Fu#k up – Paulina Świst
Tytuł: Fu#k up
Autor: Paulina Świst
Liczba stron: 319
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2023
Wydawnictwo: Akurat
Fu#k up, czyli powrót w (prawie) wielkim stylu
Powiem Wam szczerze i w tajemnicy, że po Anyway miałam bardzo duże opory przed sięgnięciem po Fu#k up. Z jednej strony chciałam wiedzieć, jak to wszystko się skończy, z drugiej – równia pochyła, po której zjeżdżała Paulina Świst, mocno mnie do tego zniechęcała. Obiecałam sobie nawet, że jeśli znowu pojedzie stylem Harlequinów z lat dziewięćdziesiątych (mało treści, dużo seksu), to na tej książce poprzestanę, a następne niech sobie pisze dla niewymagających intelektualnej rozrywki czytelników. W końcu nie wszyscy muszą przy czytaniu myśleć, nie ma obowiązku.
Do Fu#ck up’u podeszłam z jednej strony z ciekawością, z drugiej jak mój kot do propozycji spaceru na smyczy. I powiem Wam, że może do fenomenu brakuje (nadal za najlepszą serię uważam pierwszą, chociaż druga też była niczego sobie), ale widać wyraźny zwrot ku dobremu. Najwyraźniej autorka jest na fali wznoszącej i życzę Jej (i sobie, a jakże), żeby na niej pozostała.
Tym razem Paulina Świst postanowiła zabawić się z czytelnikami w kotka i myszkę, do jednego wora wrzucając tych złych i tych dobrych. Kto jest kim? W sumie do końca można się zastanawiać i nie trafić. Mnie się udało, ale umówmy się – niewielu jest autorów, którym udaje się mnie zaskoczyć. No ale ja czytam jedną książkę tygodniowo, więc mam wyostrzony detektor robienia w balona.
O czym jest Fu#k up?
Fu#k up to kontynuacja Fightera i Anyway. Po raz kolejny spotykamy Ksenię i Patryka, a także Igę i Krystiana. Oczywiście nie mogło zabraknąć pary nowych bohaterów, tym razem poznajemy Oliwię i Przemka. Ona co prawda ładna, ale z obitą buźką, więc wreszcie doczekałam się jakiejś (przynajmniej chwilowo) nie tak całkiem nieskazitelnie urodziwej bohaterki, on za to – jak zwykle – męski ideał, ale bardziej denerwujący niż wszyscy poprzedni razem wzięci. Ona jest adwokatką, on emerytowanym komandosem, który w książce robi nie do końca wiadomo co. Przynajmniej do pewnego momentu. Łączy ich przeszłość i niezwykła zdolność do grania sobie nawzajem na nerwach.
Wisienką na torcie będą goście honorowi: Zimy, Kinga i Radek Wyrwa, najlepsi z najlepszych.
Jako iż Fu#k up jest trzecią częścią trylogii wreszcie czytelnicy dostaną odpowiedź na najważniejsze pytania związane z VeroMaxem. Czy wszystkie? Mam wrażenie, że jak zwykle autorka zostawiła sobie furteczkę, przez którą przeciśnie nowe wątki i zgrabnie nawiąże do przeszłości. Niby wszystko jest jasne, ale czy tak do końca?
Jak się czyta Fu#k up?
Szybko – jak zwykle. Właściwie nawet za szybko, bo autorka z uporem maniaka trzyma się niedużej objętości. Pędzi z akcją i wprowadzaniem kolejnych postaci niczym Pendolino do Kołobrzegu. Niemniej muszę przyznać, że w tym pędzie jest jakaś metoda. Nie ma dłużyzn, za to jest dużo bohaterów, więc naprawdę trzeba wysilić zwoje mózgowe przy czytaniu. Czyli wreszcie jest tak, jak tygryski lubią najbardziej. Liter oczywiście nie widać, przez książkę się nie tyle płynie, ile biegnie, może nawet galopuje. Wolałabym, żeby czasem to Pendolino zamieniło się w Regio pełzające na Hel w szczycie sezonu letniego.
W wielu momentach śmiałam się jak norka i muszę bezwstydnie przyznać, że bardzo lubię, gdy Paulina Świst wchodzi na wyżyny swojego zakręconego umysłu, racząc czytelnika skojarzeniami godnymi samego mistrza Artura Andrusa, który w żonglowaniu słowem jest naprawdę niedościgniony.
Jeśli chodzi o trupy to… nie będę spojlerować.
Prywatnie, ze względu na zboczenie zawodowe, zastanawiam się, czy było tam lokowanie produktu i reklama natywna, czy też autorka popełniła kryptoreklamę. No, tak czy siak, zgrabnie jej wyszło i powinna wynegocjować sobie za to okrągłą sumkę.
A poza tym… Mam nieodparte wrażenie, że Fu#k up został napisany po to, żeby mi nosa utrzeć. Marudziłam na długie opisy seksu – no to jest mniej seksu. Wybrzydzałam na wybitnie krótkie Anyway? No to Fu#k up jest dłuższy. Jęczałam, że ciągle wszyscy piękni, to Oliwia ma elegancko zdefasonowaną buźkę. Złorzeczyłam, że Anyway to szkic i można lepiej? No to mi Paulina Świst udowodniła, że nadal potrafi.
Myślicie, że nie dałabym rady się doczepić do niczego? Oj tam, oj tam. Moje redakcyjne koleżanki dobrze wiedzą, że zawsze znajdę coś do czepnięcia i mają rację, ale nie będę tu wypunktowywać wszystkich literówek. W końcu to akurat nie autorki wina, że ktoś korektę o północy na kolanie robił.
Dla kogo jest Fu#k up?
Zazwyczaj wszystkie wcześniejsze książki Pauliny Świst dało się przeczytać bez znajomości poprzednich, ale tym razem kategorycznie odradzam taki eksperyment. Fu#k up to nie tylko podsumowanie kolejnej trylogii, ale też mocne nawiązanie do pierwszej serii, kto nie zna – nie zrozumie. Zdecydowanie trzeba zacząć od początku.
Polecam tym, którzy chcą się dobrze bawić, ale niekonicznie przy rozwikływaniu zawiłych zagadek kryminalnych. Jest prosto, ale nie prostacko. Niegrzecznie, ale nie wulgarnie. Dowcipnie, ale bez błazenady. Będziecie się dobrze bawić!