W przedszkolu 23 października 2011

Dziecko w kościele, czyli jak powinno być

Co mnie podkusiło, żeby iść do kościoła na mszę dla dzieci, pojęcia nie mam! Pewnie godzina mi wyjątkowo pasowała. Raczej omijam te msze, nie czuję się ich adresatką. Tym razem schowałam się w kaplicy z nadzieją, że będzie trochę spokojniej. No cóż, nadzieja matką głupich, jak to mówią…

Przede mną stał/siedział chłopiec – na oko ośmioletni, nie sam, z rodzicami. Jego głównym zajęciem podczas mszy było skakanie w objęciach mamy.

Obok mnie siedział starszy pan, taki z przedwojennymi zasadami – do Kościoła garnitur i biała koszula to minimum. Pan wytrzymał do połowy mszy i zwrócił chłopcu uwagę – powiedział coś takiego, że tam w sąsiedniej ławce młodsza dziewczynka grzecznie stoi, a on się brzydko zachowuje. Na co mamusia chłopca odparowała błyskawicznie: „ Ale to jest msza dla dzieci!”. Pan na to: „ Wszystko jedno, to jest Kościół!” Potem już tylko musieliśmy wysłuchać jak mamusia kilka razy powtarza synkowi, żeby się panem nie przejmował i chyba rzeczywiście się nie przejął, bo do końca mszy zachowywał się tak samo.

Wracałam sobie z Kościoła i się zastanawiałam – kto miał rację tak naprawdę, pani czy pan? Niewątpliwie msza dla dzieci różni się od mszy dla dorosłych, pytanie tylko – czym.

W czasach mojego dzieciństwa różnice były dwie: kazanie dla dzieci i piosenki dla dzieci, reszta według „dorosłych” zasad, więc żadnego biegania, skakania, rozmawiania, „bo jesteśmy w Kościele i trzeba być grzecznym dzieckiem”. Teraz najwyraźniej doszła trzecia różnica – Kościół to to samo co piaskownica…

O ile mogę zrozumieć zachowanie małych dzieci, którym trudno się skupić i które generalnie nie wiedzą o co chodzi i po co przyszły do tego dziwnego miejsca, o tyle rozbrykania dziecka w wieku szkolnym nie rozumiem. Nic na to nie poradzę.

I chyba rację miał pan gdy mówił: „wszystko jedno, to jest kościół”.
Godzina godziną, o każdej obowiązują takie same zasady. Nie odbierajmy dzieciom dzieciństwa i prawa do zabawy, ale nie zapominajmy przekazać im zasad i wartości, w które wierzymy. No chyba, że nie wierzymy, ale w takim wypadku po co chodzić do kościoła?

Temat jak na mój gust jest dużo szerszy i wielowarstwowy. Kindersztuba całkiem wyszła z mody, za to przyszła moda na wychowanie bezstresowe. Czyli nie zwracamy dziecku uwagi bo mu się zrobi przykro, raczej wyszukujemy milion usprawiedliwień dla niegrzecznych zachowań.

Mam po sąsiedzku takie bezstresowo wychowywane dziecko, do piątego roku życia mogło absolutnie wszystko i wszystko mu się należało bo było „malutkie”. Potem rodzice się zorientowali, że dziecko wchodzi, im na głowę i zaczęli wychowywać, najczęściej krzykiem. Dziecko ma 13 lat i ciągle jest w szoku, nie umie się pogodzić z faktem że już mu się nic nie należy i nic nie wolno, bo nie jest malutkie.
Przegięcie w drugą stronę jak dla mnie. Moda nie wyszła tej rodzinie na zdrowie.

Może dlatego, ja Duśce bez przerwy kładę do głowy co wolno, a czego nie, i że jak w domu coś wolno to nie znaczy że “w gościach” też. I chociaż ma dwa lata to nie usiłuje udawać, że nie rozumie, bo wie że ja się na to nie nabiorę. Nie znaczy to oczywiście że zawsze jest grzeczna, w końcu dwulatka to dwulatka :))

Kiedyś pewien nastolatek po wysłuchaniu kazania od mamy, zdegustowany powiedział: „Mamuś, ale tak jak Ty mnie uczysz, to nikt nie robi”. Riposta mamy była błyskawiczna: „Bo ja Cię nie uczę jak jest, tylko jak powinno być!

Drogie czytelniczki, pamiętacie jeszcze jak powinno być?

Subscribe
Powiadom o
guest

28 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Zochama
Zochama
13 lat temu

Absolutnie sie z toba zgadzam. Jak to sie mowi, nim skorupka nasiaknie za mlodu. Nalezy uczyc dzieci zasad zachowywania sie w publicznych miejscach, bo gdy bedzie nastolatkiem bedac w kosciele(lub gdziekolwiek indziej) gdy ktos zwroci mu uwage za zachowanie, to plunie temu komus w twarz, bo nie zna zasad. Nie nalezy z tym czekac ale wlasnie duzo rozmawiac nawet jesli to dziecko jeszcze nie wiele rozumie nalezy wpajac zasady, to ono same w zyciu wybierze i tak jak jest jemu dobrze, wtedy i tak juz nie bedziemy mieli na to wplywu. Sama mam malutkie dziecko i juz zaczynam sie martwic… Czytaj więcej »

