Zero waste – filozofia życia, która zmieni świat?
Zero waste znaczy dosłownie – zero marnowania. Trend ten zrodził się, a jakże, w Stanach Zjednoczonych, a jego idee są ściśle powiązane z ekologią. Mniej śmiecenia, mniej wyrzucania, mniej marnotrawienia. Moim prywatnym zdaniem to powrót do tego, co mieliśmy w Polsce jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Zero waste – zasady
Jak każda filozofia, tak i zero waste ma swoje zasady. Przy czym warto zauważyć, że są to konkretne rzeczy, które możemy wprowadzić w życie, a nie żadne uduchowione tyrdum dyrdum typu: myśl pozytywnie, uśmiechnij się do pięciu osób, oddychaj przeponą. Nie. Zero waste wprowadza konkretne rozwiązania:
- Naucz się odmawiać. W tym wypadku nie chodzi o odmawianie wszystkim wszystkiego, ale o odmawianie przyjmowania rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebujemy. W jakie pułapki wpadamy najczęściej? Bierzemy ulotki, gratisy (bo ładne i za darmo), przynosimy do domu gazetki z marketów, dajemy sobie wcisnąć próbki kosmetyków, których nie potrzebujemy i nie wykorzystamy. Mało tego – szybko je po prostu wyrzucimy, tym samym przyczyniając się do zwiększenia produkcji śmieci.
Czy nasza odmowa coś zmieni? Pojedynczy człowiek wiele nie zdziała, ale im więcej osób przestanie przynosić do domu niepotrzebne gadżety, tym szybciej firmy wycofają się z ich produkcji.
- Ogranicz swoje potrzeby. Zasady rządzące rynkiem są proste – marketingowcy doskonale wiedzą, że aby coś sprzedać, najpierw muszą nam wmówić, że faktycznie tego czegoś potrzebujemy. Sprytne sztuczki socjotechniczne sprawiają, że kupujemy kolejną kompletnie niepotrzebną rzecz, święcie wierząc, że bez niej nie damy rady normalnie funkcjonować. A czy aby na pewno musimy zmieniać całą garderobę co sezon albo wyrzucać stary, ale działający robot kuchenny tylko dlatego, że ten nowy ma o jedną funkcję więcej? Chyba najbardziej jaskrawym przykładem jest częste zmienianie smartfonów, bo przecież „dwuletni to już złom”. Zgodnie z filozofią zero waste powinniśmy nie tylko odpowiedzialnie podejmować decyzje o wydawaniu własnych pieniędzy, ale też zastanowić się, co stanie się z kupionymi przez nas produktami, kiedy już przestaną nam służyć.
- Używaj rzeczy używane. Niekoniecznie chodzi o to, by ubierać się wyłącznie w lumpeksach, aczkolwiek jest to jak najbardziej zalecane. Ta zasada ma nas zachęcić do korzystania ze wszelkich przedmiotów z drugiej ręki (to, że komuś przestało być potrzebne, nie oznacza, że nam nie będzie dobrze służyć), używania przedmiotów, dopóki się da (nic to, że na rynku są nowsze modele), stawiania na rozwiązania wielorazowe – woreczki na warzywa, torby na zakupy, szklane butelki zamiast plastikowych, bidony itp. Z kupowania wszelkich jednorazówek (talerze, kubki, długopisy, golarki, napoje w plastikowych butelkach) po prostu trzeba zrezygnować. Im więcej używanych rzeczy kupimy, tym mniej nowych będzie potrzeba, a więc pośrednio przyczyniamy się do ograniczenia zaśmiecania planety.
Używanie rzeczy używanych wymaga dużych zmian w mentalności, bo niestety ostatnie lata rozbuchanego konsumpcjonizmu wyrobiły w nas przekonanie, że sięganie po przedmioty używane świadczy o niskim statusie materialnym i jest zwykłym obciachem.
