25 listopada 2021

Zaraza – Przemysław Piotrowski

Tytuł: Zaraza
Autor: Przemysław Piotrowski
Oprawa: miękka
Liczba stron: 432
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Czarna Owca

Na początek ostrzeżenie: Kto nie czytał Piętna, Sfory i Cheruba niech łaskawie sobie stąd pójdzie. A jeśli zostanie, to tylko na własną odpowiedzialność. Nie przyjmę od tych osób żadnych reklamacji dotyczących spoilerowania! To jest recenzja tylko dla tych, którzy przeczytali Cheruba do samego końca. Nawet do połowy się nie liczy.

Zdradzę Wam, całkowicie prywatnie, że miałam ostatnio tak duży zawodowy zawrót głowy, że premiera najnowszej powieści Przemysława Piotrowskiego mi umknęła. Nie tylko nie wiedziałam, że już jest na rynku, nawet przygotowania do premiery jakoś przegapiłam. Kiedy więc odebrałam przesyłkę od kuriera, otworzyłam ją z ciekawością, owszem, ale bez emocji, myśląc, że to po prostu jedna z pięciu książek, na które czekam. No ale kiedy zrozumiałam, CO właśnie trzymam w ręce, moja euforia dosłownie poszybowała w kosmos. TEGO się nie spodziewałam, Wydawnictwo Czarna Owca zrobiło mi niespodziankę godną co najmniej Gwiazdki. Już samo nazwisko autora – Przemysław Piotrowski – zelektryzowało moje zwoje mózgowe. Okładka niewątpliwie nowa, ale w jakiś sposób znajoma. Ryzyk-fizyk – szybki rzut oka na jej tył i już wiem – Igor Brudny powrócił!!!

W końcowej części recenzji Cheruba napisałam: „samo zakończenie jest doprawdy bardzo spektakularne. I w pewnym sensie bezlitosne. Nie sposób nie odebrać go osobiście”. Bo końcówka Cheruba wyraźnie wskazywała, że to także koniec (w sensie dosłownym) Igora Brudnego. A ja polubiłam tego mrukliwego, nieco obcesowego komisarza i wcale nie chciałam przyjmować do wiadomości, że więcej go nie spotkam. Tymczasem Przemysław Piotrowski napisał Matnię i Krew z krwi, świetne książki, jednak zupełnie inne. Przyznaję, umie podgrzewać atmosferę, o czym świadczy między innymi końcówka Matni.

Wskrzeszenie Igora Brudnego wypada bardzo wiarygodnie. Żadnych cudownych ocaleń i wychodzenia z gruzów bez szwanku, nic z tych rzeczy. Autor nie oszczędził Brudnemu niczego – ani heroicznej walki o życie, ani depresji doskonale znanej rekonwalescentom, ani bolesnej rehabilitacji. Na szczęście pozostawił mu ośli upór, inaczej komisarz mógłby skończyć o wiele gorzej.

Igor Brudny ciągle jest rekonwalescentem przebywającym na zwolnieniu lekarskim. Wydarzenia opisane w końcówce Cheruba nie pozostały obojętne dla stanu jego zdrowia. Ograniczone możliwości poruszania się są dla komisarza równie irytujące co upokarzające. Dochodzi do sytuacji, w której do jego domu wchodzi młoda kobieta, a on jest całkowicie bezradny. Gdyby chciała, bez trudu mogłaby go skrzywdzić. Niewątpliwie ta sytuacja staje się kolejnym motorem napędowym do zintensyfikowania i tak heroicznych wysiłków związanych z powrotem do pełnej sprawności. Na szczęście kobieta szuka u Igora pomocy. Zdesperowana chwyta się ostatniej deski ratunku, niemal błagając, by komisarz odnalazł jej siostrę. Brudny mimo obcesowego sposobu bycia w gruncie rzeczy nie umie odmawiać kobietom. Tym samym robi krok w kierunku zmiany sposobu zarabiania na życie. Po tym, co go spotkało w Warszawie, nie chce już być policjantem. Tyle że tak na dobrą sprawę niczego poza ściganiem przestępców nie potrafi robić.

Komisarz Julia Zawadzka, która po opisanych w Cherubie wydarzeniach, dodatkowo napędzana motywami osobistymi, zdecydowała się poprosić o przeniesienie do Zielonej Góry, ma już na tapecie jedno śledztwo dotyczące zamordowanej kobiety. Czy kolejne zwłoki świadczą o pojawieniu się w mieście seryjnego mordercy? Znowu? I kim jest tajemnicza nieznajoma, która cudem uniknęła śmierci w makabrycznym wypadku, a która przebywa obecnie w szpitalu psychiatrycznym i kontakt z nią jest praktycznie niemożliwy?

