Dom 17 września 2011

Moje 24 godziny

Mniej więcej o godz. 7.00 mój błogi sen przerywa budzik. Ale nie taki zwykły, co robi klasyczne – drryn drryn! Budząc przy tym wszystkich zmarłych. Mój jest wyjątkowy! Oryginalny! Jedyny w swoim rodzaju! Mój budzik został wbudowany w postać małego człowieczka, którego nazwałam Jaś .


Kiedy Jaś uzna, że już najwyższa pora wstać, wstajemy. Ale spokojnie, pomalutku! Robimy to z gracją i wdziękiem… no dobra, Jaś robi to z gracją i wdziękiem, ja raczej zwlekam się mozolnie z łóżka  poprawiając rozczochrane włosy i próbując otworzyć zaspane oczy.
Dzień zaczynam standardowo– od mocnej kawy, ciasteczka i ploteczek z  „sieciowymi fumfelami”. W między czasie oczywiście karmię, przewijam i zabawiam mojego małego człowieczka.
Kawka wypita, porcja zbędnych kalorii pochłonięta…. mogę więc zabrać się do pracy.
Praca ma to do siebie, że każdego dnia wygląda mniej więcej tak samo, no chyba że jest się dziennikarzem, politykiem czy jakąś gwiazdą estrady. Oni każdego dnia bywają w innym zakątku świata, także na nudę i rutynę raczej nie narzekają.
Ja żadną gwiazdą nie jestem, więc każdego dnia mogę ewentualnie znaleźć się w innym zakątku mojej wioski.  Nie mniej jednak wrażeń też mam dosyć sporo i całe mnóstwo pracy. A wygląda to mniej więcej tak: pranie; zmywanie; sprzątanie, głównie polegające na usuwaniu kurzu i śmieci z podłóg, które mają niezwykłą zdolność błyskawicznego namnażania się! Przygotowywanie obiadu, zupełnie jak w kulinarnym programie telewizyjnym– myjemy, obieramy, kroimy, układamy produkty w kolorowych miseczkach… i przerywamy bo zazwyczaj w tym momencie moje dziecko domaga się karmienia.

Czasu co raz mniej, „za chwilę” wpadnie do domu przymierająca głodem głowa rodziny!  Zatem odpalam cztery palniki. Ale żeby było trudniej a przede wszystkim śmieszniej, Bobo zaczyna się nudzić i domagać uwagi. Tak więc stoję nad garami, oblana potem, w jednej ręce trzymam 8-kilowe dziecko, w drugiej naprzemiennie łyżkę i nóż. W rytm gaworzenia mojego „klocuszka” mieszam i kroję, mieszam i kroję ….

No dobra to zasiadamy do stołu …. w  gwoli ścisłości, moi mężczyźni zasiadają do stołu  (Bobo przecież zdążył już dawno zgłodnieć ), a więc najpierw jedzą Oni – szlachta, a później ja – plebs.
Jeśli Bobo ma dobry humor utnie sobie popołudniową drzemkę, jeśli nie – bawimy się.
Sprzątamy kuchnię po obiedzie, rozwieszamy pranie, nastawiamy następne.  Pogoda dopisuje, słoneczko pięknie świeci,  tak więc wyskoczymy na spacerek. Wracając wstąpimy do sklepu na małe zakupy. Taa małe! Obładowana jestem niczym wielbłąd! Ręce jak u małpy, wiszą mi do ziemi! A tu jeszcze wózek trzeba pchać! A tu jeszcze Bobo krzyczy, że leżenie mu się znudziło i chce na ręce!

Ledwo doczłapuję pod blok, zziajana niczym koń po westernie! Na koniec wycieczki, mała dobitka– „spacer farmera”!  Muszę się wspiąć ze wszystkimi tobołkami  i moim 8-kilowym dzidziusiem na IV piętro (windy oczywiście nie ma!). Eeechhh…

Na zegarku 19.00, to Nasz czas na kąpiel, ostatnie karmienie i sen.
Minęła 20.00, moja szychta pomału dobiega końca. Jeszcze tylko okiełznać stertę prania czekającą na żelazko i byłoby wszystko.

