Zabawa 6 lutego 2013

Pomysły na zimowe spacery

Nie przepadam za zimą. Choć jest piękna, a uroku skrzącemu śniegowi nie można odmówić, najbardziej lubię oglądać ją przez okno. Odkąd jestem właścicielką psa i mamą Bartka, spacery poniekąd stały się koniecznością. Często nie mam z kim zostawić dziecka, a psa wyprowadzić muszę, więc ciepło ubieram małego, zakładam obrożę ze smyczą psu i hej do przodu! W trakcie cieplejszych pór roku przyjemności płynące ze spaceru są oczywiste, a tu często przekopując się przez śnieg po kolana, muszę mieć pomysł na rozruszanie towarzystwa.

Jedną z naszych przodujących zabaw jest rozkopywanie butami śniegu, tak intensywnie, żeby rozsypywał się na boki. Zabawa zaczyna się jak tylko Fokus (nasz czterołapny) zauważy co się wyprawia! Skacze za śniegiem na boki, łapie w pysk śnieg przy czym cały pokrywa się białym puchem. I doskakuje raz do mnie a raz do Bartka szczekając przy tym na zachętę. Czasem jednak się zdarzy że pies złapie nie lecący śnieg ale mojego buta i dziękuję wtedy Bogu, że to tylko zabawa, bo jakby zacisnął zęby na mojej nodze to… wolę nie myśleć.

Kolejna nasza zabawa na poprawienie nastrojów to łapanie gałęzi iglaków i strząsanie śniegu – 10 metrów od bloku mam las, więc mamy nieograniczone możliwości takiej zabawy 😉 Bartek z Fokusem ustawiają się pod drzewami, a ja szarpię za gałęzie i obserwuję jak pies z zadowoleniem wyskakuje do góry, a Bartek wymachuje rączkami łapiąc jak najwięcej śniegu w malutkie rączki. Oczywiście jest też „mikro” wersja tej zabawy, o ile drzewka są małe, to Bartek sam ściąga śnieg z gałązek zaczepiając psa.

Oczywiście nie mogę tu pominąć takiego standardu jak rzucanie śnieżkami. Śnieżki kleimy pospołu – ja i Bartek, po czym przypuszczamy atak na psa. Pies ma lekkiego fisia i z zapałem wyskakuje w kierunku kulek łapiąc je w pysk i zjadając to co zostanie mu w zębach. Niestety nie da się lepić z moim towarzystwem bałwanów, bo wizja moja i Bartka się znacznie różni co do wyglądu owego, a pies podjada to co toczone jest na bieżąco. Może w przyszłym roku pójdzie nam łatwiej.

Wersją alternatywną spaceru są oczywiście sanki, ale moje dziecko jakoś specjalnie nie przepada za taka formą przemieszczania się po śniegu, a pies mimo wielkich gabarytów zaprzęgowy nie jest, więc potencjał tej zabawy nie został jeszcze wyeksploatowany.

A Wy w jaki sposób umilacie sobie zimowe spacery? Niezależnie czy wychodzicie z psami czy bez z pewnością nie lubicie się nudzić i marznąć, więc opiszcie swoje sposoby, a ja chętnie je wykorzystam w praktyce.

PS. Spieszcie się, zima już długo nie potrwa 😉

Źródło zdjęcia: Flickr

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Paulina Garbień
11 lat temu

och, jak mnie się tęskni za śniegiem i zabawami zimowych na spacerach…
niestety śniegu mieliśmy tego roku jakieś 1,5 cm i to przez pół dnia, co i tak jest sukcesem, bo w ub. roku nie było go wcale… w każdym razie z zimowych zabaw spacerowych, fajne jest robienie orzełka/aniołka na śniegu, rzucanie śnieżkami to oczywiście podstawa tak jak lepienie bałwana, no i jeszcze wchodzenie lub rzucanie się w śnieżne zaspy, wchodzenie jest bezpieczniejsze 😉

