Emocje 8 marca 2013

Kobietą być…

Jestem jeszcze w półśnie ale słyszę nad sobą jakiś głos…
– Mama, mama, mama…
Otwieram jedno oko i słyszę:
– Mama obudzona 🙂 – z wielkim uśmiechem na twarzy oznajmia mi Adi.
No tak w zasadzie już obudzona…

Otwieram drugie oko, spoglądam na wtuloną we mnie Niśkę – na szczęście śpi. Odsuwam się delikatnie, żeby jej nie obudzić i przytulam się do synka.
Pytam, co mu się śniło. Przymykam oczy i próbując złapać resztki snu słucham opowieści. Po chwili znudzony leżeniem postanawia pobiegać po pokoju. W międzyczasie budzi się Niśka. Adi wpada z impetem na łóżko, daje jej buziaka i idzie wziąć ubranko, oznajmiając, że będzie się ubierać.  Niśka zdążyła się już znudzić leżeniem na łóżku, więc ubieram ją szybko, żeby nie skończyło się płaczem.

W kuchni z młodą na rękach przygotowuję śniadanie i zasiadamy do jedzenia (Niśka przy piersi).  Adi ma chwilę na oglądanie bajek, młoda bawi się w huśtawce albo na kocyku a ja mogę włączyć komputer i poczytać co się dzieje na świecie. Nie trwa to długo, bo Adi znudzony oglądaniem przybiega z książeczkami w ręku, krzycząc: „Mama citać w manocie” (Mama czytać w namiocie).
Ruszam więc na wezwanie i czytamy książeczki, czasem nawet po kilka razy tę samą. Potem jest czas na lepienie z ciastoliny, rysowanie – odrysowywanie stóp i dłoni, różnymi kolorami, jedna na drugiej, obok siebie i w innych możliwych konfiguracjach, a także obrysowywanie Niśki, która leży obok i … zaczyna marudzić. Muszę coś wymyślić, żeby i ją zainteresować!

Chwila przerwy i Adi zjada drugie śniadanko. Zaczynam w tym czasie szykować obiad. Młoda śpi w chuście, więc mam wolne ręce. Kroję, siekam, nastawiam garnek z wodą, szykuję mięso, obieram ziemniaki… wszystko na raz bo w końcu drugie śniadanie nie trwa wiecznie.
Nadchodzi Adi i domaga się wyniesienia na wysokości, bo z krzesła widzi znacznie lepiej i zaczyna pomagać w gotowaniu. Po kilku chwilach walki o wszystko co tylko napotkały jego rączki na swojej drodze wychodzimy z kuchni.

Obiad „się robi”, a my w tym czasie bawimy się w coś nowego. Wyobraźnia Adiego nie zna granic, więc może to być:
– Szukanie kamienia… cokolwiek nim jest??
– Wykopywanie szczypka z piasku… (to akurat postać z bajki)
– Uciekanie przed krokodylem czającym się w błocie, którego o dziwo mamy pełno w salonie
– A nawet łowienie ryb na niewidzialną wędkę wśród bezkresnych mórz, siedząc na schodach w przedpokoju.
Nierzadko do moich zadań należy sklejanie złamanej nogi lub wydmuchiwanie piasku z oczu (nawiało go chyba z nadmorskiej plaży). W tak zwanym międzyczasie karmię młodą trzymając wędkę, walcząc z krokodylami albo wszyscy razem wygrzebujemy coś z piasku leżąc na kocyku.

Kiedy mąż wraca z pracy to on ląduje w namiocie na bezludnej wyspie i przeżywa wspaniałe przygody. Ja w tym czasie karmię Niśkę i lecę do kuchni dokończyć obiad.
Kiedy wreszcie uda mi się odnaleźć zaginionych wędrowców – jemy i ciekawi kolejnych przygód całą czwórką wyruszamy na wędrówkę po zakątkach naszego ogrodu, a potem okolicy. Gonimy autobusy, koparki i inne wielkie pojazdy. Nad kanałem karmimy łabędzie i kaczki a wracając uciekamy przed krokodylami, próbując złowić coś na kolację.