Sterta prania okazała się hałdą! Jest grubo po 22.00, moi mężczyźni już słodko śpią a ja się jeszcze krzątam. No nic, na dzisiaj starczy. Odbijam swoją kartę pracowniczą i udaję się w stronę łóżka. Po drodze przypominam sobie, że nie zjadłam dzisiaj śniadania; nie odebrałam awizo z poczty; nie zadzwoniłam do babci (a powinnam była); nie kupiłam pieczywa (i jutro też nie zjem śniadania), nie upiekłam szarlotki, choć miałam wielką ochotę; nie wydepilowałam nóg przypominających już mały busz i nie… jeszcze kilku innych rzeczy, bo zapomniałam, bo czasu było mało…
Ale spokojnie jutro też jest dzień! Jutro czekają mnie kolejne 24 godziny!

Subscribe
Powiadom o
guest

17 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu

Jedno z dwóch: albo doba jest zdecydowanie za krótka, albo lista obowiązków za długa- czyli typowy dzień z życia mamy 🙂

Bombel
Bombel
12 lat temu

Myślę że gdyby doba trwała 2x dłużej i tak czasu na „wszystko” byłoby mało 🙂 Mama zawsze znajdzie COŚ co akurat trzeba dzisiaj zrobić 😉

Magda
Magda
12 lat temu

Świetny tekst, jakże prawdziwy 😀 Tak więc, póki dziecko śpi…idę umyć włosy, posprzątać kuchnię, wstawić naczynia do mycia i zagnieść ciasto….zdąże do 16?? Bo idę na ślub koleżanki 😀

Bombel
Bombel
12 lat temu
Reply to  Magda

Chciałam napisać -Dasz radę!! Ale patrzę że już prawie 17 … 🙂 Więc zapytam -Zdążyłaś Magda?? 🙂

Sylwialomzax
Sylwialomzax
12 lat temu
Reply to  Bombel

Nawet jakby Magda nie zdążyła to po ślubue koleżanki mimo zmęczenia po weselu znajdzie siły by coś dokończyć. Takie już jesteśmy 😛

Magda
Magda
12 lat temu
Reply to  Sylwialomzax

Zdążyłam 🙂 Ciasto dokończyłam po powrocie i zajadaliśmy jeszcze cieplutkie z malinkami 🙂

Paulina2209
Paulina2209
12 lat temu

a mówią że kobieta z dzieckiem to zły pracownik. kto potrafi sobie lepiej zorganizować czas jak nie matka?

Magda
Magda
12 lat temu
Reply to  Paulina2209

Podpisuję się i popieram! Jednak mój szef nie potrafi tego docenić…może zmieni zdanie jak wrócę!

Bombel
Bombel
12 lat temu

No właśnie!Zgadzam się z Tobą Paulina! 🙂 Moim zdaniem każda z Nas powinna mieć możliwość wpisania sobie w CV info że jest mamą! 🙂

(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu
Reply to  Bombel

Ja myślę, że z tej „wady” (powszechnie uznawanej przej potencjalnych pracodawców) należy zrobić zaletę! (taka mała rada od doradcy personalnego ;))

agi_p10
agi_p10
12 lat temu

Tekst świetny 🙂 Jakbym czytała o swojej codzienności , tylko mój „budzik” włącza się o 5 rano i nie ma zmiłuj 😛
A to wszystko dowodzi temu , ze my Mamusie jesteśmy The Best i mamy ponad ludzkie zapasy sił i cierpliwości 🙂 Żadem mężczyzna by tego nie wytrzymał .
Zgadzam się z Wami pracodawcy powinni doceniać pracownice z dziećmi , ponieważ jesteśmy bardzo zorganizowane i mega pracowite .
Jednak na razie mój zawód główny to : Mama :):):)

Eloonka
Eloonka
12 lat temu

jak bym o sobie czytała 😀 a już myślałam, że takie zamieszanie to tylko u nas w domu odkąd pojawiła się nasza Kruszynka 😀

Marysia
Marysia
12 lat temu

Wszystko się zgadza, znam to z autopsji. Jedno jeszcze tylko mogę dodać, że dla nas to pikuś, bo MY Mamy jesteśmy naprawdę pancerne 🙂

Natalia Bobek
8 lat temu

Mam 3miesięczną córkę. Kiedy w końcu idzie spać ja.. Idę sprzątać nawet jak jest posprzątane

Edyta Skrzydło
8 lat temu

No właśnie moi dzisiaj poszli z mężem na basen , a ja jak nawiedzona zaczęłam sprzatać 😉

Adriana Osuchowska
8 lat temu

To ja chyba jestem jakimś leniuchem – oni wychodzą a ja sięgam po
Książkę i herbatę albo maluje paznokcie, oni wracają to rozdzielam obowiązki i sprzątamy wszyscy 😉 w końcu wspólnie tu mieszkamy!

