13 listopada 2020

Paprocany – Paulina Świst

Tytuł: Paprocany
Autor: Paulina Świst
Oprawa: miękka
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2020
Wydawnictwo: Muza

Paulina Świst nie traci czasu. Nie tak dawno podzieliłam się z Wami moją opinią na temat jej poprzedniej książki Przekręt, a tu już mamy nową pozycję i(jak podejrzewam) początek nowej serii. Nie obrażę się, jeśli okaże się to prawdą, bo nowych bohaterów: Zośkę i Krzyśka, naprawdę polubiłam.

Zosia jest panią mecenas od, jak sama mówi, gangusów. Jest też kobietą wolną, niezależną, aczkolwiek uwikłaną w trudny tzw. związek otwarty. No i jest piękna, z czego świetnie zdaje sobie sprawę. Pozuje na niezłą zołzę, ale jakby się tak bliżej przyjrzeć, to pod tą twardą skorupą można dostrzec całkiem wrażliwą istotę.

Krzysiek jest policjantem, z gatunku tych dobrych i uczciwych. I, o ironio losu, to właśnie jego miejscowa prostytutka wskazuje jako swojego rzekomego gwałciciela. Reguły w policji są jasne: zdanie broni, odznaki i bezpłatny urlop na czas śledztwa. No i jest przystojny, ale raczej nie napawa się tym tak, jak Zosia swoją urodą.

Szef Krzyśka jest ojczymem Zośki i to on pchnie tę dwójkę ku sobie. Ale nie będzie się bawił w swata, nic z tych rzeczy! Po prostu Zosia będzie potrzebowała pomocy przy znalezieniu i sprowadzeniu do domu swojej bratanicy, która jest niezłym ziółkiem i która nie pierwszy raz znika na dłużej. Tym razem jednak w głowie Zosi zapala się czerwone światełko – Karolina jest, jaka jest, ale zawsze informowała ciotkę, jak szła w tango. Tym razem nie dość, że się nie zameldowała, to jeszcze jej telefon milczy, co jest absolutnie i w najwyższym stopniu niepokojące. No bo która nastolatka dobrowolnie odklei od ręki smartfona?

Jak to u Pauliny Świst bywa, a raczej jest zawsze, akcja toczy się tak szybko, że człowiek nie nadąża z łapaniem oddechu między stronami. Tu nie ma żadnego lania wody i pisania na ilość. Żadnych opisów, które nic nie wnoszą, a jedynie „robią klimat”. Tu atmosferę robią wydarzenia, a te następują po sobie z prędkością światła. Prywatne śledztwo, początkowo wyglądające na sprawę rodzinną, nagle zaczyna się rozgałęziać, pojawiają się nowe tropy, nowe wątki i nowe osoby. Podejrzanie dużo rzeczy zaczyna się ze sobą łączyć. A początkowo czysto interesowna znajomość zaczyna ewoluować w mało romantycznym, ale za to bardzo gorącym kierunku.

Paprocany, podobnie jak wcześniejsze książki autorki, zaskakują dobrą znajomością opisywanego świata. I chociaż nikt nie wie, kim naprawdę jest Paulina Świst, w jedno trzeba uwierzyć – musi być adwokatem i to takim, który jest bardzo blisko opisywanych wydarzeń. Duży realizm i brak lukru pozwala zobaczyć ten niezbyt przyjazny świat dokładnie takim, jakim zapewne jest. A w pakiecie czytelnik dostaje jeszcze dawkę błyskotliwego humoru i nieco wulgaryzmów. Ot, co na sercu, to na języku.

Mam ochotę dać szansę nowej serii z Zośką i Krzyśkiem, bo widzę tu potencjał, ale muszę być z Wami szczera. Wcześniejsze pozycje podobały mi się bardziej. Tu chwilami wkrada się sztuczność, niektóre sceny (szczególnie te z niejaką Jadzią) wydają się zbyt wydumane nawet jak na literaturę, pewne przypadki są zbyt przypadkowe. No zgrzytnęło mi tu i tam. Mimo to daję Paprocanom pięć gwiazdek i zachęcam Was do przeczytania. Nie będziecie żałować.

Dziękuję Wydawnictwu Muza za przekazanie egzemplarza recenzenckiego

PS. Gdybyście się zastanawiali: Paprocany to nazwa jeziora 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close