Kobietnik
13 lat temu

No właśnie, aby nie obudzić się z ręką w nocniku lepiej wychowywać od najmłodszych lat. U nas nie ma mszy dla dzieci, bo mieszkamy na wsi, gdzie więcej siedzących w ławkach o starsi ludzie. Nigdy nie pozwoliłabym dziecku gonić po kościele, siedzą z nami. A jak bardzo broją wychodzimy z nimi. Aktualnie sporo chorują to temat kościoła rozwiązany…

divette
divette
13 lat temu

Msza dla dzieci to taka gdzie moje dziecko które zaplacze nie będzie sensacją, gdzie 2 letni maluch może podejść do ołtarza i ksiądz nie będzie nic mówił, gdzie kazanie jest w przystępnej formie. Dzieci które już rozumieją powinny zachowywać się odpowiednio,a już 8 latek… Tej kobiecie powiedziałam czy na komunii też się tak będzie zachowywać, bo przecież to dziecko do pierwszej komunii się przygotowuje i czy w szkole też tak robi,a szkoła też jest dla dzieci. Nie przeszkadzają mi dzieci w wieku do lat6 które modlą się tak umieją, ale od dziecka szkolnego można wymagać.

divette
divette
13 lat temu

Ps. Mnie szlak trafia jak widzę dzieciaki z lalkami, rowerami czy hulajnoga. Też tak macie?

Aldona Seemann-Gnida
13 lat temu
Reply to  divette

w kościele??

divette
divette
13 lat temu

Tak. Msza dla dzieci a tam tabun rodziców z dzieciakimi i praktycznie placem zabaw.

Magdalena446
Magdalena446
13 lat temu
Reply to  divette

Albo z mini cukiernią – cukierki, batoniki,chrupki…. szok!!

Magdalena446
Magdalena446
13 lat temu

Powinno się uczyć od małego kultury i zachowania w miejscach publicznych, a już w szczególności w kościele. Jednakże póki dziecko jest malutkie, wymagałabym również trochę zrozumienia. Jeśli zdarzy się mu cichutko coś za gaworzyć, niech cały Kościół nie gapi się na nas jak na ufoludków, którzy przyprowadzili takiego małego. Dzidziuś też to na swój sposób przeżywa, takie spotkanie – wielki domu, dużo ludzi, świateł itp. Nie mówię o sytuacji, kiedy dziecko się rozpłacze, czy już porządnie gaworzy, bo to rozprasza wiernych. Wówczas rodzice mogą najzwyczajniej wyjść. Od większych dzieci jak najbardziej powinno się wymagać już pewnego wzorca zachowań, ale tego… Czytaj więcej »

Aleksandra Greszczeszyn
Reply to  Magdalena446

Magdaleno446 zgadzam się z Tobą w 100%!

Magda Kupis
13 lat temu

Jestem szczerze wstrząśnięta! Hulajnogi, cukierki, lalki?! Czemu się dziwić dzieciom, skoro rodzice wpadają na takie „mądre” pomysły. A latem przychodzą w strojach kąpielowych? Gdzie jest szacunek do instytucji? Do ludzi? Msza dla dzieci z tego co pamiętam wyglądała tak, że wszystkie dzieci były zapraszana pod Ołtarz, Ksiądz wychodził do nich i włączał do rozmowy, były pieśni, schola śpiewała, „Dzieci Boże” czytały. Kazanie było na poziomie małych dzieci- każde było w stanie je zrozumieć. Każde dziecko uczestniczyło w Mszy i celebrowało ją w sposób godny małego wierzącego człowieczka. Odezwanie się na Mszy do kolegi było prawie grzechem śmiertelnym. Rodzice zapomnieli chyba… Czytaj więcej »

Magdalena446
Magdalena446
13 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Niektórzy idą chyba tylko po to, żeby „odklepać” niedzielny obowiązek, inni żeby się pokazać a jeszcze inni żeby pooglądać. A dzieciaki. . . żeby były cicho to siup im lalkę, siup cukierka itp. Porażka dorosłych!!!

divette
divette
13 lat temu
Reply to  Magda Kupis

U nas ksiądz ma takie kazanie że jest i dla dzieci i dorosłych. A jak młoda płacze to wychodzę.

Marysia
Marysia
13 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Magda, chyba jesteśmy tak samo „stare” bo mam takie same wspomnienia 🙂 a naprawdę przerażające jest to co przeczytałam, ja tam tęsknię za zasadami obowiązującymi również dzieciaki!

Magda Kupis
13 lat temu
Reply to  Marysia

te wszystkie zachowania bez zasad są skutkiem złej interpretacji „bezstresowego”wychowania- bo czym innym jest wychowani w myśl tej zasady, a czym innym wychowanie bez ZASAD, konsekwencji, odpowiedzialności za dziecko. to są niewybaczalne braki wiedzy u dorosłych- zamiast nauk przedmałżeńskich powinny być obowiązkowe nauki przedrodzicielskie, najlepiej roczne z egzaminem końcowym.