Magda Kupis
11 lat temu

Chciałam napisać o aniołko-orzełkach i o wchodzeniu w zaspy- ulubione zabawy mojej Toli 😀

Beata Piórko
11 lat temu

Też pod lasem mieszkamy. Każda górka = żywe kule śnieżne 😀 W lesie nawet stara matka może się powydurniać haha Wszystko potem mokre, ale zabawa przednia 🙂

Kasia Zabun
Kasia Zabun
11 lat temu

nienawidze zimna i zimy,ale mam dzieci a za czym idzie-obowiazek wyprowadzania ich na swieze powietrze,najlepiej codziennie…robimy wszystko co ogolnie w sniegu i ze sniegiem robic mozna…zyje nadzieja na wiosne 🙂

Aneta Bednarek Ruszkowska

Bardzo ładnie napisałaś, i wszystko brzmi świetnie. My podobnie bawiliśmy się w śniegu ale w Łodzi nie ma śniegu od kilku tygodni i nie ma żadnej przyjemności z wychodzenia na spacery. Na szczęście wiosna coraz bliżej 🙂

Aneta Bednarek Ruszkowska

haha, odnosnie tego co pisalam wyzej – wlasnie przeczytalam, ze zapowiadaja nowe opday sniegu w Lodzi 🙂

Żaklina Kańczucka
11 lat temu

U nas- czyli nad Bałtykiem, śnieg to już przeszłość, ale i tak nie
zaszaleliśmy bo Bartek miał zapalenie oskrzeli i dość długi czas spędził
w domku :/

Lidia Madalińska
11 lat temu

my oprócz zabaw wymienionych powyżej, zjeżdżamy na sankach z górki, bawimy się na placu zabaw – żjeżdżamy na zjeżdżalni, kręcimy się na karuzeli, bujamy na huśtawce, a to wszystko w pięknej scenerii śnieżnej. Dokarmiamy wiewiórki, których w pobliskim lasku nie brakuje. Wrzucamy kule śnieżne na sanki i je wesoło ciągniemy udając, że to pociąg towarowy. Gdy są kałuże, to N. wrzuca do nich śnieg ciesząc się przy tym, bo śnieg momentalnie znika 🙂 Gdy coś jeszcze mi się przypomni, to dam znać 🙂

Dania główne 27 grudnia 2012

Zupa pudliszkowa czyli pomidorowa z sercem

Zupa pomidorowa, czyli nic bardziej banalnego nie da się w kuchni ugotować (no może poza wodą na herbatę). Może to i prawda, ale nie kiedy do gotowania zabierze się jedenaścioro małych kucharzy – oczywiście pod czujnym okiem prowadzących zabawę dorosłych. Tak właśnie wyglądały warsztaty, na których moje dziecko gotowało swoją pierwszą w życiu zupę. A to wszystko dzięki firmie Pudliszki, która zaprosiła nas do Little Chef na tę wspaniałą imprezę.

Na dzień dobry każdy mały kucharz dostał czapkę kucharza i fartuszek, oczywiście w kolorze zupy pudliszkowej. Zaraz potem obowiązkowe mycie rąk i do pracy! Czym byłaby zupa pudliszkowa bez prawdziwego domowego makaronu? Każde dziecko dostało kawałek ciasta i musiało je rozwałkować. Ale nie tradycyjnym drewnianym wałkiem (choć i takie mali kucharze mieli możliwość wypróbować), tylko maszynką do wałkowania ciasta, która mnie osobiście przypomina wyżymaczkę do starej dobrej Frani. Pamiętacie jak to wyglądało? Różnica była taka, że wyżymaczkę ustawia się od razu na najcieńszy możliwy rozmiar i używa raz, ciasto przez wałki musiało przejść pięć razy. A ileż przy tym było radości, śmiechu i zamieszania! Przyznaję, pomyślałam że zaplanowano to tak, żeby zajęcia trwały dłużej, ale pani Ania nadzorująca wałkowanie, wytłumaczyła mi, że gdyby od razu nastawić najcieńszy rozmiar ciasto miałoby grudki. No cóż, człowiek całe życie się uczy. Za szóstym razem ciasto wychodziło z maszynki w postaci cienkich nitek. No prawie. Trochę się kleiły i trzeba było rozdzielać ręcznie. Brzmi strasznie? Nie dla małych i ambitnych kucharzy, prawie na wyścigi rozdzielali makaron, który potem trzeba było jeszcze pociąć nożyczkami. Cięliście kiedyś makaron nożyczkami? Ja się przyznaję, że nigdy, ale może się skuszę, radość w oczach dziecka – bezcenna.

