Dom 18 grudnia 2018

Po świętach wyrzucamy najwięcej jedzenia! Jak nie popełniać tego grzechu?

Po świętach bardzo duża część potraw wyląduje w koszach na śmieci. Pomyślałam więc, że dziś jest dobry moment, by poruszyć ten temat i podzielić się z Wami sposobami, by nie wyrzucać żywności. Podobno statystyczny Polak w ciągu roku marnuje ponad 200 kg pożywienia. Czy to możliwe? Zastanówcie się, czy sami w ciągu ostatniego tygodnia nie wyrzuciliście czasem jakiegoś jedzenia?

Jak uniknąć takich przykrych sytuacji?

  1. Nasz grzech – kupowanie za dużo jedzenia.

Dobrze jest zaplanować świąteczny jadłospis rodziny i przed wyjściem do sklepu przygotować listę zakupów. Przemyślane racjonalne zakupy i niekupowanie na zapas pod wpływem kuszących promocji, to już połowa sukcesu.

  1. Nasz grzech – przygotowanie jedzenia dla pułku wojska.

W pewnej części winna jest tradycja, która nakazuje nam suto zastawić świąteczny stół. Czy to naprawdę jest konieczne? Ograniczmy menu i starajmy się oszacować, ile jedzenia naprawdę potrzebujemy i przygotujmy tyle, ile trzeba. Przecież ile można zjeść?

  1. Nasz grzech – złe przechowywanie jedzenia.

Warto dowiedzieć się, jak przechowywać dane produkty, by jak najdłużej zachowały swoją świeżość. Sprzymierzeńcem jest lodówka – do niej wkładajmy potrawy, których akurat nie jemy, niech nie stoją długo w temperaturze pokojowej. Czy wiecie, że aby czosnek nie wysuszył się na wiór, należy go trzymać w zamkniętym słoiku, w suchym i ciemnym miejscu? A pomidor najlepiej przechowywać w temperaturze pokojowej?

  1. Nasz grzech – przegapienie terminu przydatności do spożycia.

Regularnie porządkujmy lodówkę i kuchenne szafki, wtedy wiemy co mamy i jaka jest data ważności produktów, które mamy w domu. Wkładając zakupy do szafek, ustawiajmy je z tyłu, nie zastawiając produktów z krótszą datą przydatności do spożycia.

  1. Nasz grzech – niewykorzystywanie resztek jedzenia

Starajmy się zużyć dany produkt do końca – np. poszukać w Internecie inspiracji, do czego można go jeszcze wykorzystać. Podzielmy się jedzeniem z rodziną albo oddajmy w miejscach do tego przygotowanych, w tzw. jadłodzielniach (zazwyczaj dotyczy to produktów zapakowanych i nieprzeterminowanych). Część świątecznych potraw możemy zamrozić, gdy są jeszcze całkiem świeże – mięsa (surowe i przetworzone), pierogi, bigos, kapusta, chleb itp.

Przygotowując się do świąt, pamiętajmy o tych rozwiązaniach. A ja Wam życzę, abyście nie mieli problemu ze zmianą nastawienia, że bez dużej ilości jedzenia święta stracą swój urok.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poradnikowe poniedziałki 16 grudnia 2018

Sprawdzone sposoby na ratunek od kulinarnej katastrofy

Nawet najlepszemu mistrzowi kuchni zdarzają się różne wypadki. Przesolona zupa lub przypalona potrawa wcale nie są rzadkością zarezerwowaną dla żółtodziobów. Każdy z nas może się o te kilka minut za długo zaczytać w książce lub wciągnąć w film, czy zagadać się przez telefon. A wtedy od zajęć odrywa nas dopiero  nieprzyjemny zapach zbyt długo przetrzymanej na ogniu potrawy.

I co wtedy? Zdecydowanie szkoda wylewać całego garnka zupy tylko dlatego, że zbyt hojnie została posolona. Szkoda również wyrzucać od razu przypalonego kurczaka, choć zapewne  czuć go nieprzyjemnie. Na takie wypadki są sprytne rady, które warto wykorzystać, próbując ratować trudną sytuację.

Za dużo soli?

Przesoloną potrawę można ratować na kilka sposobów. Ja zawsze dodaję surowego ziemniaka przekrojonego w pół, którego usuwam z zupy, gdy staje się miękki. On doskonale wchłania sól i nie pozostawia po sobie posmaku. Zamiennie, jeśli akurat nie mam ziemniaka pod ręką, sięgam po makaron lub ryż w torebce – ale z tym ryżem jest ryzyko, że jego smak przedostanie się do zupy.

Przesoloną potrawę można również ratować włożeniem do zupy pajdy chleba, który wciąga nadmiar soli, jednak trzeba uważać, żeby chleb się nie rozpadł. Innym sposobem jest dorzucenie kawałka jabłka lub odrobiny cukru, aby zniwelować słodyczą słony smak, jednak nie każda potrawa przyjmie dobrze takie rozwiązanie –  mix smaków może być rozczarowujący.

