Emocje 17 czerwca 2021

Psychoterapia to nie rozmowa z przyjaciółką

Psychoterapia nie da porady, czy się rozwieść, czy odejść z pracy. Psychoterapeuta nie doradza, co zrobić w danej sytuacji. Katarzyna Kucewicz, psycholożka i psychoterapeutka z Poradni Zdrowia Psychicznego Harmonia podkreśla, że terapeuta towarzyszy nam w procesie zmiany. Decyzje podejmujemy sami.

Wielu osobom psychoterapia kojarzy się po prostu z opowiadaniem o swoich problemach komuś innemu niż przyjaciółce. Po co nam psychoterapia?

Metody, którymi się posługujemy są przebadane naukowo i zdecydowanie różnią się od pogawędki przy kawie, wróżbiarstwa czy nawet treningu rozwoju osobistego. Terapia nie polega na doradzaniu w oparciu o intuicję, lecz na dobraniu odpowiedniej techniki oraz takiej metody, która najlepiej pomoże pacjentowi. Nasze oddziaływania mają na celu uświadomienie pacjentowi, na czym polega jego problem, pokazanie mu, w jaki sposób zmiana myślenia może poprawić jakość życia, jaki on sam może mieć wpływ na zmianę swojego działania. Psychoterapia pomaga leczyć konkretne zaburzenia, np. zaburzenia odżywiania czy nastroju, ale też ogólnie poprawić jakość życia emocjonalnego, poprawić kontakty z innymi ludźmi, zwiększyć motywację do działania, pewność siebie.

Jakie wykształcenie jest niezbędne, by zostać terapeutą?

Psychoterapię powinni prowadzić jedynie specjaliści – żeby zostać psychoterapeutą, należy wpierw skończyć studia wyższe – najlepiej psychologię, medycynę, pedagogikę czy inny kierunek humanistyczny. Ale to nie wszystko. Zanim psychoterapeuta rozpocznie swoją praktykę, musi również ukończyć profesjonalne szkolenie podyplomowe z psychoterapii, najlepiej potwierdzone dodatkowo certyfikatem. Trwa ono zazwyczaj cztery lata. To nauka pracy w oparciu o wybrany przez siebie nurt terapeutyczny.

Jak zweryfikować, czy wybrany przez nas terapeuta spełnia te wymogi?

Można, a nawet warto spytać go, jaką szkołę ukończył i do jakiego towarzystwa psychologicznego należy. Warto zapytać, czy i u kogo poddaje się regularnej superwizji. Superwizja to spotkanie ze starszym kolegą po fachu, które ma za zadanie sprawdzać, czy terapeuta właściwie pracuje ze swoim pacjentem, czy jego interwencje są odpowiednie, czy jego stosunek emocjonalny do pacjenta jest poprawny. Superwizje są spotkaniami terapeutów, podczas których omawiane są ich interwencje, techniki i osobiste odczucia związane z prowadzonymi procesami terapeutycznymi.

To o tyle ważne, że w Polsce nie ma ustawy o zawodzie psychoterapeuty, co sprawia, że niektóre osoby nazywają się psychoterapeutami, a nimi nie są. Dlatego ja jestem orędownikiem sprawdzania i weryfikowania kompetencji, aby upewnić się, że jesteśmy w rękach profesjonalistów.

Wiemy już, na co zwracać uwagę w doborze terapeuty, ale warto wiedzieć także, że istnieje wiele nurtów psychoterapeutycznych. Skąd mamy wiedzieć jaki jest odpowiedni dla nas?

Istnieją setki technik i form psychoterapeutycznych. Mamy terapię indywidualną, grupową, terapię par i terapię rodzinną. Ale psychoterapię dzielimy też na kierunki, inaczej nurty terapeutyczne. Mamy ich wiele i choć tych wiodących jest kilka czy kilkanaście laikowi może być trudno się w nich rozeznać.

Dzięki tej różnorodności możemy dopasować pomoc do problemu pacjenta i jego specyfiki, bowiem każdy rodzaj psychoterapii charakteryzuje się innym, podejściem, sposobem prowadzenia terapii oraz założeniami teoretycznymi.