Kiedyś spotkałam pewną panią, niemłodą, która opowiadała mi, jak to po wojnie w każdym domu była szafa, a w tej szafie półka na rzeczy do przerobienia i użycia jeszcze raz. O wszystko było ciężko, więc nic się nie wyrzucało. Patchworkowe kołdry wcale nie są wynalazkiem ostatnich lat. Ta pani z przykrością mówiła o swojej córce, która wyrzuca niepotrzebne rzeczy i przy okazji pieniądze na nowe. Tak, tak, zero waste królowało w Polsce już w latach pięćdziesiątych!
- Naucz się dawać drugie życie rzeczom. Domowy recykling to bardzo fajna sprawa. Wystarczy trochę wyobraźni i można wyczarować coś fajnego z przedmiotów, które miały iść na śmietnik. Oczywiście wymaga to trochę wprawy, ale z czasem można się nauczyć dostrzegać potencjał w czymkolwiek, choćby i połamanym krześle. Warto też nauczyć się naprawiać to, co wymaga naprawy, zanim uznamy, że naprawdę naprawić się nie da.
Jeśli już rzeczywiście musimy coś wyrzucić, powinniśmy pamiętać o recyklingu. Segregowanie śmieci pozwala na łatwiejsze ich zagospodarowanie. Niesegregowane po prostu trafią na wysypisko lub, o zgrozo, na dno oceanu.
- Naucz się robić kompost. Z tym kompostem to może być trochę trudno, bo nie przy każdym bloku stoją kompostowniki, a w mieszkaniu o produkcję kompostu ciężko (aczkolwiek chodzą plotki, że da się na balkonie). Ale jak ktoś ma kawałek własnego podwórka, powinien o takim rozwiązaniu pomyśleć. Dzięki niemu wszelkie resztki jedzenia zamieniają się w pełnowartościowy nawóz, który przyda się do nawożenia roślin ogrodowych.
Zero waste na co dzień
No dobrze, a co takiego można robić na co dzień, by żyć w zgodzie z ruchem zero waste? Przecież codziennie nie kupujemy nowych telewizorów, nikt nam masowo nie wciska ulotek, nawet śmieci nie zawsze wyrzucamy codziennie. To, co na pewno warto, to mieć w torebce bądź plecaku torbę na zakupy (jeszcze w czasach mojego dzieciństwa było to oczywiste), bo nigdy tak na dobrą sprawę nie wiemy, kiedy zdarzy nam się wejść do sklepu. Rzeczy, których już nie potrzebujemy, można zaoferować innym osobom. Trend, który niegdyś był bardzo popularny (starsi ludzie do dziś niczego nie wyrzucają, tylko próbują oddawać młodym, z różnym skutkiem) powoli odradza się. Zamiast wyrzucać lepiej znaleźć kogoś, komu nam niepotrzebna rzecz może się przydać.
Zero waste w kuchni
Kiedyś na studiach uczono mnie, po czym poznaje się bogate społeczeństwo. Wiecie po czym? Po ilości odpadów spożywczych. Tam, gdzie jest bieda, jedzenia się nie marnuje. Trudno odmówić racji temu stwierdzeniu. Jedzenie wyrzucamy niemal automatycznie, bo nie lubimy odgrzewanego, nie mamy pomysłu na wykorzystanie resztek, nie zastanawiamy się, czy czasem nie trzeba zjeść czegoś w pierwszej kolejności, bo termin przydatności do spożycia jest bliski. Wyrzucamy też dlatego, że jest tanie – ot, lekko przyszło, lekko poszło. Oczywiście nikt nie wyrzuci kawioru, ale ziemniaki czy resztki sera jak najbardziej. Tymczasem z niewykorzystanym jedzeniem można zrobić naprawdę dużo. Choćby wszelkie zapiekanki czy potrawy jednogarnkowe. Jeśli nagotowaliśmy za dużo i nie chcemy jeść trzy dni tego samego, można zamrozić i wykorzystać w przyszłości. Warto też nauczyć się kupować dokładnie tyle, ile potrzebujemy. Układanie tygodniowego menu może nie jest łatwe, ale da się wytrenować.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że żyję w zgodzie z filozofią zero waste. Ale pierwszy krok już zrobiłam. Zawsze mam w plecaku torbę na zakupy.