Aldona Seemann-Gnida
13 lat temu

Rower, hulajnoga! Nieźle! Szczerze mówiąc, nie spotkałam się z takimi akcesoriami w kościele. Po pierwsze- przyznaję się, że gdy idę z moją młodzieżą (26m i 5m) do kościoła, to wezmę jakąś książeczkę czy przytulankę (ale jest to coś nie wydaje jakichkolwiek dźwięków). Chcę iść z nimi do kościoła, przyzwyczajać ich. Nie pozwalam na bieganie- choć córa na 3-4 kroki odchodzi. Bywa jednak tak, że jak już nie potrafi któreś wytrzymać- wychodzimy. Ale generalnie jest w miarę spokój. Córcia na swój sposób zaczyna śpiewać jak ludzie śpiewają. Czasem 'zrobi amen’. No ale trudno jest od niej-dwulatki wymagać by przez godzinę siedziała/stała… Czytaj więcej »

Kamil Serafin
13 lat temu

W naszym kościele, w Kościele Zielonoświątkowym problem ten uważam za rozwiązany. Podczas nabożeństwa, które trwa nie 45 minut a dwie godziny w pierwszej części dzieci siedzą razem z dorosłymi, a po jakiś 40 minutach dzieci małe i duże schodzą do salek na zajęcia dla dzieci. Tak zwaną szkółkę niedzielną. Podzielone na grupy wiekowe słuchają o Bogu i nie przeszkadzają w słuchaniu kazania dorosłym. Pozdrawiam.

Anonimowo
Anonimowo
13 lat temu

Mnie też szlag za przeproszeniem trafia jak widzę w kościele dzieci z zabawkami i to tymi grającymi czy ze słodkościami . Nie potrafię pojąć co kieruje rodzicem , który siedzi spokojnie podczas gdy jego dziecko biega , skacze i krzyczy czy nawet bije się z bratem czy kolegą !!! My chodzimy do kościoła z córkami (11lat i 4 m) i przyznam , ze tylko 2 razy byłam w salce dla dzieci , bo nie mogę zdzierżyć widoku zobojętnionych rodziców . Dzieci swoją drogą zachowują się karygodnie , ale przecież nie wiedzą , ze robią coś złego . Rodzice są ich… Czytaj więcej »

Aleksandra Greszczeszyn

Rozbrykania dzieci w wieku 8 lat też nie rozumiem, ale nie pojmuję także tego, że na msze dla dzieci chodzą starsze panie i panowie, którzy potem narzekają, że przeszkadzało im dwu czy trzyletnie dziecko… KOŚCIÓŁ JEST TAKŻE DLA DZIECI! Tych małych i dużych. Pamiętacie Ewangelię, w której Jezus prosił, by przyszły do niego dzieci? Niestety w naszym Kościele dziś się o tym zapomina i czyni z mszy bardzo sztywną uroczystość tylko dla wybranych. Mnie się to nie podoba.Trochę trudno mi zrozumieć Wasze oburzenie, szczególnie, że wszystkie jesteście mamami z tego, co widzę…. Owszem, starsze dzieci powinny już umieć się zachować,… Czytaj więcej »

Anna Srokosz
12 lat temu

Moja Asia ma 5 lat i zabieramy ją do kościoła głodną, by przez pierwszą połowę Mszy karmić ją kanapką a przez drugą połowę podawać wodę do picia – jest niepełnosprawna (nie rozumie, że nie powinna krzyczeć czy śmiać się), po chorobie, po której dorosły trafiłby do grobu i tak na prawdę mam gdzieś, co pomyślą inni (obecnie mieszkam w Anglii i nikt się nas nie czepia, ludzie cieszą sie, że mamy jeszcze siłę by zabierać ją na Mszę). 8 lat to sporo, prawda, ale może chłopiec ma autyzm? A może jakiś inny syndrom, łatwo oceniać, co? Inna sprawa, że w… Czytaj więcej »

Kasia Kowalska
Kasia Kowalska
12 lat temu

Ja mam 8-miesięcznego syna. Pierwszy raz zabraliśmy go do kościoła, gdy miał niespełna 3 tygodnie – na jego chrzest. Od tego czasu jest w kościele w każdą niedzielę – był, gdy padał śnieg, a temperatura na dworze była -20 stopni (kościół XVIII-wieczny, zupełnie nie ogrzewany), jest gdy na dworze są upały, a w kościele nadal zimno, był w święta, gdy nabożeństwo trwało dłużej niż zwykle i wtedy, gdy oboje rodzice mieli czynną funkcję w kościele i musiał zostać przy ławce z ciocią i wujkiem. Po prostu jest zawsze i nie ma taryfy ulgowej tylko dlatego, że jest mały. Na początku… Czytaj więcej »

Justyna Sosnowska
12 lat temu

Ja rozumiem…naprawdę jestem tolerancyjna, ale jak mamusia w dziecku umacnia poczucie,że może robić co tam sobie chce i nie powinien się przejmować Panem, bo to jest msza dla dzieci, to nic dobrego z tego być nie może. Msza dla dzieci nie zwalnia od uszanowania miejsca i dziecku powinno się to uświadamiać od początku. Zamurowała mnie wypowiedź o hulajnodze, mam też świadomość że są dzieci chore ( sama z takimi również pracuję) jednak niestety zdecydowana większość niestosownych zachowań wynika z przyzwolenia rodziców.

Agnieszka Fimiak
12 lat temu

Uważam, że dzieci powinno zabierać się do kościoła jak najwcześniej, bo kto jeśli nie my je tam zabierze. Wiadomo, że dzieci to tylko dzieci i jedne są mniej grzeczne drugie bardziej ale żadne nie potrafi wysiedzieć bez mrugnięcia okiem bitej godziny. dlatego msze dla dzieci to bardzo dobry pomysł. Mówię o mszach typowo dla dzieci, półgodzinnych, z przygotowanym specjalnie dla nich kazaniem i możliwością ich uczestniczenia we mszy, niesieniem darów, czytaniami itp.