Zabawa 14 września 2011

Niania na medal

Poniedziałek godzina 9.55 – Aleks z noskiem przyklejonym do szyby. Za 5 minut przyjdzie „nasza niania na medal” – tak wszyscy mówimy o Sylwii, która od roku opiekuje się naszym synkiem. Aleks polubił ją od pierwszego wejrzenia. Zdarzało się również, że płakał, gdy jej czas pracy się kończył i wychodziła do domu. Czy nie jestem zazdrosna? – pytają mnie często koleżanki. Skąd taki pomysł! Jestem szczęśliwa, że moje dziecko ma kolejną cudowną osobę w swoim życiu, że kreatywnie spędza czas i że dzięki tej fajnej dziewczynie mam dwa razy w tygodniu trochę czasu dla siebie.

Skąd „nasza niania na medal” się u nas wzięła?

Jako rodzice pracujący szukaliśmy najlepszego sposobu, by Aleks miał z kim spędzić czas, gdy pracujemy. Mimo że mój mąż pracuje w domu i w razie czego jest pod ręką, to jednak większość swojego czasu musi poświęcić firmie. Od razu założyliśmy, że nie chcemy by Aleks był dla kogokolwiek obciążeniem – jeśli dziadkowie chcą z nim spędzić czas, to świetnie, ale nie wyobrażaliśmy sobie, by było to na zasadzie przymusu i ich obowiązku. Podzieliliśmy się z naszymi rodzicami pomysłem o zatrudnieniu niani, a z ich strony wyszła propozycja dodatkowej pomocy: mama męża z wielką przyjemnością zarezerwowała wtorki, zależało jej, by mieć wspólny dzień babci i wnuka, a mój tata postanowił obstawić dwa dni na spędzanie czasu ze swoim jedynym wnusiem – super! Z prostego rachunku matematycznego wyszło, że niania potrzebna byłaby 2 dni w tygodniu.

Z jednej strony ulga, że nie zrujnujemy naszego domowego budżet, z drugiej – wątpliwości:

Która opiekunka będzie na tyle dyspozycyjna, by poświęcić czas od rana do popołudnia naszemu dziecku, rezygnując z pracy na pełen etat i pozwoli sobie na pracę tylko dwa razy w tygodniu?

Nianię postanowiliśmy szukać w Internecie. Znalazłam portal, który pomaga znaleźć opiekunkę. Zamieściłam ofertę pracy, dokładnie opisując, czego oczekujemy (pomocy tylko w dwa dni w tygodniu), żeby na wstępie uniknąć nieporozumień. Jakie było moje zaskoczenie, gdy w ciągu pierwszych 24 godzin zainteresowanych pracą było ponad 30 pań!

To był moment, kiedy dokładnie musieliśmy się określić, kogo tak naprawdę szukamy. I jak wybrać ze stosu ofert nianię idealną? Śmialiśmy się, że decydującym kryterium będzie uroda potencjalnej niani – tylko że w tej kwestii ja i mąż mieliśmy skrajne opinie ;). Mąż zostawił mi etap przebrnięcia przez wszystkie nadesłane cv. Na wstępie postanowiłam wyeliminować oferty, które intuicyjnie mi się po prostu nie podobały. Następnie odrzuciłam wszystkie starsze panie – Aleks ma dziadków i pradziadków, więc nie potrzebował kolejnej babci. Poza tym wydawało mi się, że młode dziewczyny zazwyczaj mają więcej energii, jeszcze im się chce, a zabawę umieją organizować tak, by dzieci się rozwijały. Z racjonalnego punktu widzenia, odrzuciłam też mieszkanki miast, z których do naszego domu miałyby ponad 15 km. Nie zależało mi też szczególnie na doświadczeniu – przyjęłam, że młode dziewczyny, szybko się uczą, mają zapał i są pomysłowe, najważniejsze jest, żeby po prostu lubiły dzieci. Zostało kilka ciekawych propozycji, muszę w tym momencie dodać, że mimo wcześniejszego założenia nie dyskryminowałam dziewczyn ładnych ;).