Gdy nadchodzi wieczór – dzieci idą spać – zjadamy z mężem kolację, siedzimy jeszcze chwilę razem, ale ponieważ wstaje wcześnie rano to dość szybko idzie się położyć.
Zostaję sama, ale zamiast odpocząć ogarniam trochę mieszkanie, krzątam się po kuchni.. Jestem już mocno zmęczona, ale jeszcze siadam do komputera, chwila przy maszynie lub nad albumem Adiego lub Niśki (może przed ich 18-stką będą gotowe). Sklepowe albumy nie spełniają moich wymagań co do zawartości, więc tworzę “coś” własnymi siłami korzystając z pomysłów jakich pełno w internecie, to taki raczkujący jeszcze scrapbooking.

Biorę gorący prysznic. Jest koło północy… Karmię jeszcze młodą i wskakujemy pod kołdrę do łóżka, które mąż z Adim nagrzali już trochę. Daję buziaki moim mężczyznom, potem małej księżniczce i rozmyślając nad tysiącem różnych spraw odpływam w błogi sen.

Tak mija mi większość dni z mniejszymi lub większymi zmianami.
Powiecie pewnie, że to normalny dzień przeciętnej matki.
Ja na to zapytam  gdzie w tym wszystkim podziała się kobieta? Ta która została Matką, żoną, kucharką, towarzyszem przygód, lekarką i krawcową w jednej osobie.
Po namyśle stwierdzam, że gdzieś tam jest ale uśpiona, zapomniała o sobie, bo przecież mąż…  bo przecież dzieci….

Pewnie macie podobnie, zajęte tymi wszystkimi „ważniejszymi” rzeczami nie myślicie o swoich potrzebach, pragnieniach. Choć może się mylę, może tylko ja tak mam?

Jeśli jednak macie podobnie to obiecajmy sobie, że przynajmniej 2 godziny tygodniowo poświęcicie tylko dla siebie. Zrobicie coś tylko dla własnej przyjemności. Może to być wyjście z koleżanką na kawę, wyjście do fryzjera albo chociaż poleżenie z książką w maseczce na twarzy, popijając ulubione winko (dla karmiących jak ja, lepiej piwko bezalkoholowe).

Powiedzcie czy macie czas dla siebie? Czy w codzienności wypełnionej problemami maluchów znajdujecie czas na chwilę relaksu? Na zrobienie coś tylko dla własnej przyjemności?

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Lidia Madalińska
11 lat temu

Mój czas dla siebie to leniwe nic-nie-robienie wieczorem przed kompem… choc to tez nie do końca, bo tak jak Ty, przeglądam zdjęcia do albumu…taa, ychy…może kiedyś tak jak Ty będę mogła go wziąć do rąk 🙂 czy robię inne rzeczy związane z moja N., np. szukam fajnych piosenek, których sie uczę, a następnego dnia śpiewam je jej (jakie nie po polskiemu to zdanie – wybaczcie, ale nie chce mi się go już poprawiać:)) W swojej codzienności jestem kobietą, z tymże priorytety sie zmieniły i nie zależy mi już na wielu rzeczach, na których zależało mi kiedyś, więc nie tęsknię za… Czytaj więcej »

Emocje 6 marca 2013

W krainie cienia… Wywiad z psychologiem Dorotą Gromnicką

Zostać mamą, często wyczekiwać właśnie na ten moment – jak można się smucić czy popaść w melancholię w tak doniosłych i radosnych okolicznościach?! Choć macierzyństwo i ojcostwo to życiowe role wnoszące w nasze życie światło, radość i miłość, to nowa droga życia „rodzica” nie zawsze – ba, prawie nigdy – nie jest usłana tylko różami… nawet te najpiękniejsze róże z rodzinnego ogrodu mają swoje kolce!

