyle osob jest z nami, oczywiscie, ze bede informowac o narodzinach naszego drugiego synka i bardzo chetnie napisze kolejny tekst, bardzo mi sie spodobalo pisanie o macierzynstwie… pozdrawiamy bardzo serdecznie

Marta Kabala
12 lat temu

Jutro nasza rodzinka przeprowadza sie z NY do Californii, na jakis czas zegnamy nasze miasto, ale niedlugo tu powrocimy. W NY znalazlam milosc i szczescie, o jakich nawet nigdy nie marzylam. NY dal mi cudownego meza, synka i teraz czekamy na drugiego. Dziekuje Ci NY za wszystko, a Wam fani tego portalu za to, ze czytacie nasza historie, wszyscy jestescie wielcy

Marta Kabala
12 lat temu

i jeszcze raz dziekuje wszystkim autorkom tego bloga, ze mglismy tutaj nasza historie opublikowac, dziekujemy

Edyta Skrzydło
Edyta Skrzydło
10 lat temu

Wfffff,na szczęście cudowne zakończenie,początek jak bym czytała życie mojej siostry , najważniesze to aby mieć wsparcie drugiej połówki .

Edyta Skrzydło
Edyta Skrzydło
10 lat temu

Historia ,piękna i straszna ,na początku jakbym czytała chwile z życia mojej siostry,lecz najważniejsze,mieć wsparcie swojej drugiej połowki.

Ciąża 27 września 2011

Brzuszek w miejskiej dżungli – „Autobus”

Okres ciąży to dla wielu z nas najwspanialsze w życiu chwile – jednak zdarzają się też momenty kipiące, jak gotujące się mleko, niedogodnościami. Życie w biegu, milion spraw do załatwienia i ludzka obojętność, prawie codziennie doświadcza nas i nasze brzuchy!
Jest wiele miejsc i sytuacji  nieprzyjaznych dla „dwu-paków” między innymi „Autobus”

Zazwyczaj  starałam się unikać porannego szczytu w miejskiej komunikacji – po co się denerwować i męczyć? Niestety tym razem było inaczej, trzeba dojechać na miejsce na czas i kropka.

Kiedy podjechał autobus westchnęłam ciężko i postanowiłam się jednak do niego wtoczyć- wtoczyć, ponieważ zanim ja się zaczynałam, zaczynał się brzuch – był już całkiem spory, no powiedzmy, że średniej wielkości pingwina – więc wierzcie mi na słowo nie dało się go nie zauważyć.

Jestem w środku i nie mam żadnego pasażera na gapę na moich plecach – więc można również śmiało powiedzieć, że to już spory sukces! Teraz tylko usiąść… i oto następuję cud… za sprawą jakiejś nieznanej mi klątwy, wszyscy siedzący pasażerowie autobusu zapadają w nagłą i nieuleczalną śpiączkę…

-Przecież nie można tak przejść obojętnie obok bliźniego w potrzebie – myślę sobie- poratuję biedaków, bo jeszcze nie daj Boże prześpią swój przystanek!

Ale co to… w moim oku pojawia się błysk – nie tak daleko ode mnie, w tej czerwonej puszce sardynek, jest wolne miejsce – no, prawie wolne… Młoda kobieta, chciałoby się rzec dziewczyna stoi sobie grzecznie a na krzesełku trzyma kolorową siateczkę… Cel namierzony… odpalam…

-Przepraszam uprzejmie – i szybko dodaje niezobowiązujący uśmiech – chciałabym usiąść- mówię i zastanawiam się czy moja informacja jest czytelna i czy Pani wszystko usłyszała, bo dzieli nas mój pingwin i trochę autobusowego gwaru.

To była chwila pełna napięcia… Kobieta spojrzała na mnie jak na kosmitkę, przeskanowała spojrzeniem, jak gdyby szukała szczegółowej informacji o produkcie… po chwili odpowiedziała, a na jej twarzy można było wyczytać oburzenie powodowane jakąś nieznaną mi jeszcze oczywistością… na szczęście nie trzymała mnie długo w tej niepewności i odpowiedziała:

-Chyba bym sama usiadła???!!! Ale ciasto mi się pogniecie!!!

To było to! Powiedzcie Kochane, i jak tu dyskutować z takim argumentem?!

Jeśli z kolei mogę pozwolić sobie na drobne rady dla Was przyszłe mamy, chciałabym zamieścić je na końcu tej krótkiej historyjki z mojego życia.