Przyszedł czas na rozmowy w cztery oczy. „Casting” odbywał się z udziałem moim, męża i Aleksa (jest on otwartym chłopcem i dobrze znosi kontakt z nowymi ludźmi). Niestety, mimo iż był bardzo komunikatywny (choć niewiele jeszcze wtedy mówił), większość kandydatek nawet nie próbowała nawiązać z nim kontaktu. Jedna – na wszelkie próby naszego synka, by zwróciła na niego uwagę – odpowiadała półsłówkami (których zresztą nie trawię): cio? nio! Za to każda na nasze pytania odpowiadała tak, jak przystało na wzorcową nianię.

Sylwia na „rozmowę kwalifikacyjną” przyszła punktualnie w spodniach i sportowych butach (jej poprzedniczka miała tak wysokie szpilki, że moja wizja przedstawiająca ją, pchającą terenowy wózek z Aleksem była wręcz komiczna). Chyba miała też kucyki. I była ładna. Usiadła na podłodze. Aleks dał jej kartkę i kredkę i domagał się, żeby narysowała mu : „hau, hau” Narysowała. Potem jeszcze jednego psa i jeszcze następnego… Z nami rozmawiała, jakby przy okazji, ale bardzo rzeczowo…Była opanowana i spokojna. Okazało się, że jest dyspozycyjna, bo studiuje w weekendy i mieszka od nas rzut kamieniem …

I została „naszą nianią”. Każdego dnia coraz bardziej zjednuje nas, a co najważniejsze serce Aleksa. Może godzinami z naszym maluchem malować farbami, ja zazwyczaj szukam czystszych zabaw z moim synem. Świetnie organizuje czas, który z nim spędza. Niejednokrotnie zauważa coś, co mi gdzieś umknęło (ostatnio przyniosła Aleksowi nowe farbki, bo po starych zostały puste słoiczki).

Czy jest idealną nianią? Hmm… pewnie nie (znalazłoby się kilka niedociągnięć), tak samo, jak ja nie jestem idealną mamą.

Teraz przebywam na urlopie wychowawczym, ale niania z nami została. Nadal przychodzi dwa razy w tygodniu, a ja w tym czasie nadrabiam domowe zaległości, lub po prostu mam czas dla siebie. Aleks w poniedziałkowe i piątkowe ranki budzi się z pytaniem „Kiedy będzie niania?” – uwielbia ten czas, który z nią spędza. I jest o nią zazdrosny – gdy wchodzę do pokoju, oni lepią z ciastoliny, słyszę prośbę mojego najukochańszego synka: Mamooo, idź! I wychodzę… z uśmiechem… Chyba mamy szczęście do ludzi!


Fot. pasja1000/Pixabay
Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Bombel
Bombel
12 lat temu

Zanim zaszłam w ciążę,tak jak Sylwia zajmowałam się dzieckiem (tylko ja byłam nianią 5dni w tyg. 😉 ) i powiem Ci Basiu,że fajnie jest spojrzeć na tę sprawę z drugiej strony -oczami rodzica 🙂 Wyobrażam sobie jak musiały wyglądać rozmowy rodziców mojej podopiecznej 🙂 Co o mnie myśleli?Czy byli zazdrośni (złapałam świetny kontakt z ich dzieckiem) ? 🙂 Wtedy jeszcze mamą nie byłam więc większego doświadczenia nie miałam,a mimo to dostałam kredyt zaufania,za co bardzo dziękuję 🙂 Z punktu widzenia niani -oby było więcej takich otwartych rodziców 🙂 Z punktu widzenia rodzica -oby było więcej takich fajnych,kreatywnych niań 😉 Super… Czytaj więcej »

Magda
Magda
12 lat temu

świetny tekst, który dał mi trochę do myślenia, jako mamie.

Marta
Marta
12 lat temu

Tekst swietny:). Nasza sytuacja wyglada tak, ze mieszkamy w innym kraju z daleka od naszych rodzin, wiec jestemy zdani wylacznie na siebie. Postanowilimy znalezc nianie, ktora przychodzilaby od czasu do czasu zajac sie maluszkiem, jesli oboje bedziemy musieli gdzies wyjsc, czy chociazby bedziemy chcieli spedzic czas razem we dwoje, czy tez azebym ja miala chociaz 2 h dla siebie i mogla odpoczac, czy zrobic zakupy itd. Szukalismy dlugo, bo to bardzo wazna decyzja. Az w koncu znajomi powiedzieli, ze znaja dziewczyne, ktora jest opiekunka, wszyscy ja chwala, ma 22 lata, studiuje, wiec latwiej bedzie mozna zorganizowac czas. Jak przyszla rozmawialismy… Czytaj więcej »

Magdalena446
Magdalena446
12 lat temu

Oj, jak ja bym chciała trafić na taką nianię.
Aktualnie trwa u mnie casting i ….
Ciężka decyzja.
Boję się strasznie!!!

