Emocje 15 stycznia 2016

Mam pecha. Moja córka jest ładna.

Ponoć uroda w życiu nie przeszkadza, a w niektórych sytuacjach może pomóc, zwłaszcza kobietom. Wszak nikt tak jak my, drogie panie, nie potrafi załatwić niezałatwialnego na przysłowiowe „ładne oczy”. Powinnam więc się cieszyć, że mam śliczną córeczkę prawda? Jakoś nie mogę.

Na przeciwko mojego domu stoi budynek powszechnie zwany pałacykiem, chociaż w zamyśle budowniczego miał być dworkiem myśliwskim. Budowniczy był zapalonym myśliwym i chociaż po naszej ulicy sarny, dziki ani jelenie nie wędrują zapragnął mieszkać jak prawdziwy myśliwy. Budowa od początku szła jak po grudzie, na wiele lat stanęła, a kiedy wreszcie została ukończona myśliwy zbankrutował, a nieruchomość przejął bank. Znowu przez wiele lat pałacyk straszył powybijanymi szybami, aż w końcu ktoś go kupił. Niestety na wynajem.

Do najemców pałacyk nie miał szczęścia całkiem jak do budowy. Zastanawiam się czy nie postawiono go na jakimś grobie. Tereny pożydowskie, w czasie wojny różne rzeczy się tu działy…

Najpierw nielegalnie powstał w pałacyku – mówiąc wprost – Dom Starców, chociaż oczywiście nazywał się jakoś bardziej poprawnie. Działał dwa miesiące. Po wyprowadzce staruszków zamieszkali młodzi Wietnamczycy. Sympatyczni, grzeczni, uśmiechnięci, przyjaźnie nastawieni do sąsiadów. Sielanka trwała do chwili, gdy okolicą wstrząsnęła wiadomość, że w piwnicach owego pałacyku nowi mieszkańcy urządzili plantację marihuany. Wietnamczycy mieszkali równie krótko jak staruszkowie. Skończyło się na wielokrotnych wizytach panów policjantów, po czym pałacyk znowu świecił pustkami.

Jak to mówią: do trzech razy sztuka – za trzecim razem powinno się udać wynająć pałacyk na dłużej. No i się udało. W maju okolicę obiegła wieść, że na naszej ulicy będzie – kolokwialnie mówiąc – burdel. Na początku nikt nie wierzył, bo okolica niespecjalnie przypomina francuski Plac Pigalle, nawet latarnie nie zawsze są sprawne, ale niestety słowo stało się ciałem. Z początkiem czerwca oficjalnie zaczęła działać po sąsiedzku agencja towarzyska. Nazwy Wam nie podam, bo szyldu nie mają, a znalezioną przypadkowo wizytówkę dawno zgubiłam. Jakoś z egipska się nazwali. Nie wiem czemu, bo personel stanowią średnio urodziwe Białorusinki oraz nieznanej mi narodowości ochroniarze.

Co to ma wspólnego z moim dzieckiem?

Mam pecha, bo Duśka jest ładna. Ba, sama dbam o jej przyszłą urodę. Już teraz jest pod opieką ortodonty, bo trzeba zlikwidować przerwę między jedynkami, za radą naszej pani doktor pilnuję, żeby siadała po turecku a nie na nogach, bo już zaczęły jej się robić iksy. Dwa lata powtarzania: „jak ta noga siedzi?” dały efekt – myślę, że w przyszłości nie będzie się wstydziła nosić mini. Tylko czy będzie mogła sobie na to pozwolić? Nie, nie boję się, że będzie miała blisko do pracy 😛 Nawet z takim sąsiedztwem dam radę porządnie ją wychować. Za to zwyczajnie boję się o jej bezpieczeństwo. Może nie tyle teraz co w przyszłości. Póki co jest mała i sama z domu nie wychodzi.

Co się dzieje na mojej ulicy?