Dzieci robiły makaron a mamusie w tym czasie obierały warzywa do zupy. Troszkę na pokaz dla dzieci, bo w garnku już wesoło bulgotał wywar z mięsa i warzyw.Na szczęście mali kucharze nie mają poczucia czasu i nie zauważyli, że marchewka jakimś cudem po 10 minutach była już miękka. Tak naprawdę, jak powiedziała pani Katia, mistrzyni ceremonii, warzywa z mięsem gotowały się trzy godziny. Makaron się gotował a dzieci… kroiły marchewkę:) Ugotowaną i wystudzoną, więc nawet najmłodsi nie mieli z tym problemu, chociaż noże do ostrych nie należały. Tak na marginesie, najmłodsze było moje  3,5 letnie dziecko, ale świetnie odnalazło się wśród starszych kolegów i koleżanek, nawet zawarło nową przyjaźń 🙂

Nadszedł czas na najważniejszy moment, doprawienie zupy koncentratem pomidorowym, więc wszystkie dzieci otoczyły blat z gotującym się wywarem, każde chciało zamieszać! Zwykłą zupę pomidorową doprawiamy zwykłym koncentratem, zupę pudliszkową oczywiście koncentratem firmy Pudliszki. Małe zamieszanie wywołało niewinne pytanie czy zupa ma być ze śmietaną czy nie, ile dzieci tyle zdań, a wydawałoby się, że są tylko dwie możliwe odpowiedzi. Na szczęście pani Katia zna się na sztuce gotowania i osiągnęła kompromis, który zadowolił wszystkich.

Zupa gotowa, czas na degustację. Powiem Wam prawdę, zupa była na mięsie, więc ja jako zagorzała wegetarianka nie spróbowałam, ale była to pierwsza od niepamiętnych czasów zupa, o której nie mogłam powiedzieć, że brzydko pachnie. Zazwyczaj wszystko co na mięsie gotowane ma denerwujący mnie zapach, tym razem było inaczej, więc w zupie pudliszkowej naprawdę jest coś wyjątkowego. Dowodem na to były szybko opróżniane talerze i krzyki: „ja chcę dokładkę!”

Kiedy dzieci jadły, mamy zostały zaproszone na zapoznanie się z nowymi smakami pudliszkowych koncentratów, tradycyjny zyskał trzy nowe wersje: z natką pietruszki, z bazylią i z czosnkiem. Ten ostatni wypróbowałam w domu gotując chińszczyznę, mój mąż powiedział, że dawno mi nie wyszła taka dobra :)) No cóż, my kobiety mamy swoje sekrety, zwłaszcza gdy Pudliszki troszkę pomogą!

Po obiedzie przyszedł czas na deser – pyszną szarlotkę upieczoną przez panią Anię. Jak nie jestem fanką tego ciasta, tak zjadłam dwa kawałki (a co tam, odchudzać się będę w styczniu).

Na koniec dzieci dostały dyplomy za ugotowanie pysznej zupy pudliszkowej i pięknie zapakowane prezenty, a w środku płyta „Do zjedzenia”, książka „Pichciuchy czyli rodzina w kuchni” i oczywiście koncentraty w czterech smakach. Pudliszki zamieszkają u nas w domu na dłużej 🙂

Fartuszki też powędrowały do domu małych kucharzy. W tej chwili jest to ulubiony strój mojego dziecka – pierwsze słowa jakie wypowiada po przebudzeniu to: „chcę się napić”, drugie: „gdzie mój fartuszek?”