Najstarszym jest nurt psychoanalityczny, którego podstawą jest psychoanaliza freudowska. To terapia, która bada naszą nieświadomość i targające nami wewnętrzne konflikty. Omawiane są na niej trudności, jakie mogą wynikać ze stosowania przez nas mechanizmów obronnych. Psychoanalityk skupia się na analizowaniu naszych skojarzeń, marzeń sennych, fantazji, a nawet przejęzyczeń. Nierzadko tematem sesji jest specyfika relacji pacjenta z analitykiem. Psychoterapia ta jest długoterminowa – trwać może kilka lat, a częstotliwość sesji jest większa niż w innych nurtach (1-5 spotkań w tygodniowo).

Kolejny popularny nurt psychoterapii to terapia behawioralno-poznawcza. Polega ona na analizowaniu sposobu myślenia pacjenta i pokazywaniu mu, w jaki sposób subiektywne interpretacje rzeczywistości wpływają na nasze emocje i zachowania. Podczas psychoterapii poznawczo-behawioralnej pacjenci uczą się, jak zmienić sposób myślenia na taki, który będzie racjonalny i pozwalający realizować postawione sobie cele. Choć terapia jest krótsza niż psychoanaliza (trwa zwykle około 1-2 lat) bywa również bardzo pogłębionym procesem, w którym pacjent przygląda się i analizuje swoje dzieciństwo (tak dzieje się na przykład w psychoterapii schematów).

Inny popularny nurt: humanistyczno – egzystencjalny, opiera się na stworzeniu pacjentowi warunków do rozwoju oraz skłonieniu go do refleksji nad wyborami życiowymi. Podczas terapii kładzie się nacisk na to, aby czuł pełną akceptację i otwartość ze strony terapeuty, które to pomogą mu eksplorować siebie i wzrastać. Wsparcie psychoterapeuty pomaga wzmocnić pacjentowi swoje poczucie wartości i sprawia, że jest on w gotowości do pogłębiania samoświadomości. Zadaniem terapeuty jest pomaganie w odblokowaniu emocji poprzez wykorzystanie na przykład poruszających technik wyobrażeniowych.

Często praktykuje się także nurt systemowy, w którym problem rozpatrywany jest nie jednostkowo, a na płaszczyźnie rodzinnej. Terapeuci systemowi zapraszają często na sesje całe rodziny i wspólnie ze wszystkimi jej członkami omawiają piętrzące się trudności.

To kilka podstawowych, najpopularniejszych nurtów. Warto wgłębić się i poczytać o nich więcej, zrobić sobie rozeznanie zanim wybierzemy się na terapię, pozwala to uniknąć rozczarowań. Pomocna może być na przykład książka pod redakcją naukową prof. Lidii Grzesiak i dra Rafała Styły „Psychoterapia bez tajemnic. Podstawowa wiedza i praktyczne wskazówki” (Difin,2009)

Dlaczego to takie ważne?

Bo jesteśmy różni i mamy różne problemy. W niektórych nurtach terapeuta jest mniej aktywny, bardziej słuchający, dając pacjentowi szansę, aby jak najbardziej pogłębiał on swój strumień świadomości i skojarzeń bez zbytecznego ingerowania. W innych terapia bardziej polega na rozmowie, aktywnym dialogu niż słuchaniu. Ważne jest, aby mieć poczucie, że nasz terapeuta to osoba, którą się szanuje i ma do niej zaufanie. Jeżeli tego brakuje, to bez względu na to, w jakim nurcie odbywa się leczenie, z efektami może być krucho.

Są lepsze lub gorsze nurty?

Nie. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Czyli bez względu na nurt każda terapia leczy, jeśli pacjent jest gotowy na zmianę i pracę nad sobą. Ogólnie uważa się, że 70-80 proc. osób korzystających z psychoterapii odczuwa zmianę na plus, a więc odnosi korzyści. Ale warto też pamiętać, że czasami to, co jest korzyścią dla pacjenta, nie jest korzyścią w rozumieniu rodziny. Bo np., gdy trafia do nas osoba, która jest w bardzo toksycznym związku, a dzięki terapii wydostaje się z tej relacji, to z punktu widzenia eksmęża taka terapia zakończona jest porażką.

Czym się kierować, wybierając dla siebie nurt?

Dobrze jest poczytać i zorientować się, czego potrzebujemy, czego oczekujemy od terapii. Jeżeli naszym celem jest lepsze zrozumienie siebie, pogłębienie świadomości na swój temat i zrozumienie, czemu w różnych sytuacjach życiowych odzywają się w nas nieadaptacyjne schematyczne tendencje – dobrym wyborem będzie nurt psychoterapii schematów.
Jeżeli mamy problemy z zaburzeniami odżywiania np. powtarzające się epizody bulimiczne, to zdecydowanie lepszy byłby nurt poznawczo – behawioralny, który pozwoli wypracować i wyhamować objawy. Ale tak naprawdę wszystkie nurty prowadzą do celu, jakim jest poprawa kondycji psychicznej pacjenta.