Joanna Pawlińska
Joanna Pawlińska
11 lat temu

Czas dla dzieci powinien być czasem dla dzieci. Nie da się połączyć dorosłej mszy z dziećmi. Albo kazanie jest kierowane do dzieci albo do dorosłych. Poza tym, dzieci są w różnych grupach wiekowych, inaczej się mówi do 10 latka a inaczej do 2 latka. Innych zachowań też się od tych dzieci oczekuje. Opisane w artykule zachowanie to skrajność. W moim Kościele jest to rozwiązane tak, że od początku dorośli mają swoje nabożeństwo z kazaniem a dzieci w tym samym czasie mają szkółkę dostosowaną do wieku. Na tych zajęciach: słuchają o Bogu, śpiewają, tańczą, rysują, rozmawiają. Kiedy dziecko poczuje się dorosłe… Czytaj więcej »

basilka
basilka
11 lat temu

Moje „żywe srebro” dało dziś taki popis na Mszy św., że wychodząc z Kościoła widziałam współczujący wzrok osób siedzących w ławkach za nami. Co parę minut mówił, że nie wytrzyma, że nudzi mu się, a kiedy to się skończy. Kręcił się w ławce, klękał, kiedy my staliśmy. Ma 6,5 roku. Przed każdym wyjściem na Mszę mówimy mu, jak powinien się zachowywać. Próbowaliśmy kar za takie zachowanie, ale nie skutkują. Nagrody są skuteczniejsze, ale nie zamierzam przekupywać mojego dziecka, bo mały spryciarz nauczy sie, że warto coś robić, jak ktoś coś za to daje. Chodzimy na Mszę rzadko, bo to dla… Czytaj więcej »

Dominika.
Dominika.
11 lat temu

dla mnie nie ma czegoś takiego, jak „Msza dla dzieci” przynajmniej w moim Kościele jest ona na dość…hmm, nisim poziomie. już same piosenki które śpiewa scholka są dość dziwne („kto jest królem dżungli ?kto jet królem wód wód ? kto jest królem wszechświaaaaataaaa? Jot-e-zet-u-es – JEZUS” ). nie moja bajka, nie moja szkoła… kiedy ja bylam mała, chodziłąm na Mszę razem z rodzicami. po prostu w mojej rodzinnej parafii nie było takiego tworu jak Msza dla dzieci. od początku rodzice uczyli mnie zasad, siedzenia w ławce itp. nie powiem, czasami marudziłam, czasami ciężko było wytrzymać. ale dzięki temu się nauczyłam.… Czytaj więcej »

tin tin
tin tin
11 lat temu

Mi za to siosta zakonna ktora u nas jest na mszy wlasnie dla dzieci powiedziala kiedys” To msza dla dzieci tu dzieci spiewaja tancza a to ze biegaja gadaja to nie powinno nikomu przeszkadzac a jesli przeszkadza to jest wiele innych mszy w niedziele na ktore moze sobie pojsc osoba ktorej to przeszkadza” Ja pisze o mojej 4 letniej corce, Ksiaz zacheca dzieci by stalo pod oltarzem a tam tancuja spiewaja i nie maja czasu na inne zbedne rzeczy. Moja gwiazda nudzi sie na komuni bo wtdy nic sie nie dzieje ciekawego. A moze niektorym przeszkadza biegajacy po Kosciele maluch… Czytaj więcej »

milena
milena
11 lat temu

ja mam trochę inne zdanie, jeśli to jest msza dla dzieci to niech ksiądz poprowadzi ją w taki sposób aby zainteresowała każde dziecko. To tak jak z lekcją jeśli jest nudna to dzieci nudzą się zajmują czymś innym jeśli jest ciekawa koparki opuszczone są dół i jak się kończy dzieci nie chcą iść na przerwę 🙂 byłam kilka razy na świetnych mszach, aktywność dzieci była ogromna. musimy też pamiętać o różnych dysfunkcjach, które często mylone są ze złym zachowaniem. Sa też dorośli z różnymi dysfunkcjami, którzy nie z własnej woli zachowują sie nie adekwatnie do miejsca i sytuacji. I co,… Czytaj więcej »

www.kajzarowie.net
www.kajzarowie.net
11 lat temu

Genialny wpis! Gratuluję! Zgadzam się w pełni 🙂

Troszkę nie rozumiem tego całego „bezstresowego” wychowania, bo wydawało mi się, że to tylko takie opowieści są. Naprawdę tak można dziecko wychować? Naprawdę, naprawdę?

My z dziećmi chodzimy do kościoła, chociaż one niewiele z tego rozumieją póki co (starsze ma 16 miesięcy), ale my rozumiemy i chcemy stawać w Bożej obecności jako rodzina. Czasem chodzimy osobno, jak jest możliwość zostawić dziecko / dzieci z Dziadkami, to z niej korzystamy (jak u nich jesteśmy, nie wozimy dzieci specjalnie w tym celu do nich).

Pozdrawiam!

Dom 8 października 2011

Gdy dzieci śpią… Uczta dla zmysłów

Knajpki serwujące sushi mnożą się w Polsce jak grzyby po deszczu. Nieuniknione było więc, że i mnie – prędzej czy później – mój romantyczny mąż wyciągnie na tę orientalną kolację. Miałam pewne obawy, bo jak dla większości naszego społeczeństwa, sushi kojarzyło mi się z surową rybą (potrawa z surowej rybki to sashimi).