Ano różne rzeczy się dzieją. Wyrzucony, pobity klient, który najprawdopodobniej nie chciał lub nie miał czym zapłacić to doprawdy nic nadzwyczajnego. Ot, efekt uboczny takiej działalności. Czasem się zdarza. Całe lato do północy słuchaliśmy głośnych krzyków, nierzadko niecenzuralnych. Widok kilku „dżentelmenów” stojących w rozkroku na środku ulicy (w sumie mało ruchliwa więc mogą tak stać nawet długo) ewidentnie czekających na zażywającego właśnie białoruskiej rozkoszy kolegi to też jakby standard. Nie wiem, czy chodzą na zmianę czy zrzutę na jednego robią, ale nie raz zdarzyło mi się taki obrazek widzieć. A przechodzenie obok owych panów do przyjemności nie należy, uwierzcie mi. Dlatego mam dreszcze na myśl, że moja kiedyś nastoletnia córka (a czas biegnie szybko) będzie sama wracała ze szkoły czy z jakichkolwiek zajęć dodatkowych. Moja sąsiadka, mama szesnasto i osiemnastolatki całkiem otwarcie mówi o swoich obawach i stara się tak organizować córkom czas, by wieczorami nie musiały wychodzić z domu. A jeśli nie da się nie wyjść to obowiązkowo muszą wziąć ze sobą psa. Bo nie oszukujmy się, o ile ja mogę się czuć względnie bezpieczna, bo lata świetności mojego ciała mam za sobą, to młode dziewczyny czy kobiety wręcz nie mają prawa czuć się bezpiecznie. Oczywiście nie zawsze jest tak, że ktoś obcy stoi na ulicy, ale bywają dni, że mam ochotę założyć profil na Facebooku, nazwać go: „Samochody, które parkowały naprzeciwko burdelu”, albo jakoś podobnie i wrzucać fotki owych pojazdów. Z tego co się zorientowałam klienci walą tłumnie z całego województwa.

Policja?

Tak, bywa czasem. Co robi w środku nie mam pojęcia. Burdel jak działał tak działa, ponoć zgodnie z prawem. Z tego co wiem, proszono o interwencję nawet lokalnego proboszcza i również nic nie wskórał, agencja działa legalnie i zgodnie z przepisami. Nie ma przestępstwa – nie ma sprawy.

Nie tylko za zamkniętymi drzwiami

Wieczorami Białorusinki ruszają na łowy czyli kręcą się po sąsiedniej ulicy, tej bardziej ruchliwej niż nasza, w wiadomym wszystkim celu. Fama poniosła się szeroko i już wiadomo, po której ulicy chodzą dziwki. Dopóki nic się nie wydarzy, nie można mówić, że mieszkam w niebezpiecznej okolicy. Jeszcze nikogo nie zabito, prawda? Gwałtu żadnego też jeszcze nie było. Na mój gust do czasu. Pewnego dnia jakiś napalony pomyli przyzwoitą, przechodzącą ulicą kobietę z lokalną kurtyzaną. Pewnie będzie się broniła, więc ją pobije, a może nawet zabije. Może wtedy nasze lokalne władze przestaną chować głowę w piasek i udawać, że wszystko jest w porządku. Szkoda tylko, że będzie to o jedno ludzkie życie za późno.

A Duśka?

Przyjdzie dzień, gdy będę musiała powiedzieć jej, że świat nie jest wcale tak piękny i przyjazny jak jej się wydaje. Smutno mi na samą myśl o tym.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aneta Jóźwiak
Aneta Jóźwiak
8 lat temu

Oj nie zazdroszczę ci okolicy. Ja bym co noc na policję dzwoniła że burzą ciszę nocną. Ale kto wie kto jest ich klientem.

Milena kaminska
Milena kaminska
8 lat temu

Współczuję nikomu takich sąsiadów nie życzę

Emocje 15 stycznia 2016

Gra o śmierci dziecka. Dziękuję, nie zagram!

That Dragon, Cancer to gra komputerowa o rodzicach, kilkuletnim dziecku i nowotworze, z którym toczą wojnę. Syn twórcy gry – Ryana Green – zmarł w wieku pięciu lat po czterech latach zmagania się z rakiem. Niewątpliwie jest to zupełnie nowy, oryginalny, ale i kontrowersyjny sposób przedstawiający nie tylko walkę i życie z chorobą, ale i śmierć, która jest jej wynikiem.

W grę nie grałam, a wszelką wiedzę na jej temat posiadam z internetu. Z tego co wyczytałam, jest to rodzaj gry przygodowej, składającej się ze scen, które pozwalają wczuć się w traumatyczne przeżycia rodziców w czasie, gdy dziecko ciężko choruje. Gra rozpoczyna się zabawą, której towarzyszą dźwięki śmiechu chłopczyka z archiwalnych domowych nagrań autora gry. Nagle – jak w życiu – pojawia się wyrok – diagnoza – nowotwór. I dalej snuje się interaktywny film o nadziei w najbardziej ciężkich okolicznościach i godzeniu się z nieszczęściami zadawanymi przez los. 