Pamiętajcie, że warto zabiegać i egzekwować swoje prawa będąc w ciąży – zasługujecie i wymagacie odmiennego traktowania. Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o wygodę lecz o BEZPIECZEŃSTWO – Wasze i waszych maleństw! Duży brzuszek często kusi nas, żeby nie siadać- bo nie koniecznie jest nam wygodnie z małą nogą w wątrobie i pupą wepchnięta w równie atrakcyjne miejsce naszego ciała, jednak ZAWSZE SIADAJCIE, NIE RYZYKUJCIE NIEPOTRZEBNIE!!! Oczywiście po wielokroć jest tak, ze gdy maluch jest już spory rozpiera nas energia, a gdy nikt nie nawet jeszcze nie podejrzewa odmiennego stanu po naszym wyglądzie – jesteśmy najbardziej zmęczone, pochorowane i z rewolucjami żołądkowymi przy każdym drgnięciu – Nie bójcie się i najzwyczajniej w świecie zwróćcie uwagę, lub po prostu powiedzcie: źle się czuję, czy może pan/i ustąpić mi miejsca? Zazwyczaj działa jak należy… no chyba, że traficie na ciasto:)

 

Ps.: Drogie Czytelniczki, prawdę mówiąc do dziś się zastanawiam jakiej wielkości ciastowa kompozycja utworzyłaby się na mojej pupie, gdybym zdecydowała się dać owej pani małą lekcję:)

Subscribe
Powiadom o
guest

21 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Bombel
Bombel
13 lat temu

Sytuacje tego typu śmieszne nie są,raczej żenujące! Ale mimo to uśmiałam się niemal do łez 🙂 A na kolana powalił mnie tekst „-Chyba bym sama usiadła???!!! Ale ciasto mi się pogniecie!!!” Obłęd w ciapki normalnie!!!!!
Cieszę się że sama nie musiałam podróżować komunikacją miejską kiedy byłam w ciąży!!

Smykowa
Smykowa
13 lat temu

Mam ochotę być znowu w ciąży i usiąść komuś na ciasto!!! 😀 Może lekarze powinni rozdawać takie plakietki w stylu „Dzielny pacjent” tylko z napisem: „Kobieta w ciąży” ?

Magda Kupis
13 lat temu

a ja sie zastanawiam, cóż to było za ciasto! i na jaką okazję, że takie cenne- gdybyśmy to wiedziały, to pewnie nie dziwiłoby nas dlaczego podróż spędza na fotelu.

A tak na serio to zapytałabym, czy kupiła dla tego ciasta bilet, skoro zajął on miejsce siedzące, czy jedzie na gapę 😉

Bombel
Bombel
13 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Hehehehe Dobre z tym biletem!!! 🙂 😀 😀

ivona85
ivona85
13 lat temu

Ja bym pewnie odpowiedziała, że „mi się dziecko pogniecie na stojąco”. Szkoda, że nie usiadłaś 😀 to byłoby takie wymowne 😀 ale rozumiem – szkoda ubrania:) na szczęście autobusy i tramwaje wspominam przyjaźnie:)

Acekiera
Acekiera
13 lat temu

Aż trudno uwierzyć, na prawdę:( Taktujesz tę sytuację z dużym poczuciem humoru,- gratuluję! ja bym się bardzo zirytowała:/ juz sie zirytowałam samym czytaniem!
Ja nie narzekam, czy jadę sama z brzuchem czy z brzuchem i z moim hałaśliwym 2,5latkiem to jednak prawie zawsze ktoś mi ustępuje miejsca. Raz się nawet pokłóciłam na żarty ze starszym panem który NAKAZAŁ mi usiąść i nie gderać 😀
A raz nam się trafiła pani obok której chcieliśmy usiąść i przywitała nas niemiłym ” uwaga na moje białe spodnie” 🙂 ale w porównaniu z tekstem o cieście ot był pikuś 🙂