Tymczasem sushi to przede wszystkim ryż i dodatki – przeróżne: bo i ogórek, por, awokado, zielona cebulka i wędzony łosoś… plus wodorosty, czyli nori. Od pierwszego sięgnięcia pałeczkami po sushi, zamoczeniu go w sosie sojowym i odrobinie zielonego japońskiego chrzanu wasabi – zakochałam się w tym lekkim, unikatowym smaku. Jedynie co mi nie podeszło – ale to moja subiektywna opinia, bo raczej ludzie zachwycają się jego smakiem — to marynowany imbir, który powinno się przekąszać dla oczyszczania kubków smakowych. Moje kubki smakowe i bez tego pracują na najwyższych obrotach.

 Przyjemność jedzenia sushi w sushi barach nie jest tania. Oczywiście od czasu do czasu można zaszaleć, ale my wpadliśmy na o wiele ciekawszy pomysł – przyrządzamy tę potrawę w domu. Zapewniam, iż samodzielne rolowanie daje bardzo dużo satysfakcji, mnóstwo radości i co według mnie – najważniejsze, jest świetnym sposobem na spędzenie romantycznego wieczoru z mężem. Nam spodobało się to tak bardzo, że regularnie robimy sushi w domu, starając się doskonalić swoje umiejętności.

Mamy taki rytuał – wieczorem ja: idę usypiać Aleksa, a mąż: przygotowuje w tym czasie ryż. Z ryżem jest trochę zachodu – jest to specjalny ryż krótkoziarnisty (do kupienia nie tylko w sklepach z żywnością orientalną, ale w zasadzie w każdym supermarkecie), który trzeba kilka razy wypłukać, a po ugotowaniu schłodzić do odpowiedniej temperatury. Gdy tylko synek zaśnie, dołączam do najprzyjemniejszej części przyrządzania kolacji dla nas dwojga – do rolowania. I nie ma w tym żadnej filozofii – choć na początku trzeba odkryć tajemnice tej sztuki kulinarnej. Jak to zrobić? Najlepiej podpatrzeć, jak robi to mistrz kuchni w sushi barze (sushi przygotowywane jest na oczach klientów) lub można też w domowym zaciszu zobaczyć filmiki instruktażowe dostępne w Internecie. Pisząc do Was nie mam na celu podawania Wam instrukcji i przepisu. Chciałabym Was jedynie (albo aż) zainspirować samym pomysłem, a wirtualna sieć jest bogata w dokładne wskazówki.

W naszej kuchni przy nastrojowej muzyce tworzy się niepowtarzalny klimat kraju kwitnącej wiśni… Jest to zupełnie inne, od tego na co dzień, relaksujące przygotowywanie kolacji – bo bez pośpiechu, blisko, obok siebie, rozmawiamy, śmiejemy się i jednocześnie każdy robi swoje, czyli roluje. W przygotowanie tego posiłku wkładamy całe serce. Cudowna jest perspektywa, że za chwilkę usiądziemy wygodnie nad tacą pełną pysznego sushi i będziemy delektować się jedząc je pałeczkami (można też rękami, ale pałeczki mają tak niezwykły urok, że nie możemy im się oprzeć). I tak do późnej nocy… prawdziwa uczta zmysłów.

I jeszcze jedno – jesteśmy rodzicami małego smakosza i wielbiciela sushi. I nie możemy pozwolić sobie na zjedzenie wszystkiego do końca. Po kolacji kilka maków wkładamy do lodówki (na drugi dzień jest równie smaczne) dla Aleksa na drugie śniadanie. A hasło: „Mamo, lubie siusi.” – bezcenne .

A czy Wy macie przepis na romantyczny wieczór we dwoje? Podzielcie się swoją propozycją i zainspirujcie inne mamy.


Źródło zdjęcia: Vinicius Benedit/Unsplash
Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anna Cekiera
13 lat temu

Moje pierwsze „siusi” w ogóle nie przypadło mi do gustu. Za drugim podejściem polubiłam bardzo! Szkoda, że ceny są tak wygórowane , ale to pewnie ze względu na fakt, ze towar musi być świeży i najwyższej jakości a wiadomo, że surowe mięso szybko się psuje.
Nigdy nie próbowałam i nie wiem jak przyrządzać sushi samodzielnie w domu i bardzo chętnie skorzystam z jakiegoś przepisu 🙂 Ale to dopiero za jakiś czas, bo w ciąży boję się smakować surowych mięs ( tęsknię również za serami pleśniowymi…)

Igor Chudy
13 lat temu
Reply to  Anna Cekiera

Ale nie trzeba od razu robić sushi w domu z rybami 😉 Na początek najlepiej potrenować zwijanie np. z ogórkiem, serkiem philadelphia czy z surimi. Jest łatwiej i dużo taniej.
Moja Żona, czyli autorka tekstu 😉 pokochała sushi przed ciążą i bardzo, ale to bardzo brakowało jej tego smaku w trakcie ciąży. Ona również bała się surowych ryb, ale teraz może to sobie odbić z nawiązką!
Przy odrobinie chęci przygotowanie dużego talerza maków z warzywami i owocami nie będzie bardzo kosztowne, a przyjemność z jedzenia – ogromna!