Czy można obronić się przed smutkiem? To pytanie kierujemy do eksperta, Doroty Gromnickiej – psychologa i autorki poradnika „Depresja. Jak pomóc sobie i bliskim”

Ciąża i okres połogu są bogate w emocje. Niestety również te negatywne – burza hormonów skutecznie rzuca nas na karuzelę nastrojów.  Czy można się obronić przed smutkiem?

Dorota Gromnicka: Smutek jest naturalną i normalną emocją człowieka, to reakcja na trudności, niepowodzenia, straty czy rozczarowania, a czasami zmęczenie.  Również w czasie ciąży i podczas połogu smutek może się pojawiać, także z powodu większej wrażliwości naszego nastroju spowodowanej zmianami hormonalnymi. Jeśli chcemy ograniczyć czas jego trwania czy częstotliwość występowania w czasie ciąży czy połogu, trzeba uważnie wsłuchiwać się w siebie, dbać o swoje dobro, nie żałować czasu na odpoczynek, zachowanie równowagi między pracą a przyjemnościami i na rozmowy z bliskimi osobami.

Baby blues – tzw. „syndrom 3-go dnia” po porodzie, spowodowany jest głównie spadkiem poziomu hormonów, jego  objawy to płaczliwość, huśtawka i obniżenie nastroju. Większość kobiet doświadcza tego zjawiska. Skoro wiemy o „baby blues”, czy można się jakoś przygotować „na zapas”?

D.G.: Dobrze, że o nim wiemy, przynajmniej aż tak bardzo nas nie zaskoczy, a to już jakaś linia obrony – świadomość. Choć zdarza się, że kobiety inaczej go sobie wyobrażają, trudno im zrozumieć swoje emocje w tym czasie i po prostu przyjąć je jako stan przejściowy. Nikt do końca nie jest w stanie przewidzieć intensywności swoich reakcji zarówno związanych ze zmianami hormonalnymi, ale także będących wynikiem mieszanki radości, zmęczenia, początkowego, normalnego zagubienia w nowej roli, dlatego trudno się całkowicie zabezpieczyć przed wystąpieniem syndromu 3-go dnia. Natomiast to, co możemy zrobić zanim pojawi się „baby blues” to oswajać się z myślą, że początki są radosne i zarazem wymagające, możemy być zmęczone i zagubione, ale to minie. Warto porozmawiać o tym z mężem, partnerem, aby on także wiedział, co się dzieje.

Depresja poporodowa jest groźnym zjawiskiem, czy można jej uniknąć?

D.G.: Depresja poporodowa jest chorobą i tak jak inne poważne choroby, trzeba ją leczyć i zająć się sobą w tym czasie w sposób szczególny. Warto zaznaczyć, że pojawia się u 10-15% kobiet. Znając swoje predyspozycje, dotychczasowy sposób reagowania można dość szybko zauważyć, że dzieje się coś niepokojącego i poprosić o pomoc i wsparcie bliskich, odciążenie z obowiązków, dowartościowanie. Dobrą profilaktyką jest zachowanie równowagi w obowiązkach, rozmowa o swoich stanach emocjonalnych, dbanie nie tylko o dziecko, ale także o siebie, więź z partnerem. Są osoby, które mogą mieć pewne predyspozycje do pojawienia się depresji, ma to zazwyczaj związek z innymi jej epizodami, które już przeżywały albo z cechami charakteru, które w powiązaniu z nową sytuacją, dodatkowymi czynnikami wyzwalającymi stres i lęk (np. choroba dziecka, nieplanowana ciąża, rozstanie z partnerem) mogą negatywnie wpływać na funkcjonowanie kobiety.