Magda
Magda
13 lat temu

Uśmiałam się do łez 😀 😀 😀

Agusiak
Agusiak
13 lat temu

Ja na szczęście nie miałam tego typu sytuacji, ale to może dlatego że w ciąży chyba z 4 razy korzystałam z komunikacji miejskiej i albo autobus był prawie pusty, albo ktoś zawsze zaproponował mi miejsce. To samo w tramwaju. Ale autorka tekstu ma rację, że tu nawet nie tyle chodzi o wygodę co przede wszystkim o bezpieczeństwo. Kiedyś odmówiłam miejsca bo powiedziałam, że wygodniej mi stać. Kiedy opowiedziałam to mamie, to upomniała mnie, żebym zawsze siadała kiedy jest miejsce i taka możliwość, bo wiadomo jak jazda w środkach komunikacji wygląda. Gwałtowne hamowanie i wszyscy pasażerowie, łącznie ze mną i moim… Czytaj więcej »

divette
divette
13 lat temu

w ciazy niechętnie jeździłam autobusami. do szkoły dojeżdżałam w sobote rano i wracałam wieczorewm. wsiadałam na poczatkowym przystanku więc nie było problemu. ale niestety nie chęsto się zdarzało, że w szczycie usiadłam. raz w „wyścigu” po mioejsce pewna „pani” tak mnie popchnęła, że udeżyłam brzucem o barierkę- zamarłam i popłakałam się… nikt tego nie widział. stałam całą drogę. teraz kiedy mam dziecko „na rękach”- jestem jak to napisała pewna przxyjaciółka „wózkowym talibem” i nie lubię takowych 😉 prawie zawsze mogę usiąść. jestem bezczelna, głosno mówię o chamstwie i przeważnie to działa jeśli nikt nie zauważa mnie 😉 teraz cześciej siadam… Czytaj więcej »

Paulina2209
Paulina2209
13 lat temu

ja na szczęście w ciąży poruszałam się samochodem a ciasto mnie powaliło:)

Iwonaba85
Iwonaba85
12 lat temu

na takie zachowanie ludzi to sama nie wiem czy płakać czy się śmiać
podobnie jest w przychodni gdzie ciężarne powinny być przyjmowane poza kolejnością ale to też trzeba się wykłócić

Paulina Korpus
12 lat temu

Ja byłam przekonana w ciąży, ze ludzie będą łaskawsi dla mnie, ale grubo się myliłam. Mieszkam na wsi i jedyna komunikacja (jak się nie ma własnego samochodu) to prywatne busy. Jeździłam do miasta (30km- 30 min męczarni) tylko w potrzebie – przeważnie 2-3 razy w miesiącu- na zakupy i do lekarza. Ale przez całą ciążę tylko jeden raz ustąpiono mi miejsca! jeden raz! Ludzie jakby mojego brzucha nie widzieli i do szału mnie to doprowadzało jak widziałam małolaty które zajmowały pół busa! Nawet sugestie do nich nie docierały – niestety jestem osobą nieśmiałą i nie umiem żądać swoich praw. Tak… Czytaj więcej »

Monika190
Monika190
12 lat temu

Z tym ustępowaniem miejsca niestety nie jest dobrze. Ja będąc w ciąży poruszałam się tylko autobusem i to dość często. Na palcach jednej ręki mogłabym wyliczyć ile os ustąpiło mi miejsca. Najbardziej utkwiło mi w pamięci jak wsiadłam do autobusu ok (8 mc – brzuch gigant), wszystkie miejsca zajęte, więc stoję. Autobus rusza, nikt mnie nie zauważa. Na miejscu dla inwalidów siedziała staruszka, taka babuleńka o kulach, kobieta cała się trzęsła, rozejrzała się i powiedziała do mnie, żebym usiadła, na początku nie dosłyszałam. Kobieta zaczęła wstawać z wielkim wysiłkiem, bólem – Ja spojrzałam na nią i powiedziałam, że w żadnym… Czytaj więcej »

Ikonka M
Ikonka M
12 lat temu

Błagam, jak będziecie miały okazję usiądźcie na cieście i koniecznie opiszcie minę „paniusi” albo chociaz o bilet dla ciasta zapytajcie:D:D
U mnie nie było najgorzej, bo mimo, że dużo jeździłam komunikacją miejską, to nigdy nie były zatłoczone i jakieś miejsce było. Mnie bardziej denerwowały osoby palące na przystankach…