Śledztwo Julki Zawadzkiej i całkiem nowej ekipy w starej komendzie, początkowo toczy się dość powoli, ale z czasem nabiera tempa. Okazuje się, że zło zamieszkało dużo bliżej, niż można by przypuszczać. A czytelnik, początkowo przekonany, że jest jedynie obserwatorem gdzieś daleko toczących się wydarzeń, nagle budzi się w samym środku przeraźliwego bagna. I za to przyznaję autorowi pełną szóstkę z plusem. Doprawdy nie wiem, jak on to zrobił, że najpierw uśpił kompletnie moją czujność, a potem pokazał, że za przeproszeniem tkwię po uszy w gównie. Niby człowiek wie, że czyta kryminał, że nikt tu z nikim nie będzie się cackał, że ma prawo być niefajnie, brutalnie, bezwzględnie, no ale żeby aż tak? A nie można powiedzieć, że autor od początku oszukuje. On raczej udowadnia, że nie widzimy, na co patrzymy. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.

W pisarstwie Przemysława Piotrowskiego widać wyraźną przemianę. Jego twórczość niewątpliwie weszła na nowy, dojrzalszy poziom. Kontynuując serię z Igorem Brudnym, niejako odcina się od brutalnego epatowania twardym okrucieństwem, zastępując je niespiesznym i podstępnym dawkowaniem czytelnikom lepkiego i błotnistego brudu tego świata. Bo umówmy się, znalezione w lesie zwłoki w stanie rozkładu, to nie jest coś, co mogłoby wstrząsnąć umysłem przeciętnego fana kryminałów. A jeśli do tego śledztwo wykaże, że są to ni mniej, ni więcej tylko zwłoki prostytutki za wschodniej granicy, to możemy co najwyżej smutno pokiwać głową nad jej tragicznym losem. No przykre, to prawda, ale czy ona pierwsza albo ostatnia? To nic nadzwyczajnego, to dzieje się cały czas, poniekąd zdążyliśmy się przyzwyczaić, bezrefleksyjnie rejestrując obecność „panienek” na poboczach dróg. Z ręką na sercu – ile razy zastanawialiście się, czy stoją tam dobrowolnie, czy może są ofiarami handlu żywym towarem?

Igor Brudny nadal jest niezłomnym idealistą, Julka Zawadzka ciągle patrzy na niego zakochanymi oczami, Romuald Czarnecki nadal jest na emeryturze. Pojawi się jeszcze kilka znajomych postaci, ale i cała gama nowych. Ten „czwarty tom trylogii” w zasadzie jest obietnicą przekształcenia jej w serię, ale i dużą przemianą, przynajmniej w moim odczuciu. I powiem Wam, że bardzo mi się to podoba. To książka napisana inaczej, z mniejszym napięciem, za to w dużo lepszym stylu. Nie ukrywam, że czekam na więcej. Piotrowski po raz kolejny zagłębia się w stosunki służbowe i układy panujące w polskiej policji. Nie stroni od polityki i nie waha się wbić kilku szpilek tym, co to aktualnie są „u koryta”, tym samym sprawiając, że książka jest mocniej osadzona we współczesnych realiach, bardziej wiarygodna.

Dla kogo jest Zaraza? Wyłącznie dla tych, którzy już znają Igora Brudnego. Doprawdy nie ma sensu zaczynać czwartego tomu, jeśli nie zna się trzech pozostałych. Co prawda nie ma dawnej ekipy na komisariacie, realia, także te dotyczące życia prywatnego Igora Brudnego, mocno się zmieniły, niemniej całość osadzona jest w pewnym kontekście i nieznajomość go na pewno będzie utrudniała zrozumienie książki.
Tak więc wszystkich fanów kryminałów, mocnego męskiego pisania i niewybrednego słownictwa gorąco zachęcam do tej pozycji, ale najpierw przeczytajcie wcześniejsze tomy z Igorem Brudnym. Ponieważ poprzednich książek nie polecałam młodzieży, muszę być konsekwentna. To pozycja dla naprawdę dorosłych osób.

 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca. Dziękuję, że o mnie pamiętaliście!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close