That-Dragon-Cancer 2

Czytając opis gry i wgłębiając się w historię chorego chłopca miałam ciarki. Bo to chyba normalne, że serce się ściska, gdy słyszy się o raku, szczególnie, gdy dotyka dziecko. A zaraz potem pojawiło się w głowie pytanie, czy normalne jest to, że chce się wirtualnie przeżyć taką tragedię? Czy można dobrowolnie chcieć wczuwać się w fizyczny i psychiczny ból bohaterów gry? Na własne życzenie przeżywać takie emocje? Nie!!! Chyba nie… Nie wiem…

Powstało już tyle książek i filmów o dokładnie takim samym cierpieniu. Ba, sama takie czytałam i oglądałam… i ryczałam strasznie. I nikt mnie nie zmuszał by sięgnąć po taką tematykę. Od zawsze literatura, teatr, kino – szeroko pojęta sztuka dotyka kwestii bólu i przemijania. Może to jest tak, że czasem chcemy zostać poruszeni, wstrząśnięci i potrzebujemy aż tak wzruszających przeżyć? Czyli może taka nowatorska forma przekazu, jaką jest komputerowa gra też ma prawo by się obronić? Może nie trzeba być masochistą, żeby dobrowolnie wczuwać się w coś, czego nikt nie chce doświadczać?

That-Dragon-Cancer-1

Stawiam pytania, na które nie znam odpowiedzi. W filmach i książkach przywykliśmy do różnych wstrząsających obrazów, wzruszających historii o miłości, cierpieniu i nadziei, a świat gier mi osobiście kojarzy się jednak przede wszystkim z rozrywką. Z drugiej strony rośnie nam pokolenie, które w dużej mierze wychowuje się na grach wideo i dla nich taki sposób poruszenia problemu choroby i śmierci będzie bardziej wartościowy niż inny przekaz. Zdziwiła mnie natomiast bardzo informacja na jednej ze stron, że gra nie ma ograniczeń wiekowych. Biorąc pod uwagę jest tematykę nie wyobrażam sobie by mogło w nią grać dziecko. Wprawdzie dzieci dorastają obecnie szybciej, nie oznacza to, że są już gotowe, by udźwignąć w taki sposób pewnie problemy. Ciężkie sprawy tego świata mogą poczekać. Wiem też jedno, ja sama – na ten moment nie jestem gotowa by sięgnąć po taką grę. A Ty?

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Joanna Jaszczyk
8 lat temu

To nie typowa gra a animacja upamiętniająca konkretne dziecko zmarle z powodu nowotworu. Jeśli rodzice chcieli w ten sposób upamiętnienić synka, to dlaczego ktoś nie miałby tego oglądać

Magda Pawlak
8 lat temu

Wszędzie figuruje jako gra, czyli wymaga od użytkownika jakichś działań/rozwiązań. Sama animacja tego nie wymusza 🙂

W roli mamy - wrolimamy.pl

Magda Pawlak ja myślę, że to jakaś nowatorska forma przekazu, niby gra a bardziej interaktywny film, bo na nic nie masz wpływu tak naprawdę, niby kręcisz kołem, ale i tak za każdym razem wylosujesz raka, tak to widzę.

Justyna Latosińska
8 lat temu

Nie zagralabym w to nigdy

Żaklina Kańczucka
8 lat temu

Ja nie dźwigam, takich tematów, ledwie przetrzymuję w emocjach filmy, bo to jest straszne. A grać lub w podobny sposób się angażować? Mnie to niepotrzebne, i bez tego doceniam życie moich dzieci.

Basia Kłodnicka
8 lat temu

Nie!

Aneta Jóźwiak
Aneta Jóźwiak
8 lat temu

Nie gram w gry na komputerze. Temat też trudny. Jeśli to była dla nich terapia to ok.

Barbara Heppa-Chudy
8 lat temu

Anna Szpak Marcinkiewicz napisała coś, co rzuca jeszcze inne światło na kwestię – zagrać – nie zagrać” „Jeśli nie cieszy nas śmiech naszego dziecka,jeśli wolimy kupić mu kolejną super zabawkę, niż spędzić z nim popołudnie, jeśli drażnią nas porozrzucane zabawki, i kiedy klniemy bo trzeba uszyć dziecku strój na bal karnawałowy….. Kiedy budząc się i zasypiając i budząc się, nie myślimy o naszym synu lub córce, jak o największym darze – WTEDY POWINNIŚMY ZAGRAĆ. Poznamy wtedy inny wymiar, i to, jak wygląda życie kiedy ktoś najważniejszy odchodzi. Ja bym zagrała, bo mogę mówić jedynie o sobie, wtedy gdy dzieci zaczęłyby… Czytaj więcej »

ja
ja
8 lat temu

A ja poszłam do psychologa. To lepsze rozwiązanie niż narażanie siebie na traumatyczne przeżycia, bo one przecież problemu nie rozwiążą.