Czy w trakcie terapii można zmienić terapeutę?

Oczywiście. Natomiast zanim się na to zdecydujemy, warto porozmawiać z obecnym terapeutą o tym, co nam przeszkadza i dlaczego chcielibyśmy zmiany. Bo być może to nie jest kwestia terapeuty, lecz naszych oczekiwań, błędnej interpretacji jego intencji. A może sami nie jesteśmy gotowi na zmianę i ciągle przeskakujemy z jednego terapeuty do innego szukając w nim przyjaciela lub pochlebcy, a niekoniecznie kogoś, kto pomoże nam skonfrontować się z prawdą. Kiedy trafia do mnie pacjent, który mówi, że chodził na terapię przez pół roku, ale doszedł do wniosku, że jego terapeutka go irytuje, doradzam, aby jednak dał jej szansę, odważył się powiedzieć jej wprost, co mu nie pasuje. Często tego rodzaju reakcja zdarza się, kiedy psychoterapeuta zaczyna być ważny, przypominać kogoś ważnego z przeszłości – wtedy może irytować. Albo kiedy mówi rzeczy niewygodnie prawdziwe. Dla pacjenta taka konfrontacja bywa nauką, jak zamiast ucieczki rozmawiać o problemie. Często rozwija relację terapeutyczną.

A zdarza się odwrotna sytuacja – że to terapeuta rezygnuje z pacjenta?

Raczej rzadko, ale może się zdarzyć. Warto nie brać tego do siebie, to najczęściej nie jest wina pacjenta. Może taki terapeuta odkrywa, że nie czuje się kompetentny w problemach, z którymi przychodzi pacjent? Ja na przykład nie czuję się ekspertem w temacie anoreksji i kiedy trafiają do mnie osoby z takim problemem, odsyłam je do kogoś, kto się na tym zna. Czasem zdarza się, że terapeuta sugeruje konsultację neurologiczną, psychiatryczną, czy seksuologiczną, bo uznaje, że warto, aby na nasze trudności ktoś spojrzał pod innym kątem.

Wokół psychoterapii krąży wiele mitów. Niektórzy uważają na przykład, że terapeuta czyta w myślach i z tego powodu są niechętnie nastawieni do psychoterapii.

Faktycznie, jest wiele stereotypów na temat psychoterapii, a ten jest jednym z nich. Podobnie wiele osób jest przekonanych, że za pomocą „swoich sztuczek” terapeuta jest w stanie postawić pacjenta szybko na nogi.

Oczywiście nie jest to prawdą. Psychoterapeuta nie czyta w myślach i nie ma pojęcia co pacjentowi chodzi po głowie. Mało tego – wcale nie wie, co jest dla niego najlepsze, bo nie jest ekspertem od jego życia. Terapeuta towarzyszy pacjentowi w procesie zmiany, oświetla drogę i pokazuje w którą stronę iść. Ale nie wie wszystkiego.

Warto sobie uświadomić, że terapia to nie jest rozmowa z przyjaciółką, podczas której pogryzając ciasteczka rozmawiamy sobie o naszych problemach. W trakcie terapii problemy pacjenta są priorytetem, terapeuta swoje zostawia dla siebie, dzieli się swoimi doświadczeniami tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Terapia to nie jest też miejsce na uzyskiwanie porad zero-jedynkowych. Bardzo często pacjenci pytają: „To mam się rozwieść czy nie?, „Mam zmienić zawód czy nie?”, albo po prostu: „Co mam zrobić w tej sytuacji?”. Dawanie rad nie leży w naszej kompetencji, my tylko możemy pokazywać, jakie są opcje do wyboru, ale decyzję musi podjąć pacjent.

Czy terapeuta powinien mieć podobny system wartości jak pacjent?

Tak naprawdę terapeuta nie powinien podczas sesji pokazywać swoich wartości i przekonań, wygłaszać swoich opinii światopoglądowych. Powinien być neutralny i bezstronny.