Za ostro?

Zbyt duża ilość ostrych przypraw może uczynić potrawę wręcz niejadalną. Można próbować załagodzić ostrość dodaniem śmietany, jogurtu lub mleka (to mój ulubiony sposób). Można dodać troszkę soku z cytryny (limonki), odrobinę cukru lub miodu, czy też – jak robi moja przyjaciółka –  dolać sok z pomidora lub ketchup. Dodanie do jeszcze gotującej się potrawy pokrojonej marchewki również złagodzi ostry smak. Najprościej, o ile to np. zupa, dodać wodę lub łagodny bulion, by rozcieńczyć nadmiar przypraw.

Przypalone jedzenie?

W przypadku, gdy zupa została przypalona, trzeba przelać ją do innego garnka, dorzucić do niej pokrojoną na pół cebulę i ugotować, by wyciągnęła nieprzyjemny posmak spalenizny. Cebulę wyrzucamy. To się sprawdzi także w przypadku sosu.

Gdy akurat przypali się mięso, trzeba odciąć przypalony fragment, a resztę obłożyć aromatycznymi przyprawami i dusić we własnym sosie, w świeżym naczyniu. Jeśli sosu własnego brak, można sięgnąć po gotowca z torebki.

Gdy przypali się bigos lub gołąbki, nie ma tu innej rady, jak nie mieszać, tylko zdjąć nieprzypaloną górę i przełożyć do innego garnka, dalej gotując.Trzeba uważać, by nie naruszyć i nie przełożyć przypalonych części, bo wtedy nieprzyjemny smak zostanie.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poradnikowe poniedziałki 10 grudnia 2018

5 powodów, dla których warto jeść kiszonki

Wszyscy znamy kiszoną kapustę i ogórki, które tradycyjnie lądują w ramach dodatku do obiadu na polskich stołach. Kiszone warzywa są obecne u nas od wieków, ale zapominamy, że pod taką postacią możemy jeść nie tylko sztandarowym kapustę i ogórki, ale także buraki, rzodkiew, marchew, kalafior i wiele innych warzyw.

Można kisić także owoce oraz zioła, co brzmi trochę jak wyższa szkoła jazdy, jednak nie ma rzeczy zbyt trudnych, żeby nie można było spróbować ich w zaciszu własnej kuchni.

Sam proces kiszenia jest łatwy do przeprowadzenia – wystarczy jedynie zadbać o to, by bakterie probiotyczne miały możliwość do swobodnego wzrostu i nie pojawiła się niechciana pleśń. (Tak przy okazji – kiedyś poświęcę osobny wpis i podam mój niezawodny sposób na kiszenie warzyw:).

Kiszonki są niezwykle cenne dla zdrowia i urody, więc warto przyjrzeć się z bliska ich zaletom.

Po pierwsze – kiszonki są bogate w probiotyki. Rzeczone probiotyki to szczepy dobrych bakterii kwasu mlekowego, które zasiedlają jelita. Są nieocenione w budowaniu odporności organizmu, ponieważ “uszczelniają” jelita sprawiając, że są one mniej przepuszczalne dla szkodliwych drobnoustrojów. Bakterie kwasu mlekowego potrafią neutralizować wiele toksyn oraz rozkładać szkodliwe substancje i ułatwiać ich wydalanie.

Po drugie – kiszonki są bogatym źródłem witamin i minerałów. Jeśli do tej pory tego nie widzieliście, miło mi poinformować, że dostarczają one cennych witamin z grupy B, witaminę C, A, E, K, ale także potas, fosfor, wapń i magnez. Już 5 łyżek kiszonej kapusty pokrywa dzienne zapotrzebowanie organizmu na witaminę C. Te substancje są bardzo ważne dla codziennego funkcjonowania organizmu i wzmacniania możliwości obrony przed infekcjami.

Po trzecie – kiszonki mogą zapobiegać alergiom. Kiszonki, a w zasadzie wspomniane wyżej   bakterie kwasu mlekowego mogą być pomocne w zapobieganiu alergii pokarmowej. Zaleca się ich spożywanie kobietom w ciąży, aby już od tego etapu wzmacniać nie tylko własne zdrowie poprzez stymulowanie układu odpornościowego, ale także zdrowie dziecka.

Po czwarte – kiszonki regulują procesy trawienne. Tu znów probiotyczne bakterie robią całą robotę, pomagając w procesach trawiennych, likwidując problemy z niestrawnością, przeciwdziałając zaparciom. Szczególnie polecane są przy problemach ze zbyt małą ilością kwasu w żołądku.

Po piąte – dbają o sylwetkę i urodę. Porządna porcja kiszonek nie tylko dostarcza niewielką ilość kalorii, co jest ważne dla osób przebywających na diecie, ale także wzmacnia włosy, paznokcie oraz skórę. Dzięki zawartości witamin i minerałów dodają  wigoru, usuwają zmęczenie i dodają sił do działania, co szczególnie jest potrzebne zimą, gdy tej energii najbardziej nam brakuje.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close