Agnieszka Kuśmiderska

Z moim dzieckiem trudno u nas o jakikolwiek romantyczny wieczór tylko we dwoje… bo niestety mała chodzi spać w zasadzie wtedy kiedy i my, ale gdy uda się ją położyć wcześniej, to najlepszym i najbardziej romantycznym wieczorem (takim bez wychodzenia z domu) może być wspólna kąpiel w wannie z dodatkiem pachnących olejków do kąpieli. Można sobie odpocząć, zrelaksować się i nie tylko …:D

Iwona Wajs-Gorgoń
13 lat temu

oj, oj, oj, narobiliście mi teraz chęci na to sushi. Nadal nie jadłam..a z opisów wynika, że już sama czynność przyrządzania musi być niesamowita, a co dopiero jedzenie. Jako zapalona kucharka w tworzeniu nowych smakołyków na pewno przy najbliższej wolnej sobocie – spróbuję 🙂 Mój mąż nie lubi się bawić jedzeniem, ale może taka inżynierska forma przypadnie mu do gustu – spróbuję 🙂 No i jeszcze dzidzi jakiś warzywny smakołyk jakby się udało zrobić to byłoby..pysznie 🙂 Nasze romantyczne wieczory niestety też nie należą do częstych, ale jak już się uda…to tak tradycyjnie jest winko, jakieś słodkości (bo oboje jesteśmy… Czytaj więcej »

Magda Kupis
13 lat temu

ja raz w życiu spróbowałam sushi zrobione przez kolegę. spróbowałam, bo wszyscy się zajadali. Mieli ze mnie niezły ubaw, bo nie wiedziałam jak się tego kulturalnie pozbyć z ust, a przez gardło nie chciało przejść 🙂 Romantycznych wieczorów u nas jak na lekarstwo- proza życia chciałoby się powiedzieć… Ale jak już się zdarzą to często jest jakieś wino, a co do jedzenia to różnie: czasem ja coś zrobię, czasem zamawiamy, ale najlepiej jest jak robimy coś razem. Najlepiej zapamiętałam pierogi z farszem z piersi z kurczaka, żółtym serem i szpinakiem. To były nasze pierwsze wspólne pierogi, które skończyliśmy przed północą,… Czytaj więcej »

Bombel
Bombel
13 lat temu

Noo „siusi” to ja jeszcze nie jadłam,bo tak jak pisze autorka -kojarzyło mi się ono z surową rybą 😉 😛 Teraz wiem że to coś innego 🙂 I muszę przyznać że bardzo mnie to zainspirowało… 😀

Magda Kupis
13 lat temu
Reply to  Bombel

ja niestety ryz lubię tylko w pomidorówce 😉 chyba, że jest jakiś zamiennik jak za rybę hihi

Barbara Heppa-Chudy
13 lat temu
Reply to  Magda Kupis

Magda no niestety (albo stety) ryż to podstawa w sushi 😉
Ale… za to jest zupełnie inny od tradycyjnego – jest nieco bardziej okrągły, a po ugotowaniu ziarenka „kleją się do siebie, zachowując swój kształt, no i jeszcze jest specjalnie płukany, gotowany i jeszcze zakwaszony zalewą składającą się z octu ryżowego i cukru. W rezultacie smakuje zupełnie inaczej niż nasz.

Bombel
Bombel
13 lat temu
Reply to  Magda Kupis

A ja właśnie ryż bardzo lubię 🙂 Na obiad mogłabym jeść niemalże codziennie ryż z warzywami 🙂

Aldona Seemann-Gnida
13 lat temu

Cały dzisiejszy dzień myślę o tym ROMANTYZMIE…jak to u nas wygląda… Cóż, podpisać się mogę pod słowami Magdy „Romantycznych wieczorów u nas jak na lekarstwo”. Dwójka maleństw, praca zmianowa, zabieganie robi swoje- wieczorem padamy jak muchy i niestety gdzieś w tym wszystkim zapominamy o sobie, o swoich potrzebach…a przecież to jest szalenie potrzebne! Czasem jednak zdarzy się nam mieć ROMANTYCZNY wieczór. Jest to wtedy bardzo spontaniczne i z niespodzianką dla drugiej osoby. Zazwyczaj jest to wino, świece, wspólna kąpiel, która działa niesamowicie relaksująco, odprężająco ale i też pobudzająco 🙂 Niestety chwilowo nie możemy sobie pozwolić na ROMANTYZM poza domem…a szkoda…bardzo… Czytaj więcej »

Marta
Marta
13 lat temu

Swietny tekst :), a u nas dzisiaj bedzie romantycnzy wieczor, synek zostaje pod opieka cioteczke, a maz zabiera mnie i brzuszek 😉 na romantycnzy wieczor, bedzie w pubie znajomych gral na gitarze, a potem romantyczna kolacja i obowiazkowo pojdziemy na pudding bananowy… ja trafilam na wyjatkowego romantyka, wiec romantyczne wieczory to u nas czesto 🙂

Natalia Smykowska
13 lat temu

Artykuł zachęcił mnie do zagłębienia się w tę tajemną sztukę japońską…i o dziwo, nie będąc zwolennikiem jakichkolwiek morskopodobnych specjałów, mam ochotę spróbować! Ale na początek w formie wizyty w sushi-barze, co łatwe nie będzie, ponieważ w naszym miasteczku o takim miejscu można pomarzyć, a do najbliższego i tak daleko… Co do romantyzmu…od ok. 7 miesięcy nie wiem co to jest! Nie mamy na to czasu, ochoty, a przede wszystkim sposobności… Maluch jest na pierwszym miejscu i nie pozostawia nam sił na romantyczność. Czas to zmienić! Ale jak znajdziemy ten czas 🙂

Karolinamagda
Karolinamagda
12 lat temu

Na sushi namówił mnie mój mąż, któy jest jego wielkim wielbicielem. Jadłam trzy razy i nie mogę powiedzieć żebym piała z zachwytu. Najbardziej smakowało mi do tego śliwkowe wino Choya ( nie dam głowy uciąć za pisowanię ale czytaj czoj). Romantyczne wieczory – kilka razy do roku jak na lekarstwo – niestety mąż nie jest romnatykiem:(

Barbara Heppa-Chudy
12 lat temu
Reply to  Karolinamagda

Ja też lubię to japońskie winko – a najbardziej choya silver 🙂 Ale nie bardziej niż samo sushi 😉

Emocje 26 września 2011

Co to znaczy mieć dziecko?