Beata Kowalczyk
12 lat temu

Szok, no z ciastem to nie ma szans dyskutować;) Wiem po sobie,że często zdarzają się sytuacje gdzie nie koniecznie chcą zauważyć kobietę w ciąży i nie ma jakiejkolwiek pomocy z ich strony. Jest jeden sklep w którym gdy jest długa kolejka do mięsa obsługują mnie bez kolejki i na tym się kończy…w żadnym urzędzie nikt nie ma litości. Ostatnio gdy byłam się odhaczyć jako bezrobotna i zmieniły mi się dane adresowe, musiałam latać za urzędniczkom z pokoju do pokoju i przekazywać informacje, dodam,że byłam wtedy już w 7 miesiącu ciąży,Jakby sama nie mogła tego zrobić a mi pozwolić usiąść-wszędzie stałam… Czytaj więcej »

Agnieszka Fimiak
12 lat temu

Mam to szczęście, że nie korzystam z miejskiej komunikacji i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie tego z brzuszkiem 🙂

Katarzyna Jaroszewicz
12 lat temu

Będąc w ciąży (dwukrotnie) często korzystałam z komunikacji miejskiej. Z wielką przykrością stwierdzam, iż kobiety ok. 40-50 bardzo rzadko zauważały kobiety w ciąży lub matki z małymi dziećmi:( Z czago to wynika? Nie mam zielonego pojęcia. To właśnie mężczyźni i to dosyć często młodzi chłopcy wstawiali się za mami z brzuszkiem i z dzieckiem na ręku lub torowali drogę wózkom dziecięcym. Dzięki Panowie!

KAROLA
KAROLA
11 lat temu

Cześć dziewczynki ja jestem obecnie w drugiej ciąży i znoszę ją gorzej ponieważ w takich miejscach jak autobus czy centrum handlowe to dla mnie wielkie wyzwanie.Robi mi się momentalnie ciemno przed oczami ,duszno i nic nie słyszę oprócz długiego pisku w uszach.I tak cały czas już 24tygodnie(koszmar) .Mam synka ,którego muszę odwozić do przedszkola i w ciągu 20minutowej trasy muszę wysiadać po drodze,bo czuję ,że zaraz zemdleję a jak to bywa u nas w państwie siatki na zakupy i gimnazjaliści męczą się najszybciej i muszą siedzieć więc nie ma szans na dobre wychowanie tylko na znieczulicę.Pozdrawia Wszystkie Czytelniczki

Iza Kasparek
11 lat temu

chyba bym wzrokiem zabiła!!! boziu jakie bezmózgi chodzą po tym świecie. ale wiecie co owa Pani mam nadzieję przypomni sobie tą sytuacje jak sama będzie z 2 strony. punkt widzenia zależy od punktu siedzenia…

Emocje 26 września 2011

Co to znaczy mieć dziecko?

Szpital, trzydniowa Klaudia w szpitalnej “mydelniczce” leciutko posapuje przez sen. Na łóżku obok sąsiadka próbuje przystawić do piersi synka, urodzony wczoraj, drze się. Ciągle się drze. Kolejny dzień to samo. Następny też. Ojciec smyka patrzy na Klaudię i mówi:

–        Kiedy nie przyjdę to ona śpi, ona nie płacze?
–        Nie płacze.
–        Nigdy?
–        No nigdy, po co ma płakać?

Patrzy na mnie jakby nie wierzył. Po chwili wzdycha:

–        Ty to masz bezobsługowe dziecko…

Tydzień później w przyszpitalnej przychodni znowu się spotykamy. Klaudia leży w gondoli, patrzy na świat oczami dwutygodniowej damy. Nie wiem ile widzi, wystarcza żeby ją zająć.

–        I co? I ona sobie tak leży i nie płacze? I w domu też?
–        Też.

Widzę, że mi nie wierzy, przecież takich dzieci nie ma!

Klaudia ma dwa miesiące, pogoda ładna, śpi w wózku. Ja z koleżanką i jej roczną córeczką bawimy się na kocu na trawie. W pewnym momencie wózek zaczyna się ruszać i koleżanka nerwowo mówi:

–        Idź do niej, będzie płakała.
–        Nie będzie.

Spokojnie się podnoszę i idę do mojej córeczki. Leży z otwartymi oczkami i oczywiście nie płacze bo i po co?

Półroczna Klaudia bawi się grzechotkami w wózku, we czwórkę ze znajomymi pijemy kawę. Mniej więcej  po kwadransie koleżanka nie wytrzymuje:

–        Ona tak długo będzie ci się bawiła i nie płakała?
–        No jak zgłodnieje to może zamiauczy.
–        Ehhh, moja nigdy taka spokojna nie była…..