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  Magdalena446

Trzymam kciuki by i Tobie się poszczęściło!

Bombel
Bombel
12 lat temu

My,Mamy chyba zawsze,w jakimś tam stopniu będziemy zazdrosne o swoje dzieci.. 🙂 Taka Nasza natura 😛 😉

Baby_55
Baby_55
12 lat temu

świetne podejście do sprawy, mam to szczęście, że nie wracam na razie do pracy i nie muszę sie decydować na oddanie synka pod opiekę kogoś obcego, ale jeśli bedę musiała, na pewno mi się te kilka rad przyda 🙂

Hepik
Hepik
12 lat temu

Życie jest okrutne i dopisało cdn do tej historii… tytułowa Niania na Medal znalazła stała pracę…przed Aleksem następne doświadczenie ,już beznianiowe(?) 😉

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  Hepik

Dokładnie tak, jak napisał Hepik – „nasza niania” znalazła pracę i jestem właśnie na etapie szukania klubiku dla synka. Będzie to kolejny krok do przodu – bez mamy, ale już w grupie z innymi dziećmi. Aleks ma 2 lata i 4 miesiące, więc myślę, że to dobry moment. O moich poszukiwaniach i doświadczeniach, które nabędę, na pewno napiszę. Trzymajcie kciuki!
A „naszej niani” Sylwii bardzo dziękuję za rok świetnej pracy!

Bombel
Bombel
12 lat temu

Będziemy mocno trzymać kciuki 🙂
Myślę że wspólne spędzanie czasu z rówieśnikami to fajna sprawa dla takiego dziecka (w tym wieku) nie tylko w kwestii zabawy ale również w kwestii nauki i rozwoju 🙂

Merimut
Merimut
12 lat temu

Droga mamo!

Masz szansę wykazać się i wziąć udział w naszym konkursie.
Nagrodą jest, aż 500 zł, które możesz wygrac dla swojego dziecka!
Więcej na: http://akuku-akuku.blogspot.com/2011/09/konkurs.html
Czekamy na Twoje zgłoszenie!

(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu

ja byłam nianią i bardzo to lubiłam, ale stojąc teraz z drugiej strony chyba bałabym się wyboru odpowiedniej niani:)

Kaniesia
Kaniesia
12 lat temu

Ja jestem obecnie nianią aż 3 szkrabów ,8 miesięcy,i dwójka po 2,5 roku,za tydzień na stałe zostaje mi tylko jeden 2,5 latek i 8 miesięczny-wszyscy chłopcy))Nie jest lekko ,ale jak wesoło.Pilnuję ich u siebie w domku .Rodzice zadowoleni a ja spełniona prawie zawodowo,z zawodu jestem Terapeutką Zajęciową ,praca ze starszymi ludzmi a tu masz dzieci ))Pozdrawiam nianie i mamy))

Ciąża 11 września 2011

Ciąża ten (nie zawsze) piękny czas

Poniższy post jest pierwszym na naszym blogu wpisem gościnnym autorstwa Patimłodej mamy do szaleństwa zakochanej w swoim synku i mężu. Szalonej wariatce z sercem na dłoni. Uzależnionej od czekolady i sałatki greckiej. Zespół bloga W roli mamy dziękuje za pracę nad stworzeniem interesującego wpisu. Strach o dziecko

Każda kobieta pragnąca dziecka, w dniu, kiedy dowiaduje się, że zostanie mamą, jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Tak było i w moim przypadku. Pozytywny test ciążowy, potwierdzony badaniem lekarskim wprawił mnie i męża w stan euforii. Moje życie uległo już wtedy zmianie – wszystko, co robiłam, było tylko dla maleńkiej istotki pod moim sercem. Czytałam dużo książek o ciąży i macierzyństwie, „buszowałam” po Internecie. Chciałam wiedzieć wszystko. No i zaczęło się wielkie planowanie, co i kiedy kupimy, kiedy zaczniemy przygotowywać pokoik dla dziecka, szkoła rodzenia, aerobik dla ciężarnych itd… itd… Dzidziuś rozwijał się świetnie, czułam ruchy i byłam w świetnej formie…