Trzeba jednak zaznaczyć, że światopogląd miesza się z wiedzą naukową i terapeuta zawsze powinien stać po stronie nauki. Np. nauka jasno mówi, że nasze orientacje psychoseksualne są naszymi osobistymi cechami i wszystkie są normalne, więc terapeuta, który się z tym nie zgadza, przeczy nauce. Nie wyobrażam sobie na przykład sytuacji, że psychoterapeuta nie akceptuje osób nieheteronormatywnych, to jest absolutnie nieprofesjonalne i kwestionuje prawdę naukową.

No dobrze, jesteśmy zdecydowani wybrać się do terapeuty. Jak się przygotować do pierwszej sesji?

Nie trzeba się przygotowywać. Zachęcam do tego, żeby być jak najbardziej szczerym i autentycznym, nie udawać, nie krygować się, nie cenzurować. Mówić co czujemy i myślimy, oczywiście w zależności od tego, na ile możemy sobie pozwolić emocjonalnie. Jeśli nie czujemy zaufania i choć mamy ochotę opowiedzieć o jakiejś traumie, coś nas hamuje – nie róbmy tego. Warto otwierać się w swoim tempie. Liczy się szczerość. Można na przykład powiedzieć: „Chciałabym o tym porozmawiać, ale nie czuję się jeszcze gotowa”. Podczas pierwszego spotkania terapeuta zazwyczaj przeprowadza wywiad psychologiczny, czyli rozmowę, podczas której zbiera informacje na temat problemu, historii życiowej pacjenta.

Niektóre pytania mogą być niewygodne. Na przykład mogę zapytać o to, czy zdarzyły się jakieś próby samobójcze, a to jest pytanie bardzo intymne i ktoś może nie chcieć na nie odpowiedzieć na pierwszej wizycie. To jest zupełnie w porządku, kiedy powiemy „nie chcę o tym mówić”.

Co zrobić, jeśli po kilku miesiącach terapii wciąż nie widzę poprawy?

Jeśli nas to niepokoi lub zastanawia, warto powiedzieć o tym terapeucie. Spostrzeżenia, co nam się nie podoba, albo czego nam brakuje, są bardzo ważną częścią terapii. Dobrze jest też mieć świadomość, że nasze nastroje podczas psychoterapii mogą być zmienne.

Czasami czujemy się lepiej, a potem znowu o wiele gorzej, bo na przykład terapeuta poruszył z nami temat molestowania w dzieciństwie. Czasem terapia boleśnie uzmysławia nam pewne rzeczy, np. że ani mama, ani tata nie byli wobec nas w porządku, że doświadczyliśmy dużo niesprawiedliwej przemocy. Kiedy nazywa się po imieniu to, co się kiedyś z nami działo, to zanim poczujemy się lepiej, najpierw będzie gorzej. Możemy myśleć: „Na co mi była ta terapia, nie pamiętałam tego wszystkiego, a teraz sobie przypomniałam i jestem wściekła na swoją mamę, nie chcę się odzywać do ojca”. To przejdzie, kiedy uporamy się z emocjami i nauczymy dbać o swoje zranione części JA.

Są sytuacje, w których terapeuta jest zwolniony z utrzymania tajemnicy zawodowej?

Na koniec pierwszej sesji z terapeutą zazwyczaj rozmawia się o tak zwanym kontrakcie, czyli zasadach relacji terapeutycznej. Jednym z jego punktów jest powiedzenie sobie wprost, że jeżeli pacjent wyraża myśli samobójcze lub jeżeli coś zagraża życiu lub zdrowiu pacjenta lub jego bliskich, bo na przykład planuje komuś zrobić krzywdę – to terapeuta ma obowiązek zgłoszenia tego, nawet kosztem łamania zasady tajemnicy zawodowej.

Wszystkie inne sprawy są natomiast objęte tajemnicą zawodową: wszystkie dziwne przemyślenia, fantazje, wstydliwe myśli – to wszystko zostaje w gabinecie.

Kiedy powinniśmy zakończyć terapię?

