Na zakupach 14 listopada 2019

Mam dobrze zabezpieczony telefon. Bez obaw daję go dziecku

Zawsze się dziwiłam, jakim cudem rodzice małych dzieci bez obaw dają im do ręki telefony. Małe dziecko równie dobrze może bawić się atrapą albo czymkolwiek, a telefon jednak trochę kosztuje. Kiedyś ośmieliłam się zapytać o ten fenomen i usłyszałam: „Mam dobrze zabezpieczony telefon. Bez obaw daję go dziecku”. Przyznam, że dało mi to do myślenia.

Jak zabezpieczyć telefon – czym się różni szkło od folii

Teoretycznie nie mamy problemu z odpowiedzią na tak postawione pytanie, jednak w przypadku ochrony na ekran telefonu jakby tracimy pewność siebie. Nie wchodząc w szczegóły: zarówno folia, jak i szkło ochronne chronią przed zarysowaniami, ale tylko dobrej jakości szkło zapobiega stłuczeniu ekranu. O ile z zarysowanym ekranem da się żyć, chociaż trudno uznać taki telefon za estetyczny, to stłuczony ekran łączy się z kosztowną naprawą lub jeszcze kosztowniejszą wymianą telefonu na nowy.

Miałam w życiu już kilka telefonów i kilka różnych folii ochronnych. Każda dobrze spełniła swoje zadanie, niemniej jednak nie uważam tego rozwiązania za idealne. Niewiele trzeba, żeby folia się odkleiła, wystarczy, że pod krawędź dostanie się powietrze i pozamiatane. Właśnie szykuję się do wymiany kolejnej. 

Szkło hartowane doskonale chroni ekran, co sprawdza się w przypadku słabo skoordynowanych ruchów dziecka, ale ma minus, który dla mamy może być znaczący: z czasem może wyszczerbiać się na krawędziach i gubić ostre kawałki. Dlatego, jeśli dajemy telefon do ręki małemu dziecku, powinniśmy pomyśleć o szkle, które nie pęka. 

Szkło NeoGlass od firmy 3mk (chyba każdy słyszał o tym producencie szkieł i folii ochronnych), które właśnie wchodzi na rynek, będzie prawdziwą rewolucją w dziedzinie ochrony wyświetlacza telefonu przed uszkodzeniem. To pierwsze na rynku szkło, które nie pęka. Wzmacnia ekran o 350%, dokładnie pokrywa cały wyświetlacz, jest niezauważalne, nie utrudnia obsługi telefonu (dotyk działa bez zarzutu).

Produkt posiada certyfikaty PZH oraz RoHS. Atest Państwowego Zakładu Higieny jest gwarancją, że produkt jest bezpieczny dla ludzi i dla środowiska. Warto też podkreślić, że uzyskanie certyfikatu PZH jest całkowicie dobrowolne — jego brak nie świadczy o złej jakości produktu, ale jest i druga strona medalu — jego obecność jest dowodem, że producent naprawdę starał się wprowadzić na rynek produkt w pełni bezpieczny i nie bał się poddać go testom.

Certyfikat RoHS jest gwarancją, że produkt spełnia europejskie normy w zakresie zawartości metali ciężkich (ołów, kadm, rtęć, chrom), bromowanych opóźniaczy spalania, oraz związków chemicznych z rodziny ftalanów, które mają wpływ między innymi na przejrzystość i giętkość plastiku. Otrzymanie certyfikatu poprzedzone jest badaniami produktów w wyspecjalizowanych laboratoriach. 

Jak zabezpieczyć telefon – etui

Moje dziecko ma bardzo grubą gumę na telefon. Między innymi tę, bo w ogóle ma ich kilka. Nie nazwę tego etui, bo to by była przesada. Boki mają szerokość około centymetra, grubość tej gumy to kilka milimetrów. No gruba jest i bardzo elastyczna. Nawet gdyby telefon upadł z dużej wysokości ekranem do dołu, to sam ekran powinien przeżyć, bo nie dotknie ziemi czy podłogi. Nie wiem, jak wnętrze telefonu, ale myślę, że ta guma dałaby radę zamortyzować wstrząs. Jednak mnie takie rozwiązanie nie przekonuje. Ani to ładne (moje dziecko twierdzi co innego, ale to jeszcze dziecko 😛 ), ani lekkie, a i nie wszędzie da się zmieścić. Do kieszeni na pewno nie wejdzie. Z drugiej strony nie mam złudzeń, etui, którego sama używam, chroni jedynie przed zarysowaniami na obudowie. I tu faktycznie daje radę. Telefon ma ponad rok i nie jest porysowany. Jednak takie cienkie i wykonane z dość podrzędnego materiału etui trudno uznać za zabezpieczenie przed działaniem małego człowieka. Tu zresztą liczy się nie tyle grubość, co materiał i jakość wykonania. Akurat moje etui jest dość luźne i łatwo je zdjąć. 