Magda
Magda
8 lat temu

Faktycznie – zmienia to postać rzeczy całkowicie!

Milena Kamińska
8 lat temu

Nie dla mnie

Hanna Szajda
Hanna Szajda
8 lat temu

Chciałabym zagrać…

Hanna Szajda
Hanna Szajda
8 lat temu

Czy polska wersja jest dostępna?

Emocje 14 stycznia 2016

Spraw by Twój prezent dla noworodka nie wylądował w kącie!

Prezent dla noworodka to nie lada wyzwanie, szczególnie jeśli sam/a nie masz jeszcze dziecka i nie możesz pokierować się własnym doświadczeniem w wyborze tego co może być niezbędne lub po prostu przydatne dla maluszka i jego rodziców. Najprościej oczywiście jest spytać wprost – czego Wam brakuje? Jednak nie wszyscy są na tyle asertywni by śmiało powiedzieć – nie mamy jeszcze pościeli, albo – przydałaby nam się niania elektroniczna. Dlatego czasem musisz trochę pogłówkować, tym bardziej jeśli lubisz być oryginalny/a i nie chcesz by Twój podarunek wylądował w kącie, tuż obok innych, powielanych lub niepraktycznych gadżetów. 

Ponieważ jestem już mamą jednego dzieciątka, a niebawem powitam na świecie drugie ( w związku z czym jestem w trakcie kompletowania wyprawki i tworzenia listy życzeń, tzn. tego o czym marzę, a niekoniecznie sama sobie sprawię), bazując na własnym doświadczeniu, chętnie podzielę się z Tobą moimi pomysłami.

Moja propozycja prezentów wygląda tak:

Sesja zdjęciowa – dla samego noworodka lub całej jego rodziny. Niewątpliwie wyjątkowy prezent, będący wspaniałą pamiątką na całe życie, gwarantujący mile spędzony czas, dobrą zabawę, nowe doświadczenia – w końcu, który zwykły szary człowieczek, na co dzień uczestniczy w profesjonalnej sesji zdjęciowej?!
Masz też pewność, że tego typu prezent nie zostanie powielony!

Fotoalbum – a raczej bon na jego utworzenie. W dzisiejszych czasach, zdecydowana większość społeczeństwa zdjęcia trzyma w komputerze, ewentualnie na płytach. Album, który możesz wziąć do ręki i przeglądać jak dawniej, za czasów wywoływania kliszy, to dziś rzadkość. Szkoda, bo moim zdaniem zdjęcia „zapakowane” w tradycyjny album przegląda się przyjemniej, a przede wszystkim, zawsze i wszędzie można je ze sobą zabrać, nie potrzebując przy tym elektryczności.

Bon na zakupy – obdarowywanie rodziców ubrankami dla maluszka to dość popularny prezent. I przyznać trzeba, że całkiem praktyczny ponieważ ciuszki dla dziecka, które trzeba przebierać czasem kilka razy dziennie, przydają się w każdych ilościach. Jednak z drugiej strony zdarza się, że wybrana odzież jest w nieodpowiednim rozmiarze, kolorze, fasonie, albo nielubianym materiale – osobiście nie przepadam za ubrankami welurowymi, a takie zdarzało mi się dostawać. Myślę więc, że nie ma co na siłę uszczęśliwiać innych i wygodniej jest podarować rodzicom bon na zakupy w konkretnym sklepie, gdzie sami wybiorą to czego naprawdę im trzeba i co im się podoba.

Zapas pieluszek – ich zużycie w pierwszych miesiącach życia maluszka jest ogromne dlatego podobnie do ubranek, pożądane są niemal w każdych ilościach i chyba żaden rodzic nimi nie pogardzi – jakie by nie były (lepsze czy gorsze), zawsze się przydadzą. Na dodatek możesz je podarować w oryginalny sposób tworząc z nich tzw. tort pieluszkowy – jego wykonanie jest proste, a instrukcję znajdziesz tutaj.

Pamiętnik maluszka – czyli album, w którym rodzice oprócz zdjęć, mogą również zapisywać ważne daty i wydarzenia z życia maluszka, np. kiedy pojawiło się na świecie, ile ważyło i mierzyło, kiedy wypadł mu pierwszy ząbek, a kiedy postawił swój pierwszy kroczek… Można w nim zbierać różnego rodzaju pamiątki, jak choćby opaskę ze szpitala, czy pierwszy pukiel ściętych włosków 😉
Wybór takich albumów jest ogromny, a szczególnie piękne i wyjątkowe są te tworzone ręcznie, na indywidualne zamówienia.