O końcu terapii dobrze jest zdecydować razem z terapeutą, a nie na przykład wysyłając mu sms o treści: „Dziękuję, już nie chcę tego ciągnąć” lub po prostu nie przychodząc na kolejne spotkanie. I to nie dlatego, żeby terapeucie nie było przykro, ale dlatego że zakończenie terapii też jest bardzo ważne, to zamykanie pewnego procesu. Najczęściej wychodzi naturalnie – terapeuta widząc, że czujemy się lepiej może nam zasugerować, że nasze spotkania zbliżają się do końca. Może się zdarzyć, że boimy się końca terapii, tego co będzie dalej, myślimy: „Żyłam od sesji do sesji, jak sobie teraz poradzę sama”. Ale pamiętajmy, że zakończenie terapii nigdy nie jest gwałtowne, to proces. Już miesiąc, dwa wcześniej zaczynamy mówić o tym, że powoli zbliżamy się do końca, dzieje się to za zgodą pacjenta. Pożegnanie jest bardzo ważnym elementem leczenia.

Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl

Katarzyna Kucewicz, psychoterapeutka,

Jest psycholożką, psychoterapeutką i seksuolożką. Specjalizuje się w krótkoterminowej pomocy psychologicznej dla osób indywidualnych oraz par doświadczających kryzysów życiowych, mających kłopoty w relacjach osobistych i będących w trudnej sytuacji emocjonalnej. Doświadczenie zawodowe zdobywała pracując w pierwszej oraz drugiej klinice psychiatrycznej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Od 12 lat zajmuje się prowadzeniem psychoterapii indywidualnej oraz partnerskiej. Przyjmuje m. in. W Poradni Zdrowia Psychicznego Harmonia w Warszawie. Przynależy do Polskiej Federacji Psychoterapii. Prowadzi stronę www.kasiakucewicz.pl.

Źródło informacji: Serwis Zdrowie

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Lifestyle 16 czerwca 2021

Polska oferuje światu innowacyjne, przepyszne opakowania jadalne!

Mowa tu o naczyniu, które zaprojektowała i stworzyła para przedsiębiorców, działająca pod nazwą BreadPack.

Bredpaki, to skromnie i powoli wkraczające na rynek chrupiące przekąski, które pewnie zastępują jednorazówki z plastiku, styropianu, czy inne, nie do końca ekologiczne alternatywy, np. naczynia wielomateriałowe lub ulegające częściowej biodegradacji, ale nie kompostowalne.

Czym jednak bredpaki różnią się od już dostępnych, naprawdę ekologicznych naczyń jednorazowych? Są nie tylko oparte na składnikach roślinnych i w pełni kompostowalne. Skutecznie poszerzają skromny obecnie asortyment takich opakowań. Wprowadzają zupełnie nową jakość i stają się pozytywną alternatywą nie tylko dla środowiska. Konsumenci otrzymują produkt zaskakująco smaczny i przyjemnie chrupiący, a gastronomia naczynie, na którym może zbudować zupełnie nową propozycję w menu.

Prace nad stworzeniem autorskich misek rozpoczęły się w Polsce ponad dwa lata temu i ich inicjatorami byli wspomnieni już Angelika Szkołuda i Eugeniusz Adintsov. Wcześniej zarządzali oni polską częścią międzynarodowej franczyzy i prowadzili produkcję maszyn do wypieku jadalnych kubków, dla całej sieci ukraińskiego wege konceptu Soup Culture. W 2019 roku zdecydowali, że chcą wyjść naprzeciw potrzebom indywidualnych przedsiębiorców i właścicieli gastronomii – coraz szerszego grona osób, które zwracały się do nich z informacją, że bezskutecznie próbują znaleźć smaczne, jadalne naczynia dla swojej gastronomii. Duet podjął wyzwanie i w ciągu dwóch lat pracy stworzył, nieobecną dotąd na rynku, technologię oraz piec do wypiekania bredpaków. Nazwa pojemników, czyli spolszczona wersja nazwy marki, nawiązuje do ciasta, z którego miseczki są wyrabiane. Przypomina ono poniekąd ciasto chlebowe, jednak nie jest to porównanie oddające charakter bredpaków. W ich składzie mamy tylko naturalne składniki: mąkę pszenną, wysokiej jakości olej rzepakowy, len mielony, wodę oraz szczyptę soli i pieprzu, co dzięki właściwościom maszyny do wypieku, zamienia się w naczynie i przekąskę w jednym. Bredpaki z powodzeniem, bez negatywnego wpływu na smak potrawy, zastępują naczynia gastronomiczne, cateringowe i wszystkie te, które służą nam jednorazowo, w podróży lub w domu, podczas imprez okolicznościowych. Wiele posiłków zyskuje dzięki nim nową odsłonę. Zagryziony chrupiącą miseczką hummus, jajecznica, kaszotto, gulasz, leczo, deser i wiele innych wspaniale się z nią łączy. Razem tworzą spójną całość i są przykładem szybkiego dania w absolutnie naturalnej, innowacyjnej odsłonie.