Szpital, trzydniowa Klaudia w szpitalnej “mydelniczce” leciutko posapuje przez sen. Na łóżku obok sąsiadka próbuje przystawić do piersi synka, urodzony wczoraj, drze się. Ciągle się drze. Kolejny dzień to samo. Następny też. Ojciec smyka patrzy na Klaudię i mówi:

–        Kiedy nie przyjdę to ona śpi, ona nie płacze?
–        Nie płacze.
–        Nigdy?
–        No nigdy, po co ma płakać?

Patrzy na mnie jakby nie wierzył. Po chwili wzdycha:

–        Ty to masz bezobsługowe dziecko…

Tydzień później w przyszpitalnej przychodni znowu się spotykamy. Klaudia leży w gondoli, patrzy na świat oczami dwutygodniowej damy. Nie wiem ile widzi, wystarcza żeby ją zająć.

–        I co? I ona sobie tak leży i nie płacze? I w domu też?
–        Też.

Widzę, że mi nie wierzy, przecież takich dzieci nie ma!

Klaudia ma dwa miesiące, pogoda ładna, śpi w wózku. Ja z koleżanką i jej roczną córeczką bawimy się na kocu na trawie. W pewnym momencie wózek zaczyna się ruszać i koleżanka nerwowo mówi:

–        Idź do niej, będzie płakała.
–        Nie będzie.

Spokojnie się podnoszę i idę do mojej córeczki. Leży z otwartymi oczkami i oczywiście nie płacze bo i po co?

Półroczna Klaudia bawi się grzechotkami w wózku, we czwórkę ze znajomymi pijemy kawę. Mniej więcej  po kwadransie koleżanka nie wytrzymuje:

–        Ona tak długo będzie ci się bawiła i nie płakała?
–        No jak zgłodnieje to może zamiauczy.
–        Ehhh, moja nigdy taka spokojna nie była…..

Dzwoni telefon. Siostra, jej córeczka jest parę miesięcy młodsza od Klaudii.

–        Słuchaj, co robilaś jak Klaudia miała pleśniawki?
–        O Boże, a co to są pleśniawki???

Spotykamy znajomych na spacerze. Mają synka rok starszego od Klaudii.

–        To co? Ząbki idą i nie śpicie po nocach?
–        No żartujesz chyba, na górze wyszły cztery naraz, nie wiem kiedy. Śpimy jak zawsze.

Nie wierzą mi, widzę to po nich.

Wracamy ze spaceru, Klaudia ma koło roku. Spotykamy koleżankę z dwuletnią córeczką.

–        To co? Nie usnęła ci na spacerze to będziesz ją musiała ululać?
O matko, co ona do mnie mówi?
–        Co będę musiała?
–        No ululać?
–        Jak to ululać?
–        No ululać, uśpić no, no żeby spała, nie rozumiesz?
–        Nic nie będę lulać, położę do łóżeczka i uśnie, a jak nie to się będzie bawić.
–        Położysz i uśnie??? Tak po prostu??? Bez płaczu???
–        No tak…

Koleżanka, matka trójki dzieci patrzy na mnie jak na kosmitkę

–        TY NIE WIESZ CO TO ZNACZY MIEĆ DZIECKO!!!

Siedzę sobie na łóżku po turecku, tak jak lubię najbardziej. Półtoraroczna Klaudia wdrapuje się do mnie, moooocno przytula, daje pięknego buziaka i mówi:

–        Kokam bańdzo bańdzo

A potem znowu się przytula, mooooocno :))

Jakiś milion razy dziennie słyszę:

–        mamusiamamusiamamusiamamusia

Dwuletnia Klaudia przynajmniej raz na godzinę  przychodzi i mówi:

–        kochamcię:))

I że niby ja nie wiem co to znaczy mieć dziecko??? Świetnie wiem!!!

Subscribe
Powiadom o
guest

16 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Bombel
Bombel
13 lat temu

Świetny text!!!!! Czytałam z uśmiechem na twarzy!! 🙂 A na koniec się wzruszyłam!! 😛

Magda Kupis
13 lat temu

Nasz Tatuś zawsze powtarza „tylko spokój nas uratuje” i chyba ten spokój jest receptą na spokojne dziecko. U nas też płacz rzadko zagląda, chyba że źle się czuje, ale to chyba normalne. I też często słyszę: i ona się tak sama bawi? ojej, jak sobie grzecznie siedzi w wózku. Rany, ona sobie tak grzecznie siedzi na kolanach i się rozgląda. Nocy nieprzespanych nie pamiętam, najwięcej wstałam do niej dwa razy w nocy na jedzenie. Wydaje mi się, że dziecko czuje czy rodzic jest zdenerwowany, niepewny i samo na to reaguje 🙂

Sylka
Sylka
13 lat temu

Skąd ja znam te zdziwione miny i pytania, a on tak zawsze sam zasypia, bawi się, do każdego uśmiecha, nie płacze jak wstanie tylko czeka aż przyjdziesz??? Każde dziecko jest inne, ale kazda mama wie jak to jest mieć dziecko 😀