Często nie brakuje również innych trosk: kłopoty zdrowotne mamy lub dziecka, problemy z przystosowaniem się do nowej rzeczywistości, lęk przed nieznanym czy problemy chociażby z nakarmieniem. Co poradziłaby Pani przyszłym i świeżo upieczonym rodzicom, czy jest sposób jak w tym całym zamieszaniu nie „zwariować”?

D.G.: Przede wszystkim trzeba stawiać sobie realne wymagania i oczekiwania. Jesteśmy kobietami, silnymi, wrażliwymi, ale też mającymi swoje lęki, ograniczenia, potrzeby, a niektóre sytuacje mogą nas po prostu zaskoczyć. Bycie dobra matką nie oznacza bycie perfekcyjną, „Zosią Samosią”, chodzącą encyklopedią. W tym wyjątkowym czasie warto dać sobie przestrzeń na naukę nowych umiejętności, możliwość popełniania błędów, troszczyć się o każdy promyk radości płynący z więzi z dzieckiem i z bycia rodzicem. Rozmowa, wsparcie i zadbanie o siebie nawzajem pomagają w lepszej adaptacji do tego, co nowe, piękne i czasami trudne.

Jak mogę być nieszczęśliwa będąc mamą? Jaką jestem matką skoro miewam „dość” spędzania dni z moim dzieckiem, tęsknię do innych zajęć? – wiele mam doświadcza takich wyrzutów, czy słusznie?

D.G.: Kobiety bardzo często są dla siebie surowe i karzą się za to, co nie jest zgodne z ich idealną wizją bycia matką. Często oznacza ona bycie nieomylnym, zawsze wypoczętym, pełnym energii… to nie jest możliwe. Gnębienie siebie, toksyczna krytyka są bardzo szkodliwe i w niczym nie pomagają, stają się kolejnym kneblem na ustach, kolejną raną, zamiast przynosić ulgę, potęgują frustrację. Warto pamiętać, że złość, bezradność, tęsknota ubierają się w różne myśli, również w takie, że ma się wszystkiego dość. Wtedy trzeba zastanowić się czego potrzebuję, co jest dla mnie ważne i jak to pogodzić z aktualnymi obowiązkami. Musi być na to miejsce, inaczej kobieta staje się wyczerpana, a „z pustego to nawet Salomon nie naleje”.

Pani Doroto, rodzice wydają się być idealnym celem dla potworów z krainy cienia. Ich emocje i uczucia – szczególnie te trudne – negatywne, zawsze rozlewają się w całym rodzinnym kręgu. Poczucie winy za własną słabość dokłada zmartwień do często już pełnej czary. Czy mama może mieć gorszy dzień, czy też w imię dobra dzieci nie może pozwalać sobie na słabości i smutek?

D.G.: Oczywiście, nawet powinna miewać gorsze dni, bo w ten sposób daje przestrzeń sobie, jak również ważny przekaz dorastającym dzieciom, które uczą się swoich emocji i czytania uczuć innych ludzi, że to normalny stan. Natomiast ważne jest, co robi podczas gorszych dni, jak mówi o swoim smutku, czy daje się do siebie zbliżyć. Ukrywanie go aż do momentu, kiedy nie jest w stanie utrzymać uczuć na wodzy i wybucha, może przynieść dodatkowe napięcia i stres. Na słabości czy błędy najlepszym lekarstwem nie jest poczucie winy. Najlepsze lekarstwo to wzięcie odpowiedzialności, tam gdzie sprawiło się ból należy przeprosić, poszukać rozwiązań i spojrzeć na siebie w całości, nie tylko przez pryzmat błędów. Błędy i słabości są w nas wpisane, ale nie tylko one nas definiują, sprawiamy także radość, dajemy miłość, uczymy wielu rzeczy, wielokrotnie reagujemy dobrze, ciepło i z cierpliwością.

Gdy tracimy siły – pogłaskać się po głowie i wypłakać, czy też w głębi serca nakrzyczeć na siebie, postawić się do pionu?