Ramka na zdjęcia z glinką do odciskania dłoni i/lub stopy dziecka – mam taką po pierworodnym synu, spoglądanie na nią i porównywanie jego odcisków z aktualnym rozmiarem zawsze wywołuje u nas dużo śmiechu i wzruszeń. Myślę też, że dużą frajdę będzie stanowić za kilkanaście lat, wtedy gdy sam zostanie ojcem i będzie mógł przymierzyć odcisk swojej stópki i rączki, do jego potomków =)

Kocyk – z doświadczenia wiem, że warto jest mieć ich kilka, na różne okazje (w domu, do wózka, do auta, na piknik,…) i w różnych rozmiarach, wszak dziecko rośnie.
Obecnie na rynku jest ogromny wybór, w pięknych kolorach, z różnymi motywami, z niezwykle mięciutkich i przyjemnych w dotyku materiałów… Można więc zwariować próbując zdecydować się na jeden – wiem bo sama mam dylemat! 😉

Niania elektroniczna – o ile spokojnie można się bez niej obyć w niewielkim mieszkaniu, o tyle przydatna jest tym, którzy mieszkają w dużym, piętrowym domu, z ogródkiem do którego mogą wystawić śpiące w wózku dziecko lub często podróżują – niania, jako urządzenie mobilne przydaje się gdy np. nocujesz w wynajętym domku.
Tak jak w przypadku innych gadżetów wybór jest duży, przedział cenowy dość obszerny – na porządną nianię z dobrym zasięgiem trzeba wydać przynajmniej 200 zł, więc sporo, ale właśnie dlatego można odciążyć nieco rodziców, którzy i tak mają już dużo wydatków związanych z szykowaniem wyprawki. Dobrym rozwiązaniem w tym przypadku jest zrobienie zrzutki w rodzinie, do której zawsze zachęcam swoich bliskich. Bo po co kupować dziesięć mniejszych prezentów, niekoniecznie trafionych, jak można postawić na jeden, ale większy i dobry.

Torba (do wózka) – porządna, pojemna, z licznymi przegrodami, pozwalająca na dobrą organizację i utrzymanie porządku, wygodna, praktyczna i ciesząca oko – to gadżet niezwykle pożądany bo stanowi niezbędny element każdego wyjścia z domu. Torba mająca spełnić powyższe wymagania na pewno będzie odstraszać swoją ceną (+/- 200zł), ale myślę, że spokojnie można tutaj zastosować ten sam chwyt co w przypadku niani elektronicznej, czyli zrobić w rodzinie lub wśród przyjaciół tzw. zrzutkę.

Pozostałe akcesoria ułatwiające życie poza domem (na spacerze, w podróży, w gościach,…) – mogą to być między innymi:
– turystyczna mata do przewijania,
– turystyczne łóżeczko,
– turystyczna wanienka,
pojemniki na mleko/pokarm,
termos lub termoopakowanie na butelkę,
(samochodowy) podgrzewacz do butelek.

No i na koniec klasyka, czyli miś lecz w ulepszonej wersji, tj. szumiący miś – imitujący środowisko z wnętrza brzuszka mamy, w którym rosło maleństwo. Podobno stanowi doskonały sposób na uspokojenie płaczącego dziecka i jego „ukołysanie” do snu.  

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena kaminska
Milena kaminska
8 lat temu

Dodałabym termometr bezdotykowy, inhalator, projektor, mata edukacyjna,

Małgorzata Chamczyńska

Teraz modne jest minky. Szyję, więc wiem, że mamy lubią kołderki i płaskie podusie do łóżeczka, wózka, ewentualnie ochraniacze na łóżeczko właśnie z minky Zimowo nawet śpiwory. Zapraszam do zapoznania się z ofertą na fb utulankowo- manufaktura minky

W roli mamy - wrolimamy.pl

Też lubię minky 🙂

Tomek Chołast
8 lat temu

Fizinka wspomniałaś wielokrotnie o zrzutce, a czy miałaś kiedyś okazję organizaować takową online na zrzutka.pl?

Mk
Mk
7 lat temu

Te torty pieluszkowe to tylko ladnie wygladaja. Po wyjeciu z opakowania pieluszka traci swoje wartosci ,takze jesli zalezy nam na tym zeby dobrze spelnialy swoje funkcje najlepiej podarowac je w oryginalnym opakowaniu.Warto o tym pamietac. Co do reszty : jesli kupimy prezenty w dobrych sklepach to na pewno nie trafia do kosza. Jesli ciuszki beda z tsc,ppc lub kk (celowo nie podaje pelnych nazw sklepow) to sa to jednorazowki , po kilku praniach tylko sie nadaja do mycia podlog.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close