Dzwoni telefon. Siostra, jej córeczka jest parę miesięcy młodsza od Klaudii.

–        Słuchaj, co robilaś jak Klaudia miała pleśniawki?
–        O Boże, a co to są pleśniawki???

Spotykamy znajomych na spacerze. Mają synka rok starszego od Klaudii.

–        To co? Ząbki idą i nie śpicie po nocach?
–        No żartujesz chyba, na górze wyszły cztery naraz, nie wiem kiedy. Śpimy jak zawsze.

Nie wierzą mi, widzę to po nich.

Wracamy ze spaceru, Klaudia ma koło roku. Spotykamy koleżankę z dwuletnią córeczką.

–        To co? Nie usnęła ci na spacerze to będziesz ją musiała ululać?
O matko, co ona do mnie mówi?
–        Co będę musiała?
–        No ululać?
–        Jak to ululać?
–        No ululać, uśpić no, no żeby spała, nie rozumiesz?
–        Nic nie będę lulać, położę do łóżeczka i uśnie, a jak nie to się będzie bawić.
–        Położysz i uśnie??? Tak po prostu??? Bez płaczu???
–        No tak…

Koleżanka, matka trójki dzieci patrzy na mnie jak na kosmitkę

–        TY NIE WIESZ CO TO ZNACZY MIEĆ DZIECKO!!!

Siedzę sobie na łóżku po turecku, tak jak lubię najbardziej. Półtoraroczna Klaudia wdrapuje się do mnie, moooocno przytula, daje pięknego buziaka i mówi:

–        Kokam bańdzo bańdzo

A potem znowu się przytula, mooooocno :))

Jakiś milion razy dziennie słyszę:

–        mamusiamamusiamamusiamamusia

Dwuletnia Klaudia przynajmniej raz na godzinę  przychodzi i mówi:

–        kochamcię:))

I że niby ja nie wiem co to znaczy mieć dziecko??? Świetnie wiem!!!

Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Bombel
Bombel
13 lat temu

Świetny text!!!!! Czytałam z uśmiechem na twarzy!! 🙂 A na koniec się wzruszyłam!! 😛

Magda Kupis
13 lat temu

Nasz Tatuś zawsze powtarza „tylko spokój nas uratuje” i chyba ten spokój jest receptą na spokojne dziecko. U nas też płacz rzadko zagląda, chyba że źle się czuje, ale to chyba normalne. I też często słyszę: i ona się tak sama bawi? ojej, jak sobie grzecznie siedzi w wózku. Rany, ona sobie tak grzecznie siedzi na kolanach i się rozgląda. Nocy nieprzespanych nie pamiętam, najwięcej wstałam do niej dwa razy w nocy na jedzenie. Wydaje mi się, że dziecko czuje czy rodzic jest zdenerwowany, niepewny i samo na to reaguje 🙂

Sylka
Sylka
13 lat temu

Skąd ja znam te zdziwione miny i pytania, a on tak zawsze sam zasypia, bawi się, do każdego uśmiecha, nie płacze jak wstanie tylko czeka aż przyjdziesz??? Każde dziecko jest inne, ale kazda mama wie jak to jest mieć dziecko 😀

Marta
Marta
13 lat temu

Nasz ma prawie 8 miesiecy i tez nie jest taki rozbrykany, jest prawdziwym aniolkiem, bardzo zywym i wesolym dzieckiem, do kazdego sie usmiecha, od pewnego czasu przesypia cale noce, tak wiec mamy czas tylko dla siebie, nie placze duzo, a dzis rano obudzil nas placzem, ale zaraz ucichl az maz poszedl sprawdzic co sie dzieje, a on sobie siedzial w lozeczku, tulil sie do swojego misia nucil i rozmawial z nim po swojemu :). Pieszczoch z niego straszny, tuli sie i do mnie meza, jeszcze nie mowi 'kocham cie’, ale za to w jego gestach, w tym tuleniu sie, usmiechu… Czytaj więcej »

Agusiak
Agusiak
13 lat temu

Artykuł bardzo fajny. Czytając go czułam się trochę tak jakbym go sama napisała 🙂 Ostatnio świętowaliśmy Roczek synka szwagierki. Nasza czteromiesięczna córcia zaczęła troszkę marudzić, powiedziałam, że jest zmęczona więc ją położę do łóżeczka. Oni mają małe mieszkanko więc łóżeczko było w pokoju gdzie wszyscy siedzieliśmy, Zebrani tam goście czekali jak zaczniemy ją usypiać, myśleli, że może będą musieli wyjść z pokoju na jakiś czas. Ja położyłam małą w łóżeczku dałam jej pieluszkę flanelową i siadłam z resztą gości. – Ja kto tak, nie usypiacie jej? I ona Wam uśnie? – Tak, zaśnie sobie sama. Nie lubi jak się jej… Czytaj więcej »

Bombel
Bombel
13 lat temu

Te texty w stylu „To Wy nie wiecie co to znaczy mieć dziecko..” są co najmniej śmieszne.