Bredpaki, od niedawna są już dostępne w regularnej sprzedaży na stronie internetowej producenta: https://breadpack.pl. Firma pokonała covidowe perturbacje, które zupełnie wywróciły plan wejścia na rynek w 2020 roku. Trudny czas został wykorzystany efektywnie – na wykonanie dodatkowych badań, zebranie opinii od pierwszych klientów i udoskonalenie całego procesu produkcji. Teraz BreadPack mierzy się z wyzwaniem, jakim jest zbudowanie relacji opartej na zaufaniu do nowego produktu. Przekonanie odbiorców sceptycznych wobec wyboru ekologicznych zamienników, że opcje eko, to rozwiązanie korzystne dla każdej strony, a nie rezygnacja z czegoś, wymaga konsekwentnych działań i cierpliwości. Producenci bredpaków wierzą, że odpowiedzialne idee i technologie przyczynią się do realnej zmiany naszych przyzwyczajeń i zwiększą otwartość konsumentów na propozycje tworzone z myślą o środowisku.

 

Źródło informacji: BreadPack

 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 15 czerwca 2021

Smaki dzieciństwa – ulubione dania z czasów młodości

Lubię wracać wspomnieniami do czasów dzieciństwa i wygrzebywać z zakamarków pamięci te chwile, które mocno się w niej zapisały, wywołując uśmiech na mej twarzy. Szczególnie chętnie przywołuję w myślach podwórkowe zabawy, wakacje i smaki.

Po dziś dzień w magiczny sposób przenoszą mnie na chwilę do lat wczesnej młodości. Głęboko w pamięci zapadł mi obraz nadmorskich plaż czy odpustów, gdzie na straganach królowały kolorowe cukierki, żelki, balony z helem, czy magiczna maszyna do waty cukrowej. Uwielbiam opowiadać o tym moim dzieciom. Gdy obserwuję je, jak się razem bawią, albo kłócą, a także co jedzą i kiedy wybrzydzają – przypomina mi się, co ja robiłam ze swoimi braćmi i co lubiłam pałaszować.

Ogólnie rzecz biorąc, pamiętam siebie jako niejadka, a przynajmniej wybredne dziecko, zupełnie, jak moja córka ? Mięsa nie lubiłam, na większość warzyw kręciłam nosem. Właściwie najchętniej zjadałam chleb z żółtym serem, wszelkie kluski i pierogi, no i oczywiście to, w czym królował cukier – o zgrozo, takie zło dzisiejszych czasów! 😀 Zamieniane obecnie na ksylitol, erytrol i inne zdrowsze jego opcje ?

W każdym razie do brzegu, smaki dzieciństwa, które po dziś dzień ciepło wspominam i za którymi tęsknię, to…  

Makaron z twarogiem posypany cukrem – najprostsze danie, jakie można zaserwować dzieciom. Sama też chętnie je proponuję, gdy dopadnie nas głód lub chęć na coś słodkiego.

Ziemniaki ze śmietaną – w zawiązku, z tym że nie przepadałam za mięsem, na okrągło mogłam zjadać same ziemniaki ze śmietaną. Najlepiej smakowały (i smakują nadal) przysmażone na złoto-brązowy kolor i popite zsiadłym mlekiem albo maślanką.

Chleb posypany cukrem albo posmarowany miodem – najszybsza kanapka świata! 

Kopytka, leniwe kluski, tudzież pierogi, pampuchy – każda mączna wariacja, okraszona roztopionym masłem, bułką tartą lub śmietaną i cukrem, albo sokiem owocowym, zawsze była mile widziana i wywoływała dosłownie ślinotok. Nie zmienia się to na przestrzeni lat, nic a nic!

Sałatka à la dziadzio Tadzio, czyli najprostsza sałatka, jaką serwował mój dziadek, z pomidorów, ogórków małosolnych i cebuli, idealna na letni upalny dzień! 

Truskawki ze śmietaną i cukrem – ojj tym mogłam objadać się do znudzenia, na śniadanie, obiad i kolację – obecnie tę samą miłość do truskawek odczuwa mój najmłodszy syn.

Chałka z masłem – niby nic specjalnego, a jaki rarytas, moje dzieciaki też uwielbiają.