Ferya Case od firmy 3mk to rozwiązanie idealne właśnie dla mam. Oferowane w dwóch wersjach Clear Case i Armor Case gwarantuje bezpieczeństwo urządzenia przy upadku odpowiednio ze 125 i 175 centymetrów. Dalej maluch raczej nie dorzuci. Jest dość ciasne i dziecku trudno będzie je zdjąć. Case w obu wersjach posiadają certyfikaty PZH oraz RoHS.

case ferya

I co zaskakujące (przynajmniej dla mnie, bo spodziewałam się gigantycznych kosztów), cena takowego case nie odbiega od cen zwykłych etui. Swojego modelu możecie poszukać tutaj. Duży wybór wzorów i kolorów może zawrócić w głowie, ale też gwarantuje, że każdy znajdzie coś w swoim guście. Nowoczesne wzornictwo wychodzi naprzeciw potrzebom mam, ale nie skupia się na jednym stylu. Oprócz typowo nowoczesnych propozycji grafik można znaleźć też coś z klasyki, np. kwiaty. Minimalistom pozostaje wybrać bezbarwne etui, bo takie też są w ofercie. 

Jak zabezpieczyć telefon – smycz

Moda na smycze przeminęła, ale ja jakoś nie mogę się odzwyczaić. Używam smyczy od wielu lat i jeśli nie mam jej przyczepionej do etui wyraźnie czegoś mi brak. Różnica jest tylko taka, że teraz mam króciutką smycz, kiedyś była moda na długie. Tego samego nauczyłam też dziecko i trzeba przyznać, że kilka razy uratowało nam to może nie życie, ale sprzęty na pewno. Najbardziej jaskrawy przykład, jaki pamiętam, dotyczył akurat aparatu fotograficznego, ale i tak go podam: gdyby dziecko nie przełożyło smyczy od aparatu przez rękę, ten trafiłby prosto w świeżo zmiksowane ciasto.

Jakiś czas temu przelała się fala kradzieży w komunikacji, wyrywano telefony z rąk i wysiadano, zanim okradziony zareagował, pojazd jechał dalej. Telefonu ze smyczą nikt raczej z ręki nie wyrwie, to nie takie proste. A przecież nie chodzi o to, żeby się szarpać, tylko zadziałać szybko. Dlatego smycz mam i polecam. Może niemodne, ale dobre rozwiązanie. Dając telefon małemu dziecku, można go przypiąć na smyczy do wózka. Nawet jak dziecko upuści, telefon daleko nie poleci.

Telefon dla nastolatka

To mit, że nastolatki są uważniejsze. Mają lepiej wykształcone zdolności manualne, co niestety nie przekłada się na bezpieczeństwo przedmiotów w ich dłoniach. Dlatego telefon nastolatka powinien być zabezpieczony tak samo dobrze, a może nawet jeszcze lepiej, niż telefon matki, która pozwala bawić się nim dziecku.

 

Tekst powstał we współpracy z marką 3mk. 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
W przedszkolu 12 listopada 2019

Dziecko na dwór!

Do napisania dzisiejszego artykułu zainspirowała mnie koleżanka, która pracuje w szkolnej świetlicy.
– Wciąż zgłaszają się do mnie rodzice, którzy są zaniepokojeni tym, że ich dzieci po lekcjach wychodzą z nami na dwór– powiedziała mi ostatnio.

Słońca nie ma, wieje wiatr, a dzieci na podwórku!? Czy to jest rzeczywiście powód do niepokoju?