Ja też mam grzeczne dziecko,wszystkim zawsze to powtarzam i wszyscy powtarzają to MI 🙂
I uważam że tym bardziej wiem co to znaczy mieć dziecko! 😉

Magda
Magda
13 lat temu

Ja mam 3 dzieci. Pawelek ma prawie 3 miesiace i jest taki grzeczny placze tylko na karmienie juz mi mawet całe noce przesypia. Ja bardzo czesto wst aje do syna 18 miesiecznego ale jest chory od urodzenia. Bardzo ladny artykul i ja wiem ze dzieci czuja kiedy rodzice sie denerwuja wtedy sa niespokojne.

Edyta Wilk
13 lat temu

🙂 Bezobsługowe dziecko… padłam:)))))))))))))

Anka
Anka
12 lat temu

zawsze chcialam miec dziecko teraz moj problem rozwiązuje klinika http://www.fertilitycenter-crete.gr kapitana kadra

Gosia
Gosia
11 lat temu

dosłownie jak opowieść o moim synku , też nigdy nie płakał ..

aguska798
aguska798
11 lat temu

Mam tak samo z moją Natalcią i też wszyscy mówią, że nie wiem, co to znaczy mieć dziecko, Podobno z drugim dzieckiem jest gorzej- płacze za dwoje hehe:) Pozdrawiam- mama 2 letniej Natalii:)

Joanna Pawlińska
Joanna Pawlińska
11 lat temu

Moja też była bezobsługowa, właściwie identycznie za wyjątkiem spania 🙂 zasypiała kiedy jej prąd wysiadał, ewentualnie się zagapiła i zasnęła przypadkiem. No i jedną noc przy zębach miałam zarwaną, jedną jedyną na prawie 13 lat. Dalej nie wiem co to kolka, pleśniawki i inne wynalazki. Nadal jest bezproblemowo, chociaż to już nie dziecko 🙂 Nie wiem co to są problemy z dzieckiem i mam za co dziękować Bogu. Widziałam rodziców, którzy naprawdę mają problemy z dziećmi, ciężko chorymi dziećmi. Widziałam dzieci spędzające swoje całe życie w szpitalu, wychodzące na przepustki i wiecie co? To rodzice tych dzieci często nie wiedzą… Czytaj więcej »

Katarzyna Świerczyńska

Jak byłam jeszcze w szpitalu to jako nowo upieczona i przerażona mama patrzyłam na wciąż płaczące dziecię sąsiadki i sama płakałam mężowi w rękaw że nasza taka cichutka bo PEWNIE Z NIĄ COŚ NIE TAK 🙂 🙂 🙂 nerwy były jak na postronku bo urodziła się w zamartwicy z 5 punktami, ale potem się okazało (i po półtorej roku nadal to widzę ) że jest zdrowa jak konik i jak krzyknęła to cała okolica wiedziała

Monika Pujanek
11 lat temu

piękne 🙂

Magpie
Magpie
11 lat temu

mysle, ze to, ze masz spokojne dziecko sprawia, ze i ty jestes spokojna. i tak w kolko- to i dziecie jest spokojne… i wszyscy zyja dlugo i szczesliwie. napewno wiesz, co to znaczy miec dziecko, ale nie wiesz, jak ciezko potrafi byc w niektorych momentach- i dobrze, nie wszyscy musza dostawac w kosc. wypijmy zdrowie tych, ktorzy maja lekko z dziecmi 🙂 to tez duzo zalezy od samego dziecka. a rodzice chyba czasem za bardzo chca byc idealni, albo zeby bylo idealnie. a dziecko czuje napiecie. no tak to juz jest. pozdrawiam i troche zazdroszcze! 🙂 bo u nas nerw… Czytaj więcej »

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close