Moje dziecko nie chce odrabiać lekcji…
…i ja je doskonale rozumiem! Żadne dziecko nie chce odrabiać lekcji, kiedy pogoda za oknem nie tyle namawia, co wręcz zmusza, do porzucenia książek i zeszytów na korzyść beztroskiej zabawy. A jeszcze jak za progiem stoi koleżanka z sąsiedztwa, to doprawdy ciężko o atmosferę do nauki.
Moje dziecko jest dzieckiem. Kropka. Czy naprawdę musi uczyć się zarówno w szkole jak i w domu? Czy aby na to nie jest za wcześnie? I w końcu – czy reforma szkolnictwa, na mocy której do pierwszej klasy trafiły sześciolatki nie obiecywała nam – rodzicom, że prac domowych nie będzie? Miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze. W sumie norma.
– Mamusiu, w szkole to jest fajnie, bo mogę robić to co chcę, a w domu to robię to, co muszę.
– A co takiego możesz robić w szkole?
– No mogę pisać w ćwiczeniach, uczyć się literek, pisać w zeszycie…
– No i to samo masz zadane do domu przecież.
– Tak, ale w domu to ja chcę się bawić a nie uczyć.
Doprawdy trudno odmówić logiki temu myśleniu.
Nie wiem jak Wy, ja nigdy nie lubiłam obowiązkowych prac domowych. Odrabiałam, owszem, bo tak trzeba, ale żeby to lubić? Miałam wpojone poczucie obowiązku i tyle. Za to bardzo lubiłam prace dodatkowe, dla chętnych. Mogłam godzinami przesiadywać w bibliotece (tak, tak – jestem tak stara, że pisałam referaty bez pomocy wujka G. 😛 ), wertować opasłe tomy dostępne tylko w czytelni i… ręcznie przepisywać potrzebne fragmenty. Później trzeba było to wszystko poskładać w spójną całość i wygłosić przed klasą. Wymagało to naprawdę dużo pracy ale i satysfakcji dawało dużo. Powód? Prosty – nikt nie zgłasza się na ochotnika do robienia czegoś, co go ani trochę nie interesuje. Nigdy nie napisałam żadnego referatu z fizyki ani z chemii i nawet wizja możliwości uzyskania dobrej oceny mnie nie przekonała.
Niestety ciekawych, ambitnych prac domowych jest jak na lekarstwo. Zdarzają się owszem, nawet w pierwszej klasie, ale to kropla w morzu. Większość to nudne przepisywanie czy rozwiązywanie prostych zadań. Ja rozumiem, naprawdę rozumiem, że dziecko musi ćwiczyć rękę, że musi trenować systematyczność, dostosować się do reguł panujących w szkole i wreszcie, że szkoła to nie przedszkole, żarty się skończyły. Mimo wszystko nie rozumiem, dlaczego to szkoła może decydować o tym, jak spędzi czas po lekcjach moje dziecko, a co za tym idzie, również i ja. Teraz i tak jest lajtowo, jedna nauczycielka od wszystkiego, która naprawdę dużo nie zadaje. Pewnie dlatego, że sama jest matką i wie, jak to wszystko wygląda od drugiej strony. Przy czym uściślijmy – moim zdaniem nie zadaje dużo. Ale gdy zza okna maj woła: „chodź się bawić” a Duśka ma dwie strony do odrobienia, to nagle się okazuje, że to jednak jest dużo. A co będzie za kilka lat, gdy nauczycieli będzie kilku(nastu)?
Od wielu lat toczy się dyskusja czy prace domowe powinny być zniesione, czy rzeczywiście są potrzebne i wreszcie – czy to nie jest aby za dużo dla biednych uczniów. Biednych? No policzymy. Uczeń czwartej klasy szkoły podstawowej ma przeciętnie sześć lekcji dziennie, czyli łącznie z przerwami przebywa w szkole prawie sześć godzin. Jeśli do tego dorzucimy dwie – trzy godziny na odrabianie lekcji i czytanie lektur to okaże się, że „etat” takiego ucznia przekracza ośmiogodzinny dzień pracy jego rodziców. Przeciętny gimnazjalista ma od siedmiu do ośmiu lekcji dziennie. Podobnie jest w liceach. W technikach mają gorzej, osiem lekcji dziennie to standard. Nie wyssałam tego z palca, pooglądałam sobie ogólnie dostępne w internecie plany lekcji. Czyli uczniowie codziennie wyrabiają nadgodziny. Przygotowanie do pracy w korporacji?
Uczniowie są różni, jedni bardziej ambitni, inni mniej. Ci najbardziej ambitni pewnie chcieliby chodzić na jakieś zajęcia dodatkowe, ale kiedy? Jak odrobią lekcje? Czy oni czasem nie muszą sypiać? A może nie, może ja czegoś nie wiem. Dawno do szkoły chodziłam, może coś zreformowano. W końcu ciągle coś reformują.
Chciałabym być dobrą mamą. Chciałabym powiedzieć: „nie chcesz, nie odrabiaj, nie ma sprawy”. Ale przecież to nieprawda. Jest sprawa. Póki ktoś wreszcie nie zdelegalizuje prac domowych będą one legalne, a co za tym idzie – obowiązkowe. Dlatego z bólem serca (bo naprawdę nie cierpię tego robić!) wygłaszam utarty slogan: najpierw obowiązek potem przyjemność.
Nie czytałam całości ale odpowiadając na to ze dziecko nie chce odrabiać lekcji – wystarczy z nim raz porozmawiać o tym ze to jego obowiązek i kropka. Nie chce – niech nie odrabia. Naturalna konsekwencja w końcu się pojawi i dziecko samo zrozumie co robić. Rodzice nie powinni odrabiać lekcji z dziećmi ani też pilnować i załatwiać poprawy sprawdzianów – szkoła jest tylko i wyłącznie w interesie dziecka i nie dajmy sb wmówić nauczycielom ze jest inaczej. Uczmy dzieci samodzielności od początku. Nauczycieli z powołania jest bardzo niewielu. Mało z nich ma wlasciwe przygotowanie wychowawcze. Tak twierdzą metodycy wychowania.
Zgadzam się w 100%. Dzieci nie powinny mieć prac domowych.