Kiedyś nikt nie musiał przekonywać dorosłych, żeby dzieci mogły bawić się na dworze, a samodzielność i poznawanie w ten sposób świata, było czymś zupełnie naturalnym. Co się więc stało, że rodzic jest spokojniejszy, jak jego latorośl SIEDZI w domowym, przedszkolnym czy szkolnym zaciszu, zamiast biegać na podwórku? A w przebywaniu na dworze widzi tylko zbrudzone ubrania, ryzyko zachorowania, niebezpieczeństwo i nieodpowiedzialność dorosłych?

W krajach nordyckich dzieci w przedszkolach i szkołach przebywają na powietrzu dwie godzinny dziennie bez względu na pogodę, która na tej szerokości geograficznej wcale ich nie rozpieszcza. Skandynawskie dzieci spędzają czas na dworze aktywnie – same wymyślają zabawy, wspinają się, skaczą, taplają w kałużach, bawią się w błocie. Także w Szkocji zabawa na świeżym powietrzu jest „fundamentalnym prawem” każdego dziecka, a w USA powstała inicjatywa “Take a child outside” czyli “Zabierz dziecko na dwór”.

Jestem pewna, że w Polsce wielu rodziców też wie, że ruch na świeżym powietrzu niesie za sobą mnóstwo korzyści. Sprawia, że dzieci są szczęśliwe!

Jeśli należysz jednak do grupy rodziców, którzy nie są do tego przekonani, spróbuję przedstawić przykłady związków przyczynowo-skutkowych, dlaczego aktywność na powietrzu jest ważna dla dziecka?

  1. Dzieci bawiąc się na dworze, są odważne i ciekawe świata. Podwórko to najlepsze miejsce do samodzielnie zainicjowanej zabawy – to wtedy maluchy najwięcej się uczą, rozwijają swoją wyobraźnię i kreatywność. Dzieci trenują twórcze myślenie i ćwiczą rozwiązywanie problemów.
  2. Na dworze każdy, także mały człowiek czuje się lepiej — odpręża się i jest bardziej odporny na stres.
  3. Zajęcia szkolne spędzone w ławkach pochłaniają tak dużo czasu, że dla dobra rozwoju dziecka konieczna jest aktywność fizyczna. Ponadto pobyt na świeżym powietrzu pozwala rozładować negatywne emocje.
  4. Zabawa na zewnątrz poprawia sprawność ruchową. Dziecko doskonali swoje umiejętności motoryczne i manualne: bieganie, przeskakiwanie, podskakiwanie, rzucanie, chwytanie, wspinanie się…
  1. Podczas swobodnej zabawy w grupie rówieśników ćwiczą swoje umiejętności społeczne.
  2. Mózg dziecka przebywającego na dworze jest lepiej dotleniony.
  3. Słońce jest najważniejszym źródłem witaminy D.
  4. Ruch na dworze zapobiega otyłości.
  5. Regularne przebywanie na świeżym powietrzu w różnych warunkach atmosferycznych wzmacnia odporność organizmu.
  6. Regularna aktywność na dworze sprawia, że dziecko będzie rzadziej chorować na infekcje górnych dróg oddechowych.
  7. Pozwalając dzieciom się ubrudzić, sprawiamy, że ich układ immunologiczny uczy się rozpoznawać i walczyć z chorobotwórczymi drobnoustrojami.
  8. Zabawa na zewnątrz zwiększa poczucie szczęścia – dotlenienie organizmu ma związek z podnoszeniem się poziomu serotoniny.
  9. Dzieci nadpobudliwe wykazują wyższy poziom skupienia na zadaniach, jeśli dużo bawią się na dworze.

 

Prawdę mówiąc, można by tak długo wymieniać – zdaję sobie sprawę, że nie wyczerpałam tematu. Zależało mi, by pokazać, na jak wiele sfer życia dziecka, korzystnie wpływa pobyt na dworze.

Jeśli Twoja latorośl chodzi do przedszkola i szkoły, w której pedagodzy o tym wiedzą, to należy się z tego cieszyć i to doceniać. Jednocześnie pamiętać, żeby ubierać dziecko odpowiednio do aury, w myśl powiedzenia „Nie ma złej pogody … są tylko złe ubrania”.

Pamiętaj, że to przegrzanie osłabia odporność Twojego dziecka. Pozwólmy też dziecku decydować, czy jest mu zimno, czy za ciepło. 