D.G.: To czas, kiedy na pewno musztra i twarda dyscyplina przysporzą więcej kłopotów. Rozmowa z bliską osobą, wypłakanie się pomogą obniżyć napięcie, a stąd już szybsza droga do odzyskania równowagi. To czas, kiedy zamiast na siebie krzyczeć trzeba się zrozumieć. Zrozumieć, co doprowadziło mnie do takiego stanu, czego potrzebuję od siebie, bliskich i jakie zmiany są konieczne w moim postępowaniu, planowaniu, aby nie doprowadzać siebie do „jechania na rezerwie”.

„Będę idealną mamą”, czy „będę najlepszą mamą jaką potrafię być”. Czy zbyt wysoko zawieszona poprzeczka może szkodzić?

D.G.: Zbyt wysoka poprzeczka nie pomaga nam być dobrymi, ale sfrustrowanymi i niezadowolonymi, bo każdy skacząc za wysoko spada, a to boli. Warto mieć oczekiwania wobec siebie, wymagania, stawiać sobie cele, zastanawiać się nad swoimi zachowaniami, po to by się rozwijać, rozumieć, dobrze funkcjonować, na pewno nie po to, by się musztrować i gnębić. Bycie rodzicem nie jest egzaminem, jest procesem, wiele się w nim może wydarzyć, wiele można poprawić, niektóre rzeczy przychodzą z czasem i są nie do końca zależne od nas. 

Nie zapominajmy o sobie, o swoich ludzkich słabościach i o naszych bliskich – gotowych podać nam pomocną dłoń. Serdecznie dziękuję Pani Dorocie za rozmowę, a wszystkim rodzicom życzę samych radości z macierzyństwa i ojcostwa!

Z  Dorotą Gromnicką rozmawiała Hanna Szczygieł

Dorota Gromnicka – psycholog i doświadczona psychoterapeutka. Studiowała na UKSW w Warszawie, Uniwersytecie La Sapienza w Rzymie oraz Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Ukończyła Szkołę psychoterapii w podejściu integracyjnym. Prowadzi psychoterapię indywidualną oraz grupową w Warszawskim Ośrodku Psychoterapii i Rozwoju „Strefa Zmiany”

Przeczytaj recenzję książki „Depresja. Jak pomóc sobie i bliskim”

 

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Iza Kasparek
11 lat temu

od grudnia 2011r chodzę na terapie. walczę o siebie, swoje zdrowie, życie i choć odrobinę szczęścia… jeśli czujecie że coś dzieje sie nie tak z Wami czy waszymi znajomymi szukajcie pomocy bo WARTO 😉

milena
milena
11 lat temu

ja jestem osoba, która wszystkie złe emocje tłumi w sobie, nie pokazuje bliskim że jest mi źle, coś mnie gnębi. Nie umiem choć nie raz sobie obiecałam że to zmienię ponieważ rzutuje to na moje zdrowie. Ostatnio tych negatywnych emocji jest bardzo dużo a mimo to nie myślę o sobie tylko o bliskich jak oni sobie z tymi emocjami poradzą. Jednak niejednokrotnie myślałam o spotkaniu z psychologiem nigdy nie zrobiłam pierwszego kroku. moim zdaniem w szpitalach powinna byc oferowana pomoc psychologa.Ostatnio jak leżałam na ginekologii obok mnie leżała kobieta która dowiedziała się że dziecko które nosi pod sercem nie zyje.… Czytaj więcej »

Guest
Guest
11 lat temu

ja moze depresjii poporodowej niemialam ale 2miesiace po porodzie odszedl od nas „tata” poniewaz chcial byc wolnym..zostalam sama z dala od ojczyzny bez rodziny i pezyjaciol..ciezko bylo i niepowiem ze nieodczulam tego na zdrowiu psychicznym…. byl pewiem czas kiedy myslalam ze on chce do nas wrocic..wrocil..na miesiac.Zaszlam w kolejna nieplanowana ciaze i teraz jestem sama z roczna corcia i dzidzia w brzuchu.Stan psychiczny….na wyczerpaniu:-(

Mama Bloguje 5 marca 2013

[Wpis konkursowy] Mama z pomysłem

Wiele mam w Polsce zajmuje się prowadzeniem blogów i z roku na rok przybywa blogujących matek. Ideą konkursu jest  promowanie blogów pisanych przez mamy oraz uhonorowanie i nagrodzenie autorki najciekawszego wpisu.