Pewnego dnia pod koniec 21 tc obudził mnie ból brzucha, pojechałam do szpitala i okazało się, że mam rozwarcie (!!) Lekarze podali mi leki, co na szczęście zahamowało akcję porodową, ale i zahamowało moje szczęście i radość oczekiwania. Okazało się, że do końca ciąży muszę leżeć plackiem. Zaczęła się walka o każdy dzień małego w moim brzuchu, o jego życie i zdrowie. Zastanawiałam się całymi dniami, dlaczego to właśnie mnie spotkało, dlaczego jak inne mamy nie mogę cieszyć się ciążą, spędzać aktywnie czasu, kupować wyprawki. Nie przyszło mi nawet do głowy, że coś pójdzie nie tak, bo przecież te wszystkie kobiety w ciąży w reklamach, filmach czy na zdjęciach są takie szczęśliwe i uśmiechnięte. Nie mówi się i nie pokazuje tych leżących w szpitalu i walczących o swoje maluszki. Moje wyobrażenie o ciąży brutalnie się zmieniło. W szpitalu było ciężko, czasem nawet bardzo. Ja – kobieta aktywna, która nie mogła usiedzieć w miejscu dłużej niż godzinkę, nagle musiała leżeć plackiem przez kilka tygodni w szpitalu, podłączona do kroplówek (na widok igły zawsze ogarniała mnie panika).

Nie to było najgorsze – najgorszy był strach o dziecko, które tak beztrosko pływało u mnie w brzuchu i od czasu do czasu dawało znać o sobie kopniakiem. Dziecko, którego tak naprawdę nigdy jeszcze nie widziałam, nie znałam, a tak mocno kochałam, za które byłam gotowa oddać życie. Właśnie ta miłość przegoniła załamanie, które mnie dopadło po 3 tygodniach leżenia. Powiedziałam sobie wtedy – „to wojna! i ja ją wygram!!” Nie obyło się bez gorszych dni, ale nie pozwoliłam sobie na słabość dłuższą niż jednodniową. Najgorsze były święta, które musiałam spędzić w szpitalu. Od czasu do czasu, gdy najgorsze niebezpieczeństwo minęło, wychodziłam ze szpitala na kilka dni do domu.  Wyprawkę kupowałam przez Internet, bo nawet w domu musiałam ciągle leżeć (WC było jedynym miejscem do którego mogłam wyjść). Mąż przygotował wszystko z pomocą moich rodziców i jakoś wspólnymi siłami dotrwaliśmy do końca. W 36 tc urodziłam zdrowego chłopca. Ważył 3026 g. Bałam się o jego zdrowie, bo byłam faszerowana lekami. Na szczęście wszystko jest dobrze.  Jak zaczęła się akcja porodowa to poczułam ulgę, że dotrwałam i ogromną radość, że zobaczę swojego synka. I wiecie co?? Jestem cholernie dumna z siebie, bo wygrałam swoją „wojnę”.

Nie napisałam tego, aby kogoś straszyć, odwodzić od macierzyństwa – napisałam to po to, żeby przyszłe mamy wiedziały, że i takie coś może się zdarzyć. Ale to jest do przejścia! A mamom, które teraz leżą w szpitalu i może to czytają, życzę dużo siły! I pamiętajcie – będzie dobrze! Matka dla swojego dziecka zrobi wszystko i jest w stanie wiele znieść!

Pod moim sercem, inne bije serce…
Nieznane, a jakże bliskie i jakże kochane.
Pod moim sercem małe rączki dziecka,
cichutko pukają do mojego serca.
Myślę, sobie wtedy: może być wspanialej?
Noszę w sobie życie, które Bóg mi daje!


Fot. Parentingupstream/Pixabay
Subscribe
Powiadom o
guest

15 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Madzia
Madzia
12 lat temu

Wzruszyłam się czytając ten tekst! Obecnie sama jestem w ciąży (13 tydzień) tak jak pisze autorka w tej chwili wszystko robię z myślą o maleństwie, które noszę w brzuszku. Jest dla mnie najważniejsze na świecie i choć nie dopuszczam sobie myśli, że coś mogłoby być nie tak to wiem, że dla tego małego szkraba zrobiłabym wszystko na świecie.