Mocno wierzę, że przemyślisz sprawę i docenisz ruch Twojego dziecka na świeżym powietrzu, jako coś atrakcyjnego, pozytywnego i wartościowego. A Twój maluch, mając do wyboru spędzenie czasu przed jakimkolwiek ekranem, bez zastanowienia wybierze nieskrępowaną zabawę na dworze.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Gry planszowe i nie tylko 12 listopada 2019

Gry planszowe i karciane – hity pod choinkę

Gry planszowe i karciane to prezent pod choinkę (i nie tylko!), który sprawdzi się u każdego. Ich przewaga nad innymi zabawkami czy przedmiotami jest taka, że grę można dopasować do wieku, zainteresowań, a nawet indywidualnych potrzeb graczy. Taka rozrywka i pomysł na wspólnie spędzony czas sprawdzi się w każdym momencie, bez względu na porę dnia czy pogodę. 

Autorzy oraz ilustratorzy planszówek i karcianek wielokrotnie stanęli na wysokości zadania, i dzięki nim możemy wybierać w grach, które zachwycają wyglądem lub pomysłem na wciągającą rozgrywkę. A ponieważ propozycji jest pod dostatkiem, żeby ułatwić Wam wybór, wraz z wydawnictwem Egmont postanowiłyśmy sprawdzić, które z nich mają największą szansę zdobyć serca i umysły szerokiego grona graczy. 

Przyjrzałyśmy się więc grom karcianym i planszowym o różnych walorach, wyglądzie i zasadach, ale o tym samym celu – dostarczenia znakomitej rozrywki. Zobaczcie, co szczególnie wpadło nam w oko, i co, bez chwili zawahania, wskazujemy jako doskonały prezent pod choinkę (pod poduszkę, na zajączka i w każdy inny dzień roku także 🙂 ). 

Dodatkowo mamy dla Was wszystkich zniżkowy kod promocyjny 40% na wszystkie gry planszowe i karciane na stronie https://egmont.pl/gry-planszowe

Wystarczy, że w koszyku wpiszecie kod: wrolimam, a ceny gier obniżą się o czterdzieści procent !!!!

Zapraszamy!

Gry karciane – Luxtorpeda i Luxtorpeda odjazd

Szybka i nieskomplikowana karcianka. W wersji podstawowej mogą grać nawet przedszkolaki. Producent deklaruje, że gra jest od lat pięciu do stu pięciu.

Luxtorpeda i Luxtorpeda odjazd zawierają po dwie talie kart – podstawowe i dodatkowe. W każdym zestawie jest siedem kategorii. Do każdej kategorii przypisano 7 kart.

Celem gry jest zapamiętanie i szybkie wskazanie, która karta kryje się pod konkretną kategorią. Kto pierwszy, ten lepszy.

Na stole rozkładamy siedem kart (na początek) kategorii, pod nimi siedem kart, po jednej z każdej kategorii. (zdjęcie) Teraz mamy czas na zapamiętanie kart. Warto nazwy mówić na głos, to naprawdę pomaga.

Odwracamy karty koszulkami do góry (zdjęcie) i rozpoczynamy grę. Ze stosu kart ciągniemy po jednej, sprawdzamy, do której kategorii należy (kolor tła bardzo ułatwia rozpoznanie) i mówimy, jaka karta aktualnie jest przypisana do tej kategorii. Jeśli dobrze zapamiętaliśmy, zdobywamy punkt.

Luxtorpeda odjazd jest rozwinięciem Luxtorpedy, ale może też być traktowana jako samodzielna gra. Zasady są te same. Tylko kategorie jakby trudniejsze, ale i ciekawsze. Tu trenuje się nie tylko pamięć i refleks, ale też przyswaja całkiem niezłą porcję wiedzy (mamusiu, to Polacy też latali w kosmos?) z historii, kultury polskiej, językoznawstwa, obyczajów, przyrody itp.

Nasza pierwsza rozgrywka to była podstawowa talia i siedem prostych kategorii. Plan jest taki, żeby co jakiś czas dokładać kolejną, aż obie gry (Luxtorpeda i Luxtorpeda odjazd) połączą się, a na stole zagości 28 kategorii jednocześnie. To będzie wyzwanie!

Pierwsza rozgrywka zajęła nam około kwadransa. Przygotowanie gry to kwestia dosłownie minuty. Fajny sposób na szybki relaks między pracą i odrabianiem lekcji. Dajemy piątkę z plusem i idziemy grać.  