Oto praca konkursowa jednej z mam blogerek.

Autorka: Beata – Mama z pomysłem
Blog: Mama z pomysłem

W roli mamy nie chciałam być od zawsze. Wyszłam za mąż, o dzieciach nie myślałam. Każde święta odbywały się pod znakiem życzeń – „… no i żebyście się dzieciaczka w końcu doczekali”, już nawet mnie to nie denerwowało, z uśmiechem dziękowaliśmy, a życie toczyło się rytmem bezdzietnego małżeństwa. Praca nie pochłaniała nas bez reszty, aczkolwiek sporo czasu jej poświęcaliśmy, prowadziliśmy aktywny towarzysko tryb życia, planowaliśmy wakacje, spotkania, standard.

Nadszedł czas kiedy coś się zmieniło, nagle poczułam, że może by tak… wątpliwości miałam pełno, mąż chciał, lecz też ostrożnie. Pomysł zawisł bez ruchu na jakiś czas, a my wróciliśmy do rzeczywistości. Jednak nie dawało nam to spokoju. Jak co roku zaplanowaliśmy wakacje nad Bałtykiem, pojechaliśmy i wtedy zadecydowaliśmy, że już czas. W sumie staraliśmy się 4 miesiące, a ja musiałam już mieć dziecko, musiałam tu i teraz, bo instynkt szalał. Co miesiąc test i co miesiąc nic. Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, bladziutka druga kreska i szaleństwo, radość. Jak już pierwsze emocje opadły, stanęłam przy oknie… – co teraz ? Zapytałam nie oczekując właściwie żadnej odpowiedzi. Mąż tylko mnie przytulił, uśmiechnął się i powiedział – wiesz, że poradzimy sobie.

W roli mamy pół roku po urodzeniu mojej córeczki czuję się jakbym od zawsze była powołana do bycia mamą. Serce mi pęka, kiedy ona płacze, uśmiech sam się pojawia kiedy ona się śmieje. Odkryłam w sobie nieznane mi dotąd pokłady miłości, których nie mogę, nie umiem opisać.

W roli mamy, czyli kocham wysokie krawężniki i nierówne chodniki. Cóż, jak nie mam wpływu na otaczający mnie świat, muszę go zaakceptować i wszelkie przeszkody dla wózków przestały być dla mnie problemem, cieszę się, że mogę być mamą. Mąż się cieszy, że jest tatą, oszalał na punkcie córeczki, stanowimy bardzo szczęśliwą rodzinę.

„… i pociechy z córci” takie życzenia teraz otrzymujemy

Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zagłosuj na niego! Głosować możesz klikając “Lubię to” lub “Google +” pod wpisem.

Weź udział w konkursie
Przeczytaj pozostałe prace biorące udział w konkursie

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Joanna
Joanna
11 lat temu

dziękuję za te refleksje, wiele wspólnego i jakoś miło mi się zrobiło na sercu, gdy czytałam Pani słowa.. szczególnie te o odkrywaniu w sobie pokładów, które do momentu zostania mamą były jak gdyby ukryte, pozdrawiam 🙂

Beata - Mama z pomysłem
Beata - Mama z pomysłem
11 lat temu

Bardzo dziękuję za tak miły komentarz. To miłe i bardzo mnie cieszy. Pozdrawiam serdecznie 🙂

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close