(nie)Magda(lena)
(nie)Magda(lena)
12 lat temu

Tekst bardzo poruszający, pokazujący wielką miłość matki do nienarodzonego jeszcze dziecka, siłę walki o jego życie, mówiący o tym, że kobieta jest zrobić wszystko, by tylko ciąża zakończyła się szczęśliwie. Mówi też o tym, że jesteśmy faszerowani fałszywymi obrazami o ciąży, które pokazuje tylko piękne chwile z punktu widzenia estetycznego- mama z uśmiechem na twarzy, beztrosko czekająca na narodziny. Tyle ode mnie 🙂

Pati
Pati
12 lat temu

Dziękuje Wam bardzo za ciepłe słowa!! a Tobie Madziu życzę aby ciąża przebiegała wzorowo i szczęśliwego rozwiązania 🙂 będę trzymać kciuki!!

Madzia
Madzia
12 lat temu
Reply to  Pati

Dziękuję serdecznie!

Agusiak
Agusiak
12 lat temu

Tekst bardzo mnie poruszył. Moja ciąża przebiegała bezproblemowo, ale moja córka bardzo mało się ruszała, co spędzało mi sen z powiek. Kiedy trafiłam do szpitala z tego właśnie powodu lekarze podjęli decyzję o cięciu cesarskim. Na szczęście był to 38 tydzień i ciąża była donoszona, ale nigdy bym nie pomyślała, że będę mieć cesarkę. Ukończyłam z mężem szkołę rodzenia, przygotowywałam się do porodu naturalnego. Koszula do porodu, ulubiona muzyka, woda do picia, decyzja męża o wspólnym porodzie. Pocięli mnie jak mąż był w pracy, na szczęście poinformowany przez koleżankę z sali, zdążył przyjechać gdy małą wyciągnęli i usłyszeć jej pierwszy… Czytaj więcej »

Pati
Pati
12 lat temu

Ciąża to czas w którym nic nie można sobie zaplanować…

Bombel
Bombel
12 lat temu

Wzruszyłam się.Gratuluję wygranej walki!I życzę każdej mamie będącej w podobnej sytuacji,aby jej walka zakończyła się sukcesem 😉

Sylwia
Sylwia
12 lat temu

Tekst bardzo mnie poruszył i przywołał wspomnienia. Moja ciąża przebiegała bezproblemowo do 32 tc gdy na kontroli okazało się że zaczęta jest akcja porodowa i rozwarcie na 4 cm. Nie odczuwałam skurczów. Szybka decyzja: Szptal ja w szoku niedowierzam. Jak to już mam rodzić!! Na porodówkę zawieźli mnie na wózku, podali zastrzyki na rozwój płucek i inne specyfiki, kroplówki. Akcję powstrzymano. Do 36 tc leżałam plackiem zupełnie zdama na „obsługę” personelu i męża. Podobnie jak autorka codziennie martwiłam się o zdrowie maluszka i walczyłam. 2 tyg. leżałam z pełnym rozwarciem. W 36 tc urodziłam synka z wagę 2650 g. Zdrowiutkiego.… Czytaj więcej »

Pati
Pati
12 lat temu

Sylwia też przeszłaś swoje ale wygrałaś!!! najcenniejszą nagrodę-dziecko! ja wiem,że jeśli była by taka potrzeba to leżałabym i 9 mc…ale oby kolejna ciąża była „książkowa” 🙂

Sylwia
Sylwia
12 lat temu
Reply to  Pati

Tego sobie i innym mamom życze 😀

Baby_55
Baby_55
12 lat temu

Gratuluję wygranej walki i tego jak pięknie o tym piszesz 🙂 nie znamy naszych maleństw a już je kochamy i potrafiłybyśmy oddać za nie życie, tylko Mama tak potrafi 🙂

Katarzyna Jaroszewicz
11 lat temu

Wtedy nie czytałam, ale teraz bardzo chętnie:)

Basia Wawrzyczek
11 lat temu

Niestety, nie wszystkie przyszłe mamy mają „łatwe” ciąże 🙁 Tak, to już jest.
Piękny wiersz na końcu!!!

mama O
mama O
11 lat temu

Gratuluję maleństwa.
Ja pierwszą ciążę przechodziłam bez komplikacji, a druga od 12 tc leżenie plackiem, o tyle dobrze, że w domu, a nie w szpitalu. Od 24 tc rozwarcie na 7 mm. Córeczka urodziła się w 38 tc, jest zdrowa. A też ile łez się polało ehhh

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close