Popołudnie z Pudliszkami było naprawdę bardzo udane, co chyba widać na zdjęciach?

A Wy jak często gotujecie zupę pudliszkową? Może macie małe triki kuchenne, którymi się z  nami podzielicie?

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Hanna Szczygieł
11 lat temu

Super, tylko pozazdrościć!

MIrella
MIrella
11 lat temu

Nie zazdrość, ugotuj :))

Joanna Pawlińska
Joanna Pawlińska
11 lat temu

Przyznam się bez bicia, pomidorówka to jedno z niewielu dań, które mi kompletnie nie wychodzi 😉 Nie pytajcie mnie jak może nie wyjść.

Magda
Magda
11 lat temu

Ulubiona zupka mojej córci póki co 🙂

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu

Fajnie byłoby się wybrać na takie wspólne gotowanie!
Czy Pudliszki nie organizują czasem warsztatów poza Warszawą?

Boże Narodzenie 26 listopada 2012

Tajemnica Bożego Narodzenia dla najmłodszych

Wolnymi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Coraz szybciej witryny sklepowe są zarzucane tematyką świąteczną, wszędzie pełno choinek, bombek, światełek, z megafonów docierają do nas kolędy, jednym słowem – przesyt. Czy także Wy odnosicie wrażenie, że kiedy przychodzi czas by wspólnie usiąść przy stole, człowiek ma już serdecznie dość świąt, że gdzieś ta świąteczna atmosfera uciekła?

Wkrótce rozpocznie się Adwent, czas poprzedzający Boże Narodzenie. To także czas przygotowania, nie tylko pod względem kulinarnym, estetycznym, prezentowym, lecz przygotowania nas i naszych dzieci na szczególny czas, jakim jest Boże Narodzenie.

Jak przygotować nasze dzieci do Świąt, jak wytłumaczyć im czym jest Adwent, na czym polega czas oczekiwania? Zacznijmy może od zrozumienia, czym tak naprawdę on jest.

W IV wieku ustalono, że pierwszy dzień Adwentu przypada w niedzielę, dokładnie cztery tygodnie przed 25 grudnia. Adwent pochodzi od łacińskiego słowa „adventus” oznaczającego przyjście, nadejście króla. To przede wszystkim czas refleksji i wewnętrznego skupienia, czas oczekiwania, przygotowania się na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa.

W wielu kościołach praktykowane są różne tradycje pełne symboli i znaków.
W Kościele rzymskokatolickim odbywają się o świcie msze zwane Roratami, w  Kościele luterańskim i innych Kościołach ewangelickich wraz z pierwszą niedzielą adwentową na nabożeństwach pojawią  się wieńce adwentowe z czterema świecami, kolejno zapalanymi w następne niedziele adwentowe. Tak, wieniec adwentowy jest tradycją protestancką, która przyjęła się także w Kościele rzymskokatolickim w latach 20-tych ubiegłego stulecia, a później podbił także Europę i świat. Pierwszy wieniec adwentowy zawisł w Hamburgu w grudniu 1839 roku w ewangelickim ośrodku dla sierot, prowadzonym przez ks. Johanna H. Wicherna.

Kalendarzyk adwentowy to rzecz, którą pamięta chyba każdy z nas. Kiczowaty, przesłodzony obrazek, 24 okienka ukrywające małą czekoladkę. W pewien sposób sprawiał, że oczekiwaliśmy na kolejny dzień, by móc odkryć, jaki kształt będzie kolejnej czekoladki, a tym bardziej by szybciej ją zjeść. Dziś także możemy je znaleźć na sklepowych półkach, choć moim zdaniem nie przygotowują naszych dzieci do Świąt Bożego Narodzenia, jeśli nie łączą się z rozmową dlaczego ten  czas oczekiwania jest tak ważny.