Kasza manna z roztopionym masłem, posypana cynamonem i cukrem lub polana sosem owocowym – ulubiony przysmak z przedszkola i szkolnej stołówki, mniam!

Chleb z masłem i zielonym ogórkiem, albo z pomidorami – przygotowywany przez moją babcię na plaży, podczas wspólnych wakacji nad polskim morzem. Do dziś wspominamy razem z braćmi, jak babcia siedziała na swoim turystycznym krzesełku i nie nadążała smarować chleba i kroić warzyw, tak łapczywie zajadaliśmy te skromne, ale jakże smaczne kanapki! 😀

Naleśniki z serem, ewentualnie z dżemem truskawkowym – naleśniki mojej mamy, poskładane w małe kwadraciki, to było niebo w gębie! 

Pierogi ruskie babci – idealne ciasto i idealny farsz, lekko pikantny, ajj co ja bym dała, żeby jeszcze zjeść tak pyszne pierogi! Szkoda, że babcia nie ma już sił, by je lepić, a spod mojej ręki niestety nie wychodzą tak dobre. To samo mam zresztą z burakami, te od babci zawsze smakują lepiej! 

Racuchy z jabłkami – pięknie pachnące cynamonem, obowiązkowo posypane cukrem pudrem, palce lizać! 

Pomidory zerwane prosto z krzaka u dziadka w szklarni i marchew wykopana z jego ogródka – smak i zapach tych pomidorów był niesamowity. Dzisiejsze warzywa z marketów, nie dorastają im do pięt! Tak samo marchew, szczególnie że nie była przez nas myta, tylko otrzepana trochę z ziemi.

Agrest z krzaczka i porzeczki – również od dziadka z ogródka, kwaśne jabłka zerwane z drzewa pod blokiem, na które wszyscy się wspinaliśmy, i mirabelki… 

Faworki obsypane cukrem pudrem, które babcia szykowała nam do auta, na długą podróż nad morze.

Rabarbar maczany w cukrze – z rozrzewnieniem wspominam, jak kwaśny smak rabarbaru wykrzywiał mi buzię i jak obficie maczałam go w cukrze.

Lody na gałki – w tym zestawieniu nie może ich zabraknąć, bowiem często wspominam je, gdy wracam myślami do dzieciństwa. Dokładnie pamiętam lodziarnię u dziadków, do której biegałam z braćmi. Wybór smaków był wtedy niewielki, ale za to, jaka była cena – 50 groszy! 😀 Babcia dawała nam drobniaki na lody nawet dwa razy dziennie 😀 Dziś byłoby to już małym szaleństwem, biorąc pod uwagę fakt, że obecnie za jedną gałkę trzeba zapłacić około 4 złote.

No i wata cukrowa – do dziś nie mogę wyjść z podziwu nad jej fenomenem. Niby zwykły cukier, a w okamgnieniu niemalże magicznie zostaje zmieniony w puszyste niteczki. Wyglądem przypomina delikatny obłok nabity na drewniany patyczek – nic więc dziwnego, że każde dziecko zachwyca się jej widokiem, a zaraz potem słodkim smakiem.

Niesamowite dla mnie jest to, że tak prosty łakoć nie traci na swej popularności i od lat jest nieodłącznym elementem wszelkich festynów, odpustów i różnych innych imprez. Nawiasem mówiąc, do stoiska z watą cukrową zawsze są kolejki – zauważyliście to? 😀 Moje dzieciaki, zupełnie jak ja w ich wieku, nie potrafią przejść obok niego obojętnie. A ponieważ dziś dodaje się do cukru barwniki, dzięki którym można tworzyć piękne tęczowe waty, zachwyt dzieci (i nie tylko) jest jeszcze większy.

A ponieważ cena pojedynczej waty jest wyższa niż zakup kilograma cukru, czasem zastanawiam się, czy nie sprawić sobie maszyny do waty cukrowej do domowego użytku? 😀 Skoro mam gofrownicę, z której często korzystam, to i takie urządzenie przy dzieciach mogłoby się przydać… 

A Wy, jakie smaki dzieciństwa najczęściej wspominacie? Za czym najbardziej tęsknicie? Do czego chętnie wracacie i czy udaje Wam się wydobyć, choć w połowie ten sam smak, gdy sami przygotowujecie jakiś posiłek/łakoć?

 

 

Wpis powstał we współpracy z firmą Expondo.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close