27 sierpnia 2021

Lista śmierci – Jack Carr

Tytuł: Lista śmierci
Autor: Jack Carr
Oprawa: miękka
Liczba stron: 487
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Czarna Owca

 

Kiedy zło w najczystszej postaci staje na drodze żołnierza walczącego o pokój na świecie, wiadomo, że gra będzie toczyła się o najwyższą stawkę. A kiedy dodatkowo ów żołnierz jest przedstawicielem elitarnej jednostki wojsk amerykańskich Navy SEALs, bez wątpienia będzie nie tylko emocjonująco, ale i bardzo spektakularnie. I mogłoby się wydawać, że te dwa zdania wystarczą za całą rekomendację, ale mam dla Was wisienkę na torcie. Jack Carr, autor Listy śmierci, jest emerytowanym żołnierzem Navy SEALs właśnie! Śmiało można przypuszczać, że cokolwiek opisał, wcześniej co najmniej zobaczył, a może nawet przeżył. A jeśli nawet wymyślił to i owo, to przecież to wszystko mogło się zdarzyć. Był naocznym świadkiem i uczestnikiem walk na kilku kontynentach. Przez dwadzieścia lat patrzył na niewyobrażalne okrucieństwa. Nie raz narażał się na śmierć, ale i zapewne nie raz był zmuszony ją zadać. Książka, którą miałam okazję przeczytać, w pewien sposób (tak mi się wydaje) odzwierciedla jego naturę, a James Reece, główny bohater Listy śmierci, mógłby być jego towarzyszem broni, a może nawet nim samym.

Historia opisana w książce zaczyna się w Afganistanie. To tam James Reece dowodzi elitarnym oddziałem Navy SEALs. Feralnego dnia dostaje rozkaz, który przyszedł z samej góry, czyli na dobrą sprawę nie wiadomo skąd. Najpewniej z Waszyngtonu, ale kto może być tego pewien? Wojsko to wojsko, rozkazów lekceważyć nie wolno, nawet jeśli ich treść wydaje się co najmniej dziwna, a jego wykonanie stoi w sprzeczności z praktykami stosowanymi na polu walki. Reece z jednej strony ma sporo wątpliwości, jego intuicja wręcz krzyczy, że coś tu jest mocno nie tak, z drugiej – jest wyszkolonym żołnierzem. Rozkaz to rozkaz.
Ten niestety okazał się zasadzką, koszmarną w skutkach. Spośród wszystkich żołnierzy udających się na akcję ocalało dwóch, w tym Reece. Jako dowódca był odpowiedzialny za swoich żołnierzy i to jego obciążono winą za niepowodzenie akcji. Akcji, której w żaden sposób nie miał możliwości przygotować i w której wcale nie chciał brać udziału.
Brzmi koszmarnie? Zapewne, ale to dopiero początek.

Zwolniony z Afganistanu dopiero po dwóch tygodniach, nie miał możliwości uczestniczyć w pogrzebach kolegów, do czego jako dowódca był niejako zobowiązany. Nie został aresztowany, ale też nikt przed nim nie ukrywał, że może się to stać w każdej chwili. Zanim wyjechał z Afganistanu, dowiedział się, że co najmniej dwóch jego żołnierzy miało guza mózgu. On także go ma. Przypadek? Biorąc pod uwagę, jak często i skrupulatnie bada się amerykańskich żołnierzy, doprawdy trudno uwierzyć, że to tylko przypadek. Reece dostaje polecenie wykonania szczegółowych badań na miejscu, w USA.

Powrót do domu wypada nieco dramatycznie i na pewno nie po myśli Jamesa Reeca. Od tej pory będzie musiał działać jak dobrze naoliwiona maszyna. Opętany rządzą zemsty, ścigający się z czasem, bo guz w jego głowie nie wróży dobrze, ufający zaledwie maleńkiej garstce ludzi, doskonale wyszkolony i bezlitosny, będzie szedł przez życie i przez książkę, szukając sprawiedliwości i rozliczając się z każdym, kto na takie rozliczenie zasłużył.

James Reece to samotnik, co dodatkowo podkreśla stosunkowo mała ilość dialogów w książce. Perfekcyjnie skupiony na zadaniu, doskonały strateg, konsekwentny i cierpliwie zmierzający do celu. Myślę, że podobne cechy dałoby się znaleźć u autora książki. To perfekcyjnie skonstruowana powieść, w której każde opisane zdarzenie ma swoje logiczne uzasadnienie. Nie ma tu bezsensownych dygresji, niepotrzebnych dłużyzn, nużących opisów. To, co trzeba było opisać, opisano bardzo plastycznie, bez trudu wyobrażałam sobie zarówno wzgórza Afganistanu, jak i chińską dzielnicę w Los Angeles, a samego Reece’a mogłabym wręcz opisać z zamkniętymi oczami. Żołnierskie wyszkolenie autora zapewne podświadomie kazało mu trzymać się faktów, nie skręcać tam, gdzie nie znajduje się nic istotnego, nie dorzucać niepotrzebnych ozdobników. Mogłabym powiedzieć: krótko i po męsku, gdyby nie to, że książka ma blisko pięćset stron. Mimo to zdecydowanie zalicza się do gatunku literatury męskiej. A to, że ja takowy uwielbiam i po książki sensacyjne oraz thrillery sięgam dużo chętniej niż po romanse i literaturę obyczajową, to już zupełnie inna historia. W każdym razie polubiłam Jamesa Reece’a tak samo, jak Jacka Reachera, Gray Mana i kilku jemu podobnych. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Czarna Owca nie poprzestanie na jednej książce, bo autor stworzył już kilka i jeśli są choć w połowie tak dobre, jak pierwsza, to na pewno warto je przeczytać.

Dla kogo jest Lista śmierci? Z pewnością dla osób o mocnych nerwach, bo odsłaniane w niej fakty mogą podnosić ciśnienie. Na pewno dla mężczyzn, ale też dla kobiet lubiących literaturę sensacyjną. Niekoniecznie dla młodzieży.

 

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za przekazanie egzemplarza recenzenckiego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close