Marta
Marta
13 lat temu

Nasz ma prawie 8 miesiecy i tez nie jest taki rozbrykany, jest prawdziwym aniolkiem, bardzo zywym i wesolym dzieckiem, do kazdego sie usmiecha, od pewnego czasu przesypia cale noce, tak wiec mamy czas tylko dla siebie, nie placze duzo, a dzis rano obudzil nas placzem, ale zaraz ucichl az maz poszedl sprawdzic co sie dzieje, a on sobie siedzial w lozeczku, tulil sie do swojego misia nucil i rozmawial z nim po swojemu :). Pieszczoch z niego straszny, tuli sie i do mnie meza, jeszcze nie mowi 'kocham cie’, ale za to w jego gestach, w tym tuleniu sie, usmiechu… Czytaj więcej »

Agusiak
Agusiak
13 lat temu

Artykuł bardzo fajny. Czytając go czułam się trochę tak jakbym go sama napisała 🙂 Ostatnio świętowaliśmy Roczek synka szwagierki. Nasza czteromiesięczna córcia zaczęła troszkę marudzić, powiedziałam, że jest zmęczona więc ją położę do łóżeczka. Oni mają małe mieszkanko więc łóżeczko było w pokoju gdzie wszyscy siedzieliśmy, Zebrani tam goście czekali jak zaczniemy ją usypiać, myśleli, że może będą musieli wyjść z pokoju na jakiś czas. Ja położyłam małą w łóżeczku dałam jej pieluszkę flanelową i siadłam z resztą gości. – Ja kto tak, nie usypiacie jej? I ona Wam uśnie? – Tak, zaśnie sobie sama. Nie lubi jak się jej… Czytaj więcej »

Bombel
Bombel
13 lat temu

Te texty w stylu „To Wy nie wiecie co to znaczy mieć dziecko..” są co najmniej śmieszne.

Ja też mam grzeczne dziecko,wszystkim zawsze to powtarzam i wszyscy powtarzają to MI 🙂
I uważam że tym bardziej wiem co to znaczy mieć dziecko! 😉

Magda
Magda
13 lat temu

Ja mam 3 dzieci. Pawelek ma prawie 3 miesiace i jest taki grzeczny placze tylko na karmienie juz mi mawet całe noce przesypia. Ja bardzo czesto wst aje do syna 18 miesiecznego ale jest chory od urodzenia. Bardzo ladny artykul i ja wiem ze dzieci czuja kiedy rodzice sie denerwuja wtedy sa niespokojne.

Edyta Wilk
13 lat temu

🙂 Bezobsługowe dziecko… padłam:)))))))))))))

Anka
Anka
12 lat temu

zawsze chcialam miec dziecko teraz moj problem rozwiązuje klinika http://www.fertilitycenter-crete.gr kapitana kadra

Gosia
Gosia
11 lat temu

dosłownie jak opowieść o moim synku , też nigdy nie płakał ..

aguska798
aguska798
11 lat temu

Mam tak samo z moją Natalcią i też wszyscy mówią, że nie wiem, co to znaczy mieć dziecko, Podobno z drugim dzieckiem jest gorzej- płacze za dwoje hehe:) Pozdrawiam- mama 2 letniej Natalii:)

Joanna Pawlińska
Joanna Pawlińska
11 lat temu

Moja też była bezobsługowa, właściwie identycznie za wyjątkiem spania 🙂 zasypiała kiedy jej prąd wysiadał, ewentualnie się zagapiła i zasnęła przypadkiem. No i jedną noc przy zębach miałam zarwaną, jedną jedyną na prawie 13 lat. Dalej nie wiem co to kolka, pleśniawki i inne wynalazki. Nadal jest bezproblemowo, chociaż to już nie dziecko 🙂 Nie wiem co to są problemy z dzieckiem i mam za co dziękować Bogu. Widziałam rodziców, którzy naprawdę mają problemy z dziećmi, ciężko chorymi dziećmi. Widziałam dzieci spędzające swoje całe życie w szpitalu, wychodzące na przepustki i wiecie co? To rodzice tych dzieci często nie wiedzą… Czytaj więcej »

Katarzyna Świerczyńska

Jak byłam jeszcze w szpitalu to jako nowo upieczona i przerażona mama patrzyłam na wciąż płaczące dziecię sąsiadki i sama płakałam mężowi w rękaw że nasza taka cichutka bo PEWNIE Z NIĄ COŚ NIE TAK 🙂 🙂 🙂 nerwy były jak na postronku bo urodziła się w zamartwicy z 5 punktami, ale potem się okazało (i po półtorej roku nadal to widzę ) że jest zdrowa jak konik i jak krzyknęła to cała okolica wiedziała

Monika Pujanek
11 lat temu

piękne 🙂

Magpie
Magpie
11 lat temu

mysle, ze to, ze masz spokojne dziecko sprawia, ze i ty jestes spokojna. i tak w kolko- to i dziecie jest spokojne… i wszyscy zyja dlugo i szczesliwie. napewno wiesz, co to znaczy miec dziecko, ale nie wiesz, jak ciezko potrafi byc w niektorych momentach- i dobrze, nie wszyscy musza dostawac w kosc. wypijmy zdrowie tych, ktorzy maja lekko z dziecmi 🙂 to tez duzo zalezy od samego dziecka. a rodzice chyba czasem za bardzo chca byc idealni, albo zeby bylo idealnie. a dziecko czuje napiecie. no tak to juz jest. pozdrawiam i troche zazdroszcze! 🙂 bo u nas nerw… Czytaj więcej »

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close