W jaki sposób pomóc naszym skarbom przybliżyć czas Adwentu?

Po pierwsze sami możemy przygotować, kalendarzyk adwentowy dla naszych dzieci. Jeśli brak Wam wyobraźni, wystarczy wyszukać pomysłów u Wujka Google. Z mojej strony gorąco polecam wykonanie kalendarzyka z prostych i najtańszych produktów np.:

Kalendarzyk adwentowy  z pudełek po zapałkach:

Będziecie potrzebować:
24 pudełka po zapałkach, klej, kolorowy lub ozdobny papier, nożyczki, marker lub mazak.

Puste pudelka po zapałkach sklejamy ze sobą – np. w  w cztery rzędy i sześć kolumn, lub osiem rzędów i trzy kolumny. Boki i tył sklejonych pudełek obklejamy kolorowym papierem. Z przodu pozostało nam tylko narysowanie świątecznego motywu tj. choinki, bombki, śnieżki i ponumerowanie pudełek po kolei. Do każdego włóżmy drobny prezencik, np. fragmenty lego, życzenia, zadania, kolorowanki – decyzję pozostawiam Wam.

Co zrobić z zapałkami, które zostaną po opróżnieniu pudełek? Każdą zapałkę wystarczy trochę nadpalić i uruchomić wyobraźnię, by stworzyć np. taki wzór z zapałek.

Kalendarzyk adwentowy dla najmłodszych

Wraz z mężem w tym roku postawiliśmy na symbolikę. W widocznym miejscu w domu ustawimy 24 małe świeczki – podgrzewacze. Codziennie popołudniu będziemy zapalać odpowiednią ilość świeczek, które będą paliły się aż do wieczora. W ten sposób możemy wyjaśniać naszemu maluchowi, że kiedy zapalimy wszystkie lampki obudzi się ten szczególny czas Bożego Narodzenia.

Dla trochę starszych dzieci i rodziców

Proponuję Wam lekturę „Tajemnica Bożego Narodzenia” Jostein’a  Gaarder’a, autora bestselleru „Świat Zofii”. Na każdy dzień – począwszy od 1 grudnia do 24 grudnia – czekają na nas historie, w których wędrujemy z orszakiem podążającym do Betlejem, aby zdążyć na narodziny Chrystusa.

Świetną zabawą dla dzieci jest przygotowanie wspólnych ozdób świątecznych na choinkę. Każdego dnia wraz dzieckiem wykonajmy własnoręcznie ozdobę – to może być łańcuch, malowana bombka ze styropianu, piernikowy ludzik, suszone pomarańcze, itp. Wierzcie mi nikt nie będzie miał tak przyozdobionej choinki jak Wasza.

Jakie są Wasze zwyczaje, tradycje związane z Adwentem, które są obecne w Waszych domach?

 

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kasia Kowalska
11 lat temu

A my mamy w tym roku taki kalendarz adwentowy 🙂

Edyta Golonka
11 lat temu

Oj ten czas tak naprawdę ucieka a święta nie są takie jak dawniej gdy było się dzieckiem

Anna Stefanek
10 lat temu

U mnie od zawsze tradycją jest kalendarz adwentowy… I mimo, że mam prawie 30lat to w tym roku też będzie 😉

Roksana Krysa
10 lat temu

U mnie też kalendarz adwentowy! Lat 27 i już wiem, że mi Mikołaj przyniesie hehe 😀

Maria Ciahotna
8 lat temu

Widziałam fajny pomysł na skarpetkowy kalendarz adwentowy, a że po domu plącze się kilka takich skarpetkowych sierotek, to może właśnie taki zrobimy w tym roku. Starsza córka pewnie będzie chodziła z babcią na roraty – ja jestem gdzieś za dwa tygodnie mam termin rozwiązania, więc będę bardziej udomowiona… Ale chętnie spędzę ten czas z młodszymi dziećmi, są ciekawe świata, więc będziemy sobie opowiadać tak, jak podpowiadacie w artykule 🙂

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close