Odruch – Ashley Audrain
Tytuł: Odruch
Autor: Ashley Audrain
Typ okładki: okładka miękka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 368
Powieść „Odruch” to kolejna propozycja wydawnictwa Prószyński i S-ka. Choć to thriller psychologiczny, uważam, że bardziej zmierzał w kierunku mrocznej, acz jednak literatury kobiecej. Nie wyobrażam sobie mężczyzny, który mógłby zrozumieć naszą bohaterkę i się nie zmęczyć. Przyznam, że ja sama miałam z tym kłopot.
Formuła książki jest ciekawa, właściwe jest to monolog głównej bohaterki, który kieruje do ojca swoich dzieci. Mówi o własnych rozterkach w kontekście macierzyństwa. Tłumaczy mu pewne okoliczności i wyrzuca z siebie wszystkie emocje. Można powiedzieć, że jest to pewnego rodzaju katharsis. Myślę, że miało to być formą terapii, bo bez wątpienia Blythe Connor miała problemy emocjonalne, z którymi próbowała sobie poradzić. Z jednej strony czułam współczucie, z drugiej zmęczenie. Connor zdecydowanie była dla mnie wampirem energetycznym. Mam wrażenie, że życie bohaterki powieści „Odruch” krąży wokół pytania, czy, a właściwie, dlaczego kobiety w jej rodzinie nigdy nie były (i nie mogły zostać) dobrymi matkami, odciskając piętno na kolejnych pokoleniach? Co bardziej wpływa na to, kim będziemy — genetyka czy środowisko i nasze doświadczenia? I w końcu, czy intuicja naprawdę istnieje?
“Odruch” jest historią kobiety i jej relacji z córką, matki, która nie może pogodzić się z tym, co przyniosło, choć właściwie powinnam napisać, że zabrało jej macierzyństwo. To opowieść o tym, do czego może doprowadzić brak zrozumienia i wsparcia ze strony najbliższych, bagatelizowanie problemów i uczuć. Każdy rozdział to fragment życia bohaterki i jej rodziny widziany jej oczami. Do pewnego momentu myślę, że część kobiet mogłaby się identyfikować z pewnymi przemyśleniami czy sytuacjami, w końcu “Odruch” to macierzyństwo bez lukru. Jednak ja czułam się nieswojo, żeby nie powiedzieć trochę dziwnie. Miałam wrażenie, że podglądam tę rodzinę w najbardziej intymnych sytuacjach. Autorka, Ashley Audrain, pokazała kobietę, która mimo ogromnych pokładów miłości, początkowo ulokowanych w mężu, obawia się, czy będzie umiała pokochać swoją córkę, nie mając przecież właściwego wzorca.
Czy każda kobieta potrafi odnaleźć instynkt macierzyński? Blythe bardzo się stara, nawet nieco obsesyjnie zaprząta to jej myśli. Czy to mogło być źródłem wszystkich problemów rodziny Connor? Momentami rozumiałam Blythe, by za chwilę pomyśleć, że to brednie i autorka nieco przekoloryzowuje fabułę…
Jako że “Odruch” to thriller, nie może obejść się bez czarnego charakteru i wcale nie jest nim mąż bohaterki, to byłoby zbyt proste. W tej roli zobaczyliśmy Violet — wspomnianą już córkę Blythe. To właśnie ona jest źródłem stresu, konfliktów i rozczarowań. Rzadko spotyka się dzieci w roli antybohatera, dlatego towarzyszyło mi zwątpienie. Czy wraz z przyjściem na świat małej dziewczynki narodziło się zło, czy był to jedynie zapalnik uruchamiający zaburzenia matki? Jakie wydarzenia wpłynęły na rozpad tej rodziny? Te pytania towarzyszyły mi niemal do ostatniej strony.
Książkę czytałam na raty, choć to niespełna 370 stron. Z jednej strony bardzo mnie ciekawiła, z drugiej wyciągała ze mnie energię. Nie mogłam zrozumieć bohaterki, jej zachowanie wydawało mi się absurdalnie, a podejrzenia względem córki niedorzeczne. Wrócę do niej za rok lub dwa, kiedy opadnie poziom hormonów po narodzinach mojej drugiej córki, która sprawiła, że ponownie do reszty zakochałam się w macierzyństwie. Teraz trudno mi na chłodno, bez emocji podejść do tej lektury.
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za przekazanie egzemplarza do recenzji.