 

Gra planszowa – Park dinozaurów 

Park dinozaurów jest prostą i szybką, kooperacyjną grą dla młodszych graczy – z jej zasadami poradzi sobie nawet rezolutny trzylatek. 

Gracze mają na celu bezpieczne sprowadzenie dinozaurów do schronu, by przetrwały uderzenie meteorytu. Aby tego dokonać, próbujemy okrążyć planszę przy pomocy figurek dinozaurów, przesuwanych po rzucie kostki. 

Na początek każdą z figurek ustawiamy na wskazanych miejscach w narożnikach planszy, a na odpowiednim miejscu kładziemy kuleczkę – meteor. W centrum planszy rozkładamy krążki zawierające symbole umieszczone na trasie przemarszu dinozaurów. 

Każdy gracz po jednorazowym rzucie kostką przesuwa wybrany pionek, a następnie odkrywa pojedynczy żeton z centrum planszy. Jeśli wylosowany symbol odpowiada polu na którym się zatrzymał, obywa się bez przykrych konsekwencji. Natomiast jeśli symbole są różne, meteor niebezpiecznie przesuwa się o jedno pole do przodu, w kierunku katastrofy. Ta zabawa ma w sobie wiele z memo, ponieważ warto zapamiętać, gdzie znajdują się krążki z danymi symbolami – wylosowanie odpowiedniego pozwala zatrzymać w miejscu meteor. Proste? Proste i bardzo przyjemne. A jeśli wersja podstawowa się Wam ogra, można obrócić planszę (jest dwustronna) na drugą stronę, która przedstawia trudniejszą trasę, lub też dołożyć do krążków z symbolami, krążki z głowami tyranozaurów (od 1 do 8 – w zależności od stopnia trudności). Wylosowanie krążka z wizerunkiem tego gada skutkuje stałym zablokowaniem jednego pola – tu już nikt nie stanie swoim dinozaurem, więc ruch może być w danej kolejce niemożliwy, a meteor przesuwa się o pole bliżej do katastrofy. 

Dopracowany wygląd gry oraz proste zasady, to nie jedyne zalety tej planszówki. Jej największym jej plusem jest to, że tu się nie rywalizuje, ale współpracuje, co nie jest zbyt często spoty uczy zasad współpracy, planowania, przewidywania konsekwencji oraz logicznego myślenia. Nie wspominając już o tym, że czas podczas gry płynie nadzwyczaj szybko, czemu towarzyszy dobry humor i dopingowanie przy ruchu każdego gracza aż do samego końca. A o to przecież chodzi we wspólnych rozgrywkach, prawda?

Gra planszowa – Ryzyk Fizyk

Ryzyk Fizyk to gra, która przeniesie Was świat quizów i podobno (na prawdę!) to jedna z najlepszych imprezowych gier na świecie. Przeznaczona jest dla osób od 10 roku życia, a jedynym ograniczeniem jest Wasza wiedza.

Do dyspozycji mamy ponad 250 pytań z najróżniejszych dziedzin, więc każdy może okazać się ekspertem w tej grze. Bo czy wiecie ile jest okien w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie? Ile kilogramów waży Wonder Woman? Kiedy zakończono produkcję Fiata 126p? Ile godzin przesypiają koty? Na czym zatem polega ta gra?

Gracze otrzymują mazaki suchościeralne, karton w wybranym kolorze oraz dwa żetony, które wyglądają jak z prawdziwego kasyna. Na stole, podłodze uczestnicy rozkładają zielone sukno, które oddaje wrażenie stołu w kasynie. Jeden z graczy czyta pytanie, a zadaniem pozostałych jest zapisanie na swoich kartonikach właściwej odpowiedzi. Trzeba się spieszyć, bo czas płynie szybko. Odmierza go bowiem dołączona do zestawu klepsydra. Gdy wszyscy umieszczą swoje odpowiedzi na materiale, czas je odwrócić, ułożyć w kolejności od najmniejszej do największej liczby. Teraz czas na obstawianie zakładów. Można zaryzykować i postawić na odpowiedź innego gracza. Trafne obstawianie wyników, dobre szacowanie to podstawa wygranej w tej grze.

Proste zasady tej gry to gwarant udanej zabawy, przy której uśmiech nie będzie schodził Wam z twarzy. Mimo, że gra jest dla dzieci od dziesiątego roku życia, to nasz ośmiolatek i pięciolatka proszą nas codziennie byśmy w nią zagrali. Mają w tym ogromną frajdę, choć na większość pytań nie znają odpowiedzi. Czasem się zdarzy, że oszacują wynik lepiej od nas. Wtedy się dopiero zaczyna zabawa i nieustanny śmiech. 

Serdecznie polecam grę Ryzyk Fizyk wszystkim. Jest to świetna planszówka, w którą z powodzeniem można zagrać w cztery czy więcej osób. W większym gronie można łączyć się w grupy. Ta gra to dobra zabawa, wiele radości i śmiechu oraz gwarantuje, że rozrusza Wasze szare komórki i rozgrzeje je do białości.

Gra planszowa – Nogi stonogi

Jeśli chcecie wprowadzić w świat gier najmłodsze dzieci i szukacie na początek czegoś prostego, to z pewnością do gustu przypadną Wam “Nogi stonogi”. 

Gra ma banalne zasady, a dzięki temu krótką i łatwą do zrozumienia instrukcję.  Poza tym nieskomplikowane reguły pozwalają na udział w zabawie nawet kilkulatkom – na opakowaniu jest informacja, że gra przeznaczona jest dla dzieci od czwartego roku życia, ale moim zdaniem śmiało można zwerbować do rozgrywki również trzylatki. Co prawda trzeba im trochę podpowiadać jaki ruch lepiej wykonać oraz pomóc liczyć nogi stonogi, ale to w niczym nie przeszkadza.

Przebieg gry jest ekspresowy i zajmuje przeciętnie około dziesięciu minut, co jest niewątpliwą zaletą szczególnie dla zapracowanych rodziców, którzy nie mają zbyt wiele czasu wolnego w ciągu dnia lub dla dzieci, które potrafią szybko się znudzić.

Nogi stonogi oprócz dobrej zabawy, gwarantują również element edukacyjny dla najmłodszych uczestników, bowiem mogą przysłużyć się do nauki kolorów oraz prostego liczenia, a także analizowania i podejmowania nieskomplikowanych, aczkolwiek istotnych dla rozgrywki, decyzji.  

Gra przeznaczona jest maksymalnie dla czterech osób i jej celem jest zebranie jak najwięcej butów dla swojej stonogi. Aby to zrobić wszyscy uczestnicy na początku muszą wybrać sobie jedną płytkę z głową stonogi i położyć ją przed sobą. Następnie każdy w swojej kolejce rzuca czterema kostkami, próbując zdobyć jedną płytkę z butami, czyli wylosować na kostkach tyle butów w tym samym kolorze, ile znajduje się na płytce, którą chcemy zabrać i dołączyć do naszej stonogi.

Podczas jednej kolejki gracz może wykonać maksymalnie trzy rzuty. Po każdym może (ale nie musi) odłożyć  dowolne kostki na bok (nie trzeba kulać wszystkimi) i ponownie rzucić pozostałymi. W kolejnym rzucie (nie przekraczając trzech dozwolonych) może znowu wziąć te kostki, które wcześniej odłożył, jeśli uzna, że tak będzie dla niego lepiej.

Warto odkładać na bok kostki, w których wypadły gwiazdki, ponieważ one są jokerami i zastępują nam dowolny kolor buta.

Należy pamiętać, że podczas jednej kolejki gracz może wziąć tylko jedną płytkę z butami. Jeśli rzuty kostkami umożliwiają mu wzięcie więcej kartoników, musi zdecydować, który wybiera.

Gra toczy się tak długo, aż zostaną wykorzystane wszystkie kartoniki z butami stonóg. Wygrywa oczywiście ta osoba, której stonoga ma dołączonych najwięcej butów. W przypadku remisu zwycięża ten, któremu udało się zebrać najwięcej butów w tym samym kolorze.

Nogi stonogi posiadają też drugi wariant dla starszych dzieci, który pozwala na to, by gracz mógł zabrać płytkę z butami od innej osoby. Wolno jednak wziąć tylko tę płytkę, która znajduje się na końcu stonogi przeciwnika i jedynie wtedy, gdy uda nam się wyrzucić kostkami dokładnie tyle butów i w takim kolorze, jak na płytce, którą chcemy przygarnąć. 